czwartek, 28 listopada 2013

Rozdział 3


Dzisiejszy dzień był wyjątkowy. Dziś zostałam narzeczoną Jacoba. Teraz czekam na mojego narzeczonego, który musiał iść na krótki, nocny patrol. Powinien przyjść za jakieś pięć minut więc włączyłam sobie telewizor żeby zabić czas. Skakałam z kanału na kanał, aż przyszedł Jake.
- Nie śpisz jeszcze? Już po północy...
- Nie. Chciałam poczekać na ciebie. - Odpowiedziałam, przytulając się do Jacoba.
- Zmęczona?
- Nawet nie wiesz jak bardzo, Jake. - Powiedziałam, a ten wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni.
- Wiesz, mam z tobą stanowczo za dobrze. Jesteś taki kochany ...
- To najpiękniejszy dzień w moim życiu. Wiesz, muszę ci powiedzieć, że nie spodziewałem się, że tak od razu się zgodzisz. Nie miałaś wątpliwości?
- Wątpliwości mam cały czas i ty wiesz dlaczego, ale dzisiaj nie mogłam powiedzieć "nie". Kocham cię i wiem, że ty kochasz mnie, a to chyba to jest najważniejsze.
- Moja piękna narzeczona. - Powiedział, całując mnie.
- To takie nierealne... Dzisiaj tyle się wydarzyło ...
- Tak. I wiesz co?
- Co?
- Myślę, że jak na jeden dzień to za dużo wrażeń. Widzę, że już zasypiasz.
- Tak. Jestem strasznie zmęczona. Jestem wdzięczna Philowi.
- Philowi?
- Tak. Renee strasznie mnie męczyła. Cały czas gadała i już chciała planować wesele. Buzia jej się nie zamykała. Znasz moją mamę. Gdyby Phil jej nie zabrał, nie wytrzymałabym.
- Podziękujemy mu jutro, a teraz chodźmy spać. Oboje jesteśmy zmęczeni, Bello. Moja mala, Bello. - Powiedział, całując mnie w policzek i przytulając mocno. Niczego więcej nie było mi trzeba. Objęta miłością odpłynęłam w objęcia morfeusza...
                                                                              *
Ciągłe, uciążliwe pukanie do drzwi nie dawało mi spać i doprowadzało do szału. A kto był tego sprawcą? Oczywiście moja mama. Co chwila przychodziła i pytała o najróżniejsze rzeczy. Jacob spał jak zabity, a ja wychodziłam już z siebie. Byłam strasznie zmęczona, ponieważ nie mogłam w nocy spać. Cały czas śnił mi się on... Mówił, że powróci żeby mnie przeprosić, a ja płakałam i płakałam. Dopiero nad ranem udało mi się zasnąć, ale nie na długo. Niestety.
- Jeszcze raz się o coś zapyta to ją uduszę. - Powiedziałam zirytowana, gdy po raz kolejny usłyszałam pukanie do drzwi...
- Słucham? - Warknęłam groźnie.
- Przepraszam, że was budzę, ale mam sprawę do Jacoba. - Tym razem nie była to mama tylko Sam. Podniosłam się ospale z łóżka i założyłam miękki szlafrok.
- Nie szkodzi. I tak już nie spałam. Już go budzę. - Odpowiedziałam, otwierając drzwi i wpuszczając Sama do sypialni.
- Jacob! Pobudka!
Nic...
- Jacob!
- Kobieto, jeśli mnie kochasz, daj mi się wyspać. - Odpowiedział zaspanym głosem, nakładając poduszkę na głowę.
- Bella z całą pewnością cię kocha, ale wybacz, obowiązki wzywają.
- Sam?! Co ty tu robisz?
- Mamy problem. Zbieram całą sforę.
- Ehh.. Już wstaję. Dziesięć minut i będę gotowy.
- Sam, może napijesz się czegoś?
- Chętnie.
- Więc zapraszam do kuchni. - Powiedziałam, wychodząc z sypialni. W drodze do kuchni spotkałam mamę.
- Nie śpisz już?
- Ciekawie dlaczego... - Odburknęłam jej i weszłam do kuchni. Wstawiłam wodę na herbatę i zaczęłam kroić ciasto.
- Co to za awaria?
- Seth na porannym patrolu złapał trop jakiegoś wampira.
- Wampira?!
- Spokojnie Bello. Pozbędziemy się go... - Powiedział Jacob, który zmaterializował się przy moim boku. Kiwnęłam niepewnie głową i podałam cisto i herbatę do stołu. Spojrzałam na zegarek. Wpół do dziewiątej.
- Umówiłam się z mamą na zakupy. Muszę iść się szykować. Jacob?
- Tak Bello?
- Wróć w jednym kawałku. - Powiedziałam, przytulając go i całując w policzek.
- Spokojnie. Wróci cały i zdrowy. Masz moje słowo, Bello.
- Dzięki Sam. To ja lecę... - Powiedziałam i pobiegłam na górę. Po drodze zaszłam do pokoju mamy i Phila.
- Coś się stało Bello?
- Chciałam ci przypomnieć, że za godzinę jedziemy do Port Angeles.
- Pamiętam kochanie... Phil pojedziesz z nami?
- Wybaczcie dziewczyny, ale chodzenie po sklepach to ostatnia rzecz na jaką miałbym ochotę.
- Okej. Phil mam prośbę. Jeśli zostajesz w domu, nie wychodź do lasu, okej?
- Dobrze... Coś się stało?
- Nie, nie. Po prostu wolę być przekonana, że nic ci nie grozi.
- Spokojnie. Umiem się obronić.
- W to nie wątpię. - Powiedziałam i ruszyłam w stronę garderoby.
- Jesteś już gotowa? - Zapytała mama, gdy weszłam do salonu. Przyznaję, że przygotowania trochę mi zajęły, a mama siedziała zniecierpliwiona i czekała na mnie.
- Tak, tak. Chodź już bo nie mamy czasu. - Powiedziałam i wyszłam z domu. Po głowie cały czas chodziła mi myśl, że Jacobowi może coś się stać. Odkąd dowiedziałam się o prawdziwej naturze Jake' a, wampir w Forks pojawił się tylko raz. Nie był groźny i sfora szybko dała sobie z nim radę. Teraz nie wiedziałam czy był to jeden wampir, czy było ich kilka i czy byli groźni. Jake kiedyś opowiada mi o wampirach. Podobno są bardzo szybcy i zwinni, ich skóra jest lodowata i świecą w słońcu. Opowiadał mi także, że kiedyś w Forks była rodzina wampirów, żywiących się krwią zwierzęcą. Było ich czworo. Ponieważ nie byli groźni dla ludzi, sfora zawarła z nimi pakt. Prawdopodobnie co jakiś czas wyprowadzają się z Forks, żeby ludzie nie zorientowali się kim są, a gdy minie wystarczająca ilość czasu, wracają. Ostatnim razem byli tu pięćdziesiąt lat temu. Wtedy Forks broniła inna sfora. Byli w niej dziadkowie i ojcowie chłopaków z teraźniejszej sfory. Hymm... Ja osobiście nigdy nie spotkałam żadnego wampira i mam nadzieję, że tak już pozostanie. Wolę je znać tylko z opowieści Jacoba.
- Zamyśliłaś się ... - Powiedziała nagle Renee. Rzeczywiście się zamyśliłam. Wszystko robiłam mechanicznie. Odpaliłam samochód, wyjechałam na główną drogę w Forks i skierowałam się w stronę Port Angeles. Nawet nie zauważyłam kiedy...
- Tak. Przepraszam... Mówiłaś coś?
- Pytałam co się dzieje.
- Nic takiego.
- Bello, znam cię nie od dziś i wiem, że coś się dzieje... To przez Sama? Przyniósł jakieś złe wieści?
- Tsa...
- Tak myślałam. Wampir w Forks?
- Tak. Mamo, wiesz, że twoja wiedza na ten temat jest bardzo niebezpieczna? Gdyby ktoś się dowiedział ...
- Wiem, kochanie. Uwierz, że ja i Phil zachowamy to dla siebie. Ufasz mi chyba?
- Tak, tak.
- To w czym problem?
- Martwię się o was, o tatę i Jacoba.
- Wszystko będzie dobrze...
- Taką właśnie mam nadzieję. Nie mówmy już o tym...
- Masz rację. Wiesz, nadal nie mogę uwierzyć, że jesteś zaręczona. Myślałam, ze po tym co zrobił ci ten gnojek, nie zaufasz już nikomu. Cieszę się twoim szczęściem, kochanie...
- Też nie mogę w to uwierzyć. To wszystko dzięki Jacobowi. To on sprawił, że znów potrafię się uśmiechać.
- Jacob to wspaniały chłopak.
- Tak. Strasznie go kocham.
- To widać. Widać też, że on kocha ciebie.
- Taką mam nadzieję. - Powiedziałam i zaczęłam myśleć. Mama już się nie odzywała, więc mogła spokojnie wszystko przeanalizować. Jacob mi się oświadczył, a ja a go przyjęłam. W niedalekiej przyszłości zostaniemy małżeństwem, założymy rodzinę i będziemy wieść spokojne życie. Przynajmniej taką mam nadzieję. Kocham Jake' a. Jest mi bardzo, bardzo bliski. Nie wiem czy dałabym sobie bez niego radę. Jacob to taki promyczek słońca, który przebił się przez ciemne chmury i rozświetlił całe moje życie. Odkąd jesteśmy razem, nigdy nie poczułam się zaniedbana, upokorzona czy niechciana. Wręcz przeciwnie. Całe moje ciało przepełniała miłość. Cały czas pamiętam dzień, w którym wyznał mi swoje uczucia. Tamtego dnia powiedział mi także, że jest wilkołakiem. Pamiętam, że nie to mnie wtedy obchodziło. Tamtego dnia liczyła się tylko miłość. Moja do niego i jego do mnie. Dopiero na drugi dzień zaczęłam go o wszystko pytać. Poznałam jego naturę i dowiedziałam się wszystkiego o jego życiu. Pamiętam jak zmartwiłam się na wieść, że Jacob się nie starzeje i jak zaczął mnie uspokajać, że to można zmienić. Jeśli wilk ma ukochaną i ona zaczyna się starzeć, on przestaje się zmieniać, a to oznacza, że on także zacznie się starzeć. Gdy już wszystko wiedziałam, Jacob zmienił się w wilka i zabrał na przejażdżkę na jego grzbiecie. Na początku się bałam, a później śmiałam się jak małe dziecko.  Rok temu Jacob także mi się oświadczył. Nie były to takie oficjalne oświadczyny jak wczoraj. Byliśmy sami w domu, miło spędzaliśmy czas. Nagle Jake zapytał czy wyjdę za niego. Myślałam, że żartuje, ale jego twarz była tak poważna. Wtedy odmówiłam. Nikt o tym nie wiedział. Tylko nasza dwójka. Od tamtego czasu wiele się zmieniło. My się zmieniliśmy. Zamieszkaliśmy razem i wiedliśmy szczęśliwe życie.
- Wczoraj nie mogłam powiedzieć " nie". - Nawet nie zorientowałam się, że wypowiedziałam te słowa na głos. Dopiero mama mi to uświadomiła. Uśmiechnęła się i powiedziała:
- Dobrze zrobiłaś.
- Och. Myślałam na głos.
- Wiem. Często tak robisz, kochanie. Zaraz będziemy na miejscu.
- Tak. Wiem. Od czego zaczniemy?
- Myślę, że najpierw obejdziemy sklepy z odzieżą. Uwielbiam kupować nowe ciuszki...
- W końcu po kimś muszę to mieć. Prawda?
- Tak, tak - powiedziała i uśmiechnęła się do mnie. - Na koniec kupimy coś na obiad. Myślisz, że się wyrobimy do szesnastej?
- Myślę, że tak.
- To wspaniale. - Powiedziała, gdy parkowałyśmy pod jednym z większych centrum handlowych. Wysiadłyśmy z samochodu i śmiejąc się i rozmawiając puściłyśmy się w szalony wir zakupów...
                                                                           *     
- Mam już dosyć. Obeszłyśmy już wszystkie sklepy. - Powiedziałam, wychodząc z kolejnego sklepu. Nogi strasznie mnie bolały od chodzenia, a ręce od taszczenia tych wszystkich toreb.
- Tak. Zanieśmy torby do samochodu i chodźmy po coś do jedzenia, a później aby do domu.
Nic nie mówiłam tylko kiwnęłam głową i ruszyłam w stronę samochodu.
- Ledwo wepchnęłyśmy do bagażnika te torby.
- Yhym.  Muszę pogadać z Jacobem o większym wozie.
- Tak. Większy samochód by się wam przydał. Chodźmy już Bello po te zakupy, bo padam z nóg.
- Chodźmy. - Powiedziałam i ruszyłam w stronę sklepów. Szybko załatwiliśmy sprawunki i z wielką ulgą pojechałyśmy do domu. Mama gdy tylko przekroczyła próg, zniknęła z Philem w pokoju, a ja zabrałam się za robienie obiadu. Po godzince wszystko było gotowe, więc zawołałam mamę i Phila. Zjedliśmy śmiejąc się i rozmawiając, a później każdy poszedł w swoją stronę.  Ja postanowiłam pojechać do Charliego.              

- Cześć tato!
- Bello! Co słychać?
- Wspaniale!
- Cieszę się! Wejdźmy do środka, Bello. - Powiedział i ruszył w stronę drzwi. Uśmiechnęłam się i poszłam za nim.  Weszłam do mojego domu. Charlie powtarzał mi, że ten dom zawsze będzie mój, więc można powiedzieć, ze mam dwa domy. Nic się tu nie zmieniło. Ten sam kolor na ścianach, te same przykurzone meble... Usiadłam przy stole w kuchni i patrzyłam jak Charlie krząta się robiąc herbatę.
- A jak tam u ciebie?
- Posterunek, dom, ryby, bejsbol... Nic nowego. A nie! Poczekaj.. Moja mała córeczka wychodzi za mąż. Zapomniałem o najważniejszej rzeczy. - Powiedział podając herbatę i siadając przy stole.
- Oj, tato.. Wcale nie taka mała, a poza tym myślałam, że nie masz nic przeciwko.
- Ja nie mam nic przeciwko jeśli ty jesteś szczęśliwa. Jacob to porządny chłopak i wiem, że będzie się tobą należycie zajmował.
- Jestem szczęśliwa. Bardzo szczęśliwa...
- To kiedy będzie ślub?
- Nie rozmawialiśmy jeszcze o dacie, ale myślę, że nie prędko. Trzeba wszystko zorganizować, kupić, przygotować. Jak sobie pomyślę o tym wszystkim to kręci mi się w głowie. Poza tym muszę znaleźć sobie jakąś pracę. Co prawda mam trochę odłożonych pieniędzy, ale to za mało.
- Wiesz, że zawsze możesz liczyć na moją pomoc?
- Wiem tato.
- To dobrze. Wiesz, czasami tak sobie myślę, że ten czas za szybko leci. Jak się do mnie wprowadzałaś miałaś zaledwie siedemnaście lat, a teraz masz dwadzieścia, wychodzisz za mąż, zakładasz swoją rodzinę. Może wkrótce zostanę dziadkiem.
- No chyba jeszcze trochę sobie poczekasz. Wszystko po kolei...
- Tak tylko rzuciłem. - Powiedział Charlie podnosząc ręce do góry jakbym celowała w niego pistoletem. Zaśmiałam się krótko i spojrzałam na zegarek.
- Ja będę już lecieć.
- Już? Przecież jesteś tu dopiero od trzydziestu minut.
- Tak, ale muszę lecieć do domu, ponieważ Jake wróci z patrolu. W Forks pojawiły się jakieś wampiry.
- I dopiero teraz mi to mówisz?
- szczerze mówiąc, sama nie chciałam o tym myśleć. Strasznie się boję o Jacoba i w ogóle, ale ty nie musisz się martwić . Dlatego ci nie mówiłam. Proszę cię tylko żebyś nie chodził po lesie. Zrobisz to dla mnie?
- Tak, tak.
- Cieszę się. Naprawdę muszę już jechać. Do widzenia, tato.
- Do zobaczenia Bells. - Powiedział Charlie i otworzył mi drzwi od samochodu. Wsiadłam, pomachałam Charliemu i odjechałam.  

- Mamo!
- Tak, kochanie?
- Jest Jacob?- Zapytałam, ściągając kurtkę.
- Nie. Jeszcze nie wrócił. Gdzie byłaś?
- U Charliego.
- Aha. Obejrzysz z nami film?
- Nie. Muszę iść na górę. Przepraszam.
- Ale przyjdź tu na chwilę.
- Stało się coś? - Zapytałam zaniepokojona, siadając na fotelu.
- Nie, nie. Chciałam ci tylko powiedzieć, że jutro o jedenastej mamy samolot do domu.
- Już jedziecie?
- Musimy.
- Niee... Będę wami tęsknić. - Powiedziałam, przeciągając ostatnie litery jak małe dziecko.
- My za tobą też, ale wiesz, że musimy.
-Wiem. To ja zostanę z wami. Musimy spędzić ten czas razem.
- To chodź tu do nas. - Powiedział Phil, robiąc miejsce pomiędzy nimi. Usiadłam i objęłam ich mocno.
- Czasami zastanawiam się, kiedy ty tak wyrosłaś...
- Czas leci za szybko, prawda?
- Prawda. Święta prawda.
- Tak. To co oglądamy?
- Jakaś komedia. Pośmiejemy się trochę... - Mama miała rację. Śmialiśmy się aż do łez. Tak nam zleciało popołudnie. Później Phil i Renee poszli się pakować, a ja zaczęłam sprzątać kuchnię. Gdy skończyłam, usiadłam w salonie i czekałam na Jacoba. Co chwilę spoglądałam na zegarek. Czas dłużył mi się niemiłosiernie i po woli zżerały mnie nerwy. W końcu usłyszałam otwieranie drzwi. Jak oparzona pobiegłam w stronę Jacoba i rzuciłam się mu w ramiona.
- Udusisz mnie, kochanie...
- Tak się bałam. Dlaczego tak długo cię nie było? Co się dzieje?
- Nic mi nie jest. Wszystko ci opowiem, ale najpierw pozwól, że przejdziemy do salonu. Jestem zmęczony. - Powiedział i pocałował moją dłoń. Usiedliśmy na kanapie w salonie i Jacob zaczął opowiadać.
- W Forks pojawiły się wampiry.
- To już wiem. .
- Tak. Pamiętasz jak kiedyś opowiadałem ci  o takiej wampirzej rodzinie co, co jakiś czas wracają do Forks?
- Dzisiaj właśnie o nich myślałam, ale co to ma do rzeczy?
- To oni. Powrócili do Forks. Odnowiliśmy pakt.
- Będą tu mieszkali?!
- Niestety tak. Są niegroźni dla ludzi. Żywią się zwierzętami, więc nie musisz martwić się o bezpieczeństwo rodziców i Phila. Jest ich więcej niż ostatnio. Dołączyło do nich trzech wampirów. Jakaś dziewczyna i dwóch chłopaków. Mam nadzieję, że nie będzie z nimi żadnych problemów.
- Wiecie coś więcej?
- Na razie nie.
 - Tak się bałam, że coś ci się stało. Myślałam, że to jakiś groźny wampir poluje w Forks, a to zwykła rodzina wegetarianów. Dlaczego tak długo cię nie było?
- To że nie polują na ludzi nie znaczy, że można ich bagatelizować. Pamiętaj o tym!
- Przyrzekam, że będę pamiętała, ale odpowiedz na moje pytanie.
- Musieliśmy wszystko z nimi obgadać, ustalić nowe granice i w ogóle, a później zaszedłem jeszcze do Emily na kolację. Przepraszam, że nie zadzwoniłem, ale zapomniałem telefonu.  A tobie jak minął dzień?
- Spokojnie. Byłam z mamą na zakupach, a później spędziłam trochę czasu z mamą i Philem. Odwiedziłam też Charliego.
- I co słychać u naszego staruszka?
- U niego nic nowego. Praca, dom, praca, dom i tak cały czas.
- Cały Charlie.
- Tak. Co będziemy teraz robić? Film, gorąca czekolada i kocyk czy idziemy spać?
- Myślę, że pierwsza wersja będzie lepsza. - Powiedział i podszedł do regału z płytami.
- To ty coś wybierz, a ja przygotuję gorącą czekoladę.
- Okej. Horror czy jakieś romansidło?
- Hymm... Myślę, że horror byłby dobry. Zawsze lubiłam je oglądać. - Powiedziałam i ruszyłam  w stronę kuchni. Wrzuciłam po kilka kostek czekolady do kubka i rozpuściłam ją. Dolałam jeszcze trochę mleka, nasypałam ciastek do miseczki  i ruszyłam w stronę salonu.
- I co wybrałeś? - Zapytałam odstawiając wszystko na stół i siadając wygodnie na sofie.
- " Martwe zło 2 " . Myślę, że może być dobry.. - Powiedział, otwierając pudełko z płytą. Gdy wypowiedział ten tytuł zamarłam, a gdy z pudełka wyleciało maleńkie zdjęcie, Jacob aż zakrztusił się powietrzem. Ten film. Znienawidziłam go dawno temu. To był ulubiony film Edwarda i mój. Zawsze gdy go oglądaliśmy, śmieliśmy się do łez. Niby horror, ale w ogóle nie straszny. Znałam go praktycznie na pamięć. Ostatni raz oglądałam go dzień po tym, gdy dowiedziałam się o niewierności Edwarda. Wtedy wsadziłam tam nasze zdjęcie. Zrobiłam to, ponieważ już nigdy nie chciałam go oglądać. Filmu i zdjęcia. Jacob nigdy ie widział Edwarda. To było jedyne zdjęcie jakie sobie zostawiłam i nigdy mu go nie pokazywałam.
- Kto jest na tym zdjęciu? - Zapytał Jacob. Z moich oczu płynęły łzy. Byłam strasznie zdenerwowana. Wszystkie wspomnienia wróciły, a blizny na nadgarstkach zapiekły, przypominając mi o przeszłości.
- On. Edward... - Tylko tyle zdołałam wykrztusić. Spojrzałam na Jacoba. W jego oczach było tyle uczuć. Ból, troska,współczucie, strach i gniew. Jego usta wykrzywił straszny grymas. Wolnym, niezdecydowanym krokiem do mnie podszedł i usiadł obok mnie.
- Nie płacz, kochanie - powiedział, ścierając mi łzy z policzka.  - Muszę ci coś powiedzieć, ale obiecaj, że nie zrobisz nic głupiego.  Obiecujesz?
Nie miałam siły, żeby mu odpowiedzieć, więc kiwnęłam tylko  głową i pociągnęłam nosem.
- Coś mi się zdaje, że będziemy mieli kłopoty. Myślę, że ten cały Edward to ten koleś który dołączył do Cullenów. - Powiedział na jednym wdechu, a cały mój świat się zawalił. Bezwładnie osunęłam się na kolana Jacoba.  W uszach mi huczało i nic nie słyszałam. Przez mgłę widziałam, jak Jacob próbuje mnie ocucić, że coś do mnie mówi, ale nic do mnie nie docierało. Po głowie błądziła mi tylko jedna myśl - " Edward wrócił. On tu jet ".  To nie może być prawda. Dlaczego akurat teraz? Teraz, gdy wszystko tak wspaniale się ułożyło? Dlaczego to spotkało mnie i Jacoba?!
- Wrócił... - Wyszeptałam resztkami sił i straciłam przytomność.

________________________________________________________________

Przepraszam, że rozdziału nie było tak długo, ale nie miałam dostępu do internetu. Proszę Was o szczere opinie. Może coś Wam się nie podoba? Coś jest nie tak? Jakieś błędy? Walcie śmiało!
Wkrótce postaram się dodać opis postaci...
Pozdrawiam ;*!
Marta...

wtorek, 5 listopada 2013

Rozdział 2

Jasne promienie słońca wpadały do pokoju wypełniając wnętrze jasnym światłem i rażąc moje oczy. Powolnie otworzyłam oczy i przeciągnęłam się. Jacoba nie było w łóżku, więc wstałam i zeszłam na dół. Z kuchni dochodziły do mnie cudowne zapachy. Pachniało tak smakowicie, że zrobiłam się głodna.
- Nie śpisz już kochanie? - Zapytał, gdy tylko weszłam do kuchni.
- Nie, nie śpię. Co tak ładnie pachnie?
- Nasze śniadanko - odpowiedział, całując mnie w policzek.
- Nie powiem. Pachnie smakowicie. Co jemy?
- Jajecznice na bekonie, a do tego sok. A na deser będzie niespodzianka.
- Mniam. Niespodzianka mówisz? Jaka?
- Cóż to by była za niespodzianka, gdybym ci ją zdradził?
- No tak. Co będziemy dzisiaj robić?
- Najpierw zjemy, a później pojedziemy do Sama. Będą tam wszyscy. Twój ojciec także. Ściągnąłem nawet twoją mamę i Phila.
- Ooo. Powiesz mi co to za okazja?
- Dowiesz się na miejscu..
- Ehh.. - Nie chciałam się już z nim kłócić więc jadłam w milczeniu.
- Smakowało? - Zapytał Jacob, gdy skończyłam jeść.
- Bardzo. To co na ten deser?
- Lody waniliowe z bitą śmietaną, polewą czekoladową i wiórkami kokosowymi, a do tego słodki buziak - odpowiedzia, podając deser i cmokającmnie w policzek.
- Pyszotka...
- Wiem, że jestem słodki..
- Chodziło mi raczej o deser, ale nie powiem, buziak też był słodki.
- Jedz szybciutko i leć się szykować. Znam cię nie od wczoraj, więc wiem, że trochę ci to zajmie.
- Jak ty mnie dobrze znasz Jake.
Szybko zjadłam deser i pobiegłam na górę żeby się przygotować.
                                                                                    *
- Jak wyglądam? Nie przesadziłam? Bo pomyślałam, że jak wszystkich zaprosiłeś to musi być coś ważniejszego więc postanowiłam ubrać się stosownie do sytuacji. Może iść coś zmienić? Powiedziałbyś co to za okazja, bo naprawdę nie wiem... - zaczęłam swój monolog, schodząc po schodach. Zniecierpliwiony Jake już dawno stał przy drzwiach i czekał na mnie.
- Kochanie, wyglądasz jak zawsze cudownie i stosownie do sytuacji. Jeśli nie chcemy się spóźnić  na w..
Po prostu musimy już jechać. Chodź bo zaraz się wygadam co to za okazja. - Jake wyglądał na zdenerwowanego co trochę mnie zdziwiło. Zawsze gdy mieliśmy jechać do La Push, był szczęśliwy, a nie sądzę, że chodzi o to, że tak długo zajęło mi przygotowanie się. Nie pytałam, bo i tak by mi nie powiedział i skończyłoby się kłótnią, więc rzuciłam mu tylko pytające spojrzenie i wyszłam z domu. Jake przez całą drogę do rezerwatu się nie odzywał. Przynajmniej nie na głos, bo pod nosem cały czas coś powtarzał i powtarzał. Ja także nic nie mówiłam tylko przyglądałam mu się uważnie.
- Jacob coś się stało? Dziwnie się zachowujesz... - Powiedziałam, gdy zaparkowaliśmy pod domem Sama i Emily. - Nie odpowiedział mi tylko wysiadł z samochodu, obszedł go i otworzył mi drzwi.
- Nie Bello. Wszystko w porządku. Wejdź do środka, a ja zaraz dołączę. Muszę coś sprawdzić. Kocham cię.
- Ja ciebie też Jake. - odpowiedziałam i ruszyłam do wejścia. Podniosłam rękę żeby zapukać, a wtedy drzwi się otworzyły. Stanęła w nich Emily. Była ubrana w śliczną suknię, a włosy spięte w niedbałego, ale gustownego koka.
- Cześć Bello. Ślicznie wyglądasz... Wejdź do środka.
- Dziękuję. Ty także ślicznie wyglądasz. - Odpowiedziałam, idąc za nią w stronę niewielkiego salonu. Byli tam wszyscy. Cała wataha, rodzina Jacoba, tata, mama i Phil.
- Cześć Bello! - Krzyknęli wszyscy chórem, gdy tylko weszłam. Wszyscy zachowywali się jakoś dziwnie. Uśmiechali się i szeptali coś do ucha.
- Bello, kochanie! Jak dobrze cię widzieć. Tak się za tobą stęskniłam! Świetnie wyglądasz! Jak Charlie zadzwonił do mnie z wiadomością, że..
- Renee!!! - Nie dane było jej dokończyć, ponieważ wszyscy krzyknęli głośno, przerywając jej.
- Dziękuję mamo. Ty także świetnie wyglądasz. Wszyscy świetnie wyglądacie, ale może mi ktoś powiedzieć o co tu chodzi?! Od samego rana Jacob zachowuje się dziwnie, a teraz wy! Co to ma być?
- Nic Bello. Chodź, usiądziemy. - Powiedział Jacob, który zmaterializował się przy moim boku. Posłuchałam jego rady i poszłam za nim. W stosunkowo małym salonie było tyle ludzi, że dziwiłam się jak oni się tu pomieścili. Wszyscy siedzieli przy stole i wesoło rozmawiali, zajadając przekąski przygotowane przez Emily.
Cały czas próbowałam domyślić się co to za okazja. Wszyscy byli poubierani tak gustownie. Każdy był taki wesoły. Nawet Charlie, a to się rzadko zdarza. Kątem oka zuważyłam, że Jacob i Emily gdzieś wyszli.

Jacob.

- Wszystko gotowe?
- Tak, Jake. Wszystko przygotowane. Radziłabym ci się pospieszyć bo Bella się denerwuje. Wiesz, że nie lubi niespodzianek.
- Wiem, wiem. Całą drogę do La Push obmyślałem co jej powiem, a i tak wszystko zapomniałem. Jestem strasznie zdenerwowany. Jak ja mam jej to powiedzieć?
- Jak już zaczniesz to słowa same ci się nasuną do głowy. Zrobimy tak. Pójdziesz tam i powiesz jej że potrzebuję jej pomocy w kuchni, a ty i reszta wszystko przygotujecie. jak wszystko będzie gotowe zakaszl głośniej, a ja wyślę Belle do salonu.
- Okej, to ja już pójdę.
- Tylko nie zapomnij oddychać! - Krzyknęła jeszcze za mną Emily.

Tymczasem w salonie ..

- To co tam u was słychać Bello? - Zapytał Sam.
- U nas nic nowego. Lepiej powiedzcie mi co to za okazja? - Spojrzałam na wszystkich po kolei. Nikt nie raczył mi odpowiedzieć i wszyscy mieli zakłopotane miny.
- Po prostu pomyśleliśmy, że fajnie by było gdybyśmy spotkali się wszyscy razem. Takie spotkanie plemienne. - Powiedział ojciec Jacoba.
- Billy, może i bym w to uwierzyła, ale *tata, mama i Phil* nie są z plemienia.
- Ale są twoją rodziną, a my wszyscy jesteśmy wielką rodziną. Przepraszam, że wyszedłem tak bez słowa, ale musiałem coś przekazać Emily. Coś mnie ominęło, Bello?
- Nie Jake. Oprócz tego, że nikt nie chce powiedzieć mi prawdy. Wiecie jak nie lubię być okłamywana...
- Wiemy Bello. Emily potrzebuje cię w kuchni. Pójdziesz jej pomóc?
- Oczywiście. Zaraz wracam. - Powiedziałam głośniej, żeby wszyscy słyszeli. Rzuciłam jeszcze wrogie spojrzenie w stronę Jake' a i poszłam do kuchni.
- Potrzebujesz mnie?
- Tak. Chciałam z  tobą porozmawiać. Jesteś dzisiaj jakaś zdenerwowana..
- A dziwisz się mi? Od wczoraj Jacob zachowuje się jakoś dziwnie. Wrócił później niż zawsze... Sam także przyszedł później?
- Nie, ale...
- No właśnie. Nie chciał mi powiedzieć gdzie był. Pokłóciliśmy się o to. Wiesz, że nie znoszę nie wiedzieć co się dzieje. Nie mam już takiego zaufania jak kiedyś. Ehh... Całą drogę do La Push mamrotał sobie coś pod nosem. Tutaj także wszyscy zachowują się tak jakby coś przede mną ukrywali. Ty pewnie też mi nie powiesz, bo po co...
- Musisz zaufać Jake' owi.
- Ufam mu. Naprawdę mu ufam, ale zobacz... Ty możesz być pewna, że Sam nigdy cię nie zostawi. Jest  w ciebie wpojony, a Jacob we mnie nie... Zawsze może pojawić się ktoś, kto zajmie moje miejsce, a ja drugi raz nie dam sobie rady. Dlatego boje się, gdy Jake coś przede mną ukrywa. Wtedy gdy... Edward... Wtedy było tak samo. Zaczął później wracać do domu, wyłączał telefon gdy wchodziłam, a później zastałam go w łóżku z inną...
- Jacob nigdy ci tego nie zrobi. Proszę, pamiętaj o tym...
- Tak... Będę pamiętała. Przynajmniej postaram się.- Powiedziałam, opierając się o blat stołu. Wszystkie wspomnienia zaczęły napływać jak zimne fale, zadając mi ból. Jego uśmiechnięta twarz, zapewnienia o wielkiej miłości, a później unikanie i zdrada. Zaczęłam szybko oddychać.
- Wszystko w porządku?
- Tak, tak. Po prostu wróciły wspomnienia... Zaraz mi przejdzie.- Powiedziałam, próbując się uspokoić. Gdy byłam już w miarę spokojna do moich uszu dotarło głośne kaszlenie.
- Chodźmy sprawdzić co się tam dzieje. - Powiedziała Emily i ruszyła w stronę salonu, a ja ruszyłam za nią. Gdy weszłam do salonu, przeżyłam szok. Na samym progu klęczał Jacob z bukietem róż, wszyscy stali i nam się przyglądali.
- Bello... Tyle razy myślałem nad tym co ci powiem, ale teraz braknie mi słów. Ja wiem, że będziesz miała szereg wątpliwości i rozumiem to. Strasznie cię kocham. Jesteś jedynym sensem mojego istnienia i jestem pewien, że żadna dziewczyna tego nie zmieni. Zawsze będziesz tylko ty. Byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie gdybyś powiedziała tak... Wyjdziesz za mnie? - Jacob zakończył swój monolog, wyciągając z kieszeni czerwone pudełeczko w kształcie serduszka. Byłam strasznie wzruszona i łzy ciekły mi po policzkach. Rozejrzałam się wokół. Nie tylko ja byłam wzruszona. Mama też płakała. Przeniosłam wzrok na Jacoba. Był zdenerwowany. Mój kochany Jake. Oczywiście wróciły wszystkie obawy i lęki, ale nie mogłam mu odmówić. Przecież go kocham, a on kocha mnie i ...
- Bello?
- Tak. Tak, wyjdę za ciebie! - Wykrzyknęłam radośnie i przytuliłam Jacoba. Wszyscy zaczęli krzyczeć, gwizdać i klaskać, a Jake wziął mnie na ręce i zaczął okręcać. Gdy postawił mnie na ziemi, wręczył mi bukiet róż i włożył na palec śliczny pierścionek, cmoknęłam go w usta. Potem zaczęły się liczne gratulacje, uściski i całusy. Byłam tak strasznie szczęśliwa. Co chwilę spoglądałam na dłoń na której widniał pierścionek i zastanawiałam się jak to możliwe. W jednej chwili stałam się najszczęśliwszą osobą na tym całym świecie.
 Resztę dnia pędziliśmy na wesołych rozmowach, a wieczorem ja, mój narzeczony i mama z Philem pojechaliśmy do naszego małego domku.

______________________________________

* mama, tata i Phil * - w moim opowiadaniu rodzina Belli wie, że Jacob jest zmiennokształtnym i o wampirach. Obiecali, że dotrzymają obietnicy dlatego im powiedziano...  Takie objaśnienia :)

No to mamy nowy rozdział. Myślę, że nie jest najgorszy, ale ocenę pozostawię już Wam. Mam nadzieję, że pod rozdziałem znajdę pozytywne, wspierające komentarze. Przyjmę także krytykę :) Oczywiście bardzo przepraszam za wszelkie błędy, które wyłapiecie i mam wielką nadzieję, że mi je wybaczycie... To chyba tyle ode mnie :)
Mam jeszcze do was jedno pytanie...  Chcielibyście żebym wklejała linki np. jak opisuję jakiś strój, czy miejsce, pomieszczenie?
No to pozdrawiam i do napisania ; ***.!!! <3
Marta...