wtorek, 5 listopada 2013

Rozdział 2

Jasne promienie słońca wpadały do pokoju wypełniając wnętrze jasnym światłem i rażąc moje oczy. Powolnie otworzyłam oczy i przeciągnęłam się. Jacoba nie było w łóżku, więc wstałam i zeszłam na dół. Z kuchni dochodziły do mnie cudowne zapachy. Pachniało tak smakowicie, że zrobiłam się głodna.
- Nie śpisz już kochanie? - Zapytał, gdy tylko weszłam do kuchni.
- Nie, nie śpię. Co tak ładnie pachnie?
- Nasze śniadanko - odpowiedział, całując mnie w policzek.
- Nie powiem. Pachnie smakowicie. Co jemy?
- Jajecznice na bekonie, a do tego sok. A na deser będzie niespodzianka.
- Mniam. Niespodzianka mówisz? Jaka?
- Cóż to by była za niespodzianka, gdybym ci ją zdradził?
- No tak. Co będziemy dzisiaj robić?
- Najpierw zjemy, a później pojedziemy do Sama. Będą tam wszyscy. Twój ojciec także. Ściągnąłem nawet twoją mamę i Phila.
- Ooo. Powiesz mi co to za okazja?
- Dowiesz się na miejscu..
- Ehh.. - Nie chciałam się już z nim kłócić więc jadłam w milczeniu.
- Smakowało? - Zapytał Jacob, gdy skończyłam jeść.
- Bardzo. To co na ten deser?
- Lody waniliowe z bitą śmietaną, polewą czekoladową i wiórkami kokosowymi, a do tego słodki buziak - odpowiedzia, podając deser i cmokającmnie w policzek.
- Pyszotka...
- Wiem, że jestem słodki..
- Chodziło mi raczej o deser, ale nie powiem, buziak też był słodki.
- Jedz szybciutko i leć się szykować. Znam cię nie od wczoraj, więc wiem, że trochę ci to zajmie.
- Jak ty mnie dobrze znasz Jake.
Szybko zjadłam deser i pobiegłam na górę żeby się przygotować.
                                                                                    *
- Jak wyglądam? Nie przesadziłam? Bo pomyślałam, że jak wszystkich zaprosiłeś to musi być coś ważniejszego więc postanowiłam ubrać się stosownie do sytuacji. Może iść coś zmienić? Powiedziałbyś co to za okazja, bo naprawdę nie wiem... - zaczęłam swój monolog, schodząc po schodach. Zniecierpliwiony Jake już dawno stał przy drzwiach i czekał na mnie.
- Kochanie, wyglądasz jak zawsze cudownie i stosownie do sytuacji. Jeśli nie chcemy się spóźnić  na w..
Po prostu musimy już jechać. Chodź bo zaraz się wygadam co to za okazja. - Jake wyglądał na zdenerwowanego co trochę mnie zdziwiło. Zawsze gdy mieliśmy jechać do La Push, był szczęśliwy, a nie sądzę, że chodzi o to, że tak długo zajęło mi przygotowanie się. Nie pytałam, bo i tak by mi nie powiedział i skończyłoby się kłótnią, więc rzuciłam mu tylko pytające spojrzenie i wyszłam z domu. Jake przez całą drogę do rezerwatu się nie odzywał. Przynajmniej nie na głos, bo pod nosem cały czas coś powtarzał i powtarzał. Ja także nic nie mówiłam tylko przyglądałam mu się uważnie.
- Jacob coś się stało? Dziwnie się zachowujesz... - Powiedziałam, gdy zaparkowaliśmy pod domem Sama i Emily. - Nie odpowiedział mi tylko wysiadł z samochodu, obszedł go i otworzył mi drzwi.
- Nie Bello. Wszystko w porządku. Wejdź do środka, a ja zaraz dołączę. Muszę coś sprawdzić. Kocham cię.
- Ja ciebie też Jake. - odpowiedziałam i ruszyłam do wejścia. Podniosłam rękę żeby zapukać, a wtedy drzwi się otworzyły. Stanęła w nich Emily. Była ubrana w śliczną suknię, a włosy spięte w niedbałego, ale gustownego koka.
- Cześć Bello. Ślicznie wyglądasz... Wejdź do środka.
- Dziękuję. Ty także ślicznie wyglądasz. - Odpowiedziałam, idąc za nią w stronę niewielkiego salonu. Byli tam wszyscy. Cała wataha, rodzina Jacoba, tata, mama i Phil.
- Cześć Bello! - Krzyknęli wszyscy chórem, gdy tylko weszłam. Wszyscy zachowywali się jakoś dziwnie. Uśmiechali się i szeptali coś do ucha.
- Bello, kochanie! Jak dobrze cię widzieć. Tak się za tobą stęskniłam! Świetnie wyglądasz! Jak Charlie zadzwonił do mnie z wiadomością, że..
- Renee!!! - Nie dane było jej dokończyć, ponieważ wszyscy krzyknęli głośno, przerywając jej.
- Dziękuję mamo. Ty także świetnie wyglądasz. Wszyscy świetnie wyglądacie, ale może mi ktoś powiedzieć o co tu chodzi?! Od samego rana Jacob zachowuje się dziwnie, a teraz wy! Co to ma być?
- Nic Bello. Chodź, usiądziemy. - Powiedział Jacob, który zmaterializował się przy moim boku. Posłuchałam jego rady i poszłam za nim. W stosunkowo małym salonie było tyle ludzi, że dziwiłam się jak oni się tu pomieścili. Wszyscy siedzieli przy stole i wesoło rozmawiali, zajadając przekąski przygotowane przez Emily.
Cały czas próbowałam domyślić się co to za okazja. Wszyscy byli poubierani tak gustownie. Każdy był taki wesoły. Nawet Charlie, a to się rzadko zdarza. Kątem oka zuważyłam, że Jacob i Emily gdzieś wyszli.

Jacob.

- Wszystko gotowe?
- Tak, Jake. Wszystko przygotowane. Radziłabym ci się pospieszyć bo Bella się denerwuje. Wiesz, że nie lubi niespodzianek.
- Wiem, wiem. Całą drogę do La Push obmyślałem co jej powiem, a i tak wszystko zapomniałem. Jestem strasznie zdenerwowany. Jak ja mam jej to powiedzieć?
- Jak już zaczniesz to słowa same ci się nasuną do głowy. Zrobimy tak. Pójdziesz tam i powiesz jej że potrzebuję jej pomocy w kuchni, a ty i reszta wszystko przygotujecie. jak wszystko będzie gotowe zakaszl głośniej, a ja wyślę Belle do salonu.
- Okej, to ja już pójdę.
- Tylko nie zapomnij oddychać! - Krzyknęła jeszcze za mną Emily.

Tymczasem w salonie ..

- To co tam u was słychać Bello? - Zapytał Sam.
- U nas nic nowego. Lepiej powiedzcie mi co to za okazja? - Spojrzałam na wszystkich po kolei. Nikt nie raczył mi odpowiedzieć i wszyscy mieli zakłopotane miny.
- Po prostu pomyśleliśmy, że fajnie by było gdybyśmy spotkali się wszyscy razem. Takie spotkanie plemienne. - Powiedział ojciec Jacoba.
- Billy, może i bym w to uwierzyła, ale *tata, mama i Phil* nie są z plemienia.
- Ale są twoją rodziną, a my wszyscy jesteśmy wielką rodziną. Przepraszam, że wyszedłem tak bez słowa, ale musiałem coś przekazać Emily. Coś mnie ominęło, Bello?
- Nie Jake. Oprócz tego, że nikt nie chce powiedzieć mi prawdy. Wiecie jak nie lubię być okłamywana...
- Wiemy Bello. Emily potrzebuje cię w kuchni. Pójdziesz jej pomóc?
- Oczywiście. Zaraz wracam. - Powiedziałam głośniej, żeby wszyscy słyszeli. Rzuciłam jeszcze wrogie spojrzenie w stronę Jake' a i poszłam do kuchni.
- Potrzebujesz mnie?
- Tak. Chciałam z  tobą porozmawiać. Jesteś dzisiaj jakaś zdenerwowana..
- A dziwisz się mi? Od wczoraj Jacob zachowuje się jakoś dziwnie. Wrócił później niż zawsze... Sam także przyszedł później?
- Nie, ale...
- No właśnie. Nie chciał mi powiedzieć gdzie był. Pokłóciliśmy się o to. Wiesz, że nie znoszę nie wiedzieć co się dzieje. Nie mam już takiego zaufania jak kiedyś. Ehh... Całą drogę do La Push mamrotał sobie coś pod nosem. Tutaj także wszyscy zachowują się tak jakby coś przede mną ukrywali. Ty pewnie też mi nie powiesz, bo po co...
- Musisz zaufać Jake' owi.
- Ufam mu. Naprawdę mu ufam, ale zobacz... Ty możesz być pewna, że Sam nigdy cię nie zostawi. Jest  w ciebie wpojony, a Jacob we mnie nie... Zawsze może pojawić się ktoś, kto zajmie moje miejsce, a ja drugi raz nie dam sobie rady. Dlatego boje się, gdy Jake coś przede mną ukrywa. Wtedy gdy... Edward... Wtedy było tak samo. Zaczął później wracać do domu, wyłączał telefon gdy wchodziłam, a później zastałam go w łóżku z inną...
- Jacob nigdy ci tego nie zrobi. Proszę, pamiętaj o tym...
- Tak... Będę pamiętała. Przynajmniej postaram się.- Powiedziałam, opierając się o blat stołu. Wszystkie wspomnienia zaczęły napływać jak zimne fale, zadając mi ból. Jego uśmiechnięta twarz, zapewnienia o wielkiej miłości, a później unikanie i zdrada. Zaczęłam szybko oddychać.
- Wszystko w porządku?
- Tak, tak. Po prostu wróciły wspomnienia... Zaraz mi przejdzie.- Powiedziałam, próbując się uspokoić. Gdy byłam już w miarę spokojna do moich uszu dotarło głośne kaszlenie.
- Chodźmy sprawdzić co się tam dzieje. - Powiedziała Emily i ruszyła w stronę salonu, a ja ruszyłam za nią. Gdy weszłam do salonu, przeżyłam szok. Na samym progu klęczał Jacob z bukietem róż, wszyscy stali i nam się przyglądali.
- Bello... Tyle razy myślałem nad tym co ci powiem, ale teraz braknie mi słów. Ja wiem, że będziesz miała szereg wątpliwości i rozumiem to. Strasznie cię kocham. Jesteś jedynym sensem mojego istnienia i jestem pewien, że żadna dziewczyna tego nie zmieni. Zawsze będziesz tylko ty. Byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie gdybyś powiedziała tak... Wyjdziesz za mnie? - Jacob zakończył swój monolog, wyciągając z kieszeni czerwone pudełeczko w kształcie serduszka. Byłam strasznie wzruszona i łzy ciekły mi po policzkach. Rozejrzałam się wokół. Nie tylko ja byłam wzruszona. Mama też płakała. Przeniosłam wzrok na Jacoba. Był zdenerwowany. Mój kochany Jake. Oczywiście wróciły wszystkie obawy i lęki, ale nie mogłam mu odmówić. Przecież go kocham, a on kocha mnie i ...
- Bello?
- Tak. Tak, wyjdę za ciebie! - Wykrzyknęłam radośnie i przytuliłam Jacoba. Wszyscy zaczęli krzyczeć, gwizdać i klaskać, a Jake wziął mnie na ręce i zaczął okręcać. Gdy postawił mnie na ziemi, wręczył mi bukiet róż i włożył na palec śliczny pierścionek, cmoknęłam go w usta. Potem zaczęły się liczne gratulacje, uściski i całusy. Byłam tak strasznie szczęśliwa. Co chwilę spoglądałam na dłoń na której widniał pierścionek i zastanawiałam się jak to możliwe. W jednej chwili stałam się najszczęśliwszą osobą na tym całym świecie.
 Resztę dnia pędziliśmy na wesołych rozmowach, a wieczorem ja, mój narzeczony i mama z Philem pojechaliśmy do naszego małego domku.

______________________________________

* mama, tata i Phil * - w moim opowiadaniu rodzina Belli wie, że Jacob jest zmiennokształtnym i o wampirach. Obiecali, że dotrzymają obietnicy dlatego im powiedziano...  Takie objaśnienia :)

No to mamy nowy rozdział. Myślę, że nie jest najgorszy, ale ocenę pozostawię już Wam. Mam nadzieję, że pod rozdziałem znajdę pozytywne, wspierające komentarze. Przyjmę także krytykę :) Oczywiście bardzo przepraszam za wszelkie błędy, które wyłapiecie i mam wielką nadzieję, że mi je wybaczycie... To chyba tyle ode mnie :)
Mam jeszcze do was jedno pytanie...  Chcielibyście żebym wklejała linki np. jak opisuję jakiś strój, czy miejsce, pomieszczenie?
No to pozdrawiam i do napisania ; ***.!!! <3
Marta...

1 komentarz:

  1. Rozdział jest świetny! :D Podoba mi się baaaaardzo! :)) Czekam na kolejny i BŁAGAM dodaj go szybko! :D :))Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!

    OdpowiedzUsuń