piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 13

Perspektywa Belli.

Prawdę mówiąc nie takiej reakcji się spodziewałam. Myślałam, że wszyscy będą winić mnie za śmierć Natalie, że na mnie napadną, a było wręcz przeciwnie. Każdy zaczął mnie pocieszać, przytulać, pytać czy wszystko dobrze. Nie ogarniałam co się wokół mnie dzieje. Za dużo osób znalazło się przy mnie, każdy coś mówił, każdy próbował mnie przytulić, dotknąć, zrobić coś żeby dodać mi otuchy. Szukałam Jacoba, ale nigdzie go nie widziałam.
- Hej! Odsuńcie się od niej. Nie widzicie, że nie wie co się dzieje? - Krzyknęła Emily. Wszyscy od razu się odsunęli i zaczęli mnie przepraszać.
- Nic się nie stało. Ja po prostu nie kontaktuję za dobrze, jestem zmęczona. Przepraszam - powiedziałam i zaczęłam płakać. Nawet nie wiem dlaczego. Może to przez nadmiar emocji, a może przez wyrzuty sumienia. Miałam mętlik w głowie. Bezradnie usiadłam na ławce, która stała przed domem i otarłam wierzchem dłoni łzy z policzka. Emily usiadła koło mnie i objęła mnie ramieniem.
- Jak się czujesz?
- Ja... Nie ważne. Boże. Nie mogę się na niczym skupić - powiedziałam, chowając twarz w dłoniach.
- Spokojnie. Wszystko jest w porządku. Nikt nie ma do ciebie pretensji.
- Ale to moja wina. Jak się czuje rodzina Natalie?
- To nie jest twoja wina, Bello! - Zignorowałam to co krzyknęła prawie cała sfora, która stała wokół nas. Powtórzyłam swoje pytanie.
- A jak sądzisz? Są przybici i nie mogą uwierzyć w jej śmierć.
- Muszę ich przeprosić - powiedziałam i wstałam. Chciałam wejść do domu, ale Seth mnie powstrzymał.
- Bello, oni chcą się z nią pożegnać. Nie masz za co ich przepraszać. Idziemy do Emily. Chodź z nami.
- Ale...
- Chodź. Jacob i Sam też tam będą. Damy ci coś na uspokojenie. Jesteś cała roztrzęsiona.
- Ale...
- Żadne ale. Wyglądasz jakbyś miała tu zaraz zemdleć. Jesteś przemęczona. Ostatnie tygodnie nie były dla ciebie łatwe. Musisz o siebie dbać. Chodź z nami.
- Dobrze - powiedziałam i dałam się im poprowadzić. Gdy już doszliśmy, Emily dała mi coś na uspokojenie. Po chwili przyszedł Jacob i od razu do mnie podszedł.
- Jak się czujesz?
- Dobrze - odpowiedziałam cicho i zamknęłam oczy żeby powstrzymać łzy. Leki od Emily zaczęły działać bo zrobiłam się strasznie otępiała i śpiąca. Położyłam głowę na ramieniu Jacoba, a ten zrobił tak, że leżałam na jego kolanach. Zaczął ręką przeczesywać moje włosy. Nikt nic nie mówił. Albo po prostu ich głosy nie docierały do mojej świadomości. Po chwili zmęczona zasnęłam.

Perspektywa Jacoba.

Bella spała na moich kolanach. Zmęczona i roztrzęsiona. To taka krucha osoba, a tyle złych rzeczy wydarzyło się ostatnio w jej życiu. Tak mi przykro, że część tych rzeczy wydarzyła się przeze mnie. Pocałowałem ją w czoło. Gorące czoło. Przyłożyłem rękę do jej policzka żeby sprawdzić czy mi się nie wydało.
- Emily, mogłabyś przynieść jakiś koc? Jest rozpalona.
- Ma gorączkę?
- Tak. Nic dziwnego. Jest strasznie przemęczona.
- No tak. Zaraz przyniosę koc - powiedziała i wyszła.
- Przepraszam was wszystkich.
- Ale za co, Jacob?
- Zaniedbałem sforę, swoje obowiązki. Ta cała sytuacja i w ogóle. To wszystko moja wina.
- Co ty gadasz? Przecież wpojenie nie wybiera. Mogło trafić na każdego z nas. Powiem ci szczerze, że cieszę się iż nie jestem już alfą. Nie wiem czy dałbym sobie z tym wszystkim radę. Uważam, że poradziłeś sobie z tą sytuacją najlepiej jak mogłeś. Prawda? - Wszyscy przytaknęli na słowa Sama.
- Dzięki Sam. Dziękuję wam wszystkim.
- Nie masz nam za co dziękować. Taka jest prawda.- Uśmiechnąłem się do nich. Jak dobrze mieć w nich oparcie. Myślałem, że wszyscy będą mieć do mnie pretensje i będą winić mnie za śmierć Natalie, ale tak nie było. Właśnie. Natalie. Tak bardzo namieszała w moim życiu, ale teraz zrobiłbym wszystko żeby cofnąć czas i powstrzymać ją przed tym, co zrobiła. Cały czas mam przed oczami jej śmierć. Chwilami myślę, że to może dobrze, że tak się stało. Wiem, że musiała bardzo cierpieć. Tak już działa wpojenie. Wyrzuty sumienia zżerały mnie od środka.
- Przykryję ją - powiedziała Emily, która właśnie weszła z kocem. Opatuliła nim Belle i usiadła.
- Dziękuję.
- Jacob, co teraz będzie?
- Nie wiem Sam. Jutro odbędzie się pogrzeb, a później wrócimy do normalnego życia. Nic innego już nie możemy zrobić.
- A ty i Bella?
- Między mną, a Bellą jest chyba dobrze. Nie wiem. Mam nadzieję, że mi wybaczyła i będzie tak jak dawniej.
- Kochasz ją?
- Co to za pytanie? Oczywiście, że ją kocham i to z całego serca. Nie wyobrażam sobie życie bez niej.
- Czasami nie rozumiem tego uczucia. Jak opisujesz swoją miłość do Belli, mówisz tak jak byś był w nią wpojony, a nie jesteś. Kiedyś rozmawiałem nawet na ten temat z twoim ojcem. To jest tak jakbyś był na wpół wpojony. Jakby brakowało jakiegoś elementu, który dopełniłby ten cały proces wpojenia.
- Nie wiem. Wiem tylko tyle, że nie potrzebuję wpojenia żeby ją kochać. Jest moim wszechświatem.
- Wierzę ci. Teraz musisz jej pomóc.
- Wiem, Sam. Zrobię wszystko żeby była tylko szczęśliwa i żeby czuła się bezpiecznie - powiedziałem, całując Belle w czoło. - Już nigdy nie pozwolę jej odejść. Nigdy jej nie skrzywdzę.

Perspektywa Belli.

Obudziłam się we własnym łóżku. Zdezorientowana podniosłam się do pozycji siedzącej. Przecież byłam u Sama i Emily, prawda? Rozejrzałam się po pokoju. Nikogo nie było, więc wstałam z łóżka i zeszłam na dół. W salonie siedział Jacob. Gdy tylko mnie usłyszał, podbiegł do mnie i zamknął w żelaznym uścisku.
- Bello, jak się czujesz?
- Przybita, zmęczona, wystraszona. Boże... Jacob. Wciąż nie wierzę, że to wszystko się wydarzyło. Powiedz mi, że ostatnie tygodnie były tylko złym snem.
- Chciałbym, ale obawiam się, że nie mogę.
- Która godzina? - Zapytałam, szybko ocierając pojedynczą łzę, która spływała po moim policzku.
- Dwunasta. Długo spałaś.
- Całą noc i pół dnia - powiedziałam i westchnęłam. Każdy człowiek po takiej dawce snu byłby wypoczęty, a ja nadal czułam się koszmarnie zmęczona. I fizycznie i psychicznie.
- Za dwie godziny odbędzie się pogrzeb. Chciałabyś pójść?
- T...tak - powiedziałam. Głos mi się łamał, a w gardle rosła ogromna kula. Wstałam z kanapy i bez słowa pobiegłam na górę. Nie chciałam żeby Jacob widział moje łzy. Zrezygnowana wzięłam czysta bieliznę i poszłam się odświeżyć. Krople łez mieszały się z wodą. Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Wyszłam spod prysznica trzęsąc się z zimna. Szybko osuszyłam swoje ciało i założyłam cieplutki, puszysty szlafrok. Udałam się do garderoby i wybrałam sobie czarną sukienkę, rajstopy, marynarkę i pantofle. Ubrałam się i wysuszyłam włosy. Wszystko to robiłam mechanicznie. Nie byłam w stanie skupić się na jednej myśli. W mojej głowie pasował ogromny chaos. Nawet nie wiem kiedy łzy pociekły po moich policzkach. Usiadłam na łóżku i płakałam.
- Bello, mogę wejść? - Jacob zapukał i nie czekając na moją odpowiedź, wszedł do środka. Nic nie powiedział tylko usiadł przy mnie i przytulił mnie mocno.
- Jacob, kiedy to wszystko się skończy? Kiedy w końcu będzie dobrze?
- Już niedługo. Obiecuję ci, że już niedługo.
- Mam już tego wszystkiego dość.
- Kochanie, będzie dobrze. Zobaczysz - siedzieliśmy tak jeszcze przez chwilę. - Skarbie musimy już iść.
- D...dobrze - powiedziałam. Głos drżał mi od łez. Jacob pomógł mi wstać i wspólnie udaliśmy się do samochodu. Jake prowadził. Ja nie byłabym w stanie. Gdy dojechaliśmy na cmentarz wszyscy już tam byli. Zrobiło mi się słabo. Bardzo słabo.
- Bello, możesz tu zostać. Nie musisz tam iść.
- Ona oddała swoje życie dla mnie. Dla nas. Muszę tam iść i nieważne jak się czuję. - Nic nie powiedział tylko wysiadł z samochodu, obszedł go, otworzył mi drzwi i pomógł wysiąść. Razem ruszyliśmy w stronę grupki ludzi. Gdy doszliśmy ceremonia akurat się zaczęła. Wszyscy mówili coś dobrego o Natalie, a ja po prostu siedziałam i płakałam. Najgorszy był moment, w którym złożono trumnę do grobu. Słyszałam płacz jej rodziny, przyjaciół. To było nie do wytrzymania. Na chwiejnych nogach wstałam z krzesła i ruszyłam w stronę samochodu. Oparłam się o maskę i schowałam twarz w dłoniach. Jak dla mnie tego wszystko było już o wiele za dużo. Podniosłam głowę do góry i rozejrzałam się wokół, ponieważ poczułam, że ktoś mnie obserwuje. Nie myliłam się. Za jednym z drzew stał Edward. Przyglądał się mi intensywnie. Podeszłam do niego powoli.
- Co tu robisz?
- Przyszedłem na pogrzeb i miałem nadzieję, że ciebie tu spotkam.
- Czego ode mnie chcesz?
- Chcę porozmawiać, przeprosić...
- Nie masz za co przepraszać Edwardzie.
- Mam. Za naszą ostatnią rozmowę i to jak się wtedy zachowałem i za cały ten wypadek.
- Edward...
- Bello, co ty tu robisz?! A ty!
- Chciałem...
- Nie obchodzi mnie co chciałeś!
- Jacobie uspokój się. Wróćmy już do domu. Proszę cię - powiedziałam, łapiąc go za rękę. Musiał się uspokoić. - Chodź do samochodu. Proszę!
- Dobrze. A ty nigdy więcej nie waż się podchodzić do Belli. Już wystarczająco ją zraniłeś - powiedział i ruszył w stronę samochodu ciągnąc mnie za sobą. Odwróciłam się w stronę Edwarda. Ból w jego oczach...


Zatrzymaliśmy się przed naszym domem. Przez całą drogę nie zamieniliśmy ani słowa. Widziałam, że Jacob aż rwał się żeby mi coś powiedzieć, ale chyba nie chciał zaczynać pierwszy. Co chwilę otwierał i zamykał usta wahając się. Atmosfera była napięta, wręcz wyczuwalna. Wydarzenia ostatnich dni były straszne. Cały czas miałam przed oczami śmierć Natalie. Zginęła za nas. Za mnie i Jacoba. Za nasz związek. Teraz, po pogrzebie wiem, że już jest po wszystkim. Czuję się już trochę lepiej, ale nadal jest mi źle i długo tak będzie. Jacob. Teraz z perspektywy czasu widzę jaka byłam głupia. Tyle dni straciłam. Czy da się to wszystko naprawić...
- Bello, ja chciałbym... - Jacob miał dość ciążącej ciszy i przerwał ją. - Chciałbym cię przeprosić...
- Jacob, nie.
- Ale...
- Posłuchaj mnie. To ja chciałabym cię przeprosić. Zachowałam się głupio. Nie dałam ci nawet chwili na wytłumaczenie się. Teraz wiem, że popełniłam błąd. Przepraszam.
- Kochanie, nie musisz mnie za nic przepraszać. Ja też nie zachowałem się doskonale. Powinienem...
- Choć nadal uważam, że nie masz za co przepraszać, dziękuję i wybaczam.
- Ja tobie nie mam nic do wybaczenia. Bello jest coś, co...
- Nieważne. Tęskniłam za tobą - powiedziałam i przygarnęłam go do siebie. Z zachłannością wpiłam się w jego usta. Oderwaliśmy się od siebie dopiero gdy zabrakło nam tchu.
- Hym... Przerwałaś mi już trzeci raz, ale nie będę narzekał.
- A ty za mną nie tęskniłeś?
- Bello, każdy dzień bez ciebie był dniem straconym. Chcę spędzić z tobą resztę swojego życia. Chce żebyś była moją żoną.
- Będę.
- Naprawdę?
- W sumie to czemu nie. Szczerze mówiąc nic nie odwoływałam, a został jeszcze prawie miesiąc. Kocham cię Jacob.
- Tak się cieszę. W takim razie, już po raz trzeci, czy wyjdziesz za mnie?
- Po raz drugi... tak - powiedziałam, a Jacob wyjął z kieszeni pierścionek i włożył mi go na palec.
- Nosiłeś go cały czas przy sobie?
- Przypominał mi ciebie. Jest tak samo śliczny. Chociaż nie... Ty jesteś o wiele śliczniejsza.
- Jake... - Nie byłam zdolna do wypowiedzenia czegokolwiek więcej. Czułam, że moje policzki oblewa czerwień. Dopiero teraz zorientowałam się jak bardzo go kocham i jak bardzo mi go brakowało. Odnalazłam jego rękę i splotłam swoje palce z jego. Już zapomniałam jaki jest gorący. Przyjemne ciepło rozeszło się po całym moim ciele. Zaśmiałam się cicho kręcąc głową.
- Powiesz mi co cię tak rozbawiło? - Zapytał, przytulając swoją rękę do mojego policzka. Spojrzałam w jego brązowe oczy, pełne miłości.
- Nic takiego - szepnęłam, całując go w policzek.
- Nigdy więcej się nie rozstawajmy - powiedział i pocałował mnie. Najpierw tak delikatnie, ledwie musnął moje usta, a później robił się coraz odważniejszy. Przyciągnął mnie do siebie na tyle blisko, jak pozwalał nam na to samochód.
- Wejdźmy już do domu - wyszeptałam, ledwo łapiąc oddech. Uśmiechnął się do mnie i już po chwili otwierał mi drzwi. Weszliśmy do środka. Zdjęłam niewygodne szpilki i weszłam po schodach do sypialni. Słyszałam, że Jake idzie za mną. Usiadłam na łóżku, a Jacob przykucnął naprzeciwko mnie.
- Ten dom był taki pusty kiedy ciebie nie było.
- Teraz już jestem i nigdzie się nie wybieram. No chyba, że mnie wygonisz.
- Nawet przez myśl by mi to nie przemknęło - powiedziałam, przytulając się do niego. - Tak bardzo brakowało mi twojego dotyku.
- Już to nadrabiam - powiedział i usiadł za mną. Zaczął masować moje plecy, ramiona. Składał pocałunki na szyi, szeptał do ucha, że bardzo mnie kocha.
- Ach... - szepnęłam kiedy przygryzł płatek mojego ucha. - Jacob, pocałuj mnie - powiedziałam, odwracając się w jego stronę. Usiadłam na nim okrakiem i wpiłam się w jego usta. Poddał się tej pieszczocie z przyjemnością. Oderwaliśmy się na chwilę żeby zaczerpnąć tchu.
- Wow - wyszeptał Jake, ale nic więcej nie powiedział. Nie miał jak bo jego usta miały teraz inne zajęcie. W mojej głowie panował chaos. Tak bardzo się za nim stęskniłam i tak bardzo go pragnęłam. Pchnęłam go delikatnie, żeby się położył. Zrobił to bez wahania.
- Bello, ja...
- Nic nie mów. - Nasze usta ponownie złączyły się w pocałunku. Jego ręce błądziły po moim ciele doprowadzając mnie do białej gorączki. Przekręcił się tak,że to teraz on był nade mną. Spojrzał mi w oczy, przerywając pocałunek.
- Jesteś pewna? - Zawsze powtarzałam Jacobowi, że dopiero po ślubie, ale w tej chwili wydawało mi się to śmieszne. Takie staroświeckie. Tak bardzo za nim tęskniłam i pragnęłam go całym ciałem. Myślałam, że będę się wahać, ale czułam się taka pewna siebie.
- Tak. Kocham cię Jacob i chcę ci się oddać nie czekając ani chwili dłużej.
Nie odpowiedział tylko zaczął mnie całować tak jak nigdy dotąd. Jego usta doprowadzały mnie do szału gdy błądziły po mojej szyi, ramionach, dekolcie. Przyciągnęłam go do siebie, odnajdując jego usta. Jacob podniósł mnie trochę, żeby odnaleźć zamek od mojej czarnej sukienki. Odpiął ją jednym sprawnym ruchem.
- Też cię kocham Bello - szepnął mi do ucha. Podniosłam głowę żeby go pocałować. Gdy już odnalazłam jego usta, zaczęłam powoli odpinać jego koszulę. Ręce mi się trzęsły, utrudniając to. Gdy w końcu uporałam się z guzikami zaczęłam jeździć ręką po jego brzuchu. Uczyłam się na pamięć każdego centymetra jego ciała. Czułam pod palcami napięte mięśnie. Czyżby się denerwował? Jacob zsunął mi sukienkę z ramion i zrzucił do końca swoją koszulę. Złożył pocałunek między moimi piersiami i przekręcił nas tak, że teraz ja byłam na górze. Przejechałam ustami po jego żuchwie, uśmiechając się. Zaczęłam całować jego szyje, klatkę piersiową. Jęknął cicho gdy uszczypnęłam go zębami. Wyjął z moich włosów wsuwki, sprawiając, że luźne loki opadły mi na ramiona.
- Uwielbiam twoje włosy. - Uśmiechnęłam się gdy to powiedział. Zapamiętać - Jake lubi gdy mam rozpuszczone włosy. Przejechałam palcem po jego torsie i zatrzymałam się na krawędzi spodni. Słyszałam jak Jacob zasysa powietrze i uśmiechnęłam się chytrze. Mrugnęłam do niego okiem i położyłam obie ręce pod jego żebrami. Drgnął niespokojnie i napiął wszystkie mięśnie. Mój uśmiech zrobił się jeszcze większy, a Jake widząc to, odpiął mi stanik i przekręcił na plecy. Zrobił to tak szybko, że krzyknęłam zaskoczona.
- Hym... Myślę, że to będzie nam zbędne - powiedział i zrzucił mój stanik na podłogę. Czułam, że się czerwienię. Jake zaczął jeździć rękoma po całym moim ciele, sprawiając, że wiłam się pod nim. Pochylił się i złożył pocałunek tuż pod moim pępkiem. Wygięłam się w łuk, a z mojego gardła wydobył się cichy jęk. Jacob cały czas błądził ustami po moim brzuchu, idąc coraz wyżej. Ponownie złożył pocałunek między moimi piersiami. Wiłam się pod nim z rozkoszy. Brakowało mi oddechu.
- Jacob... - szepnęłam cicho, głaskając go po głowie.
- Słucham? - Nie widziałam, ale czułam, że Jacob się uśmiecha.
- Och... - Zabrakło mi słów dlatego usiadłam i przyciągnęłam go do siebie. Przez chwilę siedzieliśmy przytuleni do siebie, aż w końcu Jake ponownie zaczął mnie całować. Zachłannie i długo, ale z uczuciem. Położyłam się z powrotem, ciągnąć go za sobą. Wsadził zbłąkany kosmyk moich włosów za ucho i uśmiechnął się do mnie słodko.
- Jesteś taka śliczna. Nigdy nie zostawiłbym cię dla innej dziewczyny, Bello. Obiecuję, że będę zawszę twój. Pamiętaj, że cię kocham - powiedział i zdjął do końca moją sukienkę i bieliznę. Po chwili nasze ciała znalazły wspólny rytm...

Perspektywa Jacoba.

Obudziłem się rano, a w moich ramionach spała Bella. Mój Anioł. Tak bardzo ją kocham, a wczoraj ona sama udowodniła mi jak bardzo mnie kocha. Oddała mi siebie. Uśmiechnąłem się do swoich wspomnień. Wstałem, ubrałem się i pocałowałem Belle w czoło. Uśmiechnęła się przez sen. Okryłem ją jeszcze kołdrą i zszedłem na dół żeby przygotować śniadanie. Wyjąłem wszystkie potrzebne produkty i zacząłem robić omlety. Gdy wszystko było już gotowe poszedłem na górę żeby obudzić moją ukochaną. Pocałowałem ją w czoło i zacząłem głaskać ją po głowie.
- Kochanie, wstawaj! Słonko, śniadanko już gotowe.
- Yhym... Jeszcze chwileczkę.
- Nie ma chwileczki bo ostygnie - powiedziałem i ściągnąłem z jej kołdrę.
- Jacob!
- No co?
- Głupio się pytasz - powiedziała, zakrywając się prześcieradłem.
- Jesteś śliczna.
- Idź stąd.
- Nie.
- Idź - powiedziała i rzuciła we mnie poduszką. Złapałem ją i się zaśmiałem. - Czekam na dole.
Zszedłem na dół i już po chwili dołączyła do mnie Bella. Zjedliśmy śniadanie i zabraliśmy się za sprzątanie.
- Muszę iść Bello.
- Gdzie? - Zapytała cicho. Widziałem, że znów coś ją martwi.
- Na spotkanie ze sforą, a później mam patrol. Wrócę wieczorem.
- Dobrze. Ja chyba odwiedzę dziś Emily i ojca.
- Coś się stało? Masz taki markotny głos. Coś źle zrobiłem?
- Nie. Po prostu... Jestem zmęczona. - Wiedziałem, że kłamie, ale nie chciałem drążyć tematu. Skończyliśmy sprzątać.
- Muszę już lecieć. Dasz sobie radę, Bello? - Zapytałem.
- Tak. Wszystko w porządku.
- To dobrze. Buziak?
- Buziak - powiedziała i cmoknęła mnie w usta.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.
- Pa.
- Pa, pa. Będę tęskniła.
- Ja bardziej - powiedziałem i chciałem ją pocałować, ale odepchnęła mnie, śmiejąc się.
- Idź już, bo w końcu nie wyjdziesz.
- Masz rację. Pa - powiedziałem, szybko cmoknąłem ją w usta i wyszedłem.
- Jesteś niemożliwy. - Usłyszałem jeszcze. Zaśmiałem się i wsiadłem do samochodu. Mam nadzieję, że teraz będzie już wszystko dobrze.

______________________________________________________________

No to tyle na dziś. Jestem ciekawa waszych opinii. Osobiście uważam, że nie jest najlepszy. No nic.
Ocenę pozostawiam Wam. Jak zwykle przepraszam za błędy i dziękuję za wszystkie komentarze. Dziękuję i pozdrawiam ;*
Marta...

niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 12

Perspektywa Belli.

Silniki startującego samolotu zatkał mi uszy. Nigdy tego nie lubiłam, teraz jednak cieszyłam się, że zakłóciły odgłosy dochodzące z zewnątrz i pozwoliły mi zająć się swoimi myślami. Za dwie godziny będę w Forks i teraz, gdy samolot unosił się już nad ziemią i nie było jak uciec, pomysł żeby już wracać wydał mi się absurdalny. Nie byłam jeszcze na to gotowa, szczególnie po rozmowie z Jacobem.

                                               ~ retrospekcja ~

- Teraz możemy porozmawiać.
- Nie gniewaj się na mamę i Emily. Wymyśliły to żeby mi pomóc. Nam pomóc.
- Mogły mi powiedzieć.
- Zgodziłabyś się?
- Nie.
- Więc widzisz. Bello, tak bardzo za tobą tęsknię.
- Ja za tobą też Jacob. Myślisz, że mi nie jest trudno. Tak bardzo chciałabym ci wybaczyć, ale boję się znowu zaufać. Cały czas o tobie myślę. Nie ma takiej chwili, w której myślałabym o czym innym. Wiesz, ile łez wylałam przez ciebie. Tak bardzo chciałabym żeby było jak kiedyś. Chciałabym być szczęśliwa.
- Możesz być. Możesz być szczęśliwa jak kiedyś, tylko musisz mi wybaczyć. Zrobię wszystko żebyś była szczęśliwa, żeby było ci dobrze. Kocham cię. Tak bardzo cię kocham, Bello.
- To nie jest takie łatwe. A może. Nie wiem! Nie wiem co zrobić.
- Wróć ze mną do Forks. Nie musisz wybaczyć mi od razu. Nie musimy razem mieszkać. Tylko proszę, nie odwracaj się ode mnie. Nie odtrącaj mnie. Nie zniosę tego, że nie ma cię przy mnie. Kocham cię.
- Też cię kocham Jacob. Kocham, a nawet bardzo, ale też nienawidzę za to, że tak przez ciebie cierpiałam. Muszę to przemyśleć.
[...]
- Dobra. Wrócę do Forks na pewno, ale Jacob, jeśli naprawdę mnie kochasz to nie każ mi podejmować decyzji już teraz. Obiecuję, że się nad tym poważnie zastanowię, ale teraz mam po prostu mętlik w głowie.
- Rozumiem, że potrzebujesz czasu. W takim bądź razie nic mnie tu nie trzyma. Jutro wrócę do domu. Mam nadzieję, że wszystko się między nami ułoży, bo bardzo tego pragnę. Kocham cię Bello. - Na widok łez, które zaszkliły jego oczy w moim sercu zawitała wielka dawka bólu. Dlaczego miłość musi być taka trudna?
            
                                               ~ koniec retrospekcji ~

Na drugi dzień Jacob wyjechał, a ja z każdą minutą coraz bardziej za nim tęskniłam. Dwa dni później spakowałam się, pożegnałam z mamą i Philem i tak o to znalazłam się w tym samolocie. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego jak pochopna była ta decyzja. Choć jeszcze niedawno wydawało mi się, że powrót do deszczowego, zielonego Forks, do codziennego życia, problemów, to najlepszy pomysł w życiu, to teraz obleciał mnie strach. Do tego z lotniska odbiera mnie Jake. Tak, właśnie on. Gdy podjęłam decyzję o powrocie, od razu  do niego zadzwoniłam. To był taki impuls, którego teraz żałowałam. I co ja mam mu powiedzieć? Jak to wszystko rozegrać? Tak bardzo za nim tęsknię, ale cały czas pamiętam o tym wszystkim co się stało. Chciałabym żeby było jak dawniej, kiedy mieszkaliśmy razem, a każda chwila z nim była chwilą cudowną. Czy dam radę mu wybaczyć?

Perspektywa Nicole.

Może zwariowałam, a może nie, ale gdy Emily powiedziała mi, że Jacob pojechał na lotnisko po Belle, poczułam, że muszę to wszystko naprawić. Pomóc im żeby te uczucie, które ich łączy nie zanikło przeze mnie. Kocham Jacoba i serce mi pęka, że nie ma nadziei na to, że jeszcze kiedykolwiek będziemy razem. Nie chce mi się żyć. Męczy mnie świadomość, że wszystko zepsułam. Wiem jak oni muszą się czuć, ale mi też nie jest łatwo. Jeszcze niedawno byłam zwykłą dziewczyną z przyjaciółmi, rodziną, chłopakiem, ale przyjazd tu wszystko zepsuł. Nienawidzę tego miejsca i zrobiłabym wszystko żeby cofnąć czas. Czuję się tu jak ktoś obcy. Mam tylko jeden cel, a później niech się dzieje co che. Muszę za wszelką cenę ich przeprosić i doprowadzić do ich zgody. Zatrzymam ich i zrobię wszystko, ale to wszystko żeby im pomóc.

Perspektywa Belli.

Samolot wylądował, odebrałam swoje bagaże i ze ściśniętym gardłem ruszyłam w stronę, gdzie powinien czekać na mnie Jacob. W końcu go zobaczyłam. Stał tam i rozglądał się, szukając mnie w tłumie. W końcu mnie dostrzegł i pomachał mi. Wyglądał jakby chciał do mnie podbiec i wziąć mnie w swoje ramiona, ale bał się mojej reakcji. Podeszłam do niego i uśmiechnęłam się nieśmiało. Choć przez całą drogę myślałam o tym, co mu powiem, to teraz zabrakło mi słów.
- Cześć.
- Cześć. Jak minął lot?
- Dobrze.
- To dobrze. Daj, wezmę to - powiedział, wyciągając ręce w stronę walizek. Oddałam mu je i zapadła niezręczna cisza.
- To co? Jedziemy?
- Jedziemy.
W ciszy doszliśmy do samochodu. Jacob otworzył mi drzwi, a kiedy wsiadłam włożył walizki do bagażnika i wsiadł do samochodu. Włożył kluczyki do stacyjki, ale nie odpalił silnika. Spojrzałam na niego.
- Co?- Zapytałam, ponieważ wpatrywał się we mnie.
- Nie, nic. To znaczy... Coś. Po prostu zastanawiam się, czy to, że wróciłaś oznacza też to, że mi wybaczyłaś.
- Jacob, nie teraz. Porozmawiamy o tym w domu. Dobrze?
- Skoro tak wolisz - odpowiedział i odpalił samochód. Jechaliśmy w ciszy, a przynajmniej do czasu, kiedy ja jej nie przerwałam.
- Jacob, uważaj! - Krzyknęłam nagle bo na drodze pojawiło się wielkie zwierzę. Pisk hamulców i huk kiedy uderzyliśmy w drzewo.
- Boże! Bello, nic ci nie jest? - Jacob zaczął mnie oglądać z każdej strony. W jego oczach widziałam strach i zmartwienie. Ja sama przez chwile byłam tak wystraszona, że ledwo kojarzyłam fakty.
- Bella!
- Nie Chyba nic mi nie jest - odpowiedziałam po chwili.
- Właśnie widzę. Masz rozciętą głowę. - Spojrzałam w lusterko. Rzeczywiście z rozcięcia nad skronią leciała mi krew.
- To nic takiego - odpowiedziałam i spojrzałam na drogę. Wielki wilk stał i się w nas wpatrywał.
- Poczekaj, zaraz to opatrzę - powiedział Jacob, a kiedy zorientował się, że nie zwracam na niego uwagi, podążył za moim wzrokiem. Gdy zobaczył basiora na jego twarz wstąpił taki gniew, że bałam się odezwać. Szybko wysiadł z samochodu.
- Co ty sobie wyobrażasz!? Chciałaś nas zabić?! Co za idiotka! ZMIEŃ SIĘ, ALE JUŻ! - Krzyczał. Wielkie psisko zniknęło w krzakach, a ja wysiadłam z samochodu. Dopiero teraz dotarło do mnie kim był ten wilk.
- Co ona tu robi?! - Krzyknęłam do Jacoba i spojrzałam na niego. Włożyłam w te spojrzenie tyle jadu, że aż się cofnął.
- Ja...
- Co ona tu robi?!
- On nie wiedział, że tu będę. Przepraszam, nie chciałam spowodować tego wypadku.
- Czy ty musisz się mieszać?! Nie możesz usunąć się w cień?!
- Przecież wiesz, że próbowałam, Jacob! Ale tak się nie da! Naprawdę jest mi przykro, że wyrządziłam tyle zła. Przepraszam!
- To już jest śmieszne! Idę stąd Jacob! Zadzwoń jak już się na którąś zdecydujesz!
- Bello, poczekaj!
- Czego ty ode mnie chcesz?! Nie uważasz, że już i tak za bardzo namieszałaś mi w życiu?!
- Nie. Nie chciałam niszczyć waszego szczęścia! Wpojenie. To przez to. Ale musicie wiedzieć, że ja się o to nie prosiłam. Nie chciałam zostać wilkiem i gdybym tylko mogła, cofnęłabym czas. Miałam swoje życie, przyjaciół, a nawet chłopaka, ale zostawiłam to wszystko przez przemianę! Tak bardzo chciałabym wrócić do dawnego życia, ale nie mogę! Po prostu się nie da! Zdaję sobie z tego sprawę, że musiałaś bardzo cierpieć, ale ja też cierpiałam. Jacob także. Cierpiał, bo go zostawiłaś. Uwierzyłaś oczom, a nie jego słowom. Nie słyszałaś całej kuchni. On chciał mnie wyrzucić. Wpuścił mnie tylko po to żeby powiedzieć mi, że nie mam na co liczyć. To ja pocałowałam Jacoba! Przepraszam! Bello, nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, że masz najwspanialszego mężczyznę na świecie i ten mężczyzna kocha ciebie i tylko ciebie!
- Dlaczego miałabym uwierzyć w twoje słowa?! Skąd mam wiedzieć, że nie uknuliście sobie tego przedstawienia? Ze tego nie ustaliliście?
- Bo taka jest prawda! Nie widzisz tego jak bardzo Jacob cię kocha? Że skoczyłby za tobą w ogień? Myślisz, że dla mnie to jest łatwe? Właśnie rezygnuję z własnego szczęścia i miłości na rzecz waszego szczęścia. Czy to nie jest wystarczający dowód?!
- Ale dlaczego dopiero teraz? Teraz, gdy wszystko jest już stracone? - Głos mi drżał, a obraz rozmazywał się od łez. W głowie miałam taki mętlik, że ledwo kojarzyłam fakty.
- Nie musi tak być. Jest jeszcze szansa żeby to naprawić. Musisz tylko uwierzyć. Uwierzyć w moją miłość do ciebie. - Jacob, zabrał głos po raz pierwszy od jakiegoś czasu. Widziałam, że on też był bliski płaczu.
- Skąd mam mieć pewność? - Zapytałam cicho. Czułam, że zaraz już tego nie wytrzymam.
- Bo to wszystko, co powiedziała Natalie, to prawda. Kocham cię jak wariat i obiecuję, że już nigdy nie popełnię takiego błędu. - Podszedł do mnie i wziął moją rękę w swoje.
- A ona? Jak mam zaufać jej? Obiekty wpojeń zawsze ulegają. Prędzej, czy później, ale taka jest prawda. Jacob, to twoje słowa. Pamiętasz? Wypowiedziałeś je kiedy tłumaczyłeś mi czym jest wpojenie.
- Pamiętam każdą sekundę mojego życia odkąd się w nim pojawiłaś.
- Naprawdę? Naprawdę mnie kochasz? Boże. Ja nie wiem. Nic już nie wiem...
- Nie wiesz, czy mnie kochasz?
- Kocham cię Jacob. Ale boję się zaufać. Wierzę ci, ale wiem też jak działa wpojenie i wiem już do czego jest zdolna Natalie - powiedziałam i wyrwałam swoją rękę z jego uścisku.
- Ja usunę się w cień. Tym razem najskuteczniej jak umiem. Wasza miłość jest tego warta, a ja już nie chcę cierpieć - powiedziała i zaczęła wpatrywać się w jakiś punkt za nami. Czarny samochód pędził w naszą stronę z ogromną prędkością. - Tak. To będzie najlepsze rozwiązanie dla nas wszystkich.
Następne wydarzenia działy się tak szybko, że nawet nie zauważyłam kiedy Natalie wbiegła pod rozpędzony samochód. Huk, pisk opon, krzyk Jacoba i jeszcze głośniejszy mój. Czy ona zrobiła to naprawdę? Naprawdę odebrała sobie życie przeze mnie?
- O Boże! Ona musi przeżyć! Jacob! - Doskoczyłam do leżącej na ziemi dziewczyny.
- Natalie, słyszysz mnie? Wstawaj! Słyszysz? Otwórz oczy!
- O Boże! Ja nie chciałem. Ona pojawiła się tak nagle. Już zadzwoniłem do ojca. On jest lekarzem. On jej pomoże! Karetka już jedzie! Boże! Co ja zrobiłem? Nie wytrzymam. Krew... - Spojrzałam na osobę, która wyszła ze zmasakrowanego samochodu. Jeszcze tego mi brakowało...
- Odejdź stąd! No już! - Jacob, pchnął Edwarda tak mocno, że przeleciał na drugą stronę ulicy. Po chwili pojawił się koło mnie i zaczął mnie uspokajać. Tyle różnych myśli przechodziło przez moją głowę, łzy ciurkiem spływały po moich policzkach. Byłam w takim szoku, że nawet nie zauważyłam karetki, radiowozu, a nawet tego, że Jacob próbuje odczepić moje kurczowo zaciśnięte dłonie od koszulki Natalie. Gdy już mu się udało zaczęła się wielka krzątanina. Lekarze biegali nosząc jakieś sprzęty i aparatury, z oddali było słychać syreny radiowozu, a z głębi lasu przeraźliwe wycie wilków. Słyszałam i widziałam to wszystko, ale nie mogłam skoncentrować się na niczym. Szloch, łzy i zatkany nos utrudniały mi oddychanie.
- Bella, słyszysz mnie? - Jacob szturchał mnie za ramiona od dłuższej chwili, ale dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę. Ze szlochem wpadłam w jego ramiona.
- Och, Jacob, To wszystko przeze mnie.
- Co ty mówisz, Bello? To była jej decyzja. Wszystko będzie dobrze.
- A co jeśli ona nie przeżyje? - Zapytałam, choć w duchu wiedziałam, że ona już nie żyje. P prostu nie chciałam się do tego przyzna. Dopuścić do siebie myśli, że przeze mnie zginął człowiek.
- Przeżyje - powiedział Jacob, ale sam w to nie wierzył. Było słychać to w jego głosie. - Twój tata tu idzie - powiedział i przestał mnie przytulać.
- Charlie? No tak. Przecież jest komendantem na tutejszej policji.
- Bella?! Co ty tu robisz? Kochanie, nic ci nie jest?
- Nie tato.
- A twoja głowa? Chodź. Zaprowadzę cię do karetki. Muszą to opatrzyć - powiedział i rzucił gniewne spojrzenie w stronę Jacoba. Nadal był na niego zły za ostatnie wydarzenia. Biedny Charlie nawet nie wiedział, że wróciłam od mamy. Chciałam mu zrobić niespodziankę. No proszę. Udało mi się. Boże, dlaczego to wszystko spotkało akurat mnie? Już nigdy nie pozbędę się z głowy obrazu tego dnia.
- Bella? - Charlie stał z wyciągniętą w moją stronę ręką. Tak się zamyśliłam, że zapomniałam, że w ogóle mnie wołał. Podeszłam do niego i dałam się objąć. Wszystko to robiłam mechanicznie. Charlie zaprowadził mnie do karetki, a tam jakiś lekarz założył mi opatrunek i podał tabletki uspokajające. Po chwili podszesł do mnie jakiś policjant i zaczął zadawać pytania.
- Może pani rozmawiać?
- Tak - odpowiedziałam cicho. Nie miałam już siły i ledwo stałam na nogach.
- Czy widziała pani te zdarzenie?
- Tak.
- Co się stało z tamtym samochodem? - Zapytał wskazując ręką samochód Jacoba.
- Na drogę wybiegło nam jakieś zwierzę. Jacob nie zdążył zahamować.
- Rozumiem. Czy ta ciemnowłosa dziewczyna jechała z wami?
- Natalie? Nie. Ona szła bokiem. Chyba wracała do domu piechotą - powiedziałam i zastanowiłam się, co powiedzieć dalej. Nie powiem mu o kłótni. - Pomogła nam wysiąść z samochodu.
- Co działo się dalej? Czy jest pani w stanie stwierdzić kto spowodował wypadek? - Rozejrzałam się dookoła. Mój wzrok przykuł Edward i policjant, który go przesłuchiwał. Przy nim był Carlisle. No tak. Jakby nie patrzeć przez to, że został przemieniony w  wieku siedemnastu lat nadal jest niepełnoletni.
- Proszę pani?
- Co? Och, tak. Przepraszam. To Natalie. Nie zauważyła samochodu i weszła wprost pod koła. Czy pan może... Czy... Co z nią? Żyje?
- Przykro mi - powiedział policjant i uciekł wzrokiem. Czułam jak lecę w dół i gdyby nie Charlie upadłabym wprost na ziemię.
- Myślę, ze jej już wystarczy Maks. Dużo dziś przeszła - powiedział Charlie. To była ostatnia rzecz jaką zdołałam zarejestrować, później zemdlałam.

 Obudziłam się w salonie u taty. Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej i syknęłam z bólu, gdy coś zakuło mnie w głowie.
- Kochanie, jak się czujesz? - Zapytał tata podając mi herbatę.
- Dziękuję. Źle, ale to nic.
- Bello, policja chciała żebyś wstawiła się na przesłuchanie jak będziesz na siłach. Pojutrze odbędzie się pogrzeb. Rodzina Natalie już tu jest. - Na początku nie wiedziałam o co mu chodzi, ale po chwili zalała mnie fala wspomnień. Wypadek, kłótnia z Natalie, jej śmierć, Edward, przesłuchanie... Łzy pociekły mi po policzkach. Straszne wyrzuty sumienia wkradły się do mojego serca i rozumu. To przeze mnie ta dziewczyna wskoczyła pod samochód. Zrobiła to żeby udowodnić, że Jacob kocha tylko mnie i nikogo więcej. Zrobiła to żebym była szczęśliwa razem z Jacobem. Oddała swoje życie za nas, za nasz związek.
- To przeze mnie... Przeze mnie...
- Co ty gadasz Bello? No już. Spokojnie. - Charlie objął mnie jak małe dziecko i zaczął kołysać się w przód i tył. Cały czas szeptał uspokajające słowa, a ja płakałam i płakałam. Nie wiem jak długo to trwało, ale w końcu zasnęłam z wyczerpania. Gdy się obudziłam Charliego nie było w domu. Wstałam, zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z domu. Po drodze wzięłam klucze do garażu. Przypomniało mi się, że przed wylotem do Phoenix zostawiłam u taty samochód. Czułam się koszmarnie, ale musiałam pojechać do La Push. Musiałam dowiedzieć się, co się tam dzieje i przeprosić za śmierć Natalie. Wsiadłam do samochodu i zaczęłam szukać kluczy w torebce. Byłam tak roztrzęsiona, że po chwili wszystko wypadło mi z niej na siedzenie. Wzięłam klucze, które również znalazły się na siedzeniu i odpaliłam samochód. Łzy utrudniały mi widoczność. Otarłam je wierzchem dłoni i wyjechałam na drogę. Dlaczego moje życie jest pasmem problemów, porażek i bólu? Dlaczego nie mogę być szczęśliwa? Dlaczego akurat ja? Te pytania cały czas chodziły po mojej głowie. Nie wiem czy to przez łzy, czy przez to, że się zamyśliłam, ale nie zauważyłam wielkiego zbiorowiska ludzi na środku drogi i w ostatniej chwili zdążyłam zahamować. Na trzęsących się nogach wysiadłam z samochodu i dopiero wtedy dotarło do mnie kim są ci ludzie i gdzie się znajduję. To była granica, którą wyznaczał pakt, a po obu ich stronach stali swoi odwieczni wrogowie. Jacob ze sforą i Edward z rodziną. Kłócili się tak bardzo, że nawet nie zauważyli tego, że prawie w nich wjechałam.
- Zbiłeś jedną z nas! Zapłacicie za to!
- Jacobie, po raz kolejny powtarzam ci, że to ta biedna dziewczyna wbiegła pod koła mojego syna. Przecież sam to widziałeś.
- Przecież podobno macie ten super refleks! Zrobiłeś to specjalnie! Pakt już się nie liczy!!
- Skoro tak, to chodźcie tu!
- Emmett!
- Nie, on ma rację! - Krzyknął Jacob i odwrócił się w stronę sfory. Wszyscy zmienili się w wilki. Powoli szłam w ich stronę nie zważając na niebezpieczeństwa, które mi groziły. Nie obchodziło mnie nic. Jacob zrobił krok w stronę Cullenów, już chciał przekroczyć granice i nagle zatrzymał się jak wryty, ponieważ stanęłam przed nim.
- Bella! Uciekaj stąd! - Edward chciał do mnie podbiec, ale powstrzymał go jeden z jego braci i głośne warczenie sfory. Nie ruszyłam się nawet na krok. Stałam i patrzyłam w oczy Jacoba.
- Czy nie uważasz, że masz na głowie już wystarczająco dużo problemów? Chcesz rozpocząć wojnę między wampirami, a sforą? Pomyślałeś, że któryś z was może ucierpieć? Chcesz organizować kolejny pogrzeb? A co, jeśli to tobie coś się stanie? Pomyślałeś o tym jakbym się czuła tracąc osobę, którą kocham ponad życie? Śmierć Natalie, to nie wina Edwarda, tylko moja.
- Co ty gadasz, Bello?!
- Edwardzie, nie wtrącaj się proszę - powiedziałam i spojrzałam na niego proszącym wzrokiem. Wiedziałam, że jest mu ciężko, ale w tej chwili nie obchodziło mnie to. Spojrzałam z powrotem na Jacoba.
- Jacob, zrób to dla mnie, proszę. Nie zaczynaj czegoś, czego będziesz żałował. - Przy ostatnim słowie głos mi się załamał i łzy pociekły po policzku. Z oka Jacoba również wyleciała łza wielkości piłeczki bejsbolowej. Kiwnął głową w stronę sfory i wszyscy jak na zawołanie zniknęli w lesie. Jacob również wszedł między drzewa żeby po chwili wrócić jako człowiek. Ja w tym czasie odwróciłam się w stronę Cullenów.
- A wy? Chcecie wojny?
- Oczywiście, że nie.
- To co tu jeszcze robicie?
- Masz rację Bello. Idziemy - powiedział Carlisle. Wszyscy odwrócili się w stronę lasu oprócz Edwarda.
- Edwardzie, wszystko w porządku?
- Tak Esme. Po prostu...
- Idź Edwardzie. Idź. Do zobaczenia - powiedziałam i otarłam łzy z policzków.
- Mam nadzieję - odpowiedział i zniknął między drzewami.
- Bello?
- Jacob. - Podeszłam do niego powoli.
- Kochasz mnie nad życie?
- Czy zwątpiłeś w to choć przez chwilę? - Zapytałam. Zastanawiał się przez chwilę, a później powiedział:
- Nie. W głębi duszy cały czas o tym wiedziałem. A ty Bello? Czy zwątpiłaś w to, że mnie kochasz?
- Myślę, że był taki moment, lecz teraz wiem, że przez to co się stało, kocham cię jeszcze mocniej.
- Tak się cieszę - powiedział i przytulił mnie ostrożnie. Ja sama wtuliłam się w niego najmocniej jak mogłam.
- Tak bardzo za tobą tęskniłam, Jacob - powiedziałam i zaczęłam płakać. Nie wiem jak długo tak staliśmy. W końcu Jacob odsunął się ode mnie, ale nie wypuścił mnie z uścisku jakby się bał, że gdy tylko mnie puści, zniknę.
- Muszę wracać do La Push.
- Ja też chciałam tam jechać - powiedziałam i wskazałam ręką mój samochód. Wsiedliśmy do niego. Jacob prowadził. Im bliżej byliśmy, tym bardziej się denerwowałam.
- Co się dzieje? Cała się trzęsiesz.
- Nic. Po prostu boję się spotkana ze sforą, rodziną Natalie.
- Bello, to nie jest twoja wina, rozumiesz? Nie możesz winić się za śmierć Natalie. To był tylko i wyłącznie jej decyzja. - Nie odpowiedziałam mu. Wpatrywałam się w przednią szybę. W końcu dojechaliśmy na miejsce. Jacob zatrzymał się pod domem Leah i Setha. Byli tu wszyscy. Gdy wysiadłam wszystkie oczy były skierowane w moją stronę. 

_________________________________________________________________________
Myślę, że to właśnie w tym momencie powinnam skończyć ten rozdział. Może nie jest on najdłuższy, ale mam nadzieję, że się Wam spodoba. Jak zwykle przepraszam za wszystkie wyłapane błędy ( wiem, że często zdarza mi się zgubić literki ). Nie wiem kiedy będzie następny. Zastanawiam się nad tym jak to ma się dalej potoczyć. Wiem tylko, że u Jacoba i Belli nie będzie wcale kolorowo więc niech nie zmylą Was pozory. Myślę, że to co mam w planach ( jeśli się nie zmienią ) naprawdę Waz zaskoczy. Być może pojawi się ktoś nowy. Ktoś dzięki komu Bella i Jacob zbliżą się do siebie jeszcze bardziej, a być może oddalą. Zobaczymy... Nie przynudzam więcej ;)
Pozdrawiam ;* !!
Marta...