sobota, 21 grudnia 2013

Rozdział 5


Billy skończył opowiadać plemienne legendy. Każdą z nich znałem już na pamięć, ale zawsze mnie fascynowały. Tata opowiadał mi je w dzieciństwie jako bajki na dobranoc. Wtedy w nie jeszcze nie wierzyłem. Nawet nie wiedziałem, że istnieje takie coś jak zmiennokształtni, aż tu pewnego dnia - BUM! I zostałem wilkiem. Wtedy tak naprawdę je zrozumiałem. Uwierzyłem w nie. Od tamtej pory nie uważałem, że to tylko bajki, ale moja historia. Historia mojego plemienia. Takie ogniska ze sforą były organizowane praktycznie co tydzień. Miło jest się móc rozerwać  i zapomnieć o kłopotach codziennego świata. Jednak dziś było inaczej. Nikt tak naprawdę się nie śmiał, nie bawił. Na prośbę Belli, każdy próbował zachowywać się tak jak wcześniej, ale nikt do końca nie potrafił się wyluzować. Zazwyczaj gdy Billy kończył opowiadać, wszyscy zaczynali się bawić, a dziś po prostu patrzeli przed siebie i cicho rozmawiali. Bella była nadzwyczaj cicha i spokojna.
- Kochanie, co się dzieje? - Spytałem, podnosząc jej głowę z moich kolan. Dopiero wtedy zobaczyłem, że śpi. Wstałem i wziąłem ją na ręce.
- Pójdę z tobą. - Emily jak zawsze była chętna do pomocy. Uśmiechnąłem się do niej i ruszyłem w stronę domku Billy' ego, a kiedyś także mojego. Weszliśmy do środka i położyłem moją ukochaną na łóżku.
- Zrobię nam herbaty, okej?
- Zrób. - Powiedziałem, przykrywając Belle kocem i ściągając jej buty. Pocałowałem ją w czoło i poszedłem do kuchni. Emilly siedziała przy stole. Usiadłem na przeciwko niej.
- Jak ona to znosi?
- Jak to znosi? Na początku myślałem, że się załamie, a ona zeszła na dół i zaczęła mi gadać, że musi znaleźć pracę, omówić z tobą ślub, wszystko zorganizować i w ogóle. Udaje silną, a tak naprawdę jest załamana. Boi się, że spotka go gdzieś na ulicy. Płacze gdy tylko zostaje sama. Jest zmęczona...
- Tak mi przykro.  A ty jak to znosisz?
- Ja? Nie mogę patrzeć na jej cierpienie i staram robić wszystko, żeby o tym nie myślała. Najchętniej zabiłbym pijawkę, ale nie mogę.
- Bella już tyle przez niego wycierpiała. Pamiętam jak pierwszy raz przyprowadziłeś ją do La Push. Nikomu oprócz ciebie nie ufała.
- Nawet teraz nie jest osobą, która obdarzyłaby nas pełnym zaufaniem.
- Właśnie. Jake, ona tylko dzięki tobie jest taka jaka jest. Pomogłeś jej wtedy i wierzę w to, że pomożesz jej i teraz.
- Wszyscy jej pomożemy.
- Tak. Wszyscy jej pomożemy. - Powiedziała, stawiając herbatę na stole.
- Nie rozmawiajmy już o tym - powiedziałem, bo czułem, że łzy napływają mi do oczu. - Kiedy Natalie została wilkiem?
- Dziś rano. To było takie niespodziewane.
- Tak. Przemiany zawsze są niespodziewane. Wystarczy, że osoba z wilczymi genami znajdzie się w pobliżu wampira. Te pijawki zawsze wszystko psują. Jak ona to znosi?
- Jest trochę zagubiona. Nie chce się przeprowadzać, ale rozumie, że to teraz konieczność.
-  Gdzie będzie teraz mieszkała?
- Z Leah i Sethem.
- No tak. A co słychać u ciebie i Sama?
- U nas? Wszystko dobrze. Za tydzień jest pierwsza rocznica naszego ślubu.
- Oo. To tak szybko mięło, że nawet się nie zorientowałem. Planujecie coś specjalnego?
- Nie. Chcemy spędzić ten dzień tylko we dwoje. A wy kiedy planujecie się pobrać?
- Bella chce żeby nasz ślub był w lipcu.
- W lipcu? Szybko. Zdążycie wszystko przygotować?
- Bella mówiła, że jeśli Leah i ty jej pomożecie, to damy radę.
- Ja chętnie. Leah na pewno też. Pamiętam nasze przygotowania do ślubu. To istny koszmar. Sam stres.
- Pocieszyłaś mnie.
- Cieszę się. Wiesz, zabiorę jutro Belle i dziewczyny do sklepów. Trzeba kupić sukienki. Bella zapomni o tym wszystkim.
- Tak. To dobry pomysł. Jej teraz jest potrzebne ciągłe zajęcie. Nie może siedzieć sama i się zadręczać myślami. - Powiedziałem, odstawiając pustą szklankę do zlewu.
- Wiesz, zostanę już tutaj. Chcę być przy niej, w razie gdyby się obudziła.
- Okej. Ja wracam do Sama. Trzymaj się Jake.
- Dzięki. Leć już bo Sam się stęskni. Na razie. - Zamknąłem za nią drzwi i poszedłem do mojego pokoju. Bella spała. Uśmiechała się słodko. Jak dobrze widzieć na jej twarzy uśmiech. Okryłem ją szczelnie kocem i położyłem się obok. Bella zaczęła coś mamrotać. Nie zrozumiałem co, ale to nic nowego. Bella zawsze mamrocze przez sen. Po chwili roześmiała się w głos. Myślałem, że się obudziła, ale ona śmiała się przez sen. - Dobrze, że chociaż gdy śpi jest szczęśliwa. - Pomyślałem. Pocałowałem ją w policzek i zasnąłem.

Biegłem przez las. Zmieniony w wilka. Słyszałem, że ktoś mnie goni, ale wiedziałem, że nie grozi mi niebezpieczeństwo. Obejrzałem się do tyłu żeby zobaczyć czy tajemniczy ktoś mnie dogania. Wtedy zorientowałem się, że to Paul mnie goni. Zaśmiałem się i przyśpieszyłem. Drugi wilk też przyśpieszył. Gdy byliśmy nad klifem, dogonił mnie. Zaczęliśmy tarzać się po ziemi i walczyć. Dla zabawy. Nagle straciłem grunt pod nogami, a właściwie łapami i spadałem w dół. Lecąc, przemieniłem się z powrotem w człowieka. Gdy dotknąłem wody, aż zachłysnąłem się powietrzem. Była strasznie zimna.
I nagle poczułem, że walnąłem o coś głową i usłyszałem śmiech. Zdezorientowany otworzyłem oczy. To Bella siedziała na łóżku i dosłownie zwijała się ze śmiechu. Tak. Bella siedziała na łóżku, a ja leżałem na podłodze.
- Ty ... Hahaha! - Nie mogła dokończyć, ponieważ nie pozwalał jej śmiech.
- Śmiej się, śmiej. - Powiedziałem. Wstałem, trzymając się za głowę. Dopiero teraz zauważyłem, że jestem cały mokry. Łóżko także było mokre.
- Co się stało?
- Strasznie się wierciłeś i nie mogłam cię obudzić, więc poszłam do salonu. Była tam Rachel z Paulem. Spytali się dlaczego nie śpię, więc się poskarżyłam. Tak przy okazji. Przez ciebie będę miała siniaka. Tak się wierciłeś. Wracając do tematu, Paul nabrał do miski zimnej wody i oblał cię nią. Spadłeś z łóżka. Hahaha! - Bella nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
- Paul!! Już nie żyjesz! - Krzyknąłem zdenerwowany, na co Bella i Rachel, która weszła do pokoju, wybuchły jeszcze głośniejszym śmiechem. Usłyszałem trzask drzwi. Rzuciłem się w pościg. Z impetem wbiegliśmy do lasu, zmieniając się w wilki. Teraz to Paul uciekał, a ja go goniłem. Tak jak w moim śnie dobiegliśmy na klif, ale tym razem to Paul wpadł do wody. Stałem na górze i z zadowoleniem patrzałem jak Paul leciał w dół. Gdy zniknął pod wodą, zaśmiałem się i wróciłem do domu. Dziewczyny jadły śniadanie.
Gdy mnie zobaczyły, zaczęły się śmiać.
- Jesteście wredne. Bello, mogłaś go powstrzymać.
- Masz rację. Mogłam, ale nie chciałam. - Powiedziała, pokazując mi język jak mała dziewczyna.
- Pamiętaj, że jeszcze się zemszczę.
- Mam się bać?
- Powinnaś. Jacob zawsze wymyślał straszne zemsty. Paul na pewno już jest mokry.
- Przez " przypadek " spadł z klifu. - Powiedziałem, śmiejąc się chytrze w stronę Belli. Mina jej zrzedła.
- Kochanie, wiesz jak bardzo cię kocham.
- Tak?- Zapytałem idąc w jej stronę. Poderwała się z krzesła i schowała się za Rachel.
- Tak. Zrobię wszystko co będziesz chciał. Proszę!
- Wszystko? - Zapytałem, a ta pokiwała głową, chowając się za moją siostrą.
- No to chodź tu do mnie.
- Wszystko, oprócz tego.
- I tak cię złapie! - krzyknąłem i ruszyłem w jej stronę, a Bella krzyknęła i zaczęła uciekać. Wybiegła z domu i schowała się za samochodem. Myślała, że jej nie widzę, więc podszedłem cicho i wziąłem ją na ręce. Zaczęła się wyrywać i krzyczeć.
- Jacob! Proszę! Co ty chcesz zrobić?! Nie! Rachel! Pomóż!
- Przepraszam, ale nie chce narażać się na zemstę Jake' a! - Krzyknęła dosłownie zwijając się ze śmiechu.
- Jake, co ty chcesz mi zrobić? Przecież mnie kochasz... ! - Bella cały cas próbowała się wyrwać, a mnie już bolał brzuch od śmiechu.
- Pogadamy o tym w domu. - Powiedziałem, wsadzając ją do samochodu i przypinając pasem.
- I nawet mi się stąd nie ruszaj. Pójdę po nasze rzeczy. - Powiedziałem i zamknąłem drzwi od samochodu.

Bella

Siedziałam w samochodzie i czekałam na Jacoba. Czły czas próbowałam wymyślić coś żeby mi odpuścił. Przecież mnie kocham. Musi mi odpuścić.
- Już wróciłeś, kochanie? - Spytałem słodkim głosem, gdy wsiadł do samochodu. Uśmiechnęłam się najśliczniej jak umiałam, a ten tylko zaśmiał się i pokręcił głową.
- Nie odpuszczę ci tej pobudki, kochanie. - Powiedział, naśladując mój głos.
- Jakoś inaczej dzisiaj wyglądasz. Wyprzystojniałeś przez tę noc. - Spróbowałam z drugiej strony, ale to też nie zadziałało. Jacob tylko się roześmiał i przyśpieszył. Wiedział, że nie lubię szybkiej jazdy. Gdy tylko podjechaliśmy pod dom wysiadłam z samochodu i pobiegłam do domu. Niestety zapomniałam, że to Jake ma klucz. Zaklęłam cicho i czekałam aż otworzy drzwi.
- Proszę bardzo. - Powiedział otwierając drzwi i wpuszczając mnie do środka. Spokojnie weszłam do środka, zdjęłam buty i pobiegłam na górę. Zamknęłam się w sypialni.
- Nie wyjdę dopóki mi nie odpuścisz! - Krzyknęłam, siadając na łóżku. Usłyszałam jak Jacob się śmieje. Podeszłam do okna i otworzyłam je żeby przewietrzyć pokój.
- Co mówiłaś? - Zapytał Jake, otwierając drzwi.
- Jak ty to zrobiłeś?! Przecież nie masz klucza.
- Ale mam twoją spinkę. - Odpowiedział, podnosząc rękę do góry i pokazując mi spinkę. Zaczęłam szukać drogi do ucieczki, a on po prostu wszedł do łazienki i odkręcił wodę. Stałam zdezorientowana. Będzie brał kąpiel?
Myślałam, że będzie mnie gilgotał czy robił jakieś inne straszne rzeczy żeby się zemścić, a tu nic. Z wahaniem weszłam do łazienki. Wanna była już prawie pełna, a Jake stał przy lustrze.
- Co robisz?
- Czekam aż wanna będzie pełna.
- Będziesz brał kąpiel?
- Tak jakby. - Odpowiedział mi, zakręcając wodę.
- Ach... Tak jakby. - Powiedziałam i zaczęłam się wycofywać. Już zrozumiałam po co była ta woda. Niestety za późno, bo Jake zdążył mnie złapać. Próbowałam się wyrwać, ale to nic nie dawało.
- Jacob! Proszę! Nie! - Nic nie pomogło. Już po chwili byłam cała mokra. Woda była lodowata.
- Mogłeś chociaż nalać ciepłej wody! - Krzyknęłam, odgarniając włosy z twarzy. Jacob śmiał się w najlepsze. Wyjął z kieszeni telefon i zrobił mi zdjęcie.
- Uśmiechnij się! - Ledwo wykrztusił dwa słowa. Śmiał się tak głośno. Uśmiechnęłam się słodko i ochlapałam Jacoba wodą. Zrobiłam to z taką siłą, że był cały mokry.
- Tak chcesz się bawić? Dobrze. - Powiedział i wylał do wody cały szampon o truskawkowym zapachu. Momentalnie zrobiło się pełno piany. Nabrałam jej w ręce i dmuchnęłam w stronę Jacoba. Całą twarz miał  w pianie. Zaczęłam się śmiać.
- Pomóż mi wyjść. - Poprosiłam Jake' a, gdy trochę się uspokoiłam.
- Sama sobie radź. - Powiedział i pokazał mi język. Jak dziecko. Westchnęłam i zaczęłam wychodzić z wanny. Niestety pośliznęłam się i upadłam do wody, rozchlapując ją i pianę. Gdy się podniosłam byłam cała w pianie. Jacob już prawie leżał na podłodze. Śmiał się, trzymając się za brzuch. Gdy spojrzałam w lustro, sama zaczęłam się śmiać. Byłam cała biała, a posklejane od piany włosy zakryły mi twarz. Jacob zaczął robić mi zdjęcia, a ja spłukałam wodą pianę z włosów.
- Chodź. - Powiedział Jake, wyjmując mnie z wanny.
- Wiesz, zachowujemy się jak dzieci. - Powiedziałam, przytulając się do niego.
- Jesteś moim najwspanialszym dzieckiem, Bello. Kocham cię. - Powiedział i zaczął mnie całować. Oderwaliśmy się od siebie dopiero gdy zabrakło nam tchu.
- Musimy tu posprzątać.
- Zdążymy. - Powiedział i znowu zaczął mnie całować. Nagle straciłam czucie w nogach i upadliśmy na podłogę. Jacob zaśmiał się i dalej mnie całował. Przejechał ustami po mojej żuchwie, musną moje usta, ale nie pocałował ich tylko zaczął jeździć nosem po mojej szyi. Delikatne dreszcze przechodziły przez moje ciało. Jego gorąca skóra, wręcz parzyły moją.
- Przepraszam, że przeszkadzamy, ale chyba nie słyszeliście pukania. - W drzwiach stały Rachel, Emily i Leah. Oderwaliśmy się od siebie i wstaliśmy z podłogi. Czułam, że robię się cała czerwona. Spojrzałam na Jacoba. Uśmiechał się od ucha do ucha.
- Przepraszamy. Wygłupialiśmy się. - Wytłumaczył nas.
- Taaak. Bello miałam nadzieję, że pojedziesz z nami na zakupy. W końcu trzeba kupić sukienki na ślub i inne potrzebne rzeczy.
- Och. Oczywiście. Musicie dać mi chwilę.
- Dobrze. Poczekamy w salonie. - Powiedziała Leah i wyszła z łazienki. Dziewczyny poszły za nią. Odwróciłam się w stronę Jacoba, a ten rzucił mi ręcznik i zaczął się śmiać.
- Przestań. To nie jest śmieszne tylko żenujące. - Powiedziałam, ale po chwili sama zaczęłam się śmiać.
- Śmiejesz się.
- Wcale, że nie. - Próbowałam zamaskować śmiech kaszleniem, ale słabo mi wychodziło.
- Przyznaj, że to było śmieszne.
- No może trochę. Dzięki za ręcznik. - Odpowiedziałam i zaczęłam się wycierać.
- Posprzątam tu. - Powiedział Jacob, wycierając wodę z podłogi.
- Okej. Ja idę się szykować.


                                                                  *

- Już możemy jechać. Przepraszam, że tak długo czekałyście.
- Nic się nie stało. Ślicznie wyglądasz Bello.
- Dziękuję. W też ślicznie wyglądacie.
- Zgaduję, że Jacob się zemścił? - Zapytała Rachel.
- Tak.
- Tak myślałam. Cały Jake.- Zaśmiała się Rachel.
- My chyba nie jesteśmy w temacie. - Powiedziała Leah, wsiadając do samochodu. Jechałyśmy jej autem.
- Zaraz ci wszystko opowiem. - Powiedziała Rachel i zaczęła opowiadać. I tak minęła nam drga. Naśmiałyśmy się aż rozbolały nas brzuchy. Później zaczęłyśmy omawiać ślub i poprosiłam dziewczyny żeby zostały moimi druhnami. Zgodziły się z wielkim entuzjazmem co bardzo mnie ucieszyło.
- Jesteśmy na miejscu. - Powiedziała Leah, gdy zatrzymałyśmy się pod największym i najlepszym centrum handlowym w Port Angeles. Gdy wysiadłyśmy przyjrzałam się dziewczynom. Wszystkie miały na sobie coś beżowego, a do tego identyczne torebki. Leah miała płaskie, wygodne balerinki, Emily botki, a Rachel pantofle na obcasie.
- Ale się dobrałyście. Każda ma coś beżowego i takie same torebki. Swoją drogą też mam taką w domu.
- Tak. Chłopacy ze sfory właśnie tak kupują prezenty. Każdy taki sam. - Powiedziała Emily i zaczęła się śmiać. Ja także się zaśmiałam.
- Czasami wydaje mi się, że mam małe dziecko, a nie dorosłego faceta. - Powiedziała Rachel, gdy szłyśmy w stronę sklepów.
- Wszyscy z watahy zachowują się jak dzieci. - Powiedziała Emily.
- Jaki sklep pierwszy? - Zapytała Leah, gdy przekroczyliśmy próg sklepu.
- No jak to jaki? Trzeba wybrać suknie ślubną dla Belli i dla druhen.
- To może sklep WeddingDressLife*
- Ale...
- Ty dzisiaj nie masz nic do gadania. Chyba, że będzie chodziło o suknie. - Przerwała mi Emily. Wzruszyłam ramionami i weszłam do sklepu.Wszędzie było biało. Tyle pięknych sukni, że w głowie się kręci.
- Wow! - Krzyknęła Rachel.
- Tak. Wow. - Powiedziałam stając na środku sklepu i rozglądając się.
- W czym mogę pomóc? - Podeszła do nas niska, uśmiechnięta dziewczyna.
- Nasza przyjaciółka traci wolność. - Powiedziała Leah, wypychając mnie do przodu. Dziewczyna uśmiechnęła się i powiedziała:
- Wolność? Ja bym tak nie powiedziała. Ja bym raczej powiedziała, że zaczyna nowe, lepsze życie. Jakie suknie panią interesują?
- Właściwie to się jeszcze nie zastanawiałam nad suknią. Jestem otwarta na propozycje. 
- Patrząc na pani posturę proponowałabym coś w stylu "Princessa". Jest pani szczupła i wysoka. - Powiedziała, pokazując nam pierwszą suknię. Była piękna.  Miała długą, rozszerzaną spódnicę i ślicznie ozdobiony,dopasowany gorset.
- Chce pani przymierzyć?
- Tak. Jest śliczna.
- Dobrze. Myślała pani może o całej ceremonii? Będzie wystawna czy raczej skromna?
- Na pewno nie będzie bardzo huczna. Raczej taka zwykła. Rozumie pani?
- Nie za skromna i nie za huczna. Rozumiem. W takim razie proponuje też tak zwaną "syrenkę". - Powiedziała, pokazując suknie. Była śliczna, ale raczej nie w moim typie.
- Po minie sądzę, że się nie podoba.
- Raczej nie w moim typie.
- Rozumiem, ale radziłabym przymierzyć. Tak dla porównania.
- Okej. Przymierzyć mogę. Jeszcze jakieś propozycje?
- Oczywiście. Cały salon. Niech panie się rozejrzą, a ja zaniosę te suknie do przymierzalni. - Powiedziała i ruszyła w stronę przymierzalni.
- Za dużo tu tego. - Pożaliłam się dziewczynom.
- Tak. Wybór masz ogromny. Pamiętaj, że nie musisz już dziś jej kupić. Wiem jak to jest. Sama kilka razy jeździłam do sklepów, szukałam, aż w końcu znalazłam tę jedyną. - Powiedziała Emily, przytulając mnie.
- Od razu wiedziałaś, że to ta suknia?
- Jak tylko zobaczyłam się w lustrze, wiedziałam, że to w niej pójdę do ołtarza. To się czuje.
- Okej. No to szukamy mojej sukni. Do dzieła. - Powiedziałam i zaczęłyśmy przeglądać suknie. Spodobały mi się jeszcze trzy bufiaste sukienki, które jak poprzednie trafiły do przymierzalni.  Zaczęłam je przymierzać. Jedna po drugiej. W każdej mi coś nie pasowało. Dopiero gdy założyłam ostatnią i zobaczyłam się w lustrze, zaniemówiłam.
- Wow. - Powiedziały dziewczyny.
- Ta jest idealna. - Powiedziała Emily, a Rachel i Leah pokiwały głowami na znak, że się z nią zgadzają.
- Jest śliczna. - Powiedziałam, przeglądając się w lustrze. Gdy dziewczyna, która tu pracowała przyniosła do niej welon, buty i biżuterię, zakochałam się w swoim odbiciu. Łzy napłynęły mi do oczu. Wyglądałam tak ślicznie. Ta suknia była taka śliczna. Emily miała rację. Ja po prostu czułam, że to ta jedyna. Gdybym mogła, już bym jej nie ściągała.
- Płaczesz? - Zapytała Leah.
- Nie. To tylko jedna łza. Zakochałam się w tej sukni.
- Bello, wyglądasz cudownie. To jest suknia stworzona tylko dla ciebie.
- Zgadzam się z pani przyjaciółkami. To jest ta jedyna. Widzę jak pani na nią patrzy.
- Nie chcę żadnej innej.
- Czyli kupujemy? - Zapytała Rachel.
- Tak. Kupujemy. - Myślałam, że głos mi zadrży, ale wypowiedziałam to z taką pewnością w głosie, że sama się zdziwiłam.
- Musi ją pani teraz zdjąć.
- Niee... Nie chcę.
- Bello, mamy jeszcze tyle rzeczy do kupienia i załatwienia. Ładnie ściągnij suknie.
- No dobrze. - Powiedziałam z grymasem na twarzy. Dziewczyny zaczęły się śmiać. Poszłam do przebieralni, ubrałam się w swoje ciuchy i wróciłam do dziewczyn.
- Teraz suknie dla was? - Zapytałam dziewczyn.
- No oczywiście, że tak. W sumie my już wiemy jakie chcemy suknie. Wybrałyśmy, gdy ty mierzyłaś swoje.
- Tak. Już czekają żebyśmy je przymierzyły.- Powiedziała Leah i pociągnęła dziewczyny w stronę przymierzalni, a ja usiadłam wygodnie na białej sofie, która stała na środku salonu. Rozejrzałam się w około. Było tu tyle sukni ślubnych i dla druhen, zaproszeń na ślub, obrączek i wiele innych dodatków. To wszystko musiałam załatwić. Dobrze, że miałam przy sobie dziewczyny. To takie nierealne. Kilka dni temu Jacob mi się oświadczył, później dowiedziałam się, że Edward zamieszkał w Forks, przeszłam chwilowe załamanie, ale teraz jest już lepiej. Dzisiaj siedzę w tym salonie i niczym się nie martwię. Może powinnam? Inne panny młode na pewno myślałyby o całym przyjęci, zamartwiały się wszystkim dookoła. Ja nie byłam typową panną młodą. Oczywiście chciałam żeby mój ślub był absolutnie doskonały, ale miałam już dość zmartwień, żeby  dokładać sobie następne. Do ślubu podchodzę spokojnie.
- I jak wyglądamy? - zapytała Leah, kiedy wyszły z przymierzalni. Miały na sobie długie, prześliczne suknie w kolorze pudrowym. Przy każdy ich ruchu falowały jak na wietrze, a na jednym z ramion był pas kwiatów co wyglądało naprawdę uroczo, Wyglądały cudownie.
- Ślicznie. Nie powiem, macie niezły gust. Te sukienki doskonale do was pasują.
- To wspaniale! - Krzyknęła podekscytowana Rachel. Okręciła się wokół własnej osi, śmiejąc się.
- Bierzemy! - Krzyknęła Emily do dziewczyny, która stała za kasą. Uśmiechnęła się do nich i pokiwała głową. Dziewczyny pobiegły do przymierzalni żeby się przebrać, a ja zaczęłam przeglądać zaproszenia ślubne. Jedno spodobało mi się najbardziej. Na pierwszej stronie pięknymi literami był napis " zaproszenie ", a pod napisem były dwa białe gołębie, trzymające w dziobach granatową wstążkę na której wisiały obrączki, a w środku był śmieszny wierszyk i miejsce do wypełnienia. Wzięłam je do ręki i poszłam do kasy. Dziewczyny już tam były. Zapłaciłyśmy za wszystko i z rękami  pełnymi toreb wyszliśmy ze sklepu. Nie powiem, cena, którą usłyszałyśmy była ogromna.
- Może pójdziemy gdzie na ciastko i kawę? - Zapytałam dziewczyn. Zgodziły się i już po chwili siedziałyśmy przy stoliku zajadając pyszne, czekoladowe ciasteczka i popijając kawę.
- Myślisz, że sto zaproszeń ci wystarczy?- Zapytała Emily.
- Zaprosimy tylko najbliższą rodzinę i przyjaciół. Myślę, że będzie ich nawet za dużo, ale przezorny zawsze ubezpieczony.
- Jeśli chcecie zdążyć do lipca, musisz już wszystko planować, Bello. Iść do pastora, załatwić sale i inne sprawy. - Poradziła mi Emily.
- Wiem tylko jakoś nie mogę sobie tego wszystkiego wyobrazić. Nawet nie zastanawiałam się czy wynajmę po prostu namiot i zrobimy przyjęcie na świeżym powietrzu czy wynajmiemy salę. Muszę porozmawiać z Jacobem. Skąd wiesz, że chcę żeby ślub był w lipcu?
- Jake mi powiedział. - Odpowiedziała, uśmiechając się.
- Wydaje mi się, że do lipca wszystko przygotujemy. To jest mój ulubiony miesiąc.
- A czym się tak wyróżnia, że jest ulubiony? - Zapytała Leah.
- W lipcu przeprowadziłam się do Forks, poznałam Jacoba i odmieniło się moje całe życie...
- Rozumiem. Tworzycie z Jacobem wspaniałą parę.
- Tak. Wiesz, myślę, że ty wkrótce także znajdziesz swoją drugą połówkę.
- Bello, nie jestem co do tego pewna.
- Na pewno tak  będzie. Zobaczysz, wspomnisz moje słowa, a tymczasem musimy się zbierać. Muszę jeszcze załatwić kilka innych spraw. Jestem też zmęczona.
- Dobrze. Zbieramy się. Ja zapłacę. - Powiedziała Emily, idąc w stronę baru, żeby zapłacić, a ja z dziewczynami zabrałyśmy swoje rzeczy i wyszłyśmy na zewnątrz. Gdy Emily do nas dołączyła, poszłyśmy do auta i wróciłyśmy do domu. Leah podwiozła mnie pod sam dom. Pożegnałam się z dziewczynami i weszłam do domu.

- Jacob! Wróciłam! - Krzyknęłam, ściągając buty. Weszłam do salonu i położyłam się na sofie.
- Stęskniłem się za tobą! - Krzyknął Jake, zbiegając po schodach. Usiadł koło mnie i przytulił mnie.
- Jak było na zakupach?
- Okej. Tego było mi trzeba. Kupiłam zaproszenia na ślub. Są w torebce.
- Zaproszenia? Wiesz ilu będzie gości? - Zapytał, wyciągając zaproszenia.
- Nie, ale kupiłam sto sztuk. Wiesz, że trzeba wszystko zacząć przygotowywać.
- Wiem, wiem, ale jakoś nie mam do tego głowy. Zaproszenia są śliczne, kochanie.
- Cieszę się, że ci się podobają.
- Kupiłaś coś jeszcze?
- Tak. Znalazłam swoją suknię. Wiem, że żadna inna by mi się nie spodobała. Dziewczyny też kupiły sukienki. Poprosiłam je, żeby zostały moimi druhnami.
- Jakbym cię tak mocno poprosił, pokazałabyś mi suknię?
- Jak bardzo?
- Bardzo, bardzo, bardzo! - Wykrzyczał i pocałował mnie. Zaśmiałam się i cmoknęłam go w nos.
- Ach... Postarałeś się, ale to jest nie możliwe. Emily wzięła ją do siebie, żebyś czasem niczego nie podejrzał.
- No trudno. Będę miał niespodziankę. - Powiedział to takim smutnym głosem, że zrobiło mi się go szkoda. Do tego ten grymas niezadowolenia na jego twarzy.
- Kocham cię, Jake. Bardzo... - Powiedziała, siadając mu na kolana.
- Ja ciebie bardziej, kochanie. Jak się dzisiaj czujesz?
- Lepiej. Muszę się czymś zajmować, żeby o nim nie myśleć. Nie mogę zostać sama bo czuję, że wtedy zaczęłabym rozdrapywać stare rany. Mam nadzieję, że nic się nie zmieni przez to, że Edward wrócił. Musi być wszystko po staremu. - Z każdym słowem, mówiłam coraz głośniej i szybciej. Mimo, że miałam co robić, on cały czas był gdzieś w mojej głowie.
- Spokojnie. Bello wszystko będzie dobrze. Jesteś dzielną dziewczynką.
- Mówisz do mnie jakbym była dzieckiem.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też, Jake.
- Wiem. Hym... To co będziemy teraz robili?
- Oj uwierz, że mamy dużo roboty.
- Niech zgadnę. Chodzi o ślub?
- Tak. Musimy zrobić listę gości, żeby zamówić salę czy namiot. Nie wiem co wolisz.
- Namiot. Zawsze chciałem mieć ślub na świeżym powietrzu. 
- Też wolę zrobić przyjęcie pod namiotem. Więc tak. Musimy zrobić listę gości, zamówić namiot, ustalić konkretny dzień, pójść do pastora, wysłać zaproszenia, kupić obrączki i inne potrzebne rzeczy.
- I to wszystko dzisiaj?
- Z tobą to jak z dzieckiem. Naprawdę. Dzisiaj zróbmy chociaż listę gości i ustalmy konkretny termin.
- No okej. Na pewno chłopaki ze sfory z dziewczynami, tata, twoi rodzice z Philem.
- Tak. I jeszcze moi przyjaciele z Phoenix. Ci najbliżsi. Ciotki i wujkowie...
-  Zaprosimy też Natalie.
- Oczywiście. I członków z twojej rodziny. Twoją ukochaną ciocię.
- Ciocię Elisabeth? Ta baba mnie przeraża.
- Haha... Nigdy nie zapomnę jak na ciebie nakrzyczała za to, że chodzisz rozebrany, gdy na dworze jest tak zimno. Hahaha... - Zaczęłam się śmiać. Ta sytuacja naprawdę była zabawna. Ona nie wiedziała, że Jake jest zmiennokształtnym i nie jest czuły na zmiany temperatury.
- Tak. Ja też nigdy tego nie zapomnę.
- Dobrze, ale skupmy się. Podaj mi kartkę i długopis to zrobimy szczegółową listę.
- Już podaję, kochanie. - Powiedział, sięgając notes i długopis. Zaczęliśmy sporządzać listę. Zajęło to nam trzy godziny, ale przynajmniej mieliśmy to z głowy. Razem wyszło nam osiemdziesiąt osób. Teraz przynajmniej wiedziałam jak to wszystko zorganizować.
- A myślałeś może nad konkretną datą?
- Tak. Dokładnie pierwszego lipca przyjechałaś do Forks, a dwudziestego piątego zaufałaś mi na tyle żeby zostać moją przyjaciółką. Ten dzień byłby idealny. Taka rocznica. Wiesz o co mi chodzi?
- Wiem i myślę, że ta data będzie idealna. Mam tylko nadzieję, że wszystko pójdzie po naszej myśli i nikt nam nie przeszkodzi.
- Masz na myśli Edwarda?
- Tak.
- Bello, on tylko wprowadził się do Forks, a nie do naszego życia. Być może nawet cię nie pamięta, a nawet jeśli, to wiedz, że zrobię wszystko żebyś nie odczuła jego obecności. Na pewno nie wpłynie na nasz związek, a tym bardziej na ślub. Jeśli tylko mnie kochasz i ufasz mi, wszystko będzie dobrze. Kocham cię. Pamiętaj. - Powiedział, przytulając mnie. Po tych słowach poczułam się lepiej. Wiedziałam, że Jacob zawsze będzie przy mnie, że mogę mu ufać i planować wspólną przyszłość razem z nim.
- Z całą pewnością ci ufam. Kocham cię, Jake. Masz racje. Miłość jest najważniejsza. Tylko miłość...

_____________________________________________________________________
*WeddingDressLife* - Nazwa sklepu wymyślona do opowiadania...
Nie wiem czy rozdział jest dobry czy nie... To ocenicie wy. Moim zdaniem jest taki zwykły. Nic specjalnego.
Hym... Mogę wam obiecać, że niedługo będzie trochę akcji. Tylko skończę te całe przygotowania do ślubu... ( nie lubię tego opisywać i chcę mieć to już za sobą )
Przepraszam, że tak długo czekałyście, ale cały czas wprowadzałam jakieś poprawki, coś mi nie pasowało... Mam nadzieję, że było warto czekać. ;D 
Nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział, ale nie prędko. Muszę załatwić kilka ważnych spraw, ale obiecuję, że wkrótce dodam zakładkę - Bohaterzy - Jak pewnie zauważyliście, Bella, czy nawet Jacob nie są tacy sami jak w książkach Stephenie Meyer ... 
Marnie będą w tym roku święta :( Tak bez śniegu i w ogóle... . To nic. Ja z całego serca życzę wszystkim, którzy to czytają wesołych, radosnych i białych świąt Bożego Narodzenia i szczęśliwego Nowego Roku!!!

środa, 4 grudnia 2013

Rozdział 4

Obudziłam się z ostrym bólem głowy. Czułam, że moje oczy są spuchnięte od płaczu, a nos zapchany. Ostrożnie usiadłam na łóżku, a w mojej głowie i tak zaczęło wirować.
- Jacob?- Szepnęłam cicho.  Potrzebowałam jego wsparcia, jego bliskości.
- Jak się czujesz, kochanie? - Zapytał Jacob, przytulając mnie. Wtuliłam się w niego jak mała małpka, biorąc głębszy oddech.
- A jak się mam czuć? Jestem załamana, zdenerwowana, zrozpaczona... Czy to dzieje się naprawdę? On wrócił?
- Nawet nie masz pojęcia jak bardzo chciałbym powiedzieć, że to był tylko zły sen, ale nie mogę.
- Dlaczego akurat teraz, kiedy wszystko zaczęło się już układać? Mieliśmy żyć spokojnie, wziąć ślub i w ogóle miało być tak pięknie, a tu ... - głos mi się załamał. - Co będzie jak go gdzieś spotkam? Nie dam sobie rady. Codziennie będę wspominać to co on mi zrobił. Ja sobie nie dam rady Jake! Co ja mam zrobić?!
- Spokojnie, Bello! Dasz sobie radę! Ja ci pomogę. Pamiętaj, że obiecałaś mi, że nie zrobisz sobie nic głupiego... Słyszysz?! Zawsze będę przy tobie. Kocham cię! - Powiedział, a w zasadzie wykrzyczał Jacob. Usadził mnie sobie na kolanach i zaczął kołysać jak małe dziecko, a ja zalewałam się łzami. Wszystko zaczęło do mnie wracać, a ja tak bardzo nie chciałam tego pamiętać. Co będzie jak spotkam go gdzieś na mieście? Czy mnie rozpozna?
Na pewno nie. Kto by pamiętał żałosną byłą, która nie była dość wystarczająca... ? Edward stał się wampirem. Jak to się w ogóle stało? Gdyby nadal był człowiekiem, nigdy bym go nie spotkała, a teraz mieszka w tym samym mieście. Forks jest tak małe, że nie da się tu nikogo minąć. Prędzej czy później i tak go spotkam. Słone łzy spływały strumieniami po moich policzkach, a z piersi wydobywał się głośny szloch.
- Nie płacz już, Bello. Proszę. Wszystko będzie dobrze. Nie myśl już o tym. Kocham Cię. Słyszysz? - Ciągnął swój monolog Jake, wycierając mi łzy  z policzka.
- Słyszę. - Powiedziałam słabym głosem. I wtedy usłyszałam pukanie do drzwi. Spojrzałam pytająco na Jacoba.
- To pewnie twoja mama.
- Powiedziałeś jej?! - Krzyknęłam, słabym, zachrypnięty głosem.
- Tak. Pomogła mi jak zemdlałaś.
- No to teraz się zacznie. Wpuść ją. - Powiedziałam i wytarłam nos w rękaw. Jacob wstał i otworzył drzwi sypialni. Mama wbiegła do środka i zaczęła swój monolog.
- O Boże! Kochanie jak się czujesz? Nie mogę w to uwierzyć. Trzymasz się jakoś?! Może czegoś potrzebujesz? Jak ci pomóc?
- Spokoju. Muszę sobie wszystko przemyśleć.
- Ale ty teraz...
- Teraz wyjdź mamo! - Przerwałam jej. Renee spuściła głowę i wyszła. Zrobiło mi się troch głupio. Nie powinnam na nią krzyczeć, ale poniosły mnie emocje. Później ją przeproszę.
- Ja też mam iść?
- Tak. Nie obraź się Jacob, ale chcę być sama.
- Rozumiem. - Powiedział i wyszedł, a ja zaczęłam płakać. Znowu.
*Jacob*
Zamknąłem drzwi i usiadłem pod nimi. Słyszałem, że Bella znowu zaczęła płakać. Nawet nie zorientowałem się kiedy i z moich oczu popłynęły łzy. Nie mogę znieść cierpienia Belli. Teraz, gdy wszystko miało być tak pięknie, pojawił się ten dupek. Bella tyle przeszła, jest taka delikatna i tak łatwo zatracić jej zaufanie. Muszę ją chronić i wspierać. Nie może tam siedzieć sama i załamana. Wstałem z podłogi i otarłem łzy. Nie mogę pokazać Belli, że jestem słaby. Złapałem za klamkę i już miałem ją otworzyć, ale gdy usłyszałem huk, zrezygnowałem. Ciekawie czym Bella rzuciła. Musiało to być coś ciężkiego i szklanego, bo hałas był okropny. Zrezygnowany zszedłem do salonu. Usiadłem na przeciwko Renee i Phila, chowając twarz w dłonie.
- Co to było? - Zapytał Phil. Przytulał, płaczącą Renee i pocieszał ją.
- Bella chyba coś rozbiła. Jest z nią źle. Bardzo źle. - Powiedziałem cicho. Przez następne dwadzieścia minut, nikt się nie odzywał. To Phil odezwał się pierwszy.
- Pamiętam ją, gdy przeprowadzała się do Forks. Była wtedy wrakiem człowieka. To dzięki tobie, odzyskała swoje życie, a teraz wszystko powróciło.
- Musisz jej pomóc Jake. Nie pozwól żeby znów upadła na dno. Proszę! Nie dam rady ponownie patrzeć jak się załamuje. Jacob! - Renee była zrozpaczona. Zresztą jak my wszyscy. Zamrugałem kilkakrotnie żeby powstrzymać łzy. Muszę być silny. Dla Belli.
- Nie pozwolę, żeby ten gnojek po raz kolejny zniszczył jej życie. Nie teraz! - Krzyknąłem, wstając z kanapy.
- Co chcesz zrobić?
- Zabiję pijawkę! - Walnąłem pięścią w ścianę i udałem się do wyjścia.
- Jacob nie rób tego!
- A co mam zrobić Renee?!
- Nie wiem, ale nie rób tego...
- Mama ma rację. Nie możesz złamać paktu.
- Bella! - Krzyknąłem i podbiegłem do niej. Oczy miała spuchnięte, a nos zaczerwieniony.
- Jak się czujesz córeczko?
- Bywało lepiej. - Powiedziała i poszła do salonu. Spojrzeliśmy po sobie i ruszyliśmy za nią. Usiadłem koło niej, przytulając ją i całując w policzek.
- Bywało lepiej, ale nie mogę się załamać.  Jacob, ty też nie możesz złamać paktu. Musimy żyć dalej. Tak poza tym jest już późno. Bardzo późno. Wszyscy jesteśmy zmęczeni i powinniśmy już iść spać. Jacob, jutro  będziemy mieli pełno roboty!
- Co?? - Zapytałem zdezorientowany. Jej głos był zachrypnięty, ale mówiła z taką pewnością. Myślałem, że będzie płakała, że będzie załamana i zrozpaczona, a ona mówi mi, że jutro będziemy mieli pełno roboty.
- Musimy obgadać tyle spraw związanych ze ślubem.
- Ze ślubem?
- To, że Edward znów pojawił się w moim życiu nie znaczy, że ślubu nie będzie, tak?
- Tak, ale ...
- No to trzeba wszystko obgadać. I muszę poszukać pracy.
- Pracy?  - Nadal byłam zdezorientowany.
- Tak. Pracy. A teraz przepraszam, ale jestem zmęczona, więc pójdę spać. Wam też proponuję pójście do łóżek. No co się tak patrzycie? Dobranoc. - Powiedziała i poszła na górę. Spojrzałem na Phila i Renee, Mieli zdezorientowane miny.
- Myślałam, że ... Ona ... tego się nie spodziewałam. - Wyjąkała Renee.
- Nikt się tego nie spodziewał - dodałem. - Pójdę do niej. Wy też idźcie spać. Naprawdę wszyscy jesteśmy zmęczeni.
- Chodź Renee. Jutro z nią pogadasz. - Powiedział Phil, ciągnąc mamę Belli na górę.  Poszedłem za nimi. Gdy wszedłem do sypialni, Bella zbierała z podłogi resztki lampki nocnej. Już wiem, co ucierpiało.
- Daj, ja to zrobię. - Powiedziałem kucając przy niej.
- Okej.
- Myślałem ...
- Że będę się nad sobą użalała, płakała i marudziła. Nie. Muszę być silna. Nie pozwolę, żeby Edward - tu głos się jej załamał. - On nie zmieni mojego życia w piekło. Raz mu się udało, ale nigdy więcej. Przemyślałam sobie to wszystko i myślę, że jeśli tylko będziesz przy mnie, dam radę. - Wrzuciłem odłamki szkła do kosza, który stał przy biurku i podszedłem do Belli, przytulając ją.
- Zawszę będę przy tobie, Bello. Jesteś najwspanialszą kobietą jaką znam. Kocham cię!
- Kocham cię! - Odpowiedziała i zaczęła mnie całować. Inaczej niż zawsze. Zachłanniej. Tak, jakby to miał być nasz ostatni pocałunek.
- Bello... - Wyszeptałem cicho, gdy się od siebie oderwaliśmy. Oboje ciężko dyszeliśmy.
- Chodźmy lepiej spać, Jake. - Powiedziała, cmoknęła mnie w policzek i położyła się na łóżku,  a ja stałem zszokowany na środku pokoju.
- Przyjdziesz tu do mnie?- Zapytała, klepiąc ręką miejsce obok siebie.
- Tak, tak. Chodźmy spać. - Odpowiedziałem, kładąc się koło niej. Nie odzywaliśmy się więcej. Pogrążeni w własnych myślach, zasnęliśmy.

Bella.
Jeszcze nie wiem kogo, ale kogoś na pewno zaraz uduszę. Szarpnęłam Jacoba za ramię, żeby się obudził, a ten zerwał się na równe nogi.
- Co się stało, kochanie? Miałaś może zły sen?!
- Uspokój się i zejdź na dół. Ktoś się do nas dobija. -
- Kto normalny składa wizyty o szóstej rano? - Zapytał Jake, ubierając się.
- Nie mam pojęcia, ale jak się dowiem to go zabiję. W ogóle się nie wyspałam. - Odpowiedziałam, zakładając szlafrok. To była ciężka noc. Dowiedziałam się, że mój były chłopak, który mnie zranił, jest wampirem, a do tego mieszka w Forks. Udawałam przed Jacobem, że wszystko gra, żeby się nie martwił, a tak naprawdę miałam ochotę usiąść w kącie i płakać jak mała dziewczynka.
- Idziesz ze mną?
- Chodźmy. - Odpowiedziałam, łapiąc Jacoba za rękę. Zeszliśmy na dół i otworzyliśmy drzwi.
- Tata?! Co ty tu robisz o tej godzinie?
- Renee napisała mi, że Edward wrócił. Zobaczyłem dopiero jak się obudziłem i od razu wsiadłem do wozu. Bello jak się czujesz? Wszystko w porządku? Tak się martwiłem...
- Najlepiej nie jest, ale jakoś się trzymam. Nie chcę o tym rozmawiać. - Widziałam, jak Charlie wpatrywał się w Jacoba, szukając potwierdzenia moich słów. Gdy Jake kiwnął głową, Charlie wzruszył ramionami i wszedł do środka.
- Obudziłem was?
- No tak trochę... - Powiedział Jacob, uciekając wzrokiem w bok. Nie wiedziałam dla czego.
- Przepraszam. Musiałem się upewnić, że Bella się ... Że wszystko okej.
- Że Bella się nie załamie? Nie rozumiem dlaczego wszyscy od razu spodziewali się, że będzie jak kiedyś... - Pod koniec głos mi się załamał. Zamrugałam kilkakrotnie, żeby z moich oczu nie popłynęły łzy. Dlaczego oni mi to utrudniają. I tak już jest mi ciężko, a ich ciągłe gadanie o tym i pytania o mój stan, dobijają mnie. Jeszcze trochę i zacznę krzyczeć, żeby się nie udusić. Tak. Chciałabym usiąść, popłakać, powspominać, ale staram się być silna dla nich wszystkich. Uczucia, które próbuję zatrzymać dla siebie, duszą mnie.
- Przepraszam. Pójdę już. Dziś poniedziałek. Spóźnię się do pracy.
- Odprowadzę cię, Charlie. - Powiedział Jake i poszedł za tatą do drzwi, a ja zostałam w salonie. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Od razu ją wytarłam, żeby Jake jej nie zauważył. 
- Pojechał.
- To dobrze. Nie chcę, żeby się o mnie martwił. Jake mógłbyś nie wspominać już o tym co się stało? Niech nasze życie toczy się jak wcześniej.
- Jeśli tego chcesz. Pójdę zrobić coś na śniadanie, a ty idź się ubierz.
- Okej. Zrób więcej. Obudzę Renee i Phila. O 11 mają samolot.
- Już jadą?
- Niestety. - Odpowiedziałam i poszłam się ubrać. Gdy byłam już gotowa, poszłam obudzić mamę i Phila. Stanęłam przed drzwiami i zapukałam. Nic. Zapukałam głośniej.
- Proszę!
- To ja - powiedziałam, wchodząc cicho. - Jacob zrobił śniadanie.
- Już schodzimy, kochanie.
- O dziesiątej, Jake odwiezie was na lotnisko.
- Jesteś pewna, że mogę jechać?
- Oczywiście. Nie wyganiam cię. Wiecie, że ten dom jest też waszym domem, ale chcę żebyśmy udawali, że nic się nie stało.
- No dobrze. Zaraz zejdziemy na śniadanie.
- Okej. - Odpowiedziałam i zeszłam na dół. Jacob kończył smażyć jajecznicę. Usiadłam ospale przy stole i obserwowałam jak się krząta. Zauważyłam, że co jakiś czas zerkał na mnie zmartwionym wzrokiem.
- Muszę sobie znaleźć jakąś pracę.
- Chcesz pracować?
- Muszę zająć czymś myśli, a poza tym potrzebujemy pieniędzy.
- Jak uważasz.
- Myślałeś może o dacie ślubu?
- Nie, ale chciałbym żeby był jak najszybciej.
- Trzeba wszystko zorganizować. Poproszę Emliy i Leah o pomoc. Mamy kwiecień. Myślę, że jak się od razu weźmiemy do roboty zdążymy do lipca. Jak myślisz?
- Lipiec jest moim ulubionym miesiącem. Myślę, że będzie wspaniale. Już się nie mogę doczekać , Bello..
- Tak. Ja też. -Powiedziałam i westchnęłam.
- Nie cieszysz się?
- Nie, nie. Cieszę, ale zrozum...  Jestem zmęczona i myślę nad tym wszystkim co się stało. Wiem, że kazałam wam o tym nie mówić, a sama zaczęłam temat, ale nie mam już siły udawać, że nic mi nie jest. Przynajmniej przy tobie.
- Bells, wiesz, że cię kocham. Zawsze możesz na mnie liczyć  i  nie musisz przede mną udawać twardej. Uparta jesteś, wiesz?
- Wiem. Przytul mnie, proszę.
- Moja Bells. No chodź tu! - Powiedział i rozłożył ręce. Wtuliłam się w niego, wdychając jego zapach.
- Chciałabym, żeby wszystko było dobrze.
- Obiecuję ci, że tak będzie. Nawet nie odczujesz jego obecności.
- Mam nadzieję... - Odpowiedziałam, wtulając się w niego mocniej.
- Aż miło na nich popatrzeć, prawda?
- Zgadzam się z tobą, kochanie. My też się tak kiedyś zachowywaliśmy. Ślub  wszystko zmieni,  Jake. Pamiętaj.
- Nie strasz ich Phill. Córeczko po ślubie jest jeszcze lepiej.
- Z Jacobem jest mi dobrze bez ślubu i myślę, że po ślubie będzie mi z nim jeszcze lepiej. Kocham go.
- A ja kocham ją. - Powiedział Jake i uśmiechnął się do mnie. Mama z Philem usiedli do stołu, a ja i Jake wymknęliśmy się na spacer.
- To jak? Masz ochotę na przejażdżkę?
- Jak ja dawno nie jeździłam na twoim grzbiecie.
- No to masz okazję.
- A zabierzesz mnie na naszą polankę?
- Tak. Pobiegniemy granicą.
- Granicą?
- Pakt.
- Ach, no tak. Zapomniałam o granicy. Dobra. To idź się zmień.
- Zaraz wracam. - Powiedział, cmoknął mnie w policzek i już po chwili stał przede mną ogromny wilk.
- Moje kochane psisko. - Powiedziałam i podrapałam go za uchem, a Jacob zaśmiał się, co zabrzmiało jak szczekanie.  Położył się, żebym na niego wsiadła. Gdy byłam już na jego grzbiecie, podniósł się gwałtownie, a ja krzyknęłam jak jakaś dziewczynka. Jake ponownie się zaśmiał i zaczął biec. Biegł z taką prędkością, że wszystko zlewało się w jeden wielki tunel. Wiatr rozwiewał mi włosy. Uśmiechałam się szeroko. Już zapomniałam jakie to jest fajne. Nagle Jacob gwałtownie się zatrzymał. Byliśmy na granicy, którą był strumyk, przepływający przez las, a po drugiej stronie stały trzy wampirzyce. Na ich widok każda dziewczyna nabawiłaby się kompleksów.
- Jake! - Krzyknęłam panicznie i pociągnęłam go za sierść, żeby zaczął biec dalej. Wystraszyłam się tych wampirzyc, ale gorzej bałam się tego, że zaraz pojawi się z nimi Edward. Jacob zatrzymał się dopiero na polanie. Zeszłam z jego grzbietu i zszokowana usiadłam na ziemi. Jacob wszedł w krzaki i już po chwili wrócił w postaci człowieka.
- Nic ci nie jest? Przestraszyłaś się?
- Tak. Trochę. Bardzo. Przytul mnie.
- Przepraszam. Nie powinienem się zatrzymywać. Zaskoczyły mnie. - Powiedział, przytulając mnie.
- Nic się nie stało. Bardziej bałam się tego, że tam będzie Edward.
- Nie myśl o nim, kochanie. - Powiedział, całując mnie w czoło.
- Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać.
- Wracamy do domu?
Spojrzałam na wyświetlacz komórki. Była dopiero ósma.
- Posiedźmy tu z pół godzinki. Wiesz jak lubię siedzieć na tej polanie.
- Skoro chcesz.
-Chcę.
- Wieczorem jest ognisko plemienne. Pójdziemy?
- Tak. Pójdziemy.
- Jesteś smutna. - Nie było to pytanie, ale i tak odpowiedziałam.
- Tak. Nie chcę być.
- Masz prawo być smutna, ale ja zrobię wszystko, żebyś taka nie była. - Powiedział, uśmiechnął się i zaczął mnie gilgotać. Zaczęłam się śmiać i krzyczeć. Próbowałam wyrwać się z uścisku Jacoba, ale jego zacisnęły się wokół mnie jak łańcuchy.
- Jake! - Wykrzyknęłam pomiędzy atakami śmiechu, od którego bolał mnie już brzuch.
- Co? - Zapytał, przerywając łaskotanie.
- Starczy już... - Powiedziałam. Sapałam ciężko jakbym przed chwilą przebiegła maraton.
- Nie będziesz się już smucić? Bo jeśli tak...
- Nie! Nie będę. Musimy już wracać.
- Jak sobie moja pani życzy. Zaraz wracam. - I już po chwili zginął w krzakach, żeby pojawić się w postaci wilka. Wdrapałam się na jego grzbiet, podrapałam za uchem i złapałam mocno sierść, żeby nie spaść. Już po chwili wiatr rozwiewał mi włosy, a ja śmiałam się w głos jak mała dziewczynka.
                                                                            
(10.30 - lotnisko)

- Będę za tobą tęsknić, córeczko.
- Ja za tobą też, mamo. Za tobą i Philem.
- Chodź tu do mnie. - Powiedziała mama, przytulając mnie.
- Niedłógo znów się zobaczymy.
- Tak. Osobiście obiecuję, że za miesiąc to my do was przylecimy.
- Trzymam cię za słowo Jacob.
- Do zobaczenia Phil. - Powiedziałam, przytulając go.
- Trzymaj się mała.  Będę na was czekał.
- Jacob, obiecaj mi, że będziesz się nią zajmował.
- Tak dobrze jak tylko potrafię, Renee.
- Musicie już iść. - Powiedziałam, łapiąc Jacoba za rękę i wtulając się w niego.
- Ten czas tak szybko leci. Do zobaczenia. Pa, pa!
- Pa! ... Poszli sobie, Jake. - Powiedziałam, a z moich oczu pociekły łzy.
- Nie płacz, Bello. Niedłógo znów się zobaczycie.
- Tak. Wiem. Wracajmy już do domu. - Powiedziałam, wydmuchując nos w chusteczkę.
- Chodź. - Powiedział, obejmując mnie i prowadząc w stronę wyjścia.
- Dziękuję. - Powiedziałam, kiedy Jacob otworzył mi drzwi do samochodu. Wsiadł do samochodu i wyruszyliśmy.
- Jake?
- Tak, kochanie?
- Wataha wie, że Edward wrócił? - Mój głos był cichy i smutny.
- Nie. Wiesz, że będę musiał im dzisiaj powiedzieć?
Nie odpowiedziałam, tylko kiwnęłam potakująco głową. Przez resztę drogi żadne z nas nie odezwało się nawet słowem.


Wieczór - perspektywa Jacoba.

- Bello, pośpiesz się!- Już pół godziny siedzę w samochodzie i czekam na Belle. Moja ukochana jak zwykle nie wiedziała w co się ubrać.
- Już jestem. Przepraszam. Możemy jechać.
- Nareszcie. Nie rozumiem dlaczego to zajęło ci tak dużo czasu. Jedziemy tylko na ognisko.
- Ognisko czy nie, trzeba jakoś wyglądać.
- Widzę, że masz lepszy humor.
- Nie do końca. Po prostu nie chcę psuć wszystkim humoru, więc chociaż staram się nie wyglądać jakbym była w totalnej rozsypce.
- A jesteś w totalnej rozsypce?
- Nie wiem. Czuje się okropnie, ale nie tak do końca. Boje się, że przez niego moje życie ponownie zamieni się w koszmar, ale wiem, że teraz mam ciebie i zawsze mi pomożesz. W sumie nie wiem jak się tak do końca czuję. Trochę pogmatwane, no nie?
- Nie. Masz prawo być zagubiona.
- Może i masz rację. Wiesz, myślę, że te ognisko dobrze mi zrobi.
- Tak. Oderwiesz się choć na chwilę od tych ponurych myśli. Zaraz będziemy na miejscu.

- Bella! Jacob! Dobrze, że już jesteście. Musimy wam kogoś przedstawić.
- Kogo? - Zapytaliśmy równocześnie.
- To Natalie. Kuzynka Leah i Setha. Nasz najnowszy nabytek.
- Cześć. - Dziewczyna pomachała nam, uśmiechając się wesoło. Miała krótkie, kruczoczarne włosy i drobną figurę. Gdy się uśmiechała, przypominała mi elfa.
- Hej. Jestem Jacob, a to moja narzeczona, Bella.
- Bardzo mi miło.
- Mi także.
- Dołączyłaś do sfory?
- Tak. Jestem drugą wilczycą w tej sforze. To wszystko jest dal mnie takie dziwne i nowe.
- Wiem coś o tym. Uwierz mi, że z czasem się przyzwyczaisz. - Powiedziałam, siadając obok Natalie i przytulając się do Jacoba.
- Taką mam nadzieję.
- Nati będzie teraz z nami mieszkała.
- Jak to się stało, że przeszła przemianę?
- Przecież wiesz jak to działa.
- Niby tak, ale...
- Dziewczyna przyjechała w nieodpowiednim czasie. W Forks pojawiły się wampiry i bum. Przemiana gotowa.
- Billy! Jak miło cię widzieć.
- Ciebie również Bello.
- Hej! - Jacob próbował przekrzyczeć całą watahę co było naprawdę trudne. Wszyscy krzyczeli, rozmawiali i śmiali się. Też chciałabym być taka wesoła, a nie tylko taką udawać. Gdy wszyscy ucichli i spojrzeli na Jacoba, ten zaczął opowiadać.
- Jak wiecie w Forks pojawiły się wampiry. Ich rodzina się zwiększyła. Niestety jednym z wampirów, który do nich dołączył jest Edward. - Gdy wypowiedział te imię cała się skuliłam. Czułam na sobie wzrok wszystkich zebranych, słyszałam jak wciągają powietrze.
- Ten Edward? - Zapytała wstrząśnięta Emily. Pokiwałam lekko głową. Czułam, że do moich oczu napływają łzy.
- Wszyscy oprócz Natalie wiemy co ten Dupek zrobił mojej Belli. Dowiedzieliśmy się dopiero wczoraj. Przypadkiem znalazłem stare zdjęcie, na którym był właśnie on. Przyrzekam, że gdyby nie pakt, zabiłbym pijawkę! - Z każdym słowem głos Jacoba stawał się głośniejszy. Gdy skończył, usiadł i przytulił mnie mocno. Wszyscy zaczęli mnie pocieszać, a ja kiwałam potakująco głową i uśmiechałam się smutno. Cały czas walczyłam z napływającymi łzami.
- Dziękuję, że się o mnie martwicie, ale proszę was o to, żebyście zachowywali się tak jak dotąd. Niech ten fakt nie zmienia waszego zachowania w stosunku do mnie. Jakbyście cały czas mnie pocieszali, czułabym się jeszcze gorzej. - Mój głos był cichy i zachrypnięty.
- Skoro Bella o to prosi, zachowujmy się tak jak wcześniej. Usiądźcie wszyscy. Zaraz zaczynam.
- Dziękuję co Billy.
- Nie ma za co. Jesteś moją rodziną i kocham cię jak rodzoną córkę. Zawsze możesz na mnie liczyć. -Powiedział Billy i zaczął opowiadać plemienne legendy. Słyszałam je już setki razy, ale za każdym razem wydawały mi się coraz ciekawsze. Przy tych opowieściach całkowicie zapomniałam o całym świecie. Tak było i tym razem. Słuchałam głosu Billy' ego, wtulona w Jacoba.

_______________________________________________

I oto kolejny rozdział powierzam w wasze ręce. Liczę na szczere opinie. Negatywne czy pozytywne.
Informacje o nowych rozdziałach na waszych blogach zostawiajcie  w zakładce - spam - .
Przepraszam za wszelkiego rodzaju błędy, które wyłapiecie. xD 
To chyba tyle... ? ;D
Pozdrawiam ; **. !!!
Marta ...

czwartek, 28 listopada 2013

Rozdział 3


Dzisiejszy dzień był wyjątkowy. Dziś zostałam narzeczoną Jacoba. Teraz czekam na mojego narzeczonego, który musiał iść na krótki, nocny patrol. Powinien przyjść za jakieś pięć minut więc włączyłam sobie telewizor żeby zabić czas. Skakałam z kanału na kanał, aż przyszedł Jake.
- Nie śpisz jeszcze? Już po północy...
- Nie. Chciałam poczekać na ciebie. - Odpowiedziałam, przytulając się do Jacoba.
- Zmęczona?
- Nawet nie wiesz jak bardzo, Jake. - Powiedziałam, a ten wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni.
- Wiesz, mam z tobą stanowczo za dobrze. Jesteś taki kochany ...
- To najpiękniejszy dzień w moim życiu. Wiesz, muszę ci powiedzieć, że nie spodziewałem się, że tak od razu się zgodzisz. Nie miałaś wątpliwości?
- Wątpliwości mam cały czas i ty wiesz dlaczego, ale dzisiaj nie mogłam powiedzieć "nie". Kocham cię i wiem, że ty kochasz mnie, a to chyba to jest najważniejsze.
- Moja piękna narzeczona. - Powiedział, całując mnie.
- To takie nierealne... Dzisiaj tyle się wydarzyło ...
- Tak. I wiesz co?
- Co?
- Myślę, że jak na jeden dzień to za dużo wrażeń. Widzę, że już zasypiasz.
- Tak. Jestem strasznie zmęczona. Jestem wdzięczna Philowi.
- Philowi?
- Tak. Renee strasznie mnie męczyła. Cały czas gadała i już chciała planować wesele. Buzia jej się nie zamykała. Znasz moją mamę. Gdyby Phil jej nie zabrał, nie wytrzymałabym.
- Podziękujemy mu jutro, a teraz chodźmy spać. Oboje jesteśmy zmęczeni, Bello. Moja mala, Bello. - Powiedział, całując mnie w policzek i przytulając mocno. Niczego więcej nie było mi trzeba. Objęta miłością odpłynęłam w objęcia morfeusza...
                                                                              *
Ciągłe, uciążliwe pukanie do drzwi nie dawało mi spać i doprowadzało do szału. A kto był tego sprawcą? Oczywiście moja mama. Co chwila przychodziła i pytała o najróżniejsze rzeczy. Jacob spał jak zabity, a ja wychodziłam już z siebie. Byłam strasznie zmęczona, ponieważ nie mogłam w nocy spać. Cały czas śnił mi się on... Mówił, że powróci żeby mnie przeprosić, a ja płakałam i płakałam. Dopiero nad ranem udało mi się zasnąć, ale nie na długo. Niestety.
- Jeszcze raz się o coś zapyta to ją uduszę. - Powiedziałam zirytowana, gdy po raz kolejny usłyszałam pukanie do drzwi...
- Słucham? - Warknęłam groźnie.
- Przepraszam, że was budzę, ale mam sprawę do Jacoba. - Tym razem nie była to mama tylko Sam. Podniosłam się ospale z łóżka i założyłam miękki szlafrok.
- Nie szkodzi. I tak już nie spałam. Już go budzę. - Odpowiedziałam, otwierając drzwi i wpuszczając Sama do sypialni.
- Jacob! Pobudka!
Nic...
- Jacob!
- Kobieto, jeśli mnie kochasz, daj mi się wyspać. - Odpowiedział zaspanym głosem, nakładając poduszkę na głowę.
- Bella z całą pewnością cię kocha, ale wybacz, obowiązki wzywają.
- Sam?! Co ty tu robisz?
- Mamy problem. Zbieram całą sforę.
- Ehh.. Już wstaję. Dziesięć minut i będę gotowy.
- Sam, może napijesz się czegoś?
- Chętnie.
- Więc zapraszam do kuchni. - Powiedziałam, wychodząc z sypialni. W drodze do kuchni spotkałam mamę.
- Nie śpisz już?
- Ciekawie dlaczego... - Odburknęłam jej i weszłam do kuchni. Wstawiłam wodę na herbatę i zaczęłam kroić ciasto.
- Co to za awaria?
- Seth na porannym patrolu złapał trop jakiegoś wampira.
- Wampira?!
- Spokojnie Bello. Pozbędziemy się go... - Powiedział Jacob, który zmaterializował się przy moim boku. Kiwnęłam niepewnie głową i podałam cisto i herbatę do stołu. Spojrzałam na zegarek. Wpół do dziewiątej.
- Umówiłam się z mamą na zakupy. Muszę iść się szykować. Jacob?
- Tak Bello?
- Wróć w jednym kawałku. - Powiedziałam, przytulając go i całując w policzek.
- Spokojnie. Wróci cały i zdrowy. Masz moje słowo, Bello.
- Dzięki Sam. To ja lecę... - Powiedziałam i pobiegłam na górę. Po drodze zaszłam do pokoju mamy i Phila.
- Coś się stało Bello?
- Chciałam ci przypomnieć, że za godzinę jedziemy do Port Angeles.
- Pamiętam kochanie... Phil pojedziesz z nami?
- Wybaczcie dziewczyny, ale chodzenie po sklepach to ostatnia rzecz na jaką miałbym ochotę.
- Okej. Phil mam prośbę. Jeśli zostajesz w domu, nie wychodź do lasu, okej?
- Dobrze... Coś się stało?
- Nie, nie. Po prostu wolę być przekonana, że nic ci nie grozi.
- Spokojnie. Umiem się obronić.
- W to nie wątpię. - Powiedziałam i ruszyłam w stronę garderoby.
- Jesteś już gotowa? - Zapytała mama, gdy weszłam do salonu. Przyznaję, że przygotowania trochę mi zajęły, a mama siedziała zniecierpliwiona i czekała na mnie.
- Tak, tak. Chodź już bo nie mamy czasu. - Powiedziałam i wyszłam z domu. Po głowie cały czas chodziła mi myśl, że Jacobowi może coś się stać. Odkąd dowiedziałam się o prawdziwej naturze Jake' a, wampir w Forks pojawił się tylko raz. Nie był groźny i sfora szybko dała sobie z nim radę. Teraz nie wiedziałam czy był to jeden wampir, czy było ich kilka i czy byli groźni. Jake kiedyś opowiada mi o wampirach. Podobno są bardzo szybcy i zwinni, ich skóra jest lodowata i świecą w słońcu. Opowiadał mi także, że kiedyś w Forks była rodzina wampirów, żywiących się krwią zwierzęcą. Było ich czworo. Ponieważ nie byli groźni dla ludzi, sfora zawarła z nimi pakt. Prawdopodobnie co jakiś czas wyprowadzają się z Forks, żeby ludzie nie zorientowali się kim są, a gdy minie wystarczająca ilość czasu, wracają. Ostatnim razem byli tu pięćdziesiąt lat temu. Wtedy Forks broniła inna sfora. Byli w niej dziadkowie i ojcowie chłopaków z teraźniejszej sfory. Hymm... Ja osobiście nigdy nie spotkałam żadnego wampira i mam nadzieję, że tak już pozostanie. Wolę je znać tylko z opowieści Jacoba.
- Zamyśliłaś się ... - Powiedziała nagle Renee. Rzeczywiście się zamyśliłam. Wszystko robiłam mechanicznie. Odpaliłam samochód, wyjechałam na główną drogę w Forks i skierowałam się w stronę Port Angeles. Nawet nie zauważyłam kiedy...
- Tak. Przepraszam... Mówiłaś coś?
- Pytałam co się dzieje.
- Nic takiego.
- Bello, znam cię nie od dziś i wiem, że coś się dzieje... To przez Sama? Przyniósł jakieś złe wieści?
- Tsa...
- Tak myślałam. Wampir w Forks?
- Tak. Mamo, wiesz, że twoja wiedza na ten temat jest bardzo niebezpieczna? Gdyby ktoś się dowiedział ...
- Wiem, kochanie. Uwierz, że ja i Phil zachowamy to dla siebie. Ufasz mi chyba?
- Tak, tak.
- To w czym problem?
- Martwię się o was, o tatę i Jacoba.
- Wszystko będzie dobrze...
- Taką właśnie mam nadzieję. Nie mówmy już o tym...
- Masz rację. Wiesz, nadal nie mogę uwierzyć, że jesteś zaręczona. Myślałam, ze po tym co zrobił ci ten gnojek, nie zaufasz już nikomu. Cieszę się twoim szczęściem, kochanie...
- Też nie mogę w to uwierzyć. To wszystko dzięki Jacobowi. To on sprawił, że znów potrafię się uśmiechać.
- Jacob to wspaniały chłopak.
- Tak. Strasznie go kocham.
- To widać. Widać też, że on kocha ciebie.
- Taką mam nadzieję. - Powiedziałam i zaczęłam myśleć. Mama już się nie odzywała, więc mogła spokojnie wszystko przeanalizować. Jacob mi się oświadczył, a ja a go przyjęłam. W niedalekiej przyszłości zostaniemy małżeństwem, założymy rodzinę i będziemy wieść spokojne życie. Przynajmniej taką mam nadzieję. Kocham Jake' a. Jest mi bardzo, bardzo bliski. Nie wiem czy dałabym sobie bez niego radę. Jacob to taki promyczek słońca, który przebił się przez ciemne chmury i rozświetlił całe moje życie. Odkąd jesteśmy razem, nigdy nie poczułam się zaniedbana, upokorzona czy niechciana. Wręcz przeciwnie. Całe moje ciało przepełniała miłość. Cały czas pamiętam dzień, w którym wyznał mi swoje uczucia. Tamtego dnia powiedział mi także, że jest wilkołakiem. Pamiętam, że nie to mnie wtedy obchodziło. Tamtego dnia liczyła się tylko miłość. Moja do niego i jego do mnie. Dopiero na drugi dzień zaczęłam go o wszystko pytać. Poznałam jego naturę i dowiedziałam się wszystkiego o jego życiu. Pamiętam jak zmartwiłam się na wieść, że Jacob się nie starzeje i jak zaczął mnie uspokajać, że to można zmienić. Jeśli wilk ma ukochaną i ona zaczyna się starzeć, on przestaje się zmieniać, a to oznacza, że on także zacznie się starzeć. Gdy już wszystko wiedziałam, Jacob zmienił się w wilka i zabrał na przejażdżkę na jego grzbiecie. Na początku się bałam, a później śmiałam się jak małe dziecko.  Rok temu Jacob także mi się oświadczył. Nie były to takie oficjalne oświadczyny jak wczoraj. Byliśmy sami w domu, miło spędzaliśmy czas. Nagle Jake zapytał czy wyjdę za niego. Myślałam, że żartuje, ale jego twarz była tak poważna. Wtedy odmówiłam. Nikt o tym nie wiedział. Tylko nasza dwójka. Od tamtego czasu wiele się zmieniło. My się zmieniliśmy. Zamieszkaliśmy razem i wiedliśmy szczęśliwe życie.
- Wczoraj nie mogłam powiedzieć " nie". - Nawet nie zorientowałam się, że wypowiedziałam te słowa na głos. Dopiero mama mi to uświadomiła. Uśmiechnęła się i powiedziała:
- Dobrze zrobiłaś.
- Och. Myślałam na głos.
- Wiem. Często tak robisz, kochanie. Zaraz będziemy na miejscu.
- Tak. Wiem. Od czego zaczniemy?
- Myślę, że najpierw obejdziemy sklepy z odzieżą. Uwielbiam kupować nowe ciuszki...
- W końcu po kimś muszę to mieć. Prawda?
- Tak, tak - powiedziała i uśmiechnęła się do mnie. - Na koniec kupimy coś na obiad. Myślisz, że się wyrobimy do szesnastej?
- Myślę, że tak.
- To wspaniale. - Powiedziała, gdy parkowałyśmy pod jednym z większych centrum handlowych. Wysiadłyśmy z samochodu i śmiejąc się i rozmawiając puściłyśmy się w szalony wir zakupów...
                                                                           *     
- Mam już dosyć. Obeszłyśmy już wszystkie sklepy. - Powiedziałam, wychodząc z kolejnego sklepu. Nogi strasznie mnie bolały od chodzenia, a ręce od taszczenia tych wszystkich toreb.
- Tak. Zanieśmy torby do samochodu i chodźmy po coś do jedzenia, a później aby do domu.
Nic nie mówiłam tylko kiwnęłam głową i ruszyłam w stronę samochodu.
- Ledwo wepchnęłyśmy do bagażnika te torby.
- Yhym.  Muszę pogadać z Jacobem o większym wozie.
- Tak. Większy samochód by się wam przydał. Chodźmy już Bello po te zakupy, bo padam z nóg.
- Chodźmy. - Powiedziałam i ruszyłam w stronę sklepów. Szybko załatwiliśmy sprawunki i z wielką ulgą pojechałyśmy do domu. Mama gdy tylko przekroczyła próg, zniknęła z Philem w pokoju, a ja zabrałam się za robienie obiadu. Po godzince wszystko było gotowe, więc zawołałam mamę i Phila. Zjedliśmy śmiejąc się i rozmawiając, a później każdy poszedł w swoją stronę.  Ja postanowiłam pojechać do Charliego.              

- Cześć tato!
- Bello! Co słychać?
- Wspaniale!
- Cieszę się! Wejdźmy do środka, Bello. - Powiedział i ruszył w stronę drzwi. Uśmiechnęłam się i poszłam za nim.  Weszłam do mojego domu. Charlie powtarzał mi, że ten dom zawsze będzie mój, więc można powiedzieć, ze mam dwa domy. Nic się tu nie zmieniło. Ten sam kolor na ścianach, te same przykurzone meble... Usiadłam przy stole w kuchni i patrzyłam jak Charlie krząta się robiąc herbatę.
- A jak tam u ciebie?
- Posterunek, dom, ryby, bejsbol... Nic nowego. A nie! Poczekaj.. Moja mała córeczka wychodzi za mąż. Zapomniałem o najważniejszej rzeczy. - Powiedział podając herbatę i siadając przy stole.
- Oj, tato.. Wcale nie taka mała, a poza tym myślałam, że nie masz nic przeciwko.
- Ja nie mam nic przeciwko jeśli ty jesteś szczęśliwa. Jacob to porządny chłopak i wiem, że będzie się tobą należycie zajmował.
- Jestem szczęśliwa. Bardzo szczęśliwa...
- To kiedy będzie ślub?
- Nie rozmawialiśmy jeszcze o dacie, ale myślę, że nie prędko. Trzeba wszystko zorganizować, kupić, przygotować. Jak sobie pomyślę o tym wszystkim to kręci mi się w głowie. Poza tym muszę znaleźć sobie jakąś pracę. Co prawda mam trochę odłożonych pieniędzy, ale to za mało.
- Wiesz, że zawsze możesz liczyć na moją pomoc?
- Wiem tato.
- To dobrze. Wiesz, czasami tak sobie myślę, że ten czas za szybko leci. Jak się do mnie wprowadzałaś miałaś zaledwie siedemnaście lat, a teraz masz dwadzieścia, wychodzisz za mąż, zakładasz swoją rodzinę. Może wkrótce zostanę dziadkiem.
- No chyba jeszcze trochę sobie poczekasz. Wszystko po kolei...
- Tak tylko rzuciłem. - Powiedział Charlie podnosząc ręce do góry jakbym celowała w niego pistoletem. Zaśmiałam się krótko i spojrzałam na zegarek.
- Ja będę już lecieć.
- Już? Przecież jesteś tu dopiero od trzydziestu minut.
- Tak, ale muszę lecieć do domu, ponieważ Jake wróci z patrolu. W Forks pojawiły się jakieś wampiry.
- I dopiero teraz mi to mówisz?
- szczerze mówiąc, sama nie chciałam o tym myśleć. Strasznie się boję o Jacoba i w ogóle, ale ty nie musisz się martwić . Dlatego ci nie mówiłam. Proszę cię tylko żebyś nie chodził po lesie. Zrobisz to dla mnie?
- Tak, tak.
- Cieszę się. Naprawdę muszę już jechać. Do widzenia, tato.
- Do zobaczenia Bells. - Powiedział Charlie i otworzył mi drzwi od samochodu. Wsiadłam, pomachałam Charliemu i odjechałam.  

- Mamo!
- Tak, kochanie?
- Jest Jacob?- Zapytałam, ściągając kurtkę.
- Nie. Jeszcze nie wrócił. Gdzie byłaś?
- U Charliego.
- Aha. Obejrzysz z nami film?
- Nie. Muszę iść na górę. Przepraszam.
- Ale przyjdź tu na chwilę.
- Stało się coś? - Zapytałam zaniepokojona, siadając na fotelu.
- Nie, nie. Chciałam ci tylko powiedzieć, że jutro o jedenastej mamy samolot do domu.
- Już jedziecie?
- Musimy.
- Niee... Będę wami tęsknić. - Powiedziałam, przeciągając ostatnie litery jak małe dziecko.
- My za tobą też, ale wiesz, że musimy.
-Wiem. To ja zostanę z wami. Musimy spędzić ten czas razem.
- To chodź tu do nas. - Powiedział Phil, robiąc miejsce pomiędzy nimi. Usiadłam i objęłam ich mocno.
- Czasami zastanawiam się, kiedy ty tak wyrosłaś...
- Czas leci za szybko, prawda?
- Prawda. Święta prawda.
- Tak. To co oglądamy?
- Jakaś komedia. Pośmiejemy się trochę... - Mama miała rację. Śmialiśmy się aż do łez. Tak nam zleciało popołudnie. Później Phil i Renee poszli się pakować, a ja zaczęłam sprzątać kuchnię. Gdy skończyłam, usiadłam w salonie i czekałam na Jacoba. Co chwilę spoglądałam na zegarek. Czas dłużył mi się niemiłosiernie i po woli zżerały mnie nerwy. W końcu usłyszałam otwieranie drzwi. Jak oparzona pobiegłam w stronę Jacoba i rzuciłam się mu w ramiona.
- Udusisz mnie, kochanie...
- Tak się bałam. Dlaczego tak długo cię nie było? Co się dzieje?
- Nic mi nie jest. Wszystko ci opowiem, ale najpierw pozwól, że przejdziemy do salonu. Jestem zmęczony. - Powiedział i pocałował moją dłoń. Usiedliśmy na kanapie w salonie i Jacob zaczął opowiadać.
- W Forks pojawiły się wampiry.
- To już wiem. .
- Tak. Pamiętasz jak kiedyś opowiadałem ci  o takiej wampirzej rodzinie co, co jakiś czas wracają do Forks?
- Dzisiaj właśnie o nich myślałam, ale co to ma do rzeczy?
- To oni. Powrócili do Forks. Odnowiliśmy pakt.
- Będą tu mieszkali?!
- Niestety tak. Są niegroźni dla ludzi. Żywią się zwierzętami, więc nie musisz martwić się o bezpieczeństwo rodziców i Phila. Jest ich więcej niż ostatnio. Dołączyło do nich trzech wampirów. Jakaś dziewczyna i dwóch chłopaków. Mam nadzieję, że nie będzie z nimi żadnych problemów.
- Wiecie coś więcej?
- Na razie nie.
 - Tak się bałam, że coś ci się stało. Myślałam, że to jakiś groźny wampir poluje w Forks, a to zwykła rodzina wegetarianów. Dlaczego tak długo cię nie było?
- To że nie polują na ludzi nie znaczy, że można ich bagatelizować. Pamiętaj o tym!
- Przyrzekam, że będę pamiętała, ale odpowiedz na moje pytanie.
- Musieliśmy wszystko z nimi obgadać, ustalić nowe granice i w ogóle, a później zaszedłem jeszcze do Emily na kolację. Przepraszam, że nie zadzwoniłem, ale zapomniałem telefonu.  A tobie jak minął dzień?
- Spokojnie. Byłam z mamą na zakupach, a później spędziłam trochę czasu z mamą i Philem. Odwiedziłam też Charliego.
- I co słychać u naszego staruszka?
- U niego nic nowego. Praca, dom, praca, dom i tak cały czas.
- Cały Charlie.
- Tak. Co będziemy teraz robić? Film, gorąca czekolada i kocyk czy idziemy spać?
- Myślę, że pierwsza wersja będzie lepsza. - Powiedział i podszedł do regału z płytami.
- To ty coś wybierz, a ja przygotuję gorącą czekoladę.
- Okej. Horror czy jakieś romansidło?
- Hymm... Myślę, że horror byłby dobry. Zawsze lubiłam je oglądać. - Powiedziałam i ruszyłam  w stronę kuchni. Wrzuciłam po kilka kostek czekolady do kubka i rozpuściłam ją. Dolałam jeszcze trochę mleka, nasypałam ciastek do miseczki  i ruszyłam w stronę salonu.
- I co wybrałeś? - Zapytałam odstawiając wszystko na stół i siadając wygodnie na sofie.
- " Martwe zło 2 " . Myślę, że może być dobry.. - Powiedział, otwierając pudełko z płytą. Gdy wypowiedział ten tytuł zamarłam, a gdy z pudełka wyleciało maleńkie zdjęcie, Jacob aż zakrztusił się powietrzem. Ten film. Znienawidziłam go dawno temu. To był ulubiony film Edwarda i mój. Zawsze gdy go oglądaliśmy, śmieliśmy się do łez. Niby horror, ale w ogóle nie straszny. Znałam go praktycznie na pamięć. Ostatni raz oglądałam go dzień po tym, gdy dowiedziałam się o niewierności Edwarda. Wtedy wsadziłam tam nasze zdjęcie. Zrobiłam to, ponieważ już nigdy nie chciałam go oglądać. Filmu i zdjęcia. Jacob nigdy ie widział Edwarda. To było jedyne zdjęcie jakie sobie zostawiłam i nigdy mu go nie pokazywałam.
- Kto jest na tym zdjęciu? - Zapytał Jacob. Z moich oczu płynęły łzy. Byłam strasznie zdenerwowana. Wszystkie wspomnienia wróciły, a blizny na nadgarstkach zapiekły, przypominając mi o przeszłości.
- On. Edward... - Tylko tyle zdołałam wykrztusić. Spojrzałam na Jacoba. W jego oczach było tyle uczuć. Ból, troska,współczucie, strach i gniew. Jego usta wykrzywił straszny grymas. Wolnym, niezdecydowanym krokiem do mnie podszedł i usiadł obok mnie.
- Nie płacz, kochanie - powiedział, ścierając mi łzy z policzka.  - Muszę ci coś powiedzieć, ale obiecaj, że nie zrobisz nic głupiego.  Obiecujesz?
Nie miałam siły, żeby mu odpowiedzieć, więc kiwnęłam tylko  głową i pociągnęłam nosem.
- Coś mi się zdaje, że będziemy mieli kłopoty. Myślę, że ten cały Edward to ten koleś który dołączył do Cullenów. - Powiedział na jednym wdechu, a cały mój świat się zawalił. Bezwładnie osunęłam się na kolana Jacoba.  W uszach mi huczało i nic nie słyszałam. Przez mgłę widziałam, jak Jacob próbuje mnie ocucić, że coś do mnie mówi, ale nic do mnie nie docierało. Po głowie błądziła mi tylko jedna myśl - " Edward wrócił. On tu jet ".  To nie może być prawda. Dlaczego akurat teraz? Teraz, gdy wszystko tak wspaniale się ułożyło? Dlaczego to spotkało mnie i Jacoba?!
- Wrócił... - Wyszeptałam resztkami sił i straciłam przytomność.

________________________________________________________________

Przepraszam, że rozdziału nie było tak długo, ale nie miałam dostępu do internetu. Proszę Was o szczere opinie. Może coś Wam się nie podoba? Coś jest nie tak? Jakieś błędy? Walcie śmiało!
Wkrótce postaram się dodać opis postaci...
Pozdrawiam ;*!
Marta...

wtorek, 5 listopada 2013

Rozdział 2

Jasne promienie słońca wpadały do pokoju wypełniając wnętrze jasnym światłem i rażąc moje oczy. Powolnie otworzyłam oczy i przeciągnęłam się. Jacoba nie było w łóżku, więc wstałam i zeszłam na dół. Z kuchni dochodziły do mnie cudowne zapachy. Pachniało tak smakowicie, że zrobiłam się głodna.
- Nie śpisz już kochanie? - Zapytał, gdy tylko weszłam do kuchni.
- Nie, nie śpię. Co tak ładnie pachnie?
- Nasze śniadanko - odpowiedział, całując mnie w policzek.
- Nie powiem. Pachnie smakowicie. Co jemy?
- Jajecznice na bekonie, a do tego sok. A na deser będzie niespodzianka.
- Mniam. Niespodzianka mówisz? Jaka?
- Cóż to by była za niespodzianka, gdybym ci ją zdradził?
- No tak. Co będziemy dzisiaj robić?
- Najpierw zjemy, a później pojedziemy do Sama. Będą tam wszyscy. Twój ojciec także. Ściągnąłem nawet twoją mamę i Phila.
- Ooo. Powiesz mi co to za okazja?
- Dowiesz się na miejscu..
- Ehh.. - Nie chciałam się już z nim kłócić więc jadłam w milczeniu.
- Smakowało? - Zapytał Jacob, gdy skończyłam jeść.
- Bardzo. To co na ten deser?
- Lody waniliowe z bitą śmietaną, polewą czekoladową i wiórkami kokosowymi, a do tego słodki buziak - odpowiedzia, podając deser i cmokającmnie w policzek.
- Pyszotka...
- Wiem, że jestem słodki..
- Chodziło mi raczej o deser, ale nie powiem, buziak też był słodki.
- Jedz szybciutko i leć się szykować. Znam cię nie od wczoraj, więc wiem, że trochę ci to zajmie.
- Jak ty mnie dobrze znasz Jake.
Szybko zjadłam deser i pobiegłam na górę żeby się przygotować.
                                                                                    *
- Jak wyglądam? Nie przesadziłam? Bo pomyślałam, że jak wszystkich zaprosiłeś to musi być coś ważniejszego więc postanowiłam ubrać się stosownie do sytuacji. Może iść coś zmienić? Powiedziałbyś co to za okazja, bo naprawdę nie wiem... - zaczęłam swój monolog, schodząc po schodach. Zniecierpliwiony Jake już dawno stał przy drzwiach i czekał na mnie.
- Kochanie, wyglądasz jak zawsze cudownie i stosownie do sytuacji. Jeśli nie chcemy się spóźnić  na w..
Po prostu musimy już jechać. Chodź bo zaraz się wygadam co to za okazja. - Jake wyglądał na zdenerwowanego co trochę mnie zdziwiło. Zawsze gdy mieliśmy jechać do La Push, był szczęśliwy, a nie sądzę, że chodzi o to, że tak długo zajęło mi przygotowanie się. Nie pytałam, bo i tak by mi nie powiedział i skończyłoby się kłótnią, więc rzuciłam mu tylko pytające spojrzenie i wyszłam z domu. Jake przez całą drogę do rezerwatu się nie odzywał. Przynajmniej nie na głos, bo pod nosem cały czas coś powtarzał i powtarzał. Ja także nic nie mówiłam tylko przyglądałam mu się uważnie.
- Jacob coś się stało? Dziwnie się zachowujesz... - Powiedziałam, gdy zaparkowaliśmy pod domem Sama i Emily. - Nie odpowiedział mi tylko wysiadł z samochodu, obszedł go i otworzył mi drzwi.
- Nie Bello. Wszystko w porządku. Wejdź do środka, a ja zaraz dołączę. Muszę coś sprawdzić. Kocham cię.
- Ja ciebie też Jake. - odpowiedziałam i ruszyłam do wejścia. Podniosłam rękę żeby zapukać, a wtedy drzwi się otworzyły. Stanęła w nich Emily. Była ubrana w śliczną suknię, a włosy spięte w niedbałego, ale gustownego koka.
- Cześć Bello. Ślicznie wyglądasz... Wejdź do środka.
- Dziękuję. Ty także ślicznie wyglądasz. - Odpowiedziałam, idąc za nią w stronę niewielkiego salonu. Byli tam wszyscy. Cała wataha, rodzina Jacoba, tata, mama i Phil.
- Cześć Bello! - Krzyknęli wszyscy chórem, gdy tylko weszłam. Wszyscy zachowywali się jakoś dziwnie. Uśmiechali się i szeptali coś do ucha.
- Bello, kochanie! Jak dobrze cię widzieć. Tak się za tobą stęskniłam! Świetnie wyglądasz! Jak Charlie zadzwonił do mnie z wiadomością, że..
- Renee!!! - Nie dane było jej dokończyć, ponieważ wszyscy krzyknęli głośno, przerywając jej.
- Dziękuję mamo. Ty także świetnie wyglądasz. Wszyscy świetnie wyglądacie, ale może mi ktoś powiedzieć o co tu chodzi?! Od samego rana Jacob zachowuje się dziwnie, a teraz wy! Co to ma być?
- Nic Bello. Chodź, usiądziemy. - Powiedział Jacob, który zmaterializował się przy moim boku. Posłuchałam jego rady i poszłam za nim. W stosunkowo małym salonie było tyle ludzi, że dziwiłam się jak oni się tu pomieścili. Wszyscy siedzieli przy stole i wesoło rozmawiali, zajadając przekąski przygotowane przez Emily.
Cały czas próbowałam domyślić się co to za okazja. Wszyscy byli poubierani tak gustownie. Każdy był taki wesoły. Nawet Charlie, a to się rzadko zdarza. Kątem oka zuważyłam, że Jacob i Emily gdzieś wyszli.

Jacob.

- Wszystko gotowe?
- Tak, Jake. Wszystko przygotowane. Radziłabym ci się pospieszyć bo Bella się denerwuje. Wiesz, że nie lubi niespodzianek.
- Wiem, wiem. Całą drogę do La Push obmyślałem co jej powiem, a i tak wszystko zapomniałem. Jestem strasznie zdenerwowany. Jak ja mam jej to powiedzieć?
- Jak już zaczniesz to słowa same ci się nasuną do głowy. Zrobimy tak. Pójdziesz tam i powiesz jej że potrzebuję jej pomocy w kuchni, a ty i reszta wszystko przygotujecie. jak wszystko będzie gotowe zakaszl głośniej, a ja wyślę Belle do salonu.
- Okej, to ja już pójdę.
- Tylko nie zapomnij oddychać! - Krzyknęła jeszcze za mną Emily.

Tymczasem w salonie ..

- To co tam u was słychać Bello? - Zapytał Sam.
- U nas nic nowego. Lepiej powiedzcie mi co to za okazja? - Spojrzałam na wszystkich po kolei. Nikt nie raczył mi odpowiedzieć i wszyscy mieli zakłopotane miny.
- Po prostu pomyśleliśmy, że fajnie by było gdybyśmy spotkali się wszyscy razem. Takie spotkanie plemienne. - Powiedział ojciec Jacoba.
- Billy, może i bym w to uwierzyła, ale *tata, mama i Phil* nie są z plemienia.
- Ale są twoją rodziną, a my wszyscy jesteśmy wielką rodziną. Przepraszam, że wyszedłem tak bez słowa, ale musiałem coś przekazać Emily. Coś mnie ominęło, Bello?
- Nie Jake. Oprócz tego, że nikt nie chce powiedzieć mi prawdy. Wiecie jak nie lubię być okłamywana...
- Wiemy Bello. Emily potrzebuje cię w kuchni. Pójdziesz jej pomóc?
- Oczywiście. Zaraz wracam. - Powiedziałam głośniej, żeby wszyscy słyszeli. Rzuciłam jeszcze wrogie spojrzenie w stronę Jake' a i poszłam do kuchni.
- Potrzebujesz mnie?
- Tak. Chciałam z  tobą porozmawiać. Jesteś dzisiaj jakaś zdenerwowana..
- A dziwisz się mi? Od wczoraj Jacob zachowuje się jakoś dziwnie. Wrócił później niż zawsze... Sam także przyszedł później?
- Nie, ale...
- No właśnie. Nie chciał mi powiedzieć gdzie był. Pokłóciliśmy się o to. Wiesz, że nie znoszę nie wiedzieć co się dzieje. Nie mam już takiego zaufania jak kiedyś. Ehh... Całą drogę do La Push mamrotał sobie coś pod nosem. Tutaj także wszyscy zachowują się tak jakby coś przede mną ukrywali. Ty pewnie też mi nie powiesz, bo po co...
- Musisz zaufać Jake' owi.
- Ufam mu. Naprawdę mu ufam, ale zobacz... Ty możesz być pewna, że Sam nigdy cię nie zostawi. Jest  w ciebie wpojony, a Jacob we mnie nie... Zawsze może pojawić się ktoś, kto zajmie moje miejsce, a ja drugi raz nie dam sobie rady. Dlatego boje się, gdy Jake coś przede mną ukrywa. Wtedy gdy... Edward... Wtedy było tak samo. Zaczął później wracać do domu, wyłączał telefon gdy wchodziłam, a później zastałam go w łóżku z inną...
- Jacob nigdy ci tego nie zrobi. Proszę, pamiętaj o tym...
- Tak... Będę pamiętała. Przynajmniej postaram się.- Powiedziałam, opierając się o blat stołu. Wszystkie wspomnienia zaczęły napływać jak zimne fale, zadając mi ból. Jego uśmiechnięta twarz, zapewnienia o wielkiej miłości, a później unikanie i zdrada. Zaczęłam szybko oddychać.
- Wszystko w porządku?
- Tak, tak. Po prostu wróciły wspomnienia... Zaraz mi przejdzie.- Powiedziałam, próbując się uspokoić. Gdy byłam już w miarę spokojna do moich uszu dotarło głośne kaszlenie.
- Chodźmy sprawdzić co się tam dzieje. - Powiedziała Emily i ruszyła w stronę salonu, a ja ruszyłam za nią. Gdy weszłam do salonu, przeżyłam szok. Na samym progu klęczał Jacob z bukietem róż, wszyscy stali i nam się przyglądali.
- Bello... Tyle razy myślałem nad tym co ci powiem, ale teraz braknie mi słów. Ja wiem, że będziesz miała szereg wątpliwości i rozumiem to. Strasznie cię kocham. Jesteś jedynym sensem mojego istnienia i jestem pewien, że żadna dziewczyna tego nie zmieni. Zawsze będziesz tylko ty. Byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie gdybyś powiedziała tak... Wyjdziesz za mnie? - Jacob zakończył swój monolog, wyciągając z kieszeni czerwone pudełeczko w kształcie serduszka. Byłam strasznie wzruszona i łzy ciekły mi po policzkach. Rozejrzałam się wokół. Nie tylko ja byłam wzruszona. Mama też płakała. Przeniosłam wzrok na Jacoba. Był zdenerwowany. Mój kochany Jake. Oczywiście wróciły wszystkie obawy i lęki, ale nie mogłam mu odmówić. Przecież go kocham, a on kocha mnie i ...
- Bello?
- Tak. Tak, wyjdę za ciebie! - Wykrzyknęłam radośnie i przytuliłam Jacoba. Wszyscy zaczęli krzyczeć, gwizdać i klaskać, a Jake wziął mnie na ręce i zaczął okręcać. Gdy postawił mnie na ziemi, wręczył mi bukiet róż i włożył na palec śliczny pierścionek, cmoknęłam go w usta. Potem zaczęły się liczne gratulacje, uściski i całusy. Byłam tak strasznie szczęśliwa. Co chwilę spoglądałam na dłoń na której widniał pierścionek i zastanawiałam się jak to możliwe. W jednej chwili stałam się najszczęśliwszą osobą na tym całym świecie.
 Resztę dnia pędziliśmy na wesołych rozmowach, a wieczorem ja, mój narzeczony i mama z Philem pojechaliśmy do naszego małego domku.

______________________________________

* mama, tata i Phil * - w moim opowiadaniu rodzina Belli wie, że Jacob jest zmiennokształtnym i o wampirach. Obiecali, że dotrzymają obietnicy dlatego im powiedziano...  Takie objaśnienia :)

No to mamy nowy rozdział. Myślę, że nie jest najgorszy, ale ocenę pozostawię już Wam. Mam nadzieję, że pod rozdziałem znajdę pozytywne, wspierające komentarze. Przyjmę także krytykę :) Oczywiście bardzo przepraszam za wszelkie błędy, które wyłapiecie i mam wielką nadzieję, że mi je wybaczycie... To chyba tyle ode mnie :)
Mam jeszcze do was jedno pytanie...  Chcielibyście żebym wklejała linki np. jak opisuję jakiś strój, czy miejsce, pomieszczenie?
No to pozdrawiam i do napisania ; ***.!!! <3
Marta...

piątek, 25 października 2013

Rozdział 1

 W tej telewizji nigdy nie ma nic sensownego. Albo stado goryli biegających po boisku za piłką, albo jakieś durne plotki na temat gwiazd i inne bezsensowne wiadomości.. Same nudy. Ze złością rzuciłam pilota na stół i zerknęłam na zegarek. Była ósma wieczorem, a mojego Jacoba dalej nie było. Wyszedł pięć godzin temu na codzienny patrol i nadal nie wrócił. Zazwyczaj takie patrole trwały dwie, trzy godziny najdłużej. Nigdy tak długo. Od dwóch godzin chodzę zdenerwowana po domu sprzątając, włączając i wyłączając telewizor i co pięć minut zerkając na zegarek. Co mogło się stać? Może jakiś wampir pojawił się w miasteczku, albo jakieś inne niebezpieczeństwo, a mój dzielny wilk musi chronić miasto. Albo Jacob zobaczył jakąś kobietę w którą się wpoił i teraz.. Nie!! Nie mogę tak myśleć! On by mi tego nie zrobił. Jacob będzie ze mną na zawsze. Na pewno! Tylko myśl o wpojeniu cały czas nie dawała mi spokoju. Eh.. Tak to już jest. Gdy raz straci się zaufanie, trudno jest je odbudować. Podeszłam do okna, z którego jest widok na drogę prowadzącą do naszego domku. Kupiliśmy go rok temu, ponieważ chcieliśmy zamieszkać razem. Jest malutki i skromny, ale jest nasz. Nasz wspólny, a to jest najważniejsze. Nikogo nie zobaczyłam więc postanowiłam zrobić sobie herbatę. Wstawiłam wodę i usiadłam przy stole. Z braku zajęcia zaczęłam czytać gazetę. Nie było tam nic ciekawego. Kilka ogłoszeń sportowych, ogłoszeń z pracą czy domem do wynajęcia i ogłoszenia typu - zaginął kot, odnaleziono psa i takie tam. Nic konkretnego. Odłożyłam gazetę i zdjęłam wyjący czajnik z gazu. Zalałam sobie herbatę i poszłam do salonu. Po raz kolejny włączyłam telewizor. W tym czasie drzwi wejściowe się otworzyły. Zerwałam się z kanapy i pobiegłam do przedpokoju.
- Jacob! Boże! Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłam. Gdzie ty byłeś tyle czasu?!
- Spokojnie.. Musiałem coś załatwić - odpowiedział śmiejąc się. Z niepowodzeniem próbował ukryć zdenerwowanie, które miał na twarzy.
- Jednak coś się stało. Przecież widzę.
- Kochanie, wszystko gra. Naprawdę. - powiedział, przyjmując spokojniejszy wyraz twarzy. Szybko pocałował mnie w policzek i przeszedł do kuchni. Poszłam za nim, czujnie go obserwując. Oparłam się o blat stołu i obserwowałam jak mój ukochany szykuje sobie jedzenie.
- Aż tak wyprzystojniałem przez te kilka godzin, że mi się tak przyglądasz? - powiedział gdy już zasiadł za stołem.
- Dokładnie przez pięć godzin. Pięć godzin w czasie których siedziałam zdenerwowana i martwiłam się o ciebie! O której skończył się patrol?
- Patrol skończył się tak jak zwykle.
- A co robiłeś przez pozostałe godziny?
- Musiałem coś załatwić..- powiedział, patrząc się w okno. Ukrywał coś przede mną. Zawszę tak robił gdy chciał coś ukryć.
- Mogłeś zadzwonić! Co było aż tak ważne, że tego nie zrobiłeś?!
- Dowiesz się w swoim czasie.
- No tak. Dobrze wiesz, że nie lubię jak coś przede mną ukrywasz!
- Wiem, ale Bello..
- Co Bello!? Wpoiłeś się w kogoś! Zgadłam! - wybuchłam, przerywając mu.
- Nie! Bello nie wpoiłem się. Kocham tylko ciebie! Kiedy ty w końcu to zrozumiesz?
- Byłoby mi łatwiej gdybyś nie miał przede mną tajemnic. Przecież wiesz, że .. - głos mi się załamał, a z oczu popłynęły łzy. Jacob westchnął i podszedł do mnie. Ujął moją twarz w dłonie i starł łzy kciukami. Jego nienaturalnie ciepły dotyk sprawiał mi przyjemność.
- Nie płacz. Nienawidzę gdy płaczesz. Bello, przecież nie raz ci to tłumaczyłem. Gdzieś na świecie na pewno jest jakaś kobieta, która jest mi przeznaczona przez wpojenie. Możliwe, że ma już z osiemdziesiąt lat, a możliwe, że jeszcze się nie narodziła. Być może mieszka gdzieś na Antarktydzie.. Nawet jeśli to co z tego. Szansa, że kiedykolwiek w życiu się zobaczymy jest praktycznie zerowa.. W moim życiu jesteś ty! Ciebie kocham i to się nie zmieni. Nie wyobrażam sobie przyszłości, w której nie ma ciebie, Bello! Kocham Cię najmocniej na świecie! Czy ty kiedykolwiek to zrozumiesz?
- Jacob, ja to wiem. Też cię bardzo, bardzo kocham, ale ...
- Wiem, że tamten dupek cię skrzywdził i uwierz mi, że gdybym go spotkał to bym go wykastrował, ale musisz o nim zapomnieć. Wiem, że nigdy nie zaufasz mi w stu procentach. Nie mam o to do ciebie żalu, ponieważ to rozumiem, ale wiedz, że będę się starał. Może uda mi się odbudować twoje zaufanie..
- Jesteś kochany. - powiedziałam i przytuliłam się do niego, a on wziął moje ręce i ucałował blizny, przypominające mi o Edwardzie. Zawsze ta robił, gdy kończyliśmy temat mojego zaufania.. Uśmiechnęłam się do niego i dałam całusa w policzek.
- To co takiego się wydarzyło? Powiesz mi?
- Oj Bello, Bello.. Nie teraz.
- Aha. No tak. Powodzenia z zaufaniem. Tajemnice ci w niczym nie pomogą.- powiedziałam niby to rozdrażniona, niby rozbawiona z własnego uporu i poszłam do naszej sypialni. Zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam na łóżku. Nie byłam już zła na Jacoba, ale ciekawa tej całej " tajemnicy ".  Dlaczego nie mógł mi powiedzieć teraz? Szykują się jakieś kłopoty, czy coś? Eh.. Ten mój Wilczek. Wzięłam moją ulubioną książkę, położyłam się i zaczęłam czytać.  Przeczytałam dziesięć stron i do sypialni wszedł Jacob. Usiadł koło mnie i mi się przyglądał. Udawałam, że dalej czytam żeby zobaczyć co zrobi.. Położył się obok i zaczął bawić się moimi włosami.
- Bello..- zamruczał mi do ucha.
- Tak?
- Gniewasz się na mnie? - Musnął ustami moją szyję.
- No nie wiem. Poczekaj.. Niech no się zastanowię. A jeśli powiem, że tak, to co?
- To wtedy będę Cię łaskotał! - Ryknął i zaczął mnie gilgotać.
- Nie... Ja..cob! Nie.. jestem zła! Prosz..ę skończ! - wydukałam pomiędzy atakami śmiechu.
- Na pewno?
- Tak. - Odpowiedziałam, ciężko dysząc od śmiechu. Usiadłam i wzięłam do rąk poduszkę. Niewiele myśląc walnęłam nią Jacoba.
- Ej! A to za co?
- Za to, że nie dałeś mi całusa na przeprosiny.- Powiedziałam i pokazałam mu język jak mała dziewczynka.
- Już nadrabiam zaległości - odpowiedział i zaczął mnie całować. Mmm.. Tego mi było trzeba. Porządnego całusa od mojego Wilczka. Oderwał się ode mnie gdy już brakło nam tchu.
- No. Teraz już wszystko gra.
- Kocham cię Bello!
- Ja ciebie też Jake. Ja ciebie też. - Powiedziałam i poklepałam go po ramieniu. Wstałam z łóżka i udałam się do garderoby.
- Wybierasz się gdzieś? - zapytał Jacob, przyglądając mi się.
- Tak. Pod prysznic. Jest późno i jestem zmęczona. - Powiedziałam, gdy wyszłam z garderoby.
- Pod prysznic, powiadasz.. A masz może ochotę na lokatora?
- Ty Wilk! Może po ślubie - powiedziałam i zniknęłam w łazience. Wiem, że to niezbyt nowoczesny pogląd, ale tego nauczyła mnie mama. Zawsze powtarzała mi, że wszystko powinno być po kolei, a poza tym może Jacob pośpieszy się i mi się oświadczy. Mam już dwadzieścia lat, Jacob dwadzieścia jeden, a do tego jesteśmy parą od trzech lat. Co prawda Jacob już raz mi się oświadczał, ale wtedy się nie zgodziłam, ponieważ bałam się o wpojenie. Cały czas się boję, ale myślę, że teraz bym się zgodziła. Zresztą nie ważne. Dla mnie liczy się tylko to, że Jacob mnie kocha i że ze mną jest. Rozebrałam się i weszłam do wanny napełnionej gorącą wodą. Tak.. Tego było mi trzeba do pełnego relaksu..
                                                                       *
- Dobra. Przepraszam, ale muszę kończyć. Pa! - Jacob rozłączył się pośpieszne gdy tylko wyszłam z łazienki. Rzucił telefon na łóżko i podszedł do mnie.
- Z kim rozmawiałeś? - zapytałam podejrzliwie.
- Z nikim ważnym.
- Jacob! Czy masz zamiar wszystko przede mną  ukrywać? Bo jak tak to ja dziękuję za taki związek!
- Bello. Dzwoniła Emily. Jutro pojedziemy do La Push.
- Przepraszam. Nie lubię jak coś przede mną ukrywasz.. Przepraszam.
- Nic się nie stało Bello.. Nic się nie stało.. - Powiedział i pocałował mnie w czoło.
- Pójdę się odświeżyć. Zaraz wrócę. - Ścisnął jeszcze moją dłoń i poszedł do łazienki, a ja wzięłam książkę, usiadłam w fotelu, ziewnęłam przeciągle i zaczęłam czytać.. Nawet nie wiem kiedy odleciałam w objęcia morfeusza... .

_________________________________________
No to pierwszy rozdział za nami : ) Podobał się? Mam szczerą nadzieję, że tak.  :) Jak zwykle przepraszam za wszelkie wykryte przez was błędy :)
Pozdrawiam ; **!! Marta ...

wtorek, 22 października 2013

Prolog

Na początku było tak cudownie.. Byliśmy w sobie "zakochani". Tyle mi obiecał, że zawsze będzie ze mną, że kiedyś będziemy mieli malutki, śliczny domek z ogrodem, że będziemy tacy szczęśliwi. Nie dotrzymał obietnicy. Wręcz przeciwnie! On złamał mi serce. W tym samym czasie mówił to także jej. Tej wywłoce, z którą go nakryłam. Tyle ostrych słów padło wtedy z mojej buzi.. Ale nie żałuję tego. Pamiętam te smutne miesiące, kiedy siedziałam w pokoju nie odzywając się do nikogo i próbując pozbierać się po tym wszystkim. Nie raz się kaleczyłam, a dowodem tego są te straszne blizny na rękach, które za wszelką cenę próbuję ukryć. Nienawidzę ich.. Przypominają mi o tym, jaka byłam słaba i żałosna. Edward Cullen. To przez niego tyle wycierpiałam. To on sprawił, że już nigdy nie zaufam do końca żadnemu facetowi. Rana, którą zostawił w moim sercu nigdy do końca się nie zagoi. Pół roku po tym postanowiłam wyprowadzić się z Phoenix do Forks. Tam wszystko przypominało mi o nim, a ja tak bardzo chciałam zacząć żyć od nowa.. Zacząć oddychać pełną piersią. W Forks mieszkał mój ojciec. Bardzo się ucieszył gdy oznajmiłam mu, że chcę z nim zamieszkać. Odkąd rozwiedli się z mamą nie miałam z nim zbyt dobrego kontaktu, a wspólne mieszkanie miało to zmienić. Decyzja o przeprowadzce to najlepsza decyzja jaką kiedykolwiek w życiu podjęłam.To właśnie w Forks poznałam prawdziwą magię, świat, którego jeszcze nie znałam i to właśnie w Forks poznałam Jacoba, który tak mi pomógł. Wyciągnął mnie z dna na którym tak długo zalegałam. Dzięki niemu zaczęłam żyć pełnią życia i blizny, które zostawił Edward powoli się zagoiły. Oczywiście oprócz tej na sercu. Ta blizna nigdy się nie zagoi do końca. Jacob jest jedynie takim plasterkiem na niej. Plasterkiem, ale wytrzymałym. Zawsze jest przy mnie. Na początku był tylko moim przyjacielem, ale od trzech lat jesteśmy parą. On potrafił uzyskać moje zaufanie, lecz nie do końca. Mój chłopak jest zmiennokształtnym. Ich rolą jest obrona miasta przed różnymi niebezpieczeństwami, a co najważniejsze, przed wampirami. Zmiennokształtność wiąże się także z wpojeniem. Niestety Jacob nie wpoił się we mnie i to mnie właśnie martwi. Wpojenie jest jak przyciąganie ziemskie. Gdy już nastąpi nie ma odwrotu. Obiekt wpojenia jest powietrzem dla zmiennokształtnego. Boję się, że Jacob spotka kiedyś kobietę w którą się wpoi i zapomni o mnie, a ja drugi raz nie dam rady podnieść się z dna. Załamię się i już nigdy nikomu nie zaufam. Mimo to bardzo, ale to bardzo kocham go i jestem z nim. Tylko czy na zawsze? Czy nasza miłość będzie wieczna? Eh... .
   Zobaczymy co czas przyniesie...

___________________________________
Oto i króciutki ( za co Was przepraszam ) prolog. Mam nadzieję, że Was zainteresowałam i będziecie czekać na rozdział 1 ;)
Do napisania : **.!
Marta...

sobota, 19 października 2013

Witajcie : )

Witajcie na moim nowym blogu. Mam nadzieję, że przypadnie on Wam do gustu i zainteresowaniem będziecie czytać historię dwóch bohaterów, która będzie opowiadać o wielkiej miłości.. Prolog mam już prawie skończony więc ostatnie poprawki i zostanie on wstawiony. Mam do was tylko jedno pytanie. Wolicie żeby bohaterowie mieli imiona jak bohaterowie zmierzchu czy wymyślone przeze mnie?
Nie przynudzam więcej i lecę kończyć prolog. :)
Marta..