wtorek, 2 września 2014

Rozdział 14

Perspektywa Belli.

Wcale nie zamierzałam odwiedzać Emily i ojca, ale nie zamierzałam także siedzieć w domu. Mimo, że wczorajszego dnia prawie wszystkie moje problemy zostały rozwiązane, niestety w bardzo przykry dla nas wszystkich sposób, została jeszcze jedna sprawa, którą musiałam załatwić. Edward. Musiałam z nim porozmawiać i ustalić parę rzeczy. Tylko za bardzo nie wiedziałam jak to zrobić. Bo przecież nie wiem gdzie on mieszka.
- Świetnie, po prostu wspaniale! Nie pozostaje mi nic innego jak tylko jeździć po Forks i modlić się żeby się na niego natknąć. Do tego gadam sama do siebie. - Zaczęłam się śmiać sama z siebie i gdy już myślałam, że jestem jakaś obłąkana, wpadłam na pewien pomysł. Przypomniało mi się jak kiedyś Jacob opowiadał mi o ich darach. Jedna z Cullenów, przewidywała przyszłość i pomyślałam, że jak postanowię sobie, że spotkam się z Edwardem, ona to przewidzi i mu przekaże. Skoncentrowałam się na myśleniu o mnie i Edwardzie, gdzieś za granicą paktu żeby Jacob się nie dowiedział. Nie wiedziałam czy to zadziała, czy nie, ale byłam zdesperowana i już po chwili szukałam kluczyków od samochodu. Gdy je znalazłam zabrałam torebkę i kurtkę i zamykając za sobą drzwi ruszyłam w stronę samochodu. Już po chwili przekraczałam granice paktu. Stanęłam na jakiejś bocznej drodze i jeszcze raz zaczęłam intensywnie myśleć nad spotkaniem z Edwardem. Czas mijał i gdy już miałam wracać do domu, za zakrętu wyjechało srebrne Volvo. Edward zatrzymał się na chwilę i ruszył dając mi znak żebym jechała za nim. Zrobiłam co kazał i już po chwili byłam przed posiadłością Cullenów, która naprawdę zapierała dech w piersiach.Wysiadłam z samochodu i podeszłam do drzwi. Edward mi je otworzył, wpuszczając do środka.
- W domu jest tylko Esme. Carlisle jest w pracy, Alice zabrała Jaspera, jest mało odporny na ludzką krew, a Rosalie i Emmett są na polowaniu.
- To dobrze. Nie wiem czy czułabym się tu swobodnie wiedząc, że wszyscy słyszą każde moje słowo.
- Ściany są tu dźwiękoszczelne. Chcemy mieć trochę prywatności. A swoją drogą dziwi mnie to, że najbardziej martwią cię nasze zdolności, a nie to, że jesteś w domu, w którym mieszkają wampiry.
- Nie boję się was. Możemy już porozmawiać. Chciałabym już mieć to za sobą. 
- No dobrze. Mój pokój jest na górze - powiedział, wskazując ręką schody. Zaczęłam się po nich wspinać, a gdy już byłam na górze zderzyłam się z jakąś kobietą. To pewnie była Esme.
- Och, przepraszam. Bella, tak?
- Tak. Dzień dobry pni Cullen.
- Mów mi Esme, a teraz przepraszam was, ale się śpieszę - powiedziała szybko i pobiegła na dół. Spojrzałam zdziwiona na Edwarda, a ten wzruszył ramionami.
- Krew. Taka jest nasza natura. A twoja krew jest szczególna. Wszyscy to zauważyliśmy.
- To niedobrze?
- Dla ciebie nie, a szczególnie w naszym towarzystwie - powiedział wpuszczając mnie do pokoju. Tak jak myślałam był on urządzony w bardzo eleganckim stylu. Stonowane kolory i spokojne meble. Cały Edward.
- O czym chciałaś porozmawiać?
- Przecież wiesz.
- Tak. Wiem. Bello, ja chciałbym cię przeprosić. Naprawdę... .
- Nie masz za co.
- Mam.
- No dobrze. Masz. Ale co było to było. Nie wracajmy do tego. Głównie to chciałam ci powiedzieć. Przyjmuję twoje przeprosiny i nie mam ci NICZEGO za złe. Ale umówmy się, że od tej chwili będziemy żyć jak by to wszystko się nie stało. Jak byś w ogóle nie przyjechał do Forks. Nie chcę ci wchodzić w drogę i tego samego oczekuję od ciebie.
- Hym... Nie spodziewałem się czego takiego. Miałem nadzieję, że będziemy mogli zostać przyjaciółmi.
- Przyjaciółmi? Edwrad, ja nie sądzę, że to dobry pomysł. Jacob zabije mnie jak się dowie, że się z tobą kontaktowałam, a jakby się dowiedział, że tu byłam i zostaliśmy przyjaciółmi, zabiłby i ciebie. Uważa, że grozi mi z waszej strony niebezpieczeństwo.
- Nie przeczę, ale z ich strony grozi ci to samo.
- Wiem, że oni mnie nigdy nie skrzywdzą. Pójdę już. - Nic nie powiedział tylko odprowadził mnie do samochodu.
- Do zobaczenia.
- Nie sądzę - powiedziałam i odjechałam. Wróciłam do domu, wzięłam długi prysznic i zrobiłam pranie. Musiałam zrobić wszystko żeby Jacob nie wyczuł zapachu Edwarda. Gdy już wszystko było gotowe usiadłam wygodnie na łóżku i zaczęłam czytać książkę. Tak mnie wciągnęła, że nawet nie usłyszałam jak Jacob wchodzi do domu. Dopiero jak się do mnie odezwał, zauważyłam, że jest.
- Jak ci minął dzień?
- Spokojnie. Nie wychodziłam z domu. A tobie?
- Dzień jak dzień. Sporo obowiązków. Starałem się jak najszybciej znaleźć w domu.
- Jesteś głodny? Pójdę przygotować coś do jedzenia, a ty idź się odśwież.
- Okej. Zaraz zejdę - powiedział, pocałował mnie w policzek i zniknął za drzwiami łazienki. Przez cały czas próbowałam wykrztusić z siebie choć trochę entuzjazmu, ale niezbyt mi to wychodziło. Mój głos był przygaszony i widziałam, że Jacob także to zauważył. Przygotowałam jedzenie i usiadłam przy stole, czekając na Jacoba. Po chwili chłopak siedział koło mnie i razem jedliśmy posiłek. Między nami panowała cisza. Przez chwilę zastanawiałam się nad tym, kiedy w końcu będzie jak dawniej. Mam nadzieję, że jak najszybciej. Po skończonym posiłku posprzątałam wszystko i poszłam do salonu.
- Co masz ochotę dzisiaj robić? - Zapytał Jacob. Na co miałam ochotę? Na oderwanie się od tego wszystkiego. Na miłe spędzenie czasu. Na zabawę. Mogłabym tak wymieniać bez końca, ale najbardziej chciałam spędzić czas z Jacobem, pod  ciepłym kocem, oglądając jakąś komedię i naśmiewając się ze słabych aktorów, tak jak kiedyś. 
- Po prostu włączmy jakiś film.
- Komedia, ciepły kocyk i gorąca czekolada?
- Jak ty mnie dobrze znasz.
- Ja pójdę zrobić czekoladę, a ty wybierz film - powiedział i poszedł do kuchni. Ja stanęłam przed półką z filmami i uśmiechnęłam się. To będzie jeden z najfajniejszych wieczorów od bardzo dawna.

~ tydzień później ~

- Jesteś pewna, że niczego ci nie potrzeba? Może zawiozę cię do lekarza?
- Jacob, naprawdę nic mi nie jest. Po prostu za dużo zjadłam i teraz jest mi niedobrze.
- Ale...
- Żadne ale. Idź już na ten patrol, a ja pojadę do Emily.  
- No dobrze, ale jak będziesz się gorzej czuła to obiecaj mi, że pójdziesz do lekarza.
- Obiecuję - powiedziałam, całując go w policzek i wypychając za drzwi. - Pa, pa. Kocham cie.
Usłyszałam szybkie " ja ciebie też " i zamknęłam drzwi. Jacob dramatyzuje. Od zwykłego bólu brzucha jeszcze nikt nie umarł.

~ kolejne dwa tygodnie później ~

Jak ten czas szybko leci. Już za tydzień będę żoną Jacoba. Kto by pomyślał? Teraz stoję w małej sypialni Sama i Emily, w pięknej, białej sukni i uśmiecham się jak głupia.
- Wyglądasz obłędnie. Nic nie trzeba zmieniać.
- Emily, nawet nie wiesz jak bardzo jestem szczęśliwa. W końcu wszystko się układa.
- Mówiłam, że wszystko będzie dobrze. Ciekawie czy ja jeszcze zmieszczę się w swoją. Przez tę ciążę dużo przytyłam, a poza tym, dzidziuś rośnie.
- Masz rację. Idź i ją przymierz, bo jeśli nie pasuje trzeba kupić coś równie cudownego - powiedziałam ściągając swoją suknię i zamykając ją w pokrowcu. Już za tydzień będę mogła się w niej pokazać. Za tydzień. Został tylko tydzień, a jest jeszcze tyle rzeczy do zrobienia. Na szczęście jutro przyjeżdża Renee i mam nadzieję, że mi pomoże.
- Nie dopnie się - powiedziała Emily, wyrywając mnie zza myślenia. - A wiesz co to oznacza?
- Wiem. Zakupy - odpowiedziałam jej szczęśliwa. To jedno z naszych najbardziej ulubionych zajęć. Ubrałyśmy się szybko w swoje ciuchy i zaczęłyśmy zbierać się do wyjścia.
- Chyba dzwoni ci telefon.
- Rzeczywiście. Nie słyszałam - powiedziałam, szukając telefonu w torebce. Gdy spojrzałam na wyświetlacz westchnęłam zirytowana.
- Jacob.
- Znowu? Dzwoni już piąty raz w ciągu godziny.
- Odbiorę - powiedziałam przeciągając palcem po ekranie. - Halo?
- Bella? Jak się czujesz?
- Boże, Jacob, wszystko w porządku.
- Na pewno? Rano bardzo...
- Blado wyglądałam i byłam zmęczona. Tak, wiem. Mówiłeś to już z tysiąc razy. Nic mi nie jest. Pa - powiedziałam i rozłączyłam się.
- To słodkie. Tak się o ciebie martwi.
- Raczej chore. Od kilku dni jestem trochę zmęczona i czasami źle się czuję, ale to normalne. Mam dużo na głowie, próbuję wszystko dopiąć na ostatni guzik jeśli chodzi o ślub. Nawet rzuciłam pracę w sklepiku, bo po prostu i tak nie miałam czasu żeby tam chodzić. Jacob zachowuje się tak, jakbym była ciężko chora.
- Martwi się. To normalne, a teraz do samochodu! W końcu trzeba odwiedzić parę sklepów.

                                                                         ~ * ~


- Jacob?! Jesteś?! - Krzyknęłam, wchodząc do domu. Po chwili przy drzwiach zobaczyłam Jake' a.
- Jestem, jestem. Daj mi to - powiedział, wziął ode mnie torby i pocałował mnie. - Zmęczona?
- Strasznie. Jedyne o czym marzę to długi masaż, ciepła kąpiel i miękkie łóżko. No i oczywiście coś dobrego do jedzenia.
- Ostatnio dużo jesz.
- Bo jestem w ciągłym ruchu. Miałam dużo spraw do załatwienia, ale zobaczysz, wszystko będzie cudowne.
- Wierzę w to. Idź do kuchni. Wiedziałem, że będziesz głodna i zrobiłem ci coś smacznego. Ja pójdę zanieś wszystko na górę.
- Dziękuję. Jesteś kochany.
- Wiem - powiedział, a ja cmoknęłam go w policzek i ruszyłam w stronę kuchni. Wszystko szybko zjadłam i pobiegłam na górę. Jacob leżał na łóżku.
- Było pyszne. Dziękuję.
- Nie ma za co. To co następne? Masaż czy kąpiel?
- Masaż.
- To kładź się. - Zrobiłam to co kazał i już po chwili moje mięśnie rozulźniały się pod wpływem rąk Jacoba.
- Wiesz, byłoby o wiele lepiej, gdybyś zdjęła bluzkę.
- Lepiej dla mnie, czy dla ciebie?
- Oczywiście, że dla ciebie. Ja skorzystam przy okazji.
- Tak właśnie myślałam. Tylko nie rozpraszaj się za bardzo - powiedziałam i ściągnęłam bluzkę. - A teraz masuj i nie narzekaj. - Z powrotem położyłam się na łóżku. Było mi tak dobrze, że nawet nie wiem kiedy moje oczy zamknęły się.
- Bello, rezygnujesz z kąpieli? - Jacob szepnął mi do ucha, całując mój policzek.
- Mhmm... Już wstaję - powiedziałam i podniosłam się z poduszek. Szybko położyłam się z powrotem, kiedy zorientowałam się, że mój stanik jest rozpięty.
- Jacob?!
- No co? Zapięcie mi przeszkadzało.
- Idź ty! - powiedziałam, zapinając stanik. Wstałam, wzięłam świeżą bieliznę i udałam się do łazienki. - A miałam zaproponować ci wspólną kąpiel - powiedziałam po drodze.
- To znaczy, że mógłbym odpiąć ci ten stanik jeszcze raz. Hym... . Czy jest coś, co sprawi, że twoja propozycja będzie nadal aktualna?
- Jest. Idź i ją przygotuj. Ale to będzie wspólna kąpiel. Nic więcej.
- Już idę - powiedział i pobiegł do łazienki. Z uśmiechem na ustach podążyłam za nim.
                 

                                                                           ~*~

Rano obudziły mnie promienie słońca, które przedostały się przez żaluzje. Wydostałam się z mocnego uścisku Jacoba, przez co na jego twarzy pojawił się wielki grymas. Przeciągnęłam się, a wszystkie moje kości zaczęły strzelać na znak protestu. Skrzywiłam się kiedy poczułam niemiły ból w plecach. Pewnie niewygodnie spałam. W ogóle strasznie się czułam. Spojrzałam na zegarek. Już ósma. Długo spałam. Zeszłam na dół i przygotowałam sobie miskę płatków. Gdy zjadłam, zrobiłam śniadanie dla Jacoba i poszłam go obudzić.
Odsłoniłam żaluzje wpuszczając do pomieszczenia więcej światła i ściągnęłam z niego kołdrę.
- Bello, daj żyć.
- Wstawaj, wstawaj.
- Już - wymamrotał, wtulając się w poduszkę. Westchnęłam i zabrałam mu poduszkę.
- Gorzej niż z dzieckiem. Wstawaj. Śniadanie czeka. I pośpiesz się bo mamy dzisiaj dużo spraw do załatwienia. Musimy jechać do Charliego żeby sprawdzić czy jego garnitur pasuje, odebrać mamę i Phila z lotniska, później ty musisz zająć się swoimi obowiązkami, a ja muszę ustalić z Emily menu na nasz ślub. W między czasie musimy zamówić ten tort co ci pokazywałam.
- Zapomniałem, że twoja mama przyjeżdża. I o tym torcie też.
- Zapewne o wszystkim innym też. Co ty byś beze mnie zrobił. Nic. No właśnie. Więc podnoś się z tego łóżka i marsz do kuchni na śniadanie.
- Coś ty taka nerwowa?
- Nie wiem. Po prostu jestem zmęczona.
- To usiądź choć na chwilę i odpocznij.
- Nie mam na to czasu. Muszę zacząć się szykować i tobie także radzę się pośpieszyć - powiedziałam zamykając za sobą drzwi od łazienki. Było mi zimno i czułam się coraz gorzej. Tak jest od kilku dni. Naprawdę kiepsko się czuję i chyba coś mnie bierze. Muszę doprowadzić się do porządku żeby Jacob nic nie zauważył. Nie chcę żeby się martwił. Zaczęłam się szykować, ale nagle poczułam mocne mdłości i zwymiotowałam. W tym samym momencie Jacob wszedł do łazienki.
- Bello, kochanie, co ci jest?
- Przepraszam cię, ale chyba będziesz musiał to wszystko załatwić sam. Kiepsko się czuję.
- Chodź, położysz się, a ja zaparzę ci herbatki. Coś cię boli?
- Brzuch i głowa. To na pewno jakiś wirus.
- Masz temperaturę. Jesteś gorąca.
- To dlatego tak mi zimno - powiedziałam, przykrywając się po uszy kołdrą.
- Może wezwę lekarza?
- Nie trzeba. Po prostu poleżę sobie i odpocznę. Przepraszam, że zostawiłam cię z tym wszystkim.
- Bello, o nic się nie martw. Ja wszystko załatwię, a ty odpoczywaj. Twoje zdrowie jest najważniejsze.
- Powiedz Emily, że możemy ustalić te menu przez telefon. Mam już wszystko zaplanowane tylko muszę jej powiedzieć co i jak. Później do niej zadzwonię.
- Dobrze. Teraz pójdę zrobić tę herbatę. Przynieść ci coś?
- Może jakieś tabletki na zbicie gorączki. No i jakąś książkę i laptopa, gdybym się nudziła. Weź też chusteczki bo chyba mam katar.
- Za chwilę będziesz miała wszystko czego potrzebujesz. I zadzwonię jednak po tego lekarza - powiedział i zamknął szybko drzwi żebym nie mogła zaprotestować. Niech mu będzie. Może to i lepiej. Nie chciałabym być chora na własnym ślubie.

Perspektywa Jacoba.

Rozmawiałem z Emily i powiedziałem jej o menu. Chciała jechać do Belli, ale powiedziałem, że to nie jest najlepszy pomysł. Nie chciałbym żeby się zaraziła. Garnitur Charliego leży jak trzeba, a tort jest już zamówiony. Teraz stoję na lotnisku w Seattle i czekam na Renee i Phila. Myślami cały czas jestem przy Belli. Od kilku dni widziałem, że coś ją bierze, a dzisiaj rozłożyło ją kompletnie. Zanim wyszedłem z domu zwymiotowała jeszcze dwa razy. Była kompletnie wyczerpana. Dzwoniłem do lekarza, ale powiedział, że będzie dopiero po południu, więc nie mogłem na niego czekać. Bella zarzekała się, że da sobie radę i mogę, a raczej muszę jechać załatwić te wszystkie sprawy. Dzwoniłem do niej kilka razy, ale nie odbierała. To dobrze. Potrzebuje teraz snu.
- Jacob! - Z za myślenia wyrwał mnie głos Renee. Podbiegła do mnie i zaczęła ściskać.
- Tak się cieszę, że wtedy się pogodziliście i że mogę cię tu teraz widzieć. Zwłaszcza kiedy przyleciałam na taką okazję. Moja mała córeczka wychodzi za mąż. Boże, zaraz się rozpłaczę. A tak właściwie to gdzie ona jest?
- Spokojnie Renee. Też się cieszę, że cię widzę - powiedziałem, biorąc od Phila walizki i witając się z nim. - Bella się rozchorowała. Chyba jakiś wirus.
- Boże! Moja mała córeczka? I to tydzień przed ślubem. Co teraz będzie?
- Spokojnie Renee. Po pierwsze to nie taka mała - powiedziałem, uśmiechając się i pakując ich walizki do samochodu. - A po drugie, już dzwoniłem do lekarza. Pewnie już był, ale nie mogę się do niej dodzwonić. Pewnie śpi. Jeśli Bella nie wydobrzeje przez ten tydzień, przeniesiemy ślub. Jej zdrowie jest dla mnie najważniejsze.
- Ale jak to przeniesiecie ślub. Przecież...
- Normalnie. Dla mnie najważniejsza jest Bella. Oczywiście nie chciałbym tego, bo pragnę by moja narzeczona została w końcu moją żoną, ale naprawdę się o nią martwię i chcę dla niej jak najlepiej.
- Z każdym twoim słowem jestem coraz bardziej pewna, że moja córka dobrze wybrała. Będziesz o nią dbał.
- Dziękuje Renee. Twoje zdanie bardzo się dla mnie liczy - powiedziałem, wsiadając do samochodu.

Perspektywa Belli.

- Proszę wykupić te leki i odpoczywać. Powinna pani o siebie dbać. Jestem pewien, że szybko powróci pani do zdrowia.
- Dobrze. Dziękuję panu. Do widzenia - powiedziałam i zamknęłam drzwi za lekarzem, którego przysłał do mnie Jacob. Był bardzo miły, ale w tej chwili marzyłam tylko o tym żeby położyć się w łóżku. Wzięłam z salonu receptę, którą mi zostawił i położyłam na blacie w kuchni, tak żeby Jacob ją zauważył. Gdy tylko położyłam głowę na poduszce, zasnęłam. Obudziło mnie trzaśnięcie drzwi. Już po chwili w moim pokoju pojawiła się rozgadana mama. Uśmiechnęłam się na jej widok i wstałam z łóżka, wpadając w jej ramiona.
- Mama! Tęskniłam.
- Ja za tobą też! Tak bardzo. Ale dlaczego ty wyszłaś z łóżka? Blado wyglądasz. Powinnaś odpoczywać.
- Czuję się już dobrze. Chyba gorączka mi przeszła.
- Mimo to powinnaś odpoczywać. Dobrze cię widzieć, Bello. - Usłyszałam głos Phila i już po chwili byłam w jego objęciach.
- Ciebie także, Phil. Cieszę się, że już jesteście.
- Bella, jak się czujesz? - Do pokoju wszedł Jacob. Podszedł do mnie i przyłożył mi dłoń do czoła. - Gorączka ci już chyba minęła.
- Tak. Czuję się lepiej. Tylko lekko boli mnie brzuch. Lekarz powiedział, że to zwykła grypa żołądkowa. Po trzech dniach powinno przejść. W kuchni zostawiłam receptę, którą musisz mi wykupić. Da się załatwić?
- No oczywiście, że tak. Dobrze, że to nic gorszego - powiedział, całując mnie w policzek. - To ja może pójdę zrobić coś do picia i jedzenia, a ty się kładź do łóżka. Mimo to powinnaś odpoczywać.
- Ale...
- Żadne ale. Phil pójdzie z Jacobem i mu pomoże - powiedziała Renee, rzucając Philowi porozumiewawcze spojrzenie. - A ja porozmawiam z moją córeczką.
- Dokładnie tak. To my już idziemy, a wy poplotkujcie sobie.
- Mamo, powinnaś iść. Nie chcę, żebyś się zaraziła.
- Spokojnie. Jestem bardzo odporna. Widziałaś mnie kiedyś chorą?
- Zawsze musi być ten pierwszy raz, a nie chciałabym żebyś była chora na moim ślubie.
- Nie martw się o mnie Bello.  Lepiej opowiadaj jak wam się układa? Bo z tego co słyszałam i co widzę, to bardzo dobrze.
- Tak. Dawno chyba nie było lepiej. Czasami czuję, jakbyśmy porozumiewali się bez słów. Jacob jest bardzo czuły i opiekuńczy. Czasami, aż za bardzo - powiedziałam, uśmiechając się.
- To dobrze. W końcu za tydzień bierzecie ślub.
- No tak i powiem ci, że bardzo się z tego powodu cieszę.
- A spróbowałabyś nie - powiedział Jacob, wchodząc do pokoju.
- Nieładnie tak podsłuchiwać.
- Nie podsłuchiwałem. Przyszedłem tylko zapytać, czy niczego ci nie potrzeba?
- Nie, nie. Mam wszystko. A propos, czy załatwiłeś to, o co cię prosiłam?
- Wszyściutko. Emily miała zadzwonić wieczorem. To chyba wszystko. Renee, chodź na dół. Wszystko gotowe.
- Zaraz zejdę.
- Dobrze. Przepraszam cię, ale będę musiał was zostawić. Pojadę po lekarstwa dla Belli i muszę jechać do sfory. Obowiązki wzywają.
- Nie ma sprawy. Będziemy się czuć jak u siebie w domu.
- I prawidłowo. To ja lecę. Bello, proszę cię, leż w łóżku i odpoczywaj - powiedział, całując mnie w czoło. - Postaram się wrócić jak najszybciej.
- Jedź. Ja się zajmę moją córeczką jak trzeba.
- Tak. Będę miała doskonałą opiekę. Możesz być pewien.
- To do zobaczenia - powiedział jeszcze i po chwili słyszałam jak żegna się z Philem i huk zamykanych drzwi.
- Wołaj jakbyś czegoś potrzebowała. Pójdę już do Phila, a ty odpoczywaj. Kocham cię.
- Ja ciebie też mamo. Dziękuję. - Renee uśmiechnęła się jeszcze i wyszła z pokoju, a ja ułożyłam się wygodnie na łóżku i próbowałam zasnąć. Nie było to łatwe, ponieważ ból głowy powracał i czułam mdłości
Coś czuję, że to będą ciężkie trzy dni.

_________________________________________________________________

Oddaję w Wasze ręce w imieniu Marty. Napisała kilka rozdziałów w przód i myślę, że chciałaby żebym je dodała... .