Perspektywa Belli.
Silniki startującego samolotu zatkał mi uszy. Nigdy tego nie lubiłam, teraz jednak cieszyłam się, że zakłóciły odgłosy dochodzące z zewnątrz i pozwoliły mi zająć się swoimi myślami. Za dwie godziny będę w Forks i teraz, gdy samolot unosił się już nad ziemią i nie było jak uciec, pomysł żeby już wracać wydał mi się absurdalny. Nie byłam jeszcze na to gotowa, szczególnie po rozmowie z Jacobem.
~ retrospekcja ~
- Teraz możemy porozmawiać.
- Nie gniewaj się na mamę i Emily. Wymyśliły to żeby mi pomóc. Nam pomóc.
- Mogły mi powiedzieć.
- Zgodziłabyś się?
- Nie.
- Więc widzisz. Bello, tak bardzo za tobą tęsknię.
- Ja za tobą też Jacob. Myślisz, że mi nie jest trudno. Tak bardzo
chciałabym ci wybaczyć, ale boję się znowu zaufać. Cały czas o tobie
myślę. Nie ma takiej chwili, w której myślałabym o czym innym. Wiesz,
ile łez wylałam przez ciebie. Tak bardzo chciałabym żeby było jak
kiedyś. Chciałabym być szczęśliwa.
- Możesz być. Możesz być szczęśliwa jak kiedyś, tylko musisz mi
wybaczyć. Zrobię wszystko żebyś była szczęśliwa, żeby było ci dobrze.
Kocham cię. Tak bardzo cię kocham, Bello.
- To nie jest takie łatwe. A może. Nie wiem! Nie wiem co zrobić.
- Wróć ze mną do Forks. Nie musisz wybaczyć mi od razu. Nie musimy razem
mieszkać. Tylko proszę, nie odwracaj się ode mnie. Nie odtrącaj mnie.
Nie zniosę tego, że nie ma cię przy mnie. Kocham cię.
- Też cię kocham Jacob. Kocham, a nawet bardzo, ale też nienawidzę za
to, że tak przez ciebie cierpiałam. Muszę to przemyśleć.
[...]
- Dobra. Wrócę do Forks na pewno, ale Jacob, jeśli naprawdę mnie kochasz to nie każ mi podejmować decyzji już teraz. Obiecuję, że się nad tym poważnie zastanowię, ale teraz mam po prostu mętlik w głowie.
- Rozumiem, że potrzebujesz czasu. W takim bądź razie nic mnie tu nie trzyma. Jutro wrócę do domu. Mam nadzieję, że wszystko się między nami ułoży, bo bardzo tego pragnę. Kocham cię Bello. - Na widok łez, które zaszkliły jego oczy w moim sercu zawitała wielka dawka bólu. Dlaczego miłość musi być taka trudna?
~ koniec retrospekcji ~
Na drugi dzień Jacob wyjechał, a ja z każdą minutą coraz bardziej za nim tęskniłam. Dwa dni później spakowałam się, pożegnałam z mamą i Philem i tak o to znalazłam się w tym samolocie. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego jak pochopna była ta decyzja. Choć jeszcze niedawno wydawało mi się, że powrót do deszczowego, zielonego Forks, do codziennego życia, problemów, to najlepszy pomysł w życiu, to teraz obleciał mnie strach. Do tego z lotniska odbiera mnie Jake. Tak, właśnie on. Gdy podjęłam decyzję o powrocie, od razu do niego zadzwoniłam. To był taki impuls, którego teraz żałowałam. I co ja mam mu powiedzieć? Jak to wszystko rozegrać? Tak bardzo za nim tęsknię, ale cały czas pamiętam o tym wszystkim co się stało. Chciałabym żeby było jak dawniej, kiedy mieszkaliśmy razem, a każda chwila z nim była chwilą cudowną. Czy dam radę mu wybaczyć?
Perspektywa Nicole.
Może zwariowałam, a może nie, ale gdy Emily powiedziała mi, że Jacob pojechał na lotnisko po Belle, poczułam, że muszę to wszystko naprawić. Pomóc im żeby te uczucie, które ich łączy nie zanikło przeze mnie. Kocham Jacoba i serce mi pęka, że nie ma nadziei na to, że jeszcze kiedykolwiek będziemy razem. Nie chce mi się żyć. Męczy mnie świadomość, że wszystko zepsułam. Wiem jak oni muszą się czuć, ale mi też nie jest łatwo. Jeszcze niedawno byłam zwykłą dziewczyną z przyjaciółmi, rodziną, chłopakiem, ale przyjazd tu wszystko zepsuł. Nienawidzę tego miejsca i zrobiłabym wszystko żeby cofnąć czas. Czuję się tu jak ktoś obcy. Mam tylko jeden cel, a później niech się dzieje co che. Muszę za wszelką cenę ich przeprosić i doprowadzić do ich zgody. Zatrzymam ich i zrobię wszystko, ale to wszystko żeby im pomóc.
Perspektywa Belli.
Samolot wylądował, odebrałam swoje bagaże i ze ściśniętym gardłem ruszyłam w stronę, gdzie powinien czekać na mnie Jacob. W końcu go zobaczyłam. Stał tam i rozglądał się, szukając mnie w tłumie. W końcu mnie dostrzegł i pomachał mi. Wyglądał jakby chciał do mnie podbiec i wziąć mnie w swoje ramiona, ale bał się mojej reakcji. Podeszłam do niego i uśmiechnęłam się nieśmiało. Choć przez całą drogę myślałam o tym, co mu powiem, to teraz zabrakło mi słów.
- Cześć.
- Cześć. Jak minął lot?
- Dobrze.
- To dobrze. Daj, wezmę to - powiedział, wyciągając ręce w stronę walizek. Oddałam mu je i zapadła niezręczna cisza.
- To co? Jedziemy?
- Jedziemy.
W ciszy doszliśmy do samochodu. Jacob otworzył mi drzwi, a kiedy wsiadłam włożył walizki do bagażnika i wsiadł do samochodu. Włożył kluczyki do stacyjki, ale nie odpalił silnika. Spojrzałam na niego.
- Co?- Zapytałam, ponieważ wpatrywał się we mnie.
- Nie, nic. To znaczy... Coś. Po prostu zastanawiam się, czy to, że wróciłaś oznacza też to, że mi wybaczyłaś.
- Jacob, nie teraz. Porozmawiamy o tym w domu. Dobrze?
- Skoro tak wolisz - odpowiedział i odpalił samochód. Jechaliśmy w ciszy, a przynajmniej do czasu, kiedy ja jej nie przerwałam.
- Jacob, uważaj! - Krzyknęłam nagle bo na drodze pojawiło się wielkie zwierzę. Pisk hamulców i huk kiedy uderzyliśmy w drzewo.
- Boże! Bello, nic ci nie jest? - Jacob zaczął mnie oglądać z każdej strony. W jego oczach widziałam strach i zmartwienie. Ja sama przez chwile byłam tak wystraszona, że ledwo kojarzyłam fakty.
- Bella!
- Nie Chyba nic mi nie jest - odpowiedziałam po chwili.
- Właśnie widzę. Masz rozciętą głowę. - Spojrzałam w lusterko. Rzeczywiście z rozcięcia nad skronią leciała mi krew.
- To nic takiego - odpowiedziałam i spojrzałam na drogę. Wielki wilk stał i się w nas wpatrywał.
- Poczekaj, zaraz to opatrzę - powiedział Jacob, a kiedy zorientował się, że nie zwracam na niego uwagi, podążył za moim wzrokiem. Gdy zobaczył basiora na jego twarz wstąpił taki gniew, że bałam się odezwać. Szybko wysiadł z samochodu.
- Co ty sobie wyobrażasz!? Chciałaś nas zabić?! Co za idiotka! ZMIEŃ SIĘ, ALE JUŻ! - Krzyczał. Wielkie psisko zniknęło w krzakach, a ja wysiadłam z samochodu. Dopiero teraz dotarło do mnie kim był ten wilk.
- Co ona tu robi?! - Krzyknęłam do Jacoba i spojrzałam na niego. Włożyłam w te spojrzenie tyle jadu, że aż się cofnął.
- Ja...
- Co ona tu robi?!
- On nie wiedział, że tu będę. Przepraszam, nie chciałam spowodować tego wypadku.
- Czy ty musisz się mieszać?! Nie możesz usunąć się w cień?!
- Przecież wiesz, że próbowałam, Jacob! Ale tak się nie da! Naprawdę jest mi przykro, że wyrządziłam tyle zła. Przepraszam!
- To już jest śmieszne! Idę stąd Jacob! Zadzwoń jak już się na którąś zdecydujesz!
- Bello, poczekaj!
- Czego ty ode mnie chcesz?! Nie uważasz, że już i tak za bardzo namieszałaś mi w życiu?!
- Nie. Nie chciałam niszczyć waszego szczęścia! Wpojenie. To przez to. Ale musicie wiedzieć, że ja się o to nie prosiłam. Nie chciałam zostać wilkiem i gdybym tylko mogła, cofnęłabym czas. Miałam swoje życie, przyjaciół, a nawet chłopaka, ale zostawiłam to wszystko przez przemianę! Tak bardzo chciałabym wrócić do dawnego życia, ale nie mogę! Po prostu się nie da! Zdaję sobie z tego sprawę, że musiałaś bardzo cierpieć, ale ja też cierpiałam. Jacob także. Cierpiał, bo go zostawiłaś. Uwierzyłaś oczom, a nie jego słowom. Nie słyszałaś całej kuchni. On chciał mnie wyrzucić. Wpuścił mnie tylko po to żeby powiedzieć mi, że nie mam na co liczyć. To ja pocałowałam Jacoba! Przepraszam! Bello, nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, że masz najwspanialszego mężczyznę na świecie i ten mężczyzna kocha ciebie i tylko ciebie!
- Dlaczego miałabym uwierzyć w twoje słowa?! Skąd mam wiedzieć, że nie uknuliście sobie tego przedstawienia? Ze tego nie ustaliliście?
- Bo taka jest prawda! Nie widzisz tego jak bardzo Jacob cię kocha? Że skoczyłby za tobą w ogień? Myślisz, że dla mnie to jest łatwe? Właśnie rezygnuję z własnego szczęścia i miłości na rzecz waszego szczęścia. Czy to nie jest wystarczający dowód?!
- Ale dlaczego dopiero teraz? Teraz, gdy wszystko jest już stracone? - Głos mi drżał, a obraz rozmazywał się od łez. W głowie miałam taki mętlik, że ledwo kojarzyłam fakty.
- Nie musi tak być. Jest jeszcze szansa żeby to naprawić. Musisz tylko uwierzyć. Uwierzyć w moją miłość do ciebie. - Jacob, zabrał głos po raz pierwszy od jakiegoś czasu. Widziałam, że on też był bliski płaczu.
- Skąd mam mieć pewność? - Zapytałam cicho. Czułam, że zaraz już tego nie wytrzymam.
- Bo to wszystko, co powiedziała Natalie, to prawda. Kocham cię jak wariat i obiecuję, że już nigdy nie popełnię takiego błędu. - Podszedł do mnie i wziął moją rękę w swoje.
- A ona? Jak mam zaufać jej? Obiekty wpojeń zawsze ulegają. Prędzej, czy później, ale taka jest prawda. Jacob, to twoje słowa. Pamiętasz? Wypowiedziałeś je kiedy tłumaczyłeś mi czym jest wpojenie.
- Pamiętam każdą sekundę mojego życia odkąd się w nim pojawiłaś.
- Naprawdę? Naprawdę mnie kochasz? Boże. Ja nie wiem. Nic już nie wiem...
- Nie wiesz, czy mnie kochasz?
- Kocham cię Jacob. Ale boję się zaufać. Wierzę ci, ale wiem też jak działa wpojenie i wiem już do czego jest zdolna Natalie - powiedziałam i wyrwałam swoją rękę z jego uścisku.
- Ja usunę się w cień. Tym razem najskuteczniej jak umiem. Wasza miłość jest tego warta, a ja już nie chcę cierpieć - powiedziała i zaczęła wpatrywać się w jakiś punkt za nami. Czarny samochód pędził w naszą stronę z ogromną prędkością. - Tak. To będzie najlepsze rozwiązanie dla nas wszystkich.
Następne wydarzenia działy się tak szybko, że nawet nie zauważyłam kiedy Natalie wbiegła pod rozpędzony samochód. Huk, pisk opon, krzyk Jacoba i jeszcze głośniejszy mój. Czy ona zrobiła to naprawdę? Naprawdę odebrała sobie życie przeze mnie?
- O Boże! Ona musi przeżyć! Jacob! - Doskoczyłam do leżącej na ziemi dziewczyny.
- Natalie, słyszysz mnie? Wstawaj! Słyszysz? Otwórz oczy!
- O Boże! Ja nie chciałem. Ona pojawiła się tak nagle. Już zadzwoniłem do ojca. On jest lekarzem. On jej pomoże! Karetka już jedzie! Boże! Co ja zrobiłem? Nie wytrzymam. Krew... - Spojrzałam na osobę, która wyszła ze zmasakrowanego samochodu. Jeszcze tego mi brakowało...
- Odejdź stąd! No już! - Jacob, pchnął Edwarda tak mocno, że przeleciał na drugą stronę ulicy. Po chwili pojawił się koło mnie i zaczął mnie uspokajać. Tyle różnych myśli przechodziło przez moją głowę, łzy ciurkiem spływały po moich policzkach. Byłam w takim szoku, że nawet nie zauważyłam karetki, radiowozu, a nawet tego, że Jacob próbuje odczepić moje kurczowo zaciśnięte dłonie od koszulki Natalie. Gdy już mu się udało zaczęła się wielka krzątanina. Lekarze biegali nosząc jakieś sprzęty i aparatury, z oddali było słychać syreny radiowozu, a z głębi lasu przeraźliwe wycie wilków. Słyszałam i widziałam to wszystko, ale nie mogłam skoncentrować się na niczym. Szloch, łzy i zatkany nos utrudniały mi oddychanie.
- Bella, słyszysz mnie? - Jacob szturchał mnie za ramiona od dłuższej chwili, ale dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę. Ze szlochem wpadłam w jego ramiona.
- Och, Jacob, To wszystko przeze mnie.
- Co ty mówisz, Bello? To była jej decyzja. Wszystko będzie dobrze.
- A co jeśli ona nie przeżyje? - Zapytałam, choć w duchu wiedziałam, że ona już nie żyje. P prostu nie chciałam się do tego przyzna. Dopuścić do siebie myśli, że przeze mnie zginął człowiek.
- Przeżyje - powiedział Jacob, ale sam w to nie wierzył. Było słychać to w jego głosie. - Twój tata tu idzie - powiedział i przestał mnie przytulać.
- Charlie? No tak. Przecież jest komendantem na tutejszej policji.
- Bella?! Co ty tu robisz? Kochanie, nic ci nie jest?
- Nie tato.
- A twoja głowa? Chodź. Zaprowadzę cię do karetki. Muszą to opatrzyć - powiedział i rzucił gniewne spojrzenie w stronę Jacoba. Nadal był na niego zły za ostatnie wydarzenia. Biedny Charlie nawet nie wiedział, że wróciłam od mamy. Chciałam mu zrobić niespodziankę. No proszę. Udało mi się. Boże, dlaczego to wszystko spotkało akurat mnie? Już nigdy nie pozbędę się z głowy obrazu tego dnia.
- Bella? - Charlie stał z wyciągniętą w moją stronę ręką. Tak się zamyśliłam, że zapomniałam, że w ogóle mnie wołał. Podeszłam do niego i dałam się objąć. Wszystko to robiłam mechanicznie. Charlie zaprowadził mnie do karetki, a tam jakiś lekarz założył mi opatrunek i podał tabletki uspokajające. Po chwili podszesł do mnie jakiś policjant i zaczął zadawać pytania.
- Może pani rozmawiać?
- Tak - odpowiedziałam cicho. Nie miałam już siły i ledwo stałam na nogach.
- Czy widziała pani te zdarzenie?
- Tak.
- Co się stało z tamtym samochodem? - Zapytał wskazując ręką samochód Jacoba.
- Na drogę wybiegło nam jakieś zwierzę. Jacob nie zdążył zahamować.
- Rozumiem. Czy ta ciemnowłosa dziewczyna jechała z wami?
- Natalie? Nie. Ona szła bokiem. Chyba wracała do domu piechotą - powiedziałam i zastanowiłam się, co powiedzieć dalej. Nie powiem mu o kłótni. - Pomogła nam wysiąść z samochodu.
- Co działo się dalej? Czy jest pani w stanie stwierdzić kto spowodował wypadek? - Rozejrzałam się dookoła. Mój wzrok przykuł Edward i policjant, który go przesłuchiwał. Przy nim był Carlisle. No tak. Jakby nie patrzeć przez to, że został przemieniony w wieku siedemnastu lat nadal jest niepełnoletni.
- Proszę pani?
- Co? Och, tak. Przepraszam. To Natalie. Nie zauważyła samochodu i weszła wprost pod koła. Czy pan może... Czy... Co z nią? Żyje?
- Przykro mi - powiedział policjant i uciekł wzrokiem. Czułam jak lecę w dół i gdyby nie Charlie upadłabym wprost na ziemię.
- Myślę, ze jej już wystarczy Maks. Dużo dziś przeszła - powiedział Charlie. To była ostatnia rzecz jaką zdołałam zarejestrować, później zemdlałam.
Obudziłam się w salonie u taty. Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej i syknęłam z bólu, gdy coś zakuło mnie w głowie.
- Kochanie, jak się czujesz? - Zapytał tata podając mi herbatę.
- Dziękuję. Źle, ale to nic.
- Bello, policja chciała żebyś wstawiła się na przesłuchanie jak będziesz na siłach. Pojutrze odbędzie się pogrzeb. Rodzina Natalie już tu jest. - Na początku nie wiedziałam o co mu chodzi, ale po chwili zalała mnie fala wspomnień. Wypadek, kłótnia z Natalie, jej śmierć, Edward, przesłuchanie... Łzy pociekły mi po policzkach. Straszne wyrzuty sumienia wkradły się do mojego serca i rozumu. To przeze mnie ta dziewczyna wskoczyła pod samochód. Zrobiła to żeby udowodnić, że Jacob kocha tylko mnie i nikogo więcej. Zrobiła to żebym była szczęśliwa razem z Jacobem. Oddała swoje życie za nas, za nasz związek.
- To przeze mnie... Przeze mnie...
- Co ty gadasz Bello? No już. Spokojnie. - Charlie objął mnie jak małe dziecko i zaczął kołysać się w przód i tył. Cały czas szeptał uspokajające słowa, a ja płakałam i płakałam. Nie wiem jak długo to trwało, ale w końcu zasnęłam z wyczerpania. Gdy się obudziłam Charliego nie było w domu. Wstałam, zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z domu. Po drodze wzięłam klucze do garażu. Przypomniało mi się, że przed wylotem do Phoenix zostawiłam u taty samochód. Czułam się koszmarnie, ale musiałam pojechać do La Push. Musiałam dowiedzieć się, co się tam dzieje i przeprosić za śmierć Natalie. Wsiadłam do samochodu i zaczęłam szukać kluczy w torebce. Byłam tak roztrzęsiona, że po chwili wszystko wypadło mi z niej na siedzenie. Wzięłam klucze, które również znalazły się na siedzeniu i odpaliłam samochód. Łzy utrudniały mi widoczność. Otarłam je wierzchem dłoni i wyjechałam na drogę. Dlaczego moje życie jest pasmem problemów, porażek i bólu? Dlaczego nie mogę być szczęśliwa? Dlaczego akurat ja? Te pytania cały czas chodziły po mojej głowie. Nie wiem czy to przez łzy, czy przez to, że się zamyśliłam, ale nie zauważyłam wielkiego zbiorowiska ludzi na środku drogi i w ostatniej chwili zdążyłam zahamować. Na trzęsących się nogach wysiadłam z samochodu i dopiero wtedy dotarło do mnie kim są ci ludzie i gdzie się znajduję. To była granica, którą wyznaczał pakt, a po obu ich stronach stali swoi odwieczni wrogowie. Jacob ze sforą i Edward z rodziną. Kłócili się tak bardzo, że nawet nie zauważyli tego, że prawie w nich wjechałam.
- Zbiłeś jedną z nas! Zapłacicie za to!
- Jacobie, po raz kolejny powtarzam ci, że to ta biedna dziewczyna wbiegła pod koła mojego syna. Przecież sam to widziałeś.
- Przecież podobno macie ten super refleks! Zrobiłeś to specjalnie! Pakt już się nie liczy!!
- Skoro tak, to chodźcie tu!
- Emmett!
- Nie, on ma rację! - Krzyknął Jacob i odwrócił się w stronę sfory. Wszyscy zmienili się w wilki. Powoli szłam w ich stronę nie zważając na niebezpieczeństwa, które mi groziły. Nie obchodziło mnie nic. Jacob zrobił krok w stronę Cullenów, już chciał przekroczyć granice i nagle zatrzymał się jak wryty, ponieważ stanęłam przed nim.
- Bella! Uciekaj stąd! - Edward chciał do mnie podbiec, ale powstrzymał go jeden z jego braci i głośne warczenie sfory. Nie ruszyłam się nawet na krok. Stałam i patrzyłam w oczy Jacoba.
- Czy nie uważasz, że masz na głowie już wystarczająco dużo problemów? Chcesz rozpocząć wojnę między wampirami, a sforą? Pomyślałeś, że któryś z was może ucierpieć? Chcesz organizować kolejny pogrzeb? A co, jeśli to tobie coś się stanie? Pomyślałeś o tym jakbym się czuła tracąc osobę, którą kocham ponad życie? Śmierć Natalie, to nie wina Edwarda, tylko moja.
- Co ty gadasz, Bello?!
- Edwardzie, nie wtrącaj się proszę - powiedziałam i spojrzałam na niego proszącym wzrokiem. Wiedziałam, że jest mu ciężko, ale w tej chwili nie obchodziło mnie to. Spojrzałam z powrotem na Jacoba.
- Jacob, zrób to dla mnie, proszę. Nie zaczynaj czegoś, czego będziesz żałował. - Przy ostatnim słowie głos mi się załamał i łzy pociekły po policzku. Z oka Jacoba również wyleciała łza wielkości piłeczki bejsbolowej. Kiwnął głową w stronę sfory i wszyscy jak na zawołanie zniknęli w lesie. Jacob również wszedł między drzewa żeby po chwili wrócić jako człowiek. Ja w tym czasie odwróciłam się w stronę Cullenów.
- A wy? Chcecie wojny?
- Oczywiście, że nie.
- To co tu jeszcze robicie?
- Masz rację Bello. Idziemy - powiedział Carlisle. Wszyscy odwrócili się w stronę lasu oprócz Edwarda.
- Edwardzie, wszystko w porządku?
- Tak Esme. Po prostu...
- Idź Edwardzie. Idź. Do zobaczenia - powiedziałam i otarłam łzy z policzków.
- Mam nadzieję - odpowiedział i zniknął między drzewami.
- Bello?
- Jacob. - Podeszłam do niego powoli.
- Kochasz mnie nad życie?
- Czy zwątpiłeś w to choć przez chwilę? - Zapytałam. Zastanawiał się przez chwilę, a później powiedział:
- Nie. W głębi duszy cały czas o tym wiedziałem. A ty Bello? Czy zwątpiłaś w to, że mnie kochasz?
- Myślę, że był taki moment, lecz teraz wiem, że przez to co się stało, kocham cię jeszcze mocniej.
- Tak się cieszę - powiedział i przytulił mnie ostrożnie. Ja sama wtuliłam się w niego najmocniej jak mogłam.
- Tak bardzo za tobą tęskniłam, Jacob - powiedziałam i zaczęłam płakać. Nie wiem jak długo tak staliśmy. W końcu Jacob odsunął się ode mnie, ale nie wypuścił mnie z uścisku jakby się bał, że gdy tylko mnie puści, zniknę.
- Muszę wracać do La Push.
- Ja też chciałam tam jechać - powiedziałam i wskazałam ręką mój samochód. Wsiedliśmy do niego. Jacob prowadził. Im bliżej byliśmy, tym bardziej się denerwowałam.
- Co się dzieje? Cała się trzęsiesz.
- Nic. Po prostu boję się spotkana ze sforą, rodziną Natalie.
- Bello, to nie jest twoja wina, rozumiesz? Nie możesz winić się za śmierć Natalie. To był tylko i wyłącznie jej decyzja. - Nie odpowiedziałam mu. Wpatrywałam się w przednią szybę. W końcu dojechaliśmy na miejsce. Jacob zatrzymał się pod domem Leah i Setha. Byli tu wszyscy. Gdy wysiadłam wszystkie oczy były skierowane w moją stronę.
_________________________________________________________________________
Myślę, że to właśnie w tym momencie powinnam skończyć ten rozdział. Może nie jest on najdłuższy, ale mam nadzieję, że się Wam spodoba. Jak zwykle przepraszam za wszystkie wyłapane błędy ( wiem, że często zdarza mi się zgubić literki ). Nie wiem kiedy będzie następny. Zastanawiam się nad tym jak to ma się dalej potoczyć. Wiem tylko, że u Jacoba i Belli nie będzie wcale kolorowo więc niech nie zmylą Was pozory. Myślę, że to co mam w planach ( jeśli się nie zmienią ) naprawdę Waz zaskoczy. Być może pojawi się ktoś nowy. Ktoś dzięki komu Bella i Jacob zbliżą się do siebie jeszcze bardziej, a być może oddalą. Zobaczymy... Nie przynudzam więcej ;)
Pozdrawiam ;* !!
Marta...
Niestety twojego blogu jeszcze nie zaczelam czytac ale jesli znajde czas to z mila checia przeczytam a tymczasem zapraszam do mniena nowy rozdzial..... www.niedostepnadlainnych.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńZapraszam nowy rozdzial www.niedostepnadlainnych.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńBoże, jaki długi rozdział! I ile w nim akcji! To jest chyba jeden z moich ulubionych rozdziałów.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Natalie postanowiła popełnić samobójstwo, lubiłam ją ;c
Z jednej strony jest mi troszkę smutno, ale z drugiej ciesze się, że między Bellą,a Jacobem jest już wszystko w porządku.
Weny :*
Rozdział fajny. Mam jednak nadzieje, że Bella bedzie z Edwardem. Czekam na nn. Całuski :*
OdpowiedzUsuńRozdział świetny.:-)czekam na nn.
OdpowiedzUsuńU mnie nowy rozdział;-)
http://bella-i-jej-milosc.blogspot.com/