niedziela, 17 maja 2015

Rozdział 19

~dwa miesiące później~


  To dopiero początek trzeciego miesiąca, a nasze życie już wywróciło się do góry nogami. Wszystko podporządkowaliśmy dziecku. Jacob poprzestawiał dyżury w sforze tak, żeby jak najwięcej czasu poświęcać mi i dziecku. W domu cały czas pojawiają się nowe śpioszki, zabawki, pampersy, buteleczki i wszystkie inne niezbędne dla takiego malucha rzeczy. I chociaż próbowałam przemówić Jacobowi do głowy, że to jeszcze za wcześnie na kupowanie wyprawki, nie da się go przekonać. Ale jest taki szczęśliwy pokazując mi te wszystkie nowo nabyte rzeczy, że w końcu dałam sobie spokój i cieszyłam się razem z nim. Wczoraj byłam na USG i wszystko jest w jak najlepszym porządku. Mam straszne zachcianki, które Jacob spełnia bez skinięcia palcem. Do tego takie huśtawki humoru, że niekiedy boją się do mnie podejść. W jednej chwili rozmawiam ze wszystkimi, śmieję się i jest wszystko okej, a za chwilę zaczynam się wydzierać i obrażać, po czym zaczynam płakać i wszystkich przepraszać. Hormony we mnie buzują, ale w końcu jestem w ciąży. Moje usprawiedliwienie. Mam straszną ochotę na słodkie przez co już sporo mi się przytyło, a co będzie do końca ciąży? Będę wyglądała jak wieloryb. Zdenerwowałam się na samą myśl o tym i prychnęłam głośno. Jacob, który siedział obok mnie spojrzał na mnie wystraszony.
- Co się dzieje?
- Nic, będę wielorybem - powiedziałam, a na jego twarzy pojawił się grymas. Wiedział, że jeśli powie choć jedno słowo, które mi się nie spodoba, nie skończy się to dobrze.
- Dla mnie zawsze będziesz najpiękniejsza Bello - odpowiedział i pocałował mnie w czoło.
- Teraz tak mówisz.
- Nieprawda. Zawsze będę ci to powtarzał. A teraz powiedz mi lepiej, co chciałabyś dzisiaj robić?
- Chciałabym polecieć do Renee - odpowiedziałam, a po moich policzkach poleciały pojedyncze łzy.
Jacob szybko je otarł i przytulił do siebie.
- Nie płacz, kochanie. Polecimy, dobrze? Jutro. Dzisiaj wszystko załatwię, a jutro polecimy. Dobrze?
- Naprawdę?!
- Naprawdę. Tylko spokojnie, proszę, nie denerwuj się.
- Ależ ja jestem szczęśliwa! W końcu powiem jej, że jestem w ciąży! Tak dawno nie widziałam mamy i Phila!
- Cieszę się, że sprawię ci radość.
- I to ogromną! A teraz wyłączaj ten telewizor i idź wszystko załatwiać! Już!
- Ale Bello. Jest dopiero ósma rano. Daj chociaż dopić kawę.
- No dobra. Ale zaraz po tym masz wszystko załatwić, okej? I musisz jechać po zakupy. Lodówka robi się pusta i mam ochotę na lody czekoladowe. Ja w tym czasie nas spakuję - powiedziałam, klasnęłam szczęśliwa w ręce i pobiegłam na górę. Wyciągnęłam dwie walizki i położyłam je na łóżku, po czym zaczęłam wyciągać z szafy wszystkie ubrania. Godzinę później dwie walizki, zapakowane po same brzegi stały w rogu naszej sypialni, a ja zbierałam ciuchy, których nie spakowałam. W między czasie po raz kolejny wspominałam moje ostatnie spotkanie z Edwardem.

~retrospekcja~

 Robiłam zakupy w supermarkecie. Spacerowałam spokojnie między półkami, ale cały czas miałam wrażenie jakby ktoś za mną chodził.  Potrząsnęłam głową próbując pozbyć się tych myśli i sięgałam ręką na najwyższą półkę, gdzie stał cukier. Niestety nie dosięgałam, a gdy chciałam się obejrzeć, żeby poprosić kogoś o  pomoc, przede mną wyrósł Edward.
- Proszę - powiedział, podając mi cukier.
- Dziękuję. Co ty tu robisz?
- Zakupy.
- A tak naprawdę. Przecież wy nie jecie.
- Ale musimy stwarzać pozory. Zobaczyłem cię i pomyślałem, że podejdę.
- Edward, my już ... .
- Tak. Wiem. Wszystko sobie już wytłumaczyliśmy. Ale chciałbym żebyś mi wybaczyła.
- Wybaczyła? Przecież już ci mówiłam...
- Ale twoje ostatnie słowa... Wtedy w sklepie. Chyba nie wybaczyłaś mi do końca, prawda?
- Och... Nie Edwardzie. Naprawdę. Ja wtedy się zdenerwowałam. Ta blondynka, jak jej na imię?
- Rosalie. Potrafi być naprawdę wredna.
- No właśnie. Przepraszam cię za to, co wtedy powiedziałam.
- Nie masz za co Bello. Wszystko w porządku. Po prostu chciałbym żeby wszystko między nami było wyjaśnione. Wiem, że ty masz swoją rodzinę. Kochającego męża i dziecko w drodze, ale...
- Skąd wiesz, że jestem w ciąży? - przerwałam mu.
- To Forks. Wieści szybko się rozchodzą. Chciałem ci tylko powiedzieć, że przepraszam cię za wszystko i poprosić żebyśmy mogli być przyjaciółmi.
- Nie przepraszaj. A co do tych przyjaciół... Myślę, że Jacobowi by się to nie spodobało.
- Nie musimy być najlepszymi przyjaciółmi, czy coś. Chodzi mi o to, żebyśmy po prostu nie udawali, że się nie znamy - powiedział i uśmiechnął się. Uśmiech mu się nie zmienił. Wciąż powala na kolana. Kiedy z nim byłam, zawsze sprawiał, że moje serce szybciej biło.
- Tyle mogę ci obiecać. Teraz przepraszam, ale się spieszę. Dzięki za cukier. W zasadzie powinnam ci podziękować. Zawsze pojawiasz się wtedy, kiedy potrzebuję pomocy. Jak jakiś wybawca.
- Przyjemność po mojej stronie. Do zobaczenia Bello.
- Do zobaczenia - powiedziałam i zajęłam się swoimi sprawami.

~koniec retrospekcji~

 Od tamtej pory go już nie widziałam, ale mogę powiedzieć, że w pewien sposób mi ulżyło po tej rozmowie. Wieczorem opowiedziałam o tym Jacobowi. Oczywiście zdenerwował się na mnie i to bardzo, ale rozpłakałam się i mu przeszło. Jest kochany i nie potrafi się długo na mnie gniewać.
Skończyłam ogarniać wszystkie rzeczy i zadzwoniłam do mamy.
- Hej mamuś!
- Bella?! Dobrze cię słyszeć! Co tam u was słychać?!
- Mamo, nie krzycz do telefonu.
- Och, przepraszam. Opowiadaj.
- U nas wszystko w porządku. Dzwonię w zasadzie tylko po to, żeby powiedzieć ci, że jutro do was przylecimy.
- Naprawdę?!
- Tak. Mam nadzieję, że to żaden kłopot?
- Nie. Oczywiście, że nie. Bardzo się cieszę. W końcu dowiem się, co to za niespodzianka!
- Będziesz zachwycona. Na pewno.
- To musi być coś wielkiego skoro nie chcesz mi o tym powiedzieć przez telefon.
- Zobaczysz jutro. To do zobaczenia - powiedziałam jeszcze i się rozłączyłam.
Włożyłam telefon do kieszeni i zeszłam do kuchni. Znowu byłam głodna. Ughh! Naprawdę będę grubasem, ale co zrobić? Zrobiłam sobie kanapki, które zaraz szybko zjadłam i poprawiłam jogurtem. Posprzątałam po sobie i postanowiłam pojechać do Emily.Wsiadłam w samochód i już po chwili stałam przed drzwiami i czekałam aż brunetka mi otworzy.
- Bella! Cześć, dobrze cię widzieć. Wchodź - powiedziała i wpuściła mnie do środka. Weszłam do środka i od razu przeszłyśmy do salonu. Usiadłam wygodnie na kanapie i czekałam na Emily, która poszła zrobić herbatę. Po chwili wróciła z dwoma kubkami parującej, gorącej i pachnącej herbatki.
- No to teraz opowiadaj co tam słychać. Jak życie mija?
- Pytasz jakbyśmy nie widziały się z rok, a nie minął nawet tydzień - zaśmiałam się. - Wszystko dobrze. Jutro lecimy do Phoenix.
- Naprawdę? Spontaniczna decyzja.
- Naprawdę. Rano poczułam straszną tęsknotę za mama i kiedy tylko się rozpłakałam, Jacob od razu się zgodził i zaczął wszystko załatwiać. Strasznie boi się tych moich huśtawek emocji - powiedziałam i zaśmiałam się.
- Wcale się mu nie dziwię. Ja nie miałam takich huśtawek emocjonalnych. Do ciebie czasami naprawdę aż strach się odezwać.
- Ciąża - wytłumaczyłam się. Ostatnio to było moje wytłumaczenie na wszystko.
- Tak, tak. A jak się czujesz? Nadal masz poranne mdłości?
- Czasami, ale już coraz mniej najczęściej. Tylko boli mnie krzyż.
- Ooo! Kochana! Na bolący krzyż to ty będziesz mogła narzekać dopiero jak będziesz w szóstym miesiącu jak ja.
- Tak. Z miesiąca na miesiąc będzie coraz gorzej. Ehh. Na szczęście po wszystkim te skarby będą już z nami - mówiąc to złapałam się za mój lekko wypukły brzuszek.
- To wystarczające wynagrodzenie - przyznała mi rację Emily. - Bello, telefon ci chyba dzwoni.
- Rzeczywiście. Nie zauważyłam bo mam wyciszony. To Jacob. Przepraszam cię na chwilę. - Przeprosiłam dziewczynę i odebrałam.
- Słucham?
- Bella?! Możesz mi powiedzieć gdzie do choler jasnej jesteś?!
- Jestem u Emily. Dlaczego krzyczysz?
- Ponieważ wróciłem do domu, a ciebie nie było. Nie zostawiłaś żadnej kartki i od dziesięciu minut próbowałem się do ciebie dodzwonić! Po prostu się wystraszyłem.
- Spokojnie. Nic mi nie jest. Masz rację. Powinnam cię poinformować, że wychodzę. Za dziesięć minut będę w domu. Przepraszam cię kochanie.
- Będę czekał - powiedział i się rozłączył, a ja odłożyłam telefon na stół.
- Coś się stało?
- Nie, nie Emily. Jacob po prostu się trochę na mnie zdenerwował. Przepraszam, ale muszę się już zbierać. Zadzwonię jak wrócimy z Phoenix.
- Ehh. No dobrze. W takim razie do zobaczenia. - Pożegnałam się z moją przyjaciółką i wróciłam do domu. Tam czekał na mnie Jake, który już trochę ochłoną. Podeszłam do niego i go pocałowałam.
- Przepraszam.
- Nie gniewam się, ale obiecaj mi, że już więcej tak nie zrobisz. Bardzo mnie wystraszyłaś.
- Obiecuję, a teraz powiedz mi czy wszystko załatwione - powiedziałam i usiadłam mu na kolana.
- Oczywiście. Bilety są już schowane na jutro, ze sforą wszystko załatwione. Sam obiecał mi mieć na wszystko oko. Jutro o tej godzinie będziemy już z Renee i Phillem.
- Jesteś wspaniały - krzyknęłam i po raz kolejny wpiłam się w jego usta.

Kolejnego dnia w Phoenix.

Lot minął nam koszmarnie. Co chwilę biegałam do łazienki z powodu męczących mdłości. Do tego nie mogłam znaleźć wygodnej pozycji przez co cały czas marudziłam, aż Jacob miał mnie dość. Kiedy tylko stewardessa ogłosiła, że jesteśmy na miejscu, wybiegłam z samolotu.
- Jak się czujesz? - Zapytał Jacob, kiedy dołączył do mnie z naszymi walizkami.
- Już dobrze. Chodź. Mama już pewnie na nas czeka.
- Tak. Jest tam - powiedział i złapał mnie za rękę. Zaczęliśmy przedzierać się przez tłum, aż dotarliśmy do Renee, która od razu rzuciła się nam na szyję.
- Jak ja za wami tęskniłam! Nie widzieliśmy się od waszego ślubu. A to tak długo. Więcej wam nie pozwolę na taką przerwę! O nie!
- Też za tobą tęskniliśmy! A gdzie Phil?!
- Został w domu. Nie czuł się najlepiej - powiedziała Renee.
- A widzisz. Mówiłem ci, że nie tylko ty dzisiaj cierpisz - powiedział Jake, odnosząc się do moich wcześniejszych narzekań. Spojrzałam na niego groźnie, ale on tylko się zaśmiał i pocałował mnie szybko.
- O co chodzi? Bello, coś nie tak z twoim zdrowiem?
- Nie, nie. Wszystko w porządku - powiedziałam, ale mama nie wierząc mi odsunęła się o krok i zmierzyła mnie od góry do dołu. Dopiero po chwili jej wzrok zatrzymał się na ledwo zauważalnym, wypukłym brzuszku.
- Albo ci się przytyło, albo jesteś w ciąży - powiedziała z wyczuwalnym podekscytowaniem w głosie.
- To jest właśnie ta niespodzianka mamo. Będziesz babcią - powiedziałam, a ta od razu z piskiem rzuciła się na mnie.
- O Boże! Tak bardzo się cieszę! Będę babcią!
- Renee, udusisz ją zaraz - odezwał się Jacob i ze śmiechem odciągnął mnie od matki.
- Przepraszam, ale tak się cieszę! Który to miesiąc?! Jak się czujecie? Wszystko w porządku? Opowiedz mi wszystko!
- Dobrze, ale może pojedziemy do domu? Jestem trochę zmęczona.
- To chodźmy - powiedziała, zabrała Jacobowi jedną walizkę z ręki i pobiegła w stronę wyjścia. Spojrzałam na Jacoba i wybuchliśmy śmiechem.
- Cała Renee - powiedział mój mąż i ruszyliśmy za nią. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg domu, dało się usłyszeć krzyk mojej matki.
- Phill!!! Gdzie jesteś? Nie uwierzysz! Bella jest w ciąży!! Słyszysz?!
- Słyszę, słyszę - powiedział mój ojczym, kiedy do nas dołączył. Podszedł do nas i przywitał się.
- Cześć dzieciaki. Gratuluję wam. Stworzyliście już prawdziwą rodzinę.
- Dziękujemy - odpowiedziałam. Razem przeszliśmy do salonu. Phill poszedł zrobić kawy, a mama aż wierciła się na fotelu, chcąc usłyszeć odpowiedzi na wcześniejsze pytania.
- No Bello, opowiadaj!
- Dobrze już dobrze. To początek trzeciego miesiąca. Na początku moje wyniku nie były najlepsze, przez co musiałam ciągle leżeć, ale teraz jest już okej. Z dzieckiem wszystko dobrze i mam nadzieję, że tak będzie już do końca.
- Wasze pierwsze dziecko. Będziecie wspaniałymi rodzicami - powiedziała Renee. Nie wiedziała, że to dziecko, które noszę pod sercem, nie jest naszym pierwszym dzieckiem. Kiedy o tym pomyślałam, łzy zebrały mi wę w oczach, dlatego szybko przeprosiłam i uciekłam do łazienki. Nigdy do końca nie pogodzę się z tym, że straciłam moje pierwsze maleństwo. Wzięłam kilka głębszych oddechów i spojrzałam w lusterko. Na szczęście nie rozmazałam się. Moje oczy były jeszcze lekko zaszklone, kiedy Jake wszedł do łazienki.
- Wszystko w porządku? - zapytał i objął mnie mocno.
- Tak. Tak, po prostu ...
- Przypomniałaś sobie o tym, co stało się przed naszym ślubem, tak?
- Cały czas pamiętam.
- Ja też Kochanie. Ja też. Ale musimy iść dalej. Za sześć miesięcy będzie z nami nasz skarb, ale nigdy nie zapomnimy o naszym pierwszym dziecku. Obiecuję ci to - powiedział i pocałował mnie.
- Powinnam powiedzieć Renee?
- Jeśli czujesz, że tak trzeba, to powiedz jej.
- Zobaczę. Kocham cię Jacob.
- Kocham cię moja piękna żono. Kocham was oboje - mówiąc to położył ręce na moim brzuchu. Czasami w życiu bywa ciężko, ale trzeba wierzyć, że zawsze po burzy wychodzi słońce. Takim moim słońcem jest Jake. Zawsze mogę na niego liczyć. Zawsze będzie ze mną.

________________________________________________________________________

Na tym zakończę ten rozdział. Nie jest on chyba najlepszy, ale mam nadzieję, że nie jest też najgorszy.
Przepraszam za wszelkie wykryte błędy i proszę, żebyście mnie o nich informowali. Nie bójcie się wytykać błędów bo dzięki temu wiem co robię źle i co muszę poprawić.
Pozdrawiam :* !