sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 21

Perspektywa Jacoba


   Bella była u lekarza, a ja nie mogłem być przy niej. Akurat trafił się samochód do naprawy i musiałem skorzystać z okazji. Właśnie zrobiłem sobie przerwę na kawę i miałem do niej zadzwonić, ale mnie uprzedziła. Odebrałem telefon.
- Tak Bello?
- Jake! Boże, nie uwierzysz, co się stało! - Usłyszałem jej spanikowany głos.
- Co jest? Coś nie tak? Dobrze się czujesz? Przyjechać po ciebie?
- Jacob, nie będziemy mieli dziecka... - powiedziała. Kawa wypadła mi z ręki, a nogi się ugięły.
- Nie! Błagam powiedz, że to nieprawda. To nie może być prawda...
- Nie, nie! Nie o to mi chodziło. Nie będziemy mieć jednego dziecka. Bliźniaki rozumiesz? To ciąża mnoga, Jacob!
- Co? Jak to możliwe? Jak... Nie rozumiem? Dwójka dzieci?! Naraz?
- Nie cieszysz się?
- Nie, nie... Po prostu jestem w szoku... Co?! Bliźniaki?
- Będę u ciebie za dwadzieścia minut. Oddychaj - powiedziała i się rozłączyła.
 To, co mi przekazała, nie docierało do mnie. Byłem w szoku. Wielkim szoku. Będziemy mieli dwójkę dzieci. To dwa razy więcej wszystkiego. Dwa razy więcej pracy i trudu włożonego w ich wychowanie, dwa razy więcej pampersów do zmiany, dwa razy więcej wstawania w nocy, ale też dwa razy więcej szczęścia. Bo to nie tak, że się nie cieszę, że tego nie chcę... Cieszę się bardzo, ale też się boję. Bo czy damy sobie radę? Mieliśmy się dopiero sprawdzić jako rodzice jednego dziecka, a później dorobić się drugiego, a tu od razu rzucili nas na głęboką wodę. Bliźniaki... Ale dlaczego dowiedzieliśmy się dopiero teraz? W trzecim miesiącu? W szóstym dowiemy się, że jest ich trójka? Boże, nie! Trójka dzieci naraz to stanowczo za dużo!
- Jacob, jesteś tu?! - To Sam. Słyszałem go, ale nie byłem w stanie nic odpowiedzieć. - Dlaczego się nie odzywasz jak cię wołam? Ogłuchłeś, czy jak? ... Jacob? Co się stało? Jesteś blady jak ściana. Dobrze się czujesz?
- Bliźniaki - powiedziałem tylko i zjechałem po ścianie.
- Co? Jakie bliźniaki? O co chodzi?
- No bliźniaki! Rozumiesz to?! Nie jedno dziecko! Dwójka!
- Czekaj, czekaj! Czy ty i Bella będziecie mieli bliźnięta?
- Tak. Właśnie tak.
- Wow... - powiedział tylko i usiadł koło mnie.
- Niezła jazda, no nie?
- Mało powiedziane...
Nie wiem jak długo siedzieliśmy tak razem, na tej podłodze, z szokiem wymalowanym na twarzy. Żaden z nas się nie odzywał, bo chyba nie wiedział, co powiedzieć. Nawet nie zauważyłem, kiedy Bella weszła do garażu. Ocknąłem się dopiero jak się odezwała.
- Co tu się stało? - Zapytała spoglądając to na nas, to na plamę od kawy i rozbite szkło na podłodze.
- Wiesz jak wprowadzić chłopaka w głęboki szok - powiedział Sam, poklepał mnie po plecach i wstał z podłogi. - No cóż. Zostawię was samych. Cieszcie się z tego wszego podwójnego szczęścia.
- Pozdrów Emily i odwiedźcie nas - powiedziała Bella. Sam tylko kiwnął głową i zostaliśmy sami.  Podniosłem się z ziemi, wziąłem Belle za rękę i usiadłem na krzesełku, sadzając ją sobie na kolanach.
- Też byłam w szoku.
- Dlaczego nie powiedzieli nam wcześniej?
- Doktor Cullen powiedział, że czasami tak bywa, że ciąże bliźniaczą stwierdza się później.
- Badał cię ten wampir?!
- Nie było doktora Watersa. To dlatego.
- Nie powiem, jest to niemała niespodzianka.
- Cieszysz się?
- Pewnie, że się cieszę.
- Ja też, ale boję się, że nie damy sobie rady.  
 Miałem te same obawy. Prawdę mówiąc bałem się tak bardzo jak i się cieszyłem, ale musiałem być wsparciem dla Belli. Nie mogłem jej tego okazać. I dlatego przytuliłem ją mocno i powiedziałem:
- Damy sobie radę. Zobaczysz. Będziemy najlepszymi rodzicami na świecie.

~trzy miesiące później~

Szósty miesiąc ciąży bliźniaczej naprawdę nie jest czymś przyjemnym. Ciągle jestem zmęczona, spocona, głodna i obolała. Mój brzuch jest tak wielki i obrzmiały, że czasami marzę o tym, żeby się go jak najszybciej pozbyć. Ale gdy tylko zaczynam się denerwować tłumaczę sobie, że za trzy miesiące będę mamą dwójki kochanych, ślicznych dzieci. Na szczęście nie muszę martwić się już pokoikiem dla maluchów. Tutaj Jacob przeszedł samego siebie, ponieważ pokój jest wspaniały. Ściany są koloru jasnego beżu, a na nich różne kolorowe obrazki. Dwa pięknie, rzeźbione, białe łóżeczka stały jedno przy drugim, ale między nimi stał bujany fotel, a na nim usadzony był wielki misiek. Do łóżeczek przymocowane były karuzele, które wygrywały przepiękną melodię. Pod jedną ze ścian stały dwa przewijaczki. Na przeciwko była wielka szafa już teraz zapełniona od góry do dołu. W jednym z rogów były poustawiane misie. Jeden większy od drugiego. Wszystko doskonale się komponowało i tworzyło idealną całość. Uwielbiałam tam przesiadywać i wyobrażać sobie nasze dalsze życie. Teraz także siedzę w bujanym foteliku i trzymam na kolanach miśka. Wspominam ten dzień, w którym dowiedziałam się, że podwójnie zostanę mamą. To jak zareagowali na to rodzice, sfora, Emily. Każdy był w szoku, ale kiedy już oswoili się z tą myślą, zaczynali nam gratulować i cieszyć się razem z nami.
- Tak myślałem, że cię tu znajdę. Nad czym tak rozmyśla moja piękna żona?
- Wspominam sobie - odpowiedziałam i wyciągnęłam ręce żeby pomógł mi wstać. Dźwignęłam się na nogi i pocałowałam go krótko. - Jak patrol?
- Dobrze, bardzo dobrze. Żaden podejrzany krwiopijca nie kręci się w tych rejonach. 
- To teraz zajmij się swoją grubą żoną i zrób coś pysznego do zjedzenia.
- A co sobie pani życzy?
- Może... - zaczął Jacob, ale przerwał mu telefon. Spojrzał na mnie przepraszająco i odebrał.
- Co jest Sam?
- ...
- Już jadę! - Krzyknął Jake i wyszedł z pokoju. Szybko podreptałam za nim.
- Co się dzieje?
- Emily rodzi - rzucił szybko i zaczął zakładać buty.
- Poczekaj! Jadę z tobą i nie próbuj wybić mi tego z głowy - powiedziałam i pobiegłam po kurtkę. Szybko się ubrałam i wsiadłam do samochodu. Jacob był spanikowany. Mogłam to stwierdzić po jego zachowaniu. Wszystko robił tak chaotycznie. Po dwudziestu minutach dojechaliśmy do szpitala i znaleźliśmy się na oddziale położniczym. Mówiłam, że Jacob jest spanikowany? Przy Samie to prawdziwa oaza spokoju. Nasz przyjaciel był tak roztargniony, że nawet nas nie zauważył. Chodził w kółko i wyrywał sobie włosy.
- Sam!
- Boże! Jak dobrze, że jesteście. Emily odeszły wody i zaczęła krzyczeć. Trzymała się za podbrzusze, a mnie po prostu sparaliżowało. Nie mogłem się ruszyć. To ona zadzwoniła po pomoc. Ja ocknąłem się dopiero wtedy, kiedy przyjechała karetka. Teraz jest tam na sali i nie wiem co się dzieje. Co chwilę słyszę jej krzyki i już nie wytrzymuję - powiedział zrozpaczony, a na potwierdzenie jego słów na korytarzy rozległ się głośny krzyk Emily.
- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Oddychaj. Za chwilę zostaniesz ojcem. Musisz wziąć się w garść - tłumaczyłam mu powoli, ale on zachowywał się jakby w ogóle mnie nie słyszał. - Jacob, ty też weź się w garść i przynieś mu wody. Panikujesz teraz, a co będzie jak ja będę rodziła?!
- Już, już. Zaraz wrócę - odpowiedział tylko i pobiegł. 
- Sam, musisz się uspokoić.
- Ale... - Samowi przerwał odgłos otwieranych drzwi. Wyszedł z nich lekarz, który odbierał poród Emily.
- Sam Uley?
- To ja!
- Gratuluję. Został pan ojcem ślicznego chłopca.
- Słyszysz Bello!? Jestem ojcem - wykrzyknął Sam, podniósł mnie i okręcił się wokół. Nie wiem jak tego dokonał, ponieważ jestem ciężka i wyglądam jak wieloryb.
- Postaw mnie i idź do nich.
- Tak. Muszę do nich iść - powiedział i pobiegł na salę. W tym samym czasie wrócił Jacob.
- A on dokąd pobiegł?
- Emily już urodziła. Mają synka.
- Syna? To wspaniale!
- Tak. Wujkiem zostałeś. Wielka sprawa, no nie?  
- Trochę tak. O Boże!
- Co?
- Po prostu jak sobie wyobraziłem jak to będzie, kiedy ty urodzisz i to dwójkę dzieci naraz, to ... - powiedział i wypił duszkiem wodę, którą przyniósł dla Sama. Zaśmiałam się i poklepałam go po plecach.
- Będzie dobrze. Dasz radę. Innej opcji nie masz.

~dwa dni później~


Od jakiejś godziny siedziałam w maleńkim pokoiku, który Sam przygotował dla dziecka i wpatrywałam się w ich synka. Nazwali go Henry. Emily wczoraj wyszła ze szpitala i była strasznie zmęczona. Do tego mały dał im popalić w nocy i niemal siłą wepchnęłam ich do sypialni, żeby trochę odpoczęli. Jacoba i tak nie było w domu, więc wybrałam się w odwiedziny do malucha. Przynajmniej się na coś przydałam. Mały i tak grzecznie śpi. Jest taki cudowny i rozkoszny. Zaczął się wiercić i zrzucił z siebie kocyk, więc go poprawiłam. Niestety Henry się obudził i zaczął płakać. Wzięłam go na ręce i zaczęłam bujać. Na chwilę się uspokoił, ale tylko na krótką chwilę. Kiedy nie dawałam już rady, zaniosłam go do Emily. Obudziła się, gdy tylko przekroczyłam próg ich sypialni.
- Co się stało? - Zapytała i przejęła chłopca ode mnie.
- Obudził się i zaczął płakać. Nie mogłam go uspokoić i po prostu trochę spanikowałam.
- Po prostu jest głodny. Chodźmy i dajmy posapać jeszcze chwilę Samowi.
- Ja przepraszam, że cię obudziłam, ale...
- Bello, daj spokój. Jest głodny i tyle, a ja karmię piersią. Dzięki tobie udało mi się chociaż chwilę odpocząć. Dziękuję.
- Nie masz za co. Przyjemność po mojej stronie. On jest taki słodziutki.
- Za trzy miesiące będziesz miała dwójkę takich słodkich maluchów.
- Boże. Emily, ja spanikowałam, gdy jedno dziecko zaczęło płakać, a co jeśli dwójka naraz będzie głodna, albo po prostu się rozpłaczą, a ja nie będę w stanie ich uspokoić?
- Spokojnie. Też się bałam, a daję radę. To przychodzi z chwilą, w której po raz pierwszy bierzesz swoje dziecko na ręce. Od razu po prostu wiesz, co musisz zrobić, żeby było dobrze.
- Mam nadzieję...
- Będzie dobrze. Zobaczysz. A teraz cię przeproszę, ale jeśli Henryś nie dostanie za chwilę jedzenia, dopiero zobaczysz jak on krzyczy.
- Idź i nakarm tego słodziaka. Ja i tak będę się już zbierała. Muszę odpoczywać, bo inaczej Jacob sam przywiąże mnie do łóżka.
- Do zobaczenia - powiedziała Emily. - I jeszcze raz dziękuję za pomoc.
- Nie dziękuj. Trzymajcie się - odpowiedziałam i zamknęłam za sobą drzwi. Naprawdę byłam zmęczona. Przez godzinę, bez przerwy, stałam na nogach. Nie jest to żaden wysiłek, ale duże obciążenie dla mojego kręgosłupa i kostek. Do tego zestresowałam się, ponieważ nie mogłam uspokoić Henrego.Wsiadłam do samochodu i już po chwili byłam pod naszym domem. Wyczołgałam się z samochodu, znalazłam klucze i weszłam do domu. Od razu skierowałam się do naszej sypialni i położyłam się na łóżku. Nawet nie wiem kiedy znużył mnie sen i zasnęłam.

~Jacob~

Kiedy wróciłem do domu, Bella smacznie spała. Przykryłem ją szczelnie kocem i usiadłem na skraju łóżka. Już nie mogę doczekać się narodzin moich skarbów. Bella także. Codziennie narzeka, że ma dość tego wielkiego brzucha, spuchniętych kostek, zachcianek, huśtawek humoru. Tego ostatniego ja także mam dosyć. Czasami po prostu nie idzie z nią wytrzymać. Najgorzej jest kiedy zaczyna się denerwować i płakać. Ale przez te sześć miesięcy nauczyłem się, że wtedy należy zostawić ją samą, żeby się uspokoiła i wyciszyła. Zapewne jak wstanie to będzie głodna, co równa się z tym, że będzie drażliwa dopóki czegoś nie zje. Zszedłem na dół do kuchni i zabrałem się za przygotowywanie omletów. Kiedy rozrabiałem ciasto ktoś zapukał do drzwi. Poszedłem otworzyć.
- O! Witaj Charlie! Wejdź - zaprosiłem ojca Belli do środka.
- Cześć Jacob. Gdzie Bella?
- Bella śpi. Zapraszam do kuchni. Właśnie przygotowuję dla niej omleta. Zapewne będzie głodna jak się obudzi. A ty nie jesteś głodny? Przyrządzić też tobie?
- Nie, nie kłopocz się. Nie jestem głodny.
- Przecież widzę, że masz na sobie pełny mundur. Zapewne przyjechałeś tu prosto z pracy, prawda? Musisz być głodny.
- No trochę jestem, ale...
- Żadnego ale. Zjesz razem z nami. Kawy, herbaty?
- Chętnie napiję się herbaty.
- Już się robi - powiedziałem, zasypałem trzy herbaty, wstawiłem wodę i wróciłem do robienia omletów.
- Jak Bella i dzieciaki?
- Mają się dobrze. Jutro jedziemy na wizytę kontrolną.
- Pamiętaj, żeby mnie zawiadomić, jak coś się będzie działo.
- Oczywiście, że będę pamiętał. Jeśli Bella nie będzie zmęczona to prosto ze szpitala przyjedziemy do ciebie. A co słychać u ciebie? Jak w pracy?
- W pracy jak to w pracy. Forks to raczej spokojne miasteczko. Nic się tu praktycznie nie dzieje.
- No tak.
- A co słychać u Billy' ego?
- U taty wszystko w porządku. Ostatnio trochę pokaszliwał, ale już mu przeszło - odpowiedziałem.
- Za to ty wyglądasz na zmęczonego.
- Bo trochę jestem. Ostatnio się nie wysypiam, a dzisiaj miałem nocny patrol. Z rana zadzwoniła do mnie Leach, że Sue trochę źle się czuje i nie może przyjść na patrol z Paulem, więc ja wziąłem jej dyżur za nią. Dopiero niedawno wróciłem.
- Wiesz, że Belli będzie potrzebna teraz pomoc. Ty na wpół śpiący raczej do niczego jej się nie przydasz. Musisz pozmieniać dyżury tak, żebyś miał ich jak najmniej się da. Przynajmniej na jakiś czas.
- Wiem. Już rozmawiałem o tym z chłopakami - powiedziałem i postawiłem trzy omlety na stole. Zalałem i posłodziłem herbaty. - Pójdę obudzić Belle. Poczekasz chwilę?
- Oczywiście.
Szybko wbiegłem na górę i otworzyłem drzwi. Nachyliłem się nad Bellą i szturchnąłem ją lekko.
- Kochanie... Bello, obudź się - powiedziałem. Obudziła się i spojrzała na mnie zdezorientowana. -  Zrobiłem ci coś do jedzenia i Charlie nas odwiedził. Chodź na dół.
 - A co tak ładnie pachnie?
- Omlety.
- To pomóż mi wstać i idziemy - powiedziała i wyciągnęła w moją stronę ręce. Dźwignąłem ją, pomogłem założyć sweterek i zeszliśmy na dół. Charlie od razu wstał i wziął Belle w ramiona.
- Jak dobrze cię widzieć! Znowu większą - zaśmiał się.
- Tatoo, proszę cię, nie przypominaj mi - powiedziała Bella siadając do stołu.  
- Przepraszam, tak tylko powiedziałem - zaczął usprawiedliwiać się Charlie. Bella tylko się uśmiechnęła i zajęła się jedzeniem.
  Reszta wieczoru minęła nam w bardzo miłej atmosferze. Dużo rozmawialiśmy, śmialiśmy się, oglądaliśmy filmy z dzieciństwa Belli. Około dwudziestej trzeciej Charlie wrócił do domu, a Bells zmęczona poszła spać.

~miesiąc później~

~Bella
  Dzisiaj znowu miałam wizytę u lekarza. Na szczęście wszystko jest w jak najlepszym porządku. Maluchy rozwijają się jak powinny. Strasznie mi ciężko jest się już poruszać, bo jestem naprawdę wielka. Przy normalnej ciąży kobiety potrafią dużo przytyć, a przy mnogiej... Kiedy już urodzę, będę musiała przejść na jakąś dobrą dietę. Naprawdę. Dobra, teraz to ja muszę przestać myśleć o mojej figurze i zająć się zakupami. Chodziłam z wózkiem między półkami i wrzucałam najpotrzebniejsze produkty. Kiedy miałam już wszystko z listy, udałam się do kas. Kupione produkty zapakowałam do reklamówek i wyszłam ze sklepu. Były trochę ciężkie, nie powiem... Kiedy byłam już w połowie drogi do samochodu, jedna z siatek się porwała i większość zakupów wylądowała na parkingu. Na szczęście nic nie ucierpiało. Kucnęłam, żeby to wszystko pozbierać i wtedy coś strzeliło mi w kolanie. Strasznie bolało. Próbowałam się podnieść, ale nie mogłam.
- Bella? Co się stało? - Usłyszałam głos Edwarda. No oczywiście... Zawsze, kiedy potrzebuje pomocy ten się zjawia i ratuje mnie z opresji. Nie dałabym teraz rady sama się podnieść, dlatego musiałam skorzystać z jego obecności.
- Pomóż mi wstać, proszę - poprosiłam go. Wyciągnął w moją stronę ręce, żeby mnie podnieść. 
- Co się stało?! Zrobiłem ci coś?! - Zaczął panikować, kiedy syknęłam z bólu.
- Nie, nie. Po prostu, kiedy kucałam, coś strzeliło mi w kolanie i mnie bolało.  Dziękuję, że mi pomogłeś.
- Nie ma sprawy. Pozbieram to i pomogę zanieść ci to do samochodu, dobrze?
- Sama i tak nie dam rady, więc niech ci będzie - odpowiedziałam mu. Edward szybko uporał się z moimi zakupami i już po chwili kuśtykałam w stronę samochodu. Kiedy w końcu dotarliśmy otworzyłam bagażnik, żeby mógł wsadzić zakupy.
- Jeszcze raz bardzo ci dziękuję.
- Naprawdę nie masz za co. Przyjemność po mojej stronie.
- A tak właściwie to co tutaj robiłeś?
- Esme mnie przysłała. Razem z Carlislem jadą dzisiaj do Seattle, do tamtejszego domu dziecka. Ma tam być jakaś akcja charytatywna dla tych biednych dzieci. Chcą im pomóc. A że Esme uparła się że nie wypada jechać do dzieci z pustymi rękami, kazała mi kupić mnóstwo różnych słodyczy. Od wczoraj pół naszego salonu zajmują też różne pluszaki inne rozmaite zabawki. 
- To bardzo miło z ich strony. Nie wiedziałam, że udzielacie się charytatywnie.
- To, że jesteśmy wampirami, nie znaczy, że nie mamy ludzkich odruchów.
- Wiem. Zdążyłam zauważyć, że różnicie się od innych.
- Tak... A co słychać u ciebie? Wszystko w porządku?
- Tak. Chyba nigdy nie było lepiej - powiedziałam i złapałam się za brzuch.
- Bliźniaki?
- Skąd wiesz?
- Wszyscy wiedzą. Komendant Swan bardzo cieszy się z wnuków. Poza tym słyszę bicie ich serduszek.
- Czasami zapominam o tych wszystkich nadnaturalnych zdolnościach. Ja wciąż jestem zwykłym człowiekiem.
- Dasz zaprosić się na ciastko i gorącą czekoladę? - Zapytał. To nie był najlepszy pomysł. Jacob byłby zły, a poza tym to mogłoby być dla mnie niebezpieczne.
- Raczej nie powinnam - powiedziałam. Naprawdę wydawało mi się, że to zły pomysł. Nie powinnam była się zgadzać, ani w ogóle z nim rozmawiać. Gdyby Jacob się tylko o tym dowiedział... Wolę nie myśleć, co by zrobił. Poza tym wciąż miałam w głowie wyraz jego twarzy z dnia, kiedy skaleczyłam się, gdy zgodziłam się z nim porozmawiać. Teraz muszę myśleć nie tylko o sobie, ale i o dzieciach. Wszystko się może wydarzyć...
- Za miesiąc przeprowadzamy się z Forks. Być może już nigdy na siebie nie wpadniemy.
- Przenosicie się? Dlaczego?
- Opowiem ci, jeśli się zgodzisz - powiedział i uśmiechnął się chytrze. Miałam wrażenie, że jest jakiś szczęśliwszy odkąd go ostatnio widziałam. Nadal miałam duże wątpliwości.
- Więc?
- Tylko na pół godzinki. Jacob mnie zabije jak się dowie...
- Nie zabije. Kocha cię.
- Dobra, dobra. Spotkamy się w kawiarence - powiedziałam i wsiadłam. W Forks jest tylko jedno takie miejsce, gdzie można wypić kawy i zjeść ciasto dlatego wiedziałam, że będzie wiedział, gdzie ma jechać. Kiedy dotarłam na miejsce, zamówiłam sobie kawałek sernika, gorącą czekoladę i udałam się do stolika. Edward także już dotarł i zajął miejsce naprzeciwko mnie.
- No więc? Powiesz mi już?
- Oczywiście - powiedział. 
- Zamieniam się w słuch - powiedziałam. W tym momencie podeszła do nas młodziutka kelnerka. O ile dobrze pamiętam to nazywa się Mia. W tym roku kończy liceum. Miła z niej dziewczyna. Kiedyś przez jakiś czas pracowała ze mną u Newtonów.
- Twoje zamówienie Bello. Życzę smacznego.
- Dziękuję.
- A dla ciebie coś podać? - zapytała i spojrzała na Edwarda. Ten uśmiechnął się zniewalająco.
- Ja podziękuję. Nie mam na nic ochoty - powiedział. Przybrał taką barwę głosu, że sama dostałam wypieków na policzkach, a biedna Mia zrobiła się cała czerwona i odeszła potykając się o swoje nogi.
- Biedna dziewczyna.
- Dlaczego, przecież ja nic nie zrobiłem.
- Proszę cię! Założę się, że przyprawiłeś jej serce o palpitacje. 
- No może trochę...
- Trochę? Pamiętam jak na mnie to działało. Już wtedy potrafiłeś czarować kobiety, a teraz...
- Na ciebie to nie działa.
- Tylko dlatego, że ja jestem już mężatką z dwójką dzieci w drodze. Czasy, kiedy mąciłeś mi w głowie minęły bezpowrotnie.   
- Uff... A ja się po prostu bałem, że mój urok traci na mocy - powiedział i się uśmiechnął. - Ale masz rację. Jej serce zwariowało.
- Tak właśnie myślałam, ale wróćmy do tematu, dla którego tu jesteśmy. Jaki jest powód waszej przeprowadzki?
- Wiesz, miesiąc temu ja i moja rodzina byliśmy w odwiedzinach u naszych znajomych na Alasce. Kiedy tam byliśmy, poznaliśmy Mirandę. Była to zagubiona, nowo narodzona wampirzyca, którą przyjęli pod swoją opiekę nasi znajomi. Bello, kiedy ją zobaczyłem moje skamieniałe serce odżyło. Rozumiesz to? Pierwszy raz od bardzo dawna się tak poczułem. Pierwszy raz od czasu, kiedy byliśmy razem... Od czasu tamtej wizyty, byłem ich częstym gościem. Kiedy nie byłem blisko niej brakowało mi czegoś. Ciągle miałem przed oczami jej twarz. Jej miodowe oczy otoczone wachlarzem gęstych rzęs, długie, czarne włosy, jej mały, zadarty nosek. I wydaje mi się, że ja też nie jestem jej obojętny. Pierwszy raz odkąd cię straciłem jestem naprawdę szczęśliwy. Wszyscy to zauważyli i zaproponowali, żebyśmy my przenieśli się tam, albo oni tu. Jak wiesz, w Forks jest sfora, pakt... Dlatego zgodnie uznaliśmy, że przeprowadzka na Alaskę będzie dużo lepszym rozwiązaniem. Jestem naprawdę wdzięczny mojej rodzinie za to, że robią to dla mnie.
- To wspaniale. Życzę ci dużo szczęścia!
- Dziękuję. Naprawdę dziękuję. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak jestem szczęśliwy.
- Ciesz się póki możesz pijawko! - O nie...

____________________________________________________________

Cześć! Wiecie co? Dopiero, gdy napisałam ostatniego posta z pytaniem, zorientowałam się jak dawno był tu ostatni rozdział. Po prostu porażka! Powinnyście mnie za to mocno kopnąć w tyłek. Zawaliłam na całej linii.
 No i teraz bardzo chcę podziękować tym, którzy zadeklarowali się, że będą czytać dalej. Dziękuję, że mimo tego, iż tak bardzo zawiodłam, Wy nadal czekacie na dalszą część.
Dlatego dodaje ten oto rozdział :) Trochę wybiłam się z wprawy i może nie jest najlepszy, ale nie chciałam, żebyście dłużej czekały. Mam nadzieję, że wyrazicie swoje szczere opinie. Myślę, że w następnym rozdziale może być trochę akcji. Tak żeby nie było cały czas kolorowo. Niedługo z życia Belli i Jacoba zniknie Edward... Może nie wszystkim się to spodoba, ale cóż... Na pocieszenie dla tych, co będą niezadowoleni zdradzę, że przed całkowitym zniknięciem odegra jeszcze bardzo ważną role w ich życiu.

Pozdrawiam, Marta!

poniedziałek, 23 listopada 2015

Ważne pytanie!

Hej, hej, hello!

   Wiem, że ja zawaliłam sprawę z rozdziałami, że pojawiają się one tu rzadko i nie są najlepsze. Nie będę się nawet próbowała tłumaczyć, bo to jest bez sensu... Jeśli podjęłam się pisania, powinnam to skończyć i być systematyczna, a ja... No cóż :/  
MAM DO WAS TYLKO JEDNO PYTANIE : CZY KTOŚ W OGÓLE CZEKA NA NOWE ROZDZIAŁY, CHCE ŻEBYM TO DOKOŃCZYŁA I JEST PEWIEN, ŻE POŚWIĘCI CHWILĘ, ŻEBY PRZECZYTAĆ MOJE WYPOCINY? 

 Jeśli tak, to proszę o pozostawienie po sobie śladu w komentarzu. Jeśli będę miała dla kogo pisać to obiecuję, że dokończę to opowiadanie! Nie wiem jak będzie z systematycznością, ponieważ jest szkoła, ale naprawdę postaram się napisać chociaż kilka zdań dziennie :) Tylko muszę mieć minimalną motywację. MINIMALNĄ  

Czekam na Waszą odpowiedź! 

Pozdrawiam, Marta. 

niedziela, 7 czerwca 2015

Rozdziałm 20

U Renee i Phila jesteśmy już ponad tydzień. W tym czasie mama cały czas latała koło mnie jakbym znowu była jej malutką córeczką i co chwilę przypominała nam, jak to się bardzo cieszy z naszego PIERWSZEGO dziecka. W pewnym momencie nie wytrzymałam i powiedziałam jej o poronieniu. Wtedy zaczęła mnie przepraszać i zabrała nas na cmentarz. Jest tam pomnik postawiony specjalnie dla wszystkich dzieci, które nie zdążyły przyjść na świat. Zapaliliśmy światełko dla naszego aniołka, pomodliliśmy się i wróciliśmy. Od tego czasu mama nie przypominała mi już o tym. Już jutro musimy wracać, Jacob ma obowiązki. Dlatego dzisiejszy dzień spędzimy wszyscy razem. Z tego, co zaplanowała Renee to czeka nas plaża, lody, kino, wizyta u fotografa, ponieważ chce mieć rodzinne zdjęcie, zakupy, co nie przypadło do gustu chłopakom, a wieczorem grill. Dla mnie to będzie męczący dzień. Już widzę moje opuchnięte kostki wieczorem. Ale w końcu nie wiadomo kiedy teraz zobaczę się z mamą i Philem więc trzeba korzystać ze wspólnie danego nam czasu. Spojrzałam na zegarek. Była ósma rano, więc trzeba było wstawać. Podniosłam się z łóżka i ruszyłam do toalety. Kiedy wykonałam już wszystkie poranne czynności, wróciłam do naszej tymczasowej sypialni.
- Jacob, czas wstawać - powiedziałam i lekko nim potrząsnęłam. Nawet nie drgnął. Cmoknęłam go lekko w czoło i tym razem głośniej wypowiedziałam jego imię. Tym razem zadziałało. Zamrugał kilkakrotnie i przeciągnął się.
- Dzień dobry Kochanie. Jak się czujesz?
- Dzień dobry. Czuję się dobrze. Bardzo dobrze. Wstawaj,wstawaj. O dwunastej wychodzimy z domu.
- Mamy jeszcze cztery godziny. Myślę, że możemy jeszcze chociaż przez godzinkę poleżeć, poprzytulać się i porozmawiać.
- Owszem, mamy cztery godzinki, ale w tym czasie musimy się ogarnąć, spakować, ponieważ później nie będzie czasu, zjeść śniadanko i przygotować się do wyjścia. Jak wrócimy do domu to będziemy mogli leżeć całymi dniami. Teraz wstawaj.
- Już, już - powiedział i zaczął podnosić się z łóżka. Ja natomiast wzięłam wcześniej przyszykowane sobie ciuchy i zaczęłam się ubierać. Kiedy skończyłam, spojrzałam w lustro. Byłam ubrana w śliczną, zwiewną sukienkę na ramiączkach. Pod spodem miałam kostium. Na nogi założyłam wygodne sandałki. Włosy związałam w wysokiego koka, żeby nie było mi gorąco. Wyglądałam jak człowiek, więc było dobrze. Wyjęłam nasze walizki spod łóżka i zaczęłam pakować swoje rzeczy. Kiedy uporałam się z ubraniami musiałam poczekać, aż Jacob wyjdzie z łazienki, żeby spakować rzeczy, które się tam znajdują.
- Bello!
- Tak?!
- Możesz mi podać rzeczy z krzesła do ubrania?!!
- Jasne! - krzyknęłam i wstałam z łóżka. Wzięłam rzeczy i udałam się do łazienki. Jacoba stał nagi przed lustrem.
- Mógłbyś się tak nie obnażać. Przewiązać się ręcznikiem czy coś - zaśmiałam się i oparłam o ścianę.
- Nie mów, że Ci to przeszkadza. Przecież widzę jak pożerasz mnie wzrokiem. Kochanie. - powiedział, zakładając bokserki.
- Chciałbyś. Kochanie - odpowiedziałam i zabrałam pozostałe rzeczy do spakowania. Wyszłam z łazienki, uzupełniłam moją walizkę i spakowałam ubrania Jacoba. On w tym czasie zszedł na dół i pomógł mamie nakrywać do stołu. Spakowane walizki postawiłam koło szafy i zeszłam na dół.
- Dzień dobry. Ale zapachy. Jestem strasznie głodna.
- Dzień dobry córeczko - przywitała mnie mama i pocałowała w policzek. - Siadać i jeść, bo wystygnie.
 Po smacznym śniadaniu wszyscy wyszliśmy z domu i udaliśmy się do samochodu Phila. Naszym pierwszym celem była plaża. Droga miała zająć nam najwyżej jakieś piętnaście minut. Nie długo. Nikt się nie odzywał więc zaczęłam podziwiać widoki za oknem i pogrążyłam się we własnych myślach. Tu jest tak inaczej niż w Forks. Nie ma wilgotnych, zielonych lasów, na niebie nie znajdziemy ani jednej szarej chmurki, z której mógłby spaść deszcz. Drogi są suche, a nie śliskie i niebezpieczne. Pamiętam jak kiedyś broniłam się przed wyjazdami do tego małego i deszczowego miasteczka. Jednak zawsze musiałam spędzać tam miesiąc wakacji. Gdy zostałam zraniona przez Edwarda, nie chciałam dłużej tu mieszkać. Chciałam zapomnieć. Dlatego zdecydowałam się na przeprowadzkę do znienawidzonego Forks. Jak się okazało była to jedna z najlepszych decyzji w moim dotychczasowym życiu.
- Bello, dojechaliśmy! - Jacob szturchał mnie w ramie.
- Zamyśliłam się - odpowiedziałam i wysiadłam z samochodu. - Ale gorąco. Chodźmy od razu na lody.
- Phil i Jacob pójdą i nam przyniosą, a my znajdziemy miejsce na plaży. Prawda chłopcy?
- Tak, właśnie. Chodź Jake.
- Ale....
- Bello, to duzi chłopcy, poradzą sobie. Chodź ze mną.
- No dobrze - odpowiedziałam. Gdy weszłyśmy na piasek, zdjęłam sobie buty, żeby lepiej mi się szło. Piasek był taki ciepły, czysty i miły w dotyku. Szum morza i dźwięk rozbijających się fal o znajdujące się w pobliżu skały.  Kiedyś bywałam na tej plaży bardzo często. Uwielbiałam przychodzić tu na spacery z mamą, a kiedy jeszcze byłam z Edwardem, spędzaliśmy tu niemal każde wieczory. Leżeliśmy na piasku, patrzeliśmy w gwiazdy i rozmawialiśmy. Na najróżniejsze tematy. Ale teraz to są tylko miłe wspomnienia. Teraz mam wspaniałego męża i dziecko w drodze.
- Bello?
- Tak mamo?
- Kochanie, powiedz mi, czy wszystko u was w porządku?
- Tak. Chyba nigdy nie było tak dobrze, jak jest teraz. A dlaczego pytasz?
- Po prostu chcę wiedzieć. Tak rzadko się widujemy. Nawet o tym, że jesteś w ciąży dowiedziałam się po trzech miesiącach. Chciałabym przy tobie być podczas ciąży, porodu. Chciałabym częściej widywać ciebie, Jacoba i tą małą istotę, która wkrótce przyjdzie na świat.
- Wiesz, że jesteście u nas z Philem zawsze mile widziani.
- Tak. Wiem, ale ty także wiesz, ze nie możemy tak często przyjeżdżać. Ale tak ostatnio sobie myślałam, że może wy przeprowadzilibyście się tutaj... Do nas... - zasugerowała bezpiecznie.
- Mamusiu... Przecież wiesz, że Jacob ma swoje obowiązki w Forks. Ma tam swoją rodzinę, sforę... Nie możemy tak wszystkiego rzucić i się tu przeprowadzić.
- Ale ja też jestem twoją rodziną. Twoją mamą. Sam, gdy dowiedział się, że Emily jest w ciąży postanowił odejść od sfory. Dla dziecka. Dla rodziny.
- Ale Sam wciąż mieszka w Forks. I teraz, kiedy my jesteśmy tutaj, to właśnie on przejął obowiązki Jacoba. Zawsze jest gotów pomóc swoim braciom. Bo oni wszyscy są braćmi, rodziną. A ja czuję, że też do nich należę. Należę do tej wielkiej rodziny. Od jakiegoś czasu mam wspaniałą relację z ojcem. Po prostu... W Forks stworzyłam sobie z Jacobem dom. Rodzinę. Naprawdę mi tam dobrze. I proszę cię mamo, postaraj się to zrozumieć. Kocham ciebie i Phila, strasznie za wami tęsknię.
- Wiem Bello, wiem. To był głupi pomysł. Zapomnij, że cokolwiek mówiłam - powiedziała. - Tu jest dużo miejsca. Rozłóżmy koc - dodała jeszcze, wyciągając duży plażowy koc z plecaka. Pomogłam jej w rozłożeniu go, usiadłyśmy i dalej podjęłam przerwany temat.
- Trochę był, ale rozumiem, że to z tęsknoty. Z drugiej strony twoja propozycja może działać w dwie strony, rozumiesz? Zawsze ty z Philem możecie się przeprowadzić bliżej mnie i Jacoba.
- Kochanie, miło, że to zaproponowałaś. Musiałabym to przedyskutować z Philem, rozważyć za i przeciw...
- Nie mówię, że już teraz, w tej chwili... Po prostu przemyśl to sobie. Nam też byłoby miło gdybyś mieszkała bliżej. Pomoc przy maluchu na pewno mi się przyda. Będziemy z Jacobem bardzo szczęśliwi, mając was bliżej siebie.
- Tak. Jacob na pewno będzie uradowany mając na głowie zwariowaną teściową - zaśmiała się.
- Oczywiście, że bym był. Nawet  nie próbuj w to wątpić - wtrącił mój mąż, który właśnie razem z Philem pojawił się ni stąd, ni zowąd. - Proszę, oto wasze lody.
- Dziękuję. Kochany jesteś - powiedziałam i cmoknęłam go w policzek.
- Trafił ci się Bello, prawdziwy skarb. Dbaj o niego i pilnuj jak oka w głowie.
- Nie musi. Nie widzę innych dziewczyn poza nią. No i oczywiście tobą, Renee.
- Nie podlizuj się tak Jake. Pamiętaj, że Renee to mój skarb. - Powiedział Phil.
- Pamiętam, pamiętam. Jak tu pięknie. Co prawda  tęsknię za wilgotnymi, zielonym lasami Forks, ale strasznie mi się tutaj podoba.
- Ja też uwielbiam kiedy promienie słoneczne ogrzewają moją skórę, ale myślę, że teraz nie mogłabym żyć bez zieleni Forks.
- A ja tam tego miasta nienawidzę.
- Oj, nie używaj tak mocnych słów Renee.
- No może trochę przesadziłam. Ale z pewnością to nie jest jedno z moich ulubionych miejsc.
- Wiemy mamo, wiemy.
- Dobra! Nie wiem jak wy, ale ja i Phil - powiedziała mama i spojrzała na Phila ostrym wzrokiem. - Idziemy do wody.
- Rozumiem, że nie mogę omówić?
- Dobrze zrozumiałeś. Bella? Jacob?
- My raczej zostaniemy. Bawcie się dobrze - odpowiedziałam. Renee i Phil pobiegli do wody i zaczęli wygłupiać się jak dzieci.
- Jak się czujesz kochanie?
- Dobrze. No chyba że pomyślę sobie o jutrzejszym locie.
- Może nie będzie źle.
- Mam nadzieję. Stęskniłam się już za tatą, sforą, Emily...
- Ja też. Ale marzę także o kilku chwilach sam na sam z tobą.
- Jesteśmy sami.
- A ci wszyscy ludzie wokół?
- Zapomnijmy o nich - powiedziałam i pocałowałam go. - Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham Bello.
- Wiem, wiem. A myślałeś może o imionach dla tego szkraba, który we mnie rośnie?
- Myślałem. I myślę, że mam kilka, które mi się podobają.
- Jakie?
- Dla dziewczynki Alexandra, Aurelia, Abigail i Naomi, a dla chłopczyka Liam, Mateo i Crispin.
- Podobają mi się. A najbardziej Crispin, Abigail i Alexsandra. Taka mała Lexsie.
- A ty masz jakieś, które chciałabyś mi przedstawić?
- Córeczkę mogłabym nazwać też Shannon czy Samantha, a synka to  Tao, Ladon, Gavin i Alexsander.
- Też śliczne.
- Które wybierzemy?
- Co powiesz na Alexandra Abigail lub Alexander Tao?
- Dwa imiona?
- A dlaczego nie?
- No w sumie. Podoba mi się. A nawet bardzo.
- Czyli postanowione?
- Tak. Teraz musimy tylko poczekać, aż się urodzi - odpowiedziałam i wtuliłam się w Jacoba.
  Resztę dnia spędziliśmy w bardzo miłej atmosferze. Wieczorem, kiedy wróciliśmy już do sypialni, moje kostki były tak spuchnięte jak chyba nigdy w życiu. Zasnęłam, gdy tylko poczułam poduszkę i ramiona Jake' a. Na drugi dzień z ranka było ciężko mi się rozbudzić przez co prawie spóźniliśmy się na samolot. Na szczęście prawie. Lot był ciężki. Strasznie źle się czułam i byłam marudna, co na pewno nie umiliło Jacobowi czasu spędzonego w samolocie. Gdy wylądowaliśmy byłam strasznie zmęczona, ale szczęśliwa, a gdy weszliśmy do domu byłam najszczęśliwszą kobietą w ciąży na świecie.

  ~tydzień później~

 Mówiąc, że jestem w szoku to bardzo duże niedopowiedzenie. Nie wiem czy znalazłabym jakieś słowa, które opisałyby stan, w którym teraz się znajduję. Łzy szczęścia, radości i strachu spłynęły po moich policzkach. Właśnie wyszłam ze szpitala. Miałam USG i to, czego się dowiedziałam naprawdę zmieni nasze życie. Żałowałam, że nie było w tym momencie przy mnie Jacoba, ale nie mógł. Jake czasami naprawiał samochody, żeby dorobić, a odkąd ja nie mogę pracować, to stara się tych samochodów naprawiać jak najwięcej.  Musiałam powiedzieć mu o tym, czego się dowiedziałam jak najszybciej.  Wsiadłam do samochodu, ale nie byłam w stanie prowadzić. Musiałam ochłonąć i pomyśleć. Zastanawiałam się dlaczego nie powiedziano mi o tym wcześniej? Dlaczego dowiedziałam się dopiero będąc w trzeci miesiącu ciąży? Wcześniejsze badania miałam robione przez doktora Watersa, ale dzisiaj go nie było i badał mnie nie kto inny, jak doktor Cullen. To właśnie on przekazał mi wiadomość, że przez te trzy miesiące żyłam w niewiedzy co do mojej ciąży. Zaczęłam się zastanawiać jak ja dam sobie radę. Wiem, że Jacob będzie przy mnie, że będzie mi pomagał i w ogóle, ale on ma na głowie sforę i będą takie momenty, że zostanę sama. I co wtedy? Co jeśli nie będę dawała rady? Do tego do rozwiązania będę musiała być pod stałą opieką medyczną. Co najmniej raz w tygodniu będę musiała stawiać się na wizycie w szpitalu i dużo odpoczywać. Jeśli nie zastosuję się do tego, lub będą jakieś problemy to w najgorszym wypadku będę musiała zgodzić się na hospitalizację. Znalazłam w torebce telefon, wzięłam kilka głębokich oddechów i wybrałam numer Jacoba. Odebrał dopiero za drugim razem.
- Tak Bello?
- Jake! Boże, nie uwierzysz, co się stało!
- Co jest? Coś nie tak? Dobrze się czujesz? Przyjechać po ciebie?
- Jacob...

______________________________________________________________

Przepraszam, że przez tak długi czas nie było tu żadnego rozdziału, żadnej wiadomości...
Ale różnie w życiu bywa. Teraz postaram się nadrobić. Oddaje rozdział w wasze ręce. Może nie najlepszy, nie najdłuższy, ale wstawiam, żeby Ci, którzy jeszcze chcą to czytać nie czekali dłużej. 
Dziękuję za wszystkie miłe słowa pod ostatnim rozdziałem, a szczególnie Sorciere Lúthien. Twój komentarz pozwolił mi zobaczyć, co robię źle i co muszę zmienić. Naprawdę - nie bójcie się krytykować, bo to pozwala mi się samodoskonalić, ale starajcie się uzasadnić tą krytykę. 
Pozdrawiam - Marta.

niedziela, 17 maja 2015

Rozdział 19

~dwa miesiące później~


  To dopiero początek trzeciego miesiąca, a nasze życie już wywróciło się do góry nogami. Wszystko podporządkowaliśmy dziecku. Jacob poprzestawiał dyżury w sforze tak, żeby jak najwięcej czasu poświęcać mi i dziecku. W domu cały czas pojawiają się nowe śpioszki, zabawki, pampersy, buteleczki i wszystkie inne niezbędne dla takiego malucha rzeczy. I chociaż próbowałam przemówić Jacobowi do głowy, że to jeszcze za wcześnie na kupowanie wyprawki, nie da się go przekonać. Ale jest taki szczęśliwy pokazując mi te wszystkie nowo nabyte rzeczy, że w końcu dałam sobie spokój i cieszyłam się razem z nim. Wczoraj byłam na USG i wszystko jest w jak najlepszym porządku. Mam straszne zachcianki, które Jacob spełnia bez skinięcia palcem. Do tego takie huśtawki humoru, że niekiedy boją się do mnie podejść. W jednej chwili rozmawiam ze wszystkimi, śmieję się i jest wszystko okej, a za chwilę zaczynam się wydzierać i obrażać, po czym zaczynam płakać i wszystkich przepraszać. Hormony we mnie buzują, ale w końcu jestem w ciąży. Moje usprawiedliwienie. Mam straszną ochotę na słodkie przez co już sporo mi się przytyło, a co będzie do końca ciąży? Będę wyglądała jak wieloryb. Zdenerwowałam się na samą myśl o tym i prychnęłam głośno. Jacob, który siedział obok mnie spojrzał na mnie wystraszony.
- Co się dzieje?
- Nic, będę wielorybem - powiedziałam, a na jego twarzy pojawił się grymas. Wiedział, że jeśli powie choć jedno słowo, które mi się nie spodoba, nie skończy się to dobrze.
- Dla mnie zawsze będziesz najpiękniejsza Bello - odpowiedział i pocałował mnie w czoło.
- Teraz tak mówisz.
- Nieprawda. Zawsze będę ci to powtarzał. A teraz powiedz mi lepiej, co chciałabyś dzisiaj robić?
- Chciałabym polecieć do Renee - odpowiedziałam, a po moich policzkach poleciały pojedyncze łzy.
Jacob szybko je otarł i przytulił do siebie.
- Nie płacz, kochanie. Polecimy, dobrze? Jutro. Dzisiaj wszystko załatwię, a jutro polecimy. Dobrze?
- Naprawdę?!
- Naprawdę. Tylko spokojnie, proszę, nie denerwuj się.
- Ależ ja jestem szczęśliwa! W końcu powiem jej, że jestem w ciąży! Tak dawno nie widziałam mamy i Phila!
- Cieszę się, że sprawię ci radość.
- I to ogromną! A teraz wyłączaj ten telewizor i idź wszystko załatwiać! Już!
- Ale Bello. Jest dopiero ósma rano. Daj chociaż dopić kawę.
- No dobra. Ale zaraz po tym masz wszystko załatwić, okej? I musisz jechać po zakupy. Lodówka robi się pusta i mam ochotę na lody czekoladowe. Ja w tym czasie nas spakuję - powiedziałam, klasnęłam szczęśliwa w ręce i pobiegłam na górę. Wyciągnęłam dwie walizki i położyłam je na łóżku, po czym zaczęłam wyciągać z szafy wszystkie ubrania. Godzinę później dwie walizki, zapakowane po same brzegi stały w rogu naszej sypialni, a ja zbierałam ciuchy, których nie spakowałam. W między czasie po raz kolejny wspominałam moje ostatnie spotkanie z Edwardem.

~retrospekcja~

 Robiłam zakupy w supermarkecie. Spacerowałam spokojnie między półkami, ale cały czas miałam wrażenie jakby ktoś za mną chodził.  Potrząsnęłam głową próbując pozbyć się tych myśli i sięgałam ręką na najwyższą półkę, gdzie stał cukier. Niestety nie dosięgałam, a gdy chciałam się obejrzeć, żeby poprosić kogoś o  pomoc, przede mną wyrósł Edward.
- Proszę - powiedział, podając mi cukier.
- Dziękuję. Co ty tu robisz?
- Zakupy.
- A tak naprawdę. Przecież wy nie jecie.
- Ale musimy stwarzać pozory. Zobaczyłem cię i pomyślałem, że podejdę.
- Edward, my już ... .
- Tak. Wiem. Wszystko sobie już wytłumaczyliśmy. Ale chciałbym żebyś mi wybaczyła.
- Wybaczyła? Przecież już ci mówiłam...
- Ale twoje ostatnie słowa... Wtedy w sklepie. Chyba nie wybaczyłaś mi do końca, prawda?
- Och... Nie Edwardzie. Naprawdę. Ja wtedy się zdenerwowałam. Ta blondynka, jak jej na imię?
- Rosalie. Potrafi być naprawdę wredna.
- No właśnie. Przepraszam cię za to, co wtedy powiedziałam.
- Nie masz za co Bello. Wszystko w porządku. Po prostu chciałbym żeby wszystko między nami było wyjaśnione. Wiem, że ty masz swoją rodzinę. Kochającego męża i dziecko w drodze, ale...
- Skąd wiesz, że jestem w ciąży? - przerwałam mu.
- To Forks. Wieści szybko się rozchodzą. Chciałem ci tylko powiedzieć, że przepraszam cię za wszystko i poprosić żebyśmy mogli być przyjaciółmi.
- Nie przepraszaj. A co do tych przyjaciół... Myślę, że Jacobowi by się to nie spodobało.
- Nie musimy być najlepszymi przyjaciółmi, czy coś. Chodzi mi o to, żebyśmy po prostu nie udawali, że się nie znamy - powiedział i uśmiechnął się. Uśmiech mu się nie zmienił. Wciąż powala na kolana. Kiedy z nim byłam, zawsze sprawiał, że moje serce szybciej biło.
- Tyle mogę ci obiecać. Teraz przepraszam, ale się spieszę. Dzięki za cukier. W zasadzie powinnam ci podziękować. Zawsze pojawiasz się wtedy, kiedy potrzebuję pomocy. Jak jakiś wybawca.
- Przyjemność po mojej stronie. Do zobaczenia Bello.
- Do zobaczenia - powiedziałam i zajęłam się swoimi sprawami.

~koniec retrospekcji~

 Od tamtej pory go już nie widziałam, ale mogę powiedzieć, że w pewien sposób mi ulżyło po tej rozmowie. Wieczorem opowiedziałam o tym Jacobowi. Oczywiście zdenerwował się na mnie i to bardzo, ale rozpłakałam się i mu przeszło. Jest kochany i nie potrafi się długo na mnie gniewać.
Skończyłam ogarniać wszystkie rzeczy i zadzwoniłam do mamy.
- Hej mamuś!
- Bella?! Dobrze cię słyszeć! Co tam u was słychać?!
- Mamo, nie krzycz do telefonu.
- Och, przepraszam. Opowiadaj.
- U nas wszystko w porządku. Dzwonię w zasadzie tylko po to, żeby powiedzieć ci, że jutro do was przylecimy.
- Naprawdę?!
- Tak. Mam nadzieję, że to żaden kłopot?
- Nie. Oczywiście, że nie. Bardzo się cieszę. W końcu dowiem się, co to za niespodzianka!
- Będziesz zachwycona. Na pewno.
- To musi być coś wielkiego skoro nie chcesz mi o tym powiedzieć przez telefon.
- Zobaczysz jutro. To do zobaczenia - powiedziałam jeszcze i się rozłączyłam.
Włożyłam telefon do kieszeni i zeszłam do kuchni. Znowu byłam głodna. Ughh! Naprawdę będę grubasem, ale co zrobić? Zrobiłam sobie kanapki, które zaraz szybko zjadłam i poprawiłam jogurtem. Posprzątałam po sobie i postanowiłam pojechać do Emily.Wsiadłam w samochód i już po chwili stałam przed drzwiami i czekałam aż brunetka mi otworzy.
- Bella! Cześć, dobrze cię widzieć. Wchodź - powiedziała i wpuściła mnie do środka. Weszłam do środka i od razu przeszłyśmy do salonu. Usiadłam wygodnie na kanapie i czekałam na Emily, która poszła zrobić herbatę. Po chwili wróciła z dwoma kubkami parującej, gorącej i pachnącej herbatki.
- No to teraz opowiadaj co tam słychać. Jak życie mija?
- Pytasz jakbyśmy nie widziały się z rok, a nie minął nawet tydzień - zaśmiałam się. - Wszystko dobrze. Jutro lecimy do Phoenix.
- Naprawdę? Spontaniczna decyzja.
- Naprawdę. Rano poczułam straszną tęsknotę za mama i kiedy tylko się rozpłakałam, Jacob od razu się zgodził i zaczął wszystko załatwiać. Strasznie boi się tych moich huśtawek emocji - powiedziałam i zaśmiałam się.
- Wcale się mu nie dziwię. Ja nie miałam takich huśtawek emocjonalnych. Do ciebie czasami naprawdę aż strach się odezwać.
- Ciąża - wytłumaczyłam się. Ostatnio to było moje wytłumaczenie na wszystko.
- Tak, tak. A jak się czujesz? Nadal masz poranne mdłości?
- Czasami, ale już coraz mniej najczęściej. Tylko boli mnie krzyż.
- Ooo! Kochana! Na bolący krzyż to ty będziesz mogła narzekać dopiero jak będziesz w szóstym miesiącu jak ja.
- Tak. Z miesiąca na miesiąc będzie coraz gorzej. Ehh. Na szczęście po wszystkim te skarby będą już z nami - mówiąc to złapałam się za mój lekko wypukły brzuszek.
- To wystarczające wynagrodzenie - przyznała mi rację Emily. - Bello, telefon ci chyba dzwoni.
- Rzeczywiście. Nie zauważyłam bo mam wyciszony. To Jacob. Przepraszam cię na chwilę. - Przeprosiłam dziewczynę i odebrałam.
- Słucham?
- Bella?! Możesz mi powiedzieć gdzie do choler jasnej jesteś?!
- Jestem u Emily. Dlaczego krzyczysz?
- Ponieważ wróciłem do domu, a ciebie nie było. Nie zostawiłaś żadnej kartki i od dziesięciu minut próbowałem się do ciebie dodzwonić! Po prostu się wystraszyłem.
- Spokojnie. Nic mi nie jest. Masz rację. Powinnam cię poinformować, że wychodzę. Za dziesięć minut będę w domu. Przepraszam cię kochanie.
- Będę czekał - powiedział i się rozłączył, a ja odłożyłam telefon na stół.
- Coś się stało?
- Nie, nie Emily. Jacob po prostu się trochę na mnie zdenerwował. Przepraszam, ale muszę się już zbierać. Zadzwonię jak wrócimy z Phoenix.
- Ehh. No dobrze. W takim razie do zobaczenia. - Pożegnałam się z moją przyjaciółką i wróciłam do domu. Tam czekał na mnie Jake, który już trochę ochłoną. Podeszłam do niego i go pocałowałam.
- Przepraszam.
- Nie gniewam się, ale obiecaj mi, że już więcej tak nie zrobisz. Bardzo mnie wystraszyłaś.
- Obiecuję, a teraz powiedz mi czy wszystko załatwione - powiedziałam i usiadłam mu na kolana.
- Oczywiście. Bilety są już schowane na jutro, ze sforą wszystko załatwione. Sam obiecał mi mieć na wszystko oko. Jutro o tej godzinie będziemy już z Renee i Phillem.
- Jesteś wspaniały - krzyknęłam i po raz kolejny wpiłam się w jego usta.

Kolejnego dnia w Phoenix.

Lot minął nam koszmarnie. Co chwilę biegałam do łazienki z powodu męczących mdłości. Do tego nie mogłam znaleźć wygodnej pozycji przez co cały czas marudziłam, aż Jacob miał mnie dość. Kiedy tylko stewardessa ogłosiła, że jesteśmy na miejscu, wybiegłam z samolotu.
- Jak się czujesz? - Zapytał Jacob, kiedy dołączył do mnie z naszymi walizkami.
- Już dobrze. Chodź. Mama już pewnie na nas czeka.
- Tak. Jest tam - powiedział i złapał mnie za rękę. Zaczęliśmy przedzierać się przez tłum, aż dotarliśmy do Renee, która od razu rzuciła się nam na szyję.
- Jak ja za wami tęskniłam! Nie widzieliśmy się od waszego ślubu. A to tak długo. Więcej wam nie pozwolę na taką przerwę! O nie!
- Też za tobą tęskniliśmy! A gdzie Phil?!
- Został w domu. Nie czuł się najlepiej - powiedziała Renee.
- A widzisz. Mówiłem ci, że nie tylko ty dzisiaj cierpisz - powiedział Jake, odnosząc się do moich wcześniejszych narzekań. Spojrzałam na niego groźnie, ale on tylko się zaśmiał i pocałował mnie szybko.
- O co chodzi? Bello, coś nie tak z twoim zdrowiem?
- Nie, nie. Wszystko w porządku - powiedziałam, ale mama nie wierząc mi odsunęła się o krok i zmierzyła mnie od góry do dołu. Dopiero po chwili jej wzrok zatrzymał się na ledwo zauważalnym, wypukłym brzuszku.
- Albo ci się przytyło, albo jesteś w ciąży - powiedziała z wyczuwalnym podekscytowaniem w głosie.
- To jest właśnie ta niespodzianka mamo. Będziesz babcią - powiedziałam, a ta od razu z piskiem rzuciła się na mnie.
- O Boże! Tak bardzo się cieszę! Będę babcią!
- Renee, udusisz ją zaraz - odezwał się Jacob i ze śmiechem odciągnął mnie od matki.
- Przepraszam, ale tak się cieszę! Który to miesiąc?! Jak się czujecie? Wszystko w porządku? Opowiedz mi wszystko!
- Dobrze, ale może pojedziemy do domu? Jestem trochę zmęczona.
- To chodźmy - powiedziała, zabrała Jacobowi jedną walizkę z ręki i pobiegła w stronę wyjścia. Spojrzałam na Jacoba i wybuchliśmy śmiechem.
- Cała Renee - powiedział mój mąż i ruszyliśmy za nią. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg domu, dało się usłyszeć krzyk mojej matki.
- Phill!!! Gdzie jesteś? Nie uwierzysz! Bella jest w ciąży!! Słyszysz?!
- Słyszę, słyszę - powiedział mój ojczym, kiedy do nas dołączył. Podszedł do nas i przywitał się.
- Cześć dzieciaki. Gratuluję wam. Stworzyliście już prawdziwą rodzinę.
- Dziękujemy - odpowiedziałam. Razem przeszliśmy do salonu. Phill poszedł zrobić kawy, a mama aż wierciła się na fotelu, chcąc usłyszeć odpowiedzi na wcześniejsze pytania.
- No Bello, opowiadaj!
- Dobrze już dobrze. To początek trzeciego miesiąca. Na początku moje wyniku nie były najlepsze, przez co musiałam ciągle leżeć, ale teraz jest już okej. Z dzieckiem wszystko dobrze i mam nadzieję, że tak będzie już do końca.
- Wasze pierwsze dziecko. Będziecie wspaniałymi rodzicami - powiedziała Renee. Nie wiedziała, że to dziecko, które noszę pod sercem, nie jest naszym pierwszym dzieckiem. Kiedy o tym pomyślałam, łzy zebrały mi wę w oczach, dlatego szybko przeprosiłam i uciekłam do łazienki. Nigdy do końca nie pogodzę się z tym, że straciłam moje pierwsze maleństwo. Wzięłam kilka głębszych oddechów i spojrzałam w lusterko. Na szczęście nie rozmazałam się. Moje oczy były jeszcze lekko zaszklone, kiedy Jake wszedł do łazienki.
- Wszystko w porządku? - zapytał i objął mnie mocno.
- Tak. Tak, po prostu ...
- Przypomniałaś sobie o tym, co stało się przed naszym ślubem, tak?
- Cały czas pamiętam.
- Ja też Kochanie. Ja też. Ale musimy iść dalej. Za sześć miesięcy będzie z nami nasz skarb, ale nigdy nie zapomnimy o naszym pierwszym dziecku. Obiecuję ci to - powiedział i pocałował mnie.
- Powinnam powiedzieć Renee?
- Jeśli czujesz, że tak trzeba, to powiedz jej.
- Zobaczę. Kocham cię Jacob.
- Kocham cię moja piękna żono. Kocham was oboje - mówiąc to położył ręce na moim brzuchu. Czasami w życiu bywa ciężko, ale trzeba wierzyć, że zawsze po burzy wychodzi słońce. Takim moim słońcem jest Jake. Zawsze mogę na niego liczyć. Zawsze będzie ze mną.

________________________________________________________________________

Na tym zakończę ten rozdział. Nie jest on chyba najlepszy, ale mam nadzieję, że nie jest też najgorszy.
Przepraszam za wszelkie wykryte błędy i proszę, żebyście mnie o nich informowali. Nie bójcie się wytykać błędów bo dzięki temu wiem co robię źle i co muszę poprawić.
Pozdrawiam :* !

czwartek, 26 marca 2015

Rozdział 18 + nominacja :)



Następnego dnia, gdy robiłam śniadanie, przypomniał mi się ten dziwny telefon Sama. Przygotowałam wszystko i poszłam obudzić mojego męża. Męża. Jak to fajnie brzmi. Weszłam do naszej sypialni i wpuściłam do niej słońce. Jacoba to nie obudziło, więc podeszłam i pocałowałam go w usta.
- Mmm... Tak możesz budzić mnie codziennie - powiedział jeszcze zaspany.
- Wstawaj, wstawaj. Śniadanie już na stole.
- Moja kochana żona - powiedział i szybkim ruchem zrobił tak, że znalazłam się pod nim. - Wiesz, że śniadanie może zaczekać?
- Doprawdy?
- Yhym. Myślę, że moglibyśmy zacząć ten dzień od czegoś innego niż śniadanie.
- Myślę, że to mógłby być dobry początek dnia - odpowiedziałam i wpiłam się w jego usta. Całujemy się dopóki nie braknie nam tchu.
- Zdecydowanie uwielbiam takie poranki - mówi i pozbywa się naszych ubrań. Po chwili czuję go już w sobie. Odchylam głowę do tyłu z jękiem. To takie cudowne móc czuć jak mnie wypełnia. Jest taki dobry, wspaniały wręcz. I jest mój. Mój i nikogo więcej. Kocham go i wiem, że on kocha mnie. Potrafi doprowadzić mnie do takiego stanu, że nie umiem normalnie myśleć. Moje ciało drży. Po chwili oboje osiągamy szczyt. Leżymy, próbując unormować swoje oddechy.
- Jestem pewny, że teraz śniadanie będzie smakowało nam dwa razy bardziej.
- To chodźmy się przekonać - powiedziałam i narzuciłam na siebie szlafrok, który ledwo co zakrywał mi tyłek i był z lekka prześwitujący.  Jacob naciągnął swoje dresy i spojrzał na mnie.
- Wiesz, że prowokujesz mnie do tego, żeby ponownie rzucić cię na tę łóżko? - zapytał, całując moją szyje.
- Wiem o tym doskonale - odpowiedziałam i wyrwałam się z jego uścisku. - Chodź na dół.

 Kiedy sprzątałam po śniadaniu, postanowiłam zapytać się o ten telefon. Wczoraj, gdy wróciliśmy od Emily i Sama, był trochę spięty.
- Jacob, pamiętasz jak byliśmy na Wyspach Kanaryjskich i dzwonił Sam? To był chyba nasz pierwszy wieczór tam. Wydawało mi się, że coś się stało, a wczoraj jak wróciłeś od sfory byłeś jakiś spięty. Co się dzieje? - zapytałam, wkładając naczynia do zmywarki.
- Rodzinę Cullenów odwiedzili jacyś przyjaciele. Nie stosują się do zasad i było kilka konfliktów, ale wczoraj doszliśmy do porozumienia i już powinno być  wszystko w porządku.
- Na pewno? Sam wtedy wydawał się bardzo zmartwiony, wystraszony...
- Jeden z wampirów powiedział coś, co bardzo go zdenerwowało i doszło do przemiany, a wiesz, że Sam chce się tego pozbyć. Być normalnym dla Emily i dziecka. To pewnie przez to. Nie przejmuj się kochanie. Już jest wszystko w porządku - powiedział, przytulając mnie do siebie. - A teraz idź się ubierz, bo w tym szlafroku naprawdę mnie prowokujesz - szepnął tuż przy moim uchu.
- Może chcę cię uwieść... .
- Uwodzisz własnego męża?
Nie odpowiedziałam tylko powoli zdjęłam z siebie szlafrok.
- Weź mnie tu, w kuchni, na podłodze, teraz - szepnęłam prosto w jego ucho.
- Nawet nie wiesz jak mi się to podoba - odpowiedział i już po chwili leżeliśmy na podłodze. Kochaliśmy się długo i namiętnie, aż Jacob musiał się zbierać na patrol. Kiedy wychodził, minął się w drzwiach z Emily.
- Co ty taka rozgrzana? Dobrze się czujesz? - zapytała, gdy tylko wypuściła mnie z uścisku. Dopiero wtedy na mnie spojrzała. Nadal miałam na sobie swój szlafrok, moje włosy były roztrzepane, a policzki zdobiły rumieńce.
- Dobra. Nie odpowiadaj - powiedziała, śmiejąc się. - Poranny seks na zdrowie?
- Czego się nie robi dla zdrowia. Kawy, herbaty?
- Herbatki to bym się napiła, ale sama ją zrobię, a ty idź się ubierz. Musimy się wybrać na zakupy. W nic się już nie mieszczę.
- Zakupy? Zawsze i wszędzie. Już idę, a ty czuj się jak u siebie - powiedziałam i pobiegłam na górę. Przygotowałam sobie ciuchy i wzięłam szybki prysznic. W ręczniku weszłam do sypialni i ubrałam się. Włosy zostawiłam rozpuszczone, a na twarz nałożyłam lekki makijaż. Spojrzałam w lustro. Prezentowałam się całkiem dobrze, więc z uśmiechem zeszłam na dół.
- No w końcu. Pij herbatę. Tobie też zrobiłam.
- Dzięki Emily, jesteś cudowna.
- Wiem, wiem.
Wypiłyśmy herbatę i wyjechałyśmy z domu. Droga minęła nam szybko i już po chwili chodziłyśmy od sklepu do sklepu.
- Może trochę odpoczniemy? Nie bolą cię nogi? -  zapytałam Emily, kiedy wyszłyśmy już chyba z piątego sklepu. Emily w każdym spędzała przynajmniej pół godziny i kupowała co najmniej dwie rzeczy. Ja nie kupiłam nic. Nic szczególnego nie wpadło mi w oko, a poza tym bo tym wyjeździe moja szafa pękała w szwach i nie potrzebowałam nowych ubrań.
- Chodźmy jeszcze tylko do tego sklepu. Później pójdziemy coś zjeść.
- No dobrze.
Weszłyśmy do sklepu i Emily od razu rzuciła się w wir zakupów, a ja chodziłam między półkami. Nie zwracałam uwagi na ludzi. Po prostu przechadzałam się między półkami. Nagle poczułam, że robi mi się słabo. Zakręciło mi się w głowie i gdyby nie to, że ktoś mnie złapał, zaliczyłabym bliskie spotkanie z ziemią.
- Dobrze się czujesz? - zapytał mój wybawca. Dobrze znałam ten głos. To Edward trzymał mnie w ramionach. Pomógł mi stanąć na nogi.
- Nie. Słabo mi - powiedziałam i wyjęłam z torebki butelkę wody. Napiłam się, odetchnęłam i mi przeszło.
- Lepiej już? Nie wyglądasz najlepiej.
- Już  wszystko dobrze. Dziękuję za pomoc. Pójdę już.
- Nie! Bello, zaczekaj, proszę - złapał mnie za rękę. Spojrzałam na niego wściekła. Nie miałam ochoty na rozmowę z nim. Chciałam usiąść bo nadal lekko huczało mi w uszach.
- Edwardzie, myślałam, że wszystko już sobie wytłumaczyliśmy.
- Tak, ale... .
- Edwardzie, przedstawisz nam swoją koleżankę? - przerwała mu wysoka, śliczna blondynka. Z nią była Esmę, którą już miałam okazję poznać i śliczna, drobna dziewczyna, o krótkich, czarnych włosach.
- Rosalie, myślę... .
- Za dużo myślisz. Nazywam się Rosalie, a to jest moja siostra Alice i mama Esme. Ty jesteś Bella, prawda?
- Tak. Bella Black.
- Jesteś żoną jednego z tych kundli, tak? - Jak ona śmie?!
- Jestem żoną wspaniałego mężczyzny, który potrafi o mnie zadbać i wiem, że nigdy mnie nie zrani tak jak twój brat, pijawko! A poza tym to chyba nie twój interes, więc lepiej zajmij się swoimi paznokciami, laluniu! - Wykrzyczałam. Edward słysząc moje słowa, spuścił głowę i odszedł.
- Bello, nie krzycz tak. Wszystko w porządku? - podeszła do mnie zaniepokojona Emily.
- Twoja przyjaciółka chyba się trochę zdenerwowała. No nic. Nie mam więcej czasu na rozmowę. Miło było cię poznać, Isabello Black - powiedziała i odeszła dumnym krokiem.
- Bezczelna!
- Bello, przepraszamy cię za nią. To przez to, że jest zazdrosna. Jest nam wstyd. Naprawdę. - Esme zaczęła mnie przepraszać, a Alice kiwała głową jakby chciała potwierdzić słowa matki. Zazdrosna? Pff. Ciekawie o co.
- Nie przejmuj się nią. Nie ma czym - powiedziała Alice. - Myślę, że będzie do ciebie pasowała. - Powiedziała, podając mi sukienkę, którą trzymała w rękach.
- Dziękuję.
- Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy - powiedziała jeszcze i poszły.
- Co to było, Bello?!
- Zasłabłam i Edward mi pomógł, a później ta blond wywłoka mnie zdenerwowała. Zresztą nieważne. Chodźmy gdzieś usiąść bo nadal mi słabo - powiedziałam i wyszłam ze sklepu. Huczało mi w uszach i nie widziałam wyraźnie. Weszłyśmy do pierwszej lepszej restauracji w centrum. Usiadłam zmęczona.
- Bello, jesteś cała blada. Dobrze się czujesz?
- Nie. Słabo mi - odpowiedziałam cicho i nawet nie wiem kiedy, a film mi się urwał.


 Jakiś huk wybudził mnie ze snu. Zamrugałam kilkakrotnie i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Białe ściany, stojak z zawieszonym na nim woreczkiem, i zmartwione twarze Emily i Jacoba. Byłam w szpitalu. Znowu.
- Co się stało? - zapytałam.
- Zasłabłaś. Jak się czujesz? - powiedziała Emily.
- Lepiej, lepiej. Jacob, wyglądasz jakbyś zobaczył ducha.
- Wiesz jak się wystraszyłem, jak Emily powiedziała mi, że jesteś w szpitalu? Wpadłem tu jak huragan. Martwiłem się. Bello, co ci jest? Kochanie?
- Nic takiego. Po prostu zasłabłam. Zapewne z przemęczenia - powiedziałam, a wtedy w sali pojawił się lekarz. Oczywiście sam doktor Cullen we własnej osobie. Czy oni wszyscy się dzisiaj na mnie uwzięli?
- Dzień dobry - powiedział, niepewnie patrząc w stronę Jacoba, który był cały spięty. - Mam wyniki pani Isabelli.
- Belli - wycedził przez zęby Jake. - Nie lubi pełnego imienia.
- Spokojnie. Nie wiedziałem. Zatem pani Bello. Mam dobrą i złą wiadomość. Dobra jest taka, że prawdopodobnie jest pani w ciąży. Musimy jeszcze zrobić potrzebne badania żeby się upewnić.
- Och, słyszałeś Jacob?!
- Tak! Cieszę się kochanie. Tak bardzo się cieszę - powiedział i pocałował mnie w czoło. Na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech. Cieszył się tak samo jak ja! Spojrzałam na Emily. Miała łzy w oczach.
- Co się stało?
- Nic, nic. Po prostu cieszę się razem z wami - odpowiedziała i przytuliła mnie mocno. Załapałam Jacoba za rękę i spojrzałam na Cullena.
- A ta zła wiadomość?
- Pani wyniki nie są najlepsze, a to może zagrażać pani dziecku. Jeśli jest pani w ciąży, będzie pani musiała dużo leżeć, odpoczywać, zdrowo się odżywiać i zażywać witaminy, które pani przepiszę. Receptę dostanie pani z wypisem. 
- Och, oczywiście. Zrobię wszystko żeby było dobrze. A kiedy będę mogła wrócić do domu?
- Widzę, że kroplówka już się skończyła, więc zaraz przyślę pielęgniarkę, która panią odłączy, zrobimy USG i będzie pani wolna - powiedział, uśmiechnął się i wyszedł z sali. Po chwili weszła pielęgniarka i zabrała mnie na badania. Przepuszczenia pana Cullena potwierdziły się. Byłam w drugim tygodniu ciąży. Odebrałam wszystkie potrzebne papiery i wróciliśmy do domu. Emily pojechała do La Push.
Usiadłam Jacobowi na kolana.
- Nawet nie masz pojęcia jak bardzo jestem szczęśliwy, Bello - powiedział i położył ręce na moim brzuchu. Uśmiechnęłam się słysząc te słowa.
- Jeśli tak bardzo jak ja, to mam takie pojęcie. Wyobrażasz to sobie? Taki maluszek biegający po domu? Być przy pierwszych krokach, usłyszeć pierwsze słowa. Mama. Tata. Będziemy rodzicami Jacob... .
- Tak. Będziemy najlepszymi rodzicami na świecie, kochanie. Jest tyle do zrobienia. Musimy zrobić pokoik, kupić ubranka, zabawki, wózek, pampersy i to wszystko inne. Będę musiał poszukać pracy. A co ze sforą? Przecież teraz ty i dziecko jesteście najważniejsi.
- Spokojnie Jake. Mamy jeszcze czas. Prawie całe dziewięć miesięcy.
- Zleci. Zobaczysz jak szybko zleci. Nie zdążysz się obejrzeć, a już będziemy budzić się w nocy.
- Już nie mogę się doczekać - powiedziałam i pocałowałam go. - A teraz idź i zrób gorącej czekolady, a ja włączę jakiś film.
- Czytasz mi w myślach Bello.

Perspektywa Jacoba.

Patrzyłem na śpiącą na moich kolanach Belle. Film już dawno się skończył, ale nawet nie wiem o czym był. Cały czas koncentrowałem uwagę na mojej żonie. Na tym jak się uśmiecha, jak komentuje zachowanie aktorów, jak płacze ze wzruszenia, jak złości się, kiedy ktoś w filmie robi coś głupiego, jak robi się senna i zasypia. Przeczesałem ręką jej włosy. Jestem naprawdę wielkim szczęściarzem, że ją mam i będę to cały czas powtarzał. A do tego jest w ciąży. Nosi pod sercem nasze dziecko. Dziecko, które razem wychowamy. Zastawimy po sobie ślad. Ciekawie co się urodzi. Jeśli to będzie chłopczyk, zostanie silnym i mądrym przywódcą stada, a jeśli dziewczynka, będzie tak samo śliczna i kochana jak Bella. Zastanawiam się, czy jeśli urodzi się dziewczyna, też zostanie zmiennokształtną. Jeszcze zdążę się o tym przekonać, a teraz muszę zadbać o moje dwa najważniejsze skarby na tym świecie. Wstałem ostrożnie, żeby nie obudzić żony i najostrożniej jak umiałem wziąłem ją na ręce. Zaniosłem do naszej sypialni i położyłem na łóżku. Ściągnąłem z niej rajstopy, spódniczkę i rozpiąłem guziki koszuli. Podniosłem ją lekko i zdjąłem koszulę i stanik. Szybko, żeby nie zmarzła, założyłem na nią śpiącą koszulę i przykryłem kołdrą. To wszystko udało mi się zrobić i jej nie obudzić. Zebrałem jej rzeczy i wrzuciłem do kosza na pranie. Sam wziąłem szybki prysznic i zmęczony dołączyłem do Belli.


Perspektywa Belli.

Kiedy się obudziłam, Jacoba nie było obok mnie. Zeszłam na dół. Na stole w kuchni stał talerz kanapek, gorąca jeszcze herbata i karteczka. Wzięłam ją do ręki i zaczęłam czytać.
Zdrowe kanapeczki dla moich skarbów. Musiałem biec do sfory. Nie martw się. Będę po południu. 
Smacznego - Jacob. 
 PS Pamiętaj, że masz odpoczywać!
 Uśmiechnęłam się i zaczęłam jeść. Niestety wszystko, co dobre kiedyś się kończy. Posprzątałam po sobie i poszłam się ubrać. Nigdzie się dzisiaj nie wybierałam, więc założyłam zwykłe szare dresy, białą bokserkę i bluzę. Na nogi naciągnęłam wygodne trampki i zeszłam na dół. Akurat ktoś pukał do drzwi więc poszłam otworzyć.
- Cześć tato! - Krzyknęłam, gdy zobaczyłam ojca za drzwiami. Rzuciłam mu się na szyję i mocno przytuliłam. Nie widziałam go od dnia naszego ślubu. Powinnam jechać do niego w pierwszej kolejności, ale nawet o tym nie pomyślałam. Jestem okropną córką. - Przepraszam, że cię nie odwiedziłam, ale tyle się wydarzyło. Wchodź do środka.
- Stęskniłem się za tobą córeczko - powiedział, wchodząc do środka. Poszliśmy do salonu i rozsiedliśmy się wygodnie.
- No to opowiadaj. Jak było? Jak się czujesz jako mężatka?
- Czuję  się wspaniale. Jacob jest cudownym mężem. Było bajkowo. Zwiedziłam Paryż, byliśmy na Wyspach Kanaryjskich i odbyliśmy tygodniowy rejs bardzo luksusowym statkiem po Morzu Śródziemnym. Było dużo wrażeń i zostanie dużo wspomnień. Mam zdjęcia jeśli chcesz obejrzeć.
- Oczywiście, że chce.
- To zaraz włączę tylko pójdę zrobić coś do picia - powiedziałam.
  Obejrzeliśmy razem zdjęcia, śmiejąc się przy tym i rozmawiając. Czas minął nam bardzo szybko i zanim się obejrzałam, była już dwunasta.
- Niedługo muszę się zbierać. Mam dzisiaj drugą zmianę w komisariacie.
- Szkoda. Tak dobrze mi się z tobą rozmawiało.
- Wszystko dobre, co się szybko kończy jak to mówią. A jakie masz plany na dzisiejszy dzień?
- Zapewne będę siedziała w domu i odpoczywała. Nie mogę się przemęczać - powiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko. Praktycznie odkąd przyszedł, chciałam mu powiedzieć o ciąży, ale czekałam na odpowiedni moment.
- Dlaczego? Jesteś chora?
- Tato... Bo ja...
- Bello, nie strasz mnie!
- Spokojnie. Po prostu chcę ci powiedzieć, że ... będziesz dziadkiem!
- Jesteś w ciąży! - Wykrzyknął i mocno mnie przytulił. - Tak się cieszę! A jak ty się czujesz? Wszystko w porządku?!
- Spokojnie - powiedziałam i wyswobodziłam się z jego mocnego uścisku. - Czuję się dobrze, ale moje ostatnie wyniki nie były najlepsze i dlatego muszę cały czas wypoczywać. To dopiero drugi tydzień.
- Będzie dobrze. Zobaczysz. Ty i Jacob będziecie wspaniałymi rodzicami. Pamiętam jak ty się urodziłaś. Byłaś taka malutka, śliczna. Tak głośno płakałaś, a ja i Renee płakaliśmy razem z tobą. Trochę ze szczęścia i trochę ze strachu, że sobie nie poradzimy. Pamiętam jak pierwszy raz sama siedziałaś, jadłaś. Twoje pierwsze słowa, kroki. Jak nigdy nie chciałaś się bawić z dziećmi w swoim wieku. Zawsze wydawałaś się od nich starsza, mądrzejsza. Później rozeszliśmy się z Renee, wyjechałaś, a ja odliczałem dni do każdego twojego przyjazdu. Byłaś takim rozważnym dzieckiem, nigdy nie mieliśmy z tobą żadnych problemów. Dopóki nie stało się to, co się stało z Edwardem. Nawet nie wiesz jak się bałem, że cię stracimy, że zrobisz coś głupiego. A jak Renee powiedziała mi, że chcesz się przenieść do Forks, byłem przerażony. Pamiętam jak dała mi wykład o tym, że skoro przejmuję nad tobą opiekę, nie mogę spuszczać cię z oczu. Renee to dobra matka. Zawsze o ciebie dbała i czasami zastępowała ci mnie. A teraz ty także będziesz matką. Jak te dzieci szybko rosną. - Pod koniec głos mu się łamał. Wzruszył się. Widziałam jak próbował powstrzymać łzy. To, co powiedział było piękne. Charlie nie umiał mówić o uczuciach więc wiem jaki to musiał być dla niego wysiłek.
- Kocham cię tato - powiedziałam i przytuliłam go.
- Ja ciebie też córeczko - odpowiedział mi i odchrząknął. - Będę się już zbierał. Dbajcie o siebie.
- Będziemy. Obiecuję. Trzymaj się.
- Do zobaczenia Bello - powiedział jeszcze i poszedł. Ja wzięłam się trochę za sprzątanie. Starłam kurze, zmiotłam i umyłam podłogi. Powyjmowałam naczynia ze zmywarki i wstawiłem drugie. Zrobiłam porządek na półce z książkami i płytami. Gdy sprzątałam łazienkę, wszedł Jacob. Spojrzałam na zegarek. Było wpół do drugiej. Ciekawie dlaczego tak późno.
- Bello!
- Jestem na górze!
Po chwili słyszałam jak jego nogi uderzają o schody. Stanął w drzwiach łazienki i spojrzał na mnie zły.
- Coś się stało?
- Wysprzątałaś cały dom, a miałaś odpoczywać.
- Jacob, było brudno więc sprzątnęłam i jak widzisz nic mi się nie stało. Spokojnie.
- Nie było tak brudno. Mogło to poczekać do mojego powrotu. Bello, słyszałaś, że musisz odpoczywać.
- Wiedziałam i odpoczywałam. Był u mnie Charlie. Siedzieliśmy razem do południa. A później tylko z grubsza odpoczęłam. Nic mi nie jest kochanie. Nie kłóćmy się - powiedziałam i przytuliłam go. - A dlaczego tak długo cię nie było?
- Byłem wykupić ci receptę i kupiłem trochę zdrowej żywności. Powiedziałaś Charliemu?
- Tak. Powiedziałam. Bardzo się ucieszył. Mówił, że będziemy dobrymi rodzicami.
- Miał rację - odpowiedział mi i wziął mnie na ręce. - A teraz idziemy się położyć. - Zaniósł mnie na łóżko i położył się obok.
- Sfora wie?
- Prawdopodobnie wiedzą już wszyscy nasi znajomi. Emily się wygadała. Byłem dzisiaj też u Billy' ego. Bardzo się cieszy i mówił, że ma nadzieję, że niedługo go odwiedzimy.
- Och, pojedziemy tam jutro, dobrze?
- Jeśli będziesz się dobrze czuła to tak, ale nie na długo. Nie możesz się przemęczać.
- Nie przesadzaj. Lepiej powiedz mi co tam słychać u naszych przyjaciół.
- Co u Sama i Emily to wiesz. Sam dzisiaj kończył pokoik dla maleństwa i nawet ładnie to wszystko wygląda. Paul ponoć oświadczył się Rachel, ale to jeszcze nic potwierdzonego. Nie ma ich od wczorajszego wieczoru.
- Więc skąd wiesz, że się zaręczyli?
- Tata mi mówił, że przyłapał Paula jak ćwiczył oświadczyny. Tylko to jeszcze tajemnica.
- To wspaniale. Wiedziałam, że to nastąpi od kiedy Rachel złapała mój bukiet. Paul w  końcu dojrzał. 
- U reszty wszystko po staremu. Jak na razie to wszyscy żyją twoją ciążą i gdyby nie to, że im zabroniłem, mielibyśmy tu dzisiaj całe stado.
- Zabroniłeś naszym przyjaciołom nas odwiedzić?! Jesteś niemożliwy.
- Bello, nie denerwuj się. Po prostu chciałem żebyśmy spędzili ten wieczór razem.
- Jutro masz im przekazać, że są tu mile widziani, dobrze?
- Oczywiście, ale poproszę Emily żeby pomogła ci przygotować kolację, dobrze?
- Niech ci będzie. Jacob, a polecimy do Renee?
- Nie teraz kochanie. Dopiero co wróciliśmy do domu po naszym miesiącu miodowym, a nie mogę tak często zostawiać sfory bez przywódcy. Może niech na razie Renee przyleci tu, a my wybierzemy się tam za jakiś miesiąc czy dwa. Co ty na to?
- Zgadzam się, ale wątpię, że Renee będzie chciała teraz przylecieć. Później do niej zadzwonię.
- A teraz powiedz mi jak bardzo mnie kochasz.
- Bardzo, bardzo, bardzo.
- Czyli tak bardzo jak ja ciebie - powiedział i przytulił mnie mocno. Resztę dnia spędziliśmy rozmawiając na najróżniejsze tematy. Wieczorem zadzwoniłam do mamy i tak jak myślałam, nie mogła teraz przylecieć i powiedziała, że teraz czeka aż to my ją odwiedzimy. Nic nie mówiłam jej o ciąży. Powiedziałam tylko, że mam dla niej niespodziankę, o której powiem jej jak się zobaczymy. Bardzo się starała coś ze mnie wyciągnąć, ale w końcu dała spokój i na tym skończyliśmy naszą rozmowę. Wieczorem pomogłam Jacobowi z kolacją, później wzięliśmy wspólną kąpiel i zmęczeni zasnęliśmy.

____________________________________________________________________________

Słuchajcie, zostałam nominowana  do Liebster Award. Bardzo dziękuję Angelice z Zmierzch Moja Historia  i  Irmince 91 z Będzie tak, jakbyśmy nigdy się nie poznali."  
 Ja osobiście nie nominuję nikogo mimo to, że jest wiele blogów, które na to zasługują. Po prostu nie chcę brać w tym udziału i proszę żebyście mnie już nie nominowali Kochani! :) Odpowiem na zadane mi pytania żebyście mogli mnie trochę lepiej poznać :)

Pytania Angeliki :)
1.Ulubiona książka ?
 Jest ich wiele, ale myślę, że ta, do której mogłabym cały czas wracać to "Gwiazd naszych wina"
2.Ulubiony film ?
Obecnie - "Trzy metry nad niebem"
3.Ulubiona seria (książek lub filmów) ?
Oczywiście "Zmierzch" zarówno jako książki i film.
4.Co cię inspiruje do pisania ?
Do pisania inspirują mnie historie, które czytam na różnych blogach, czy w książkach.

5.Ile masz lat ?
16 wiosenek już mi stuknęło :D
6. Twoje hobby ?
Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jest to czytanie i pisanie dla Was :)
7.Opisz siebie w kilku słowach.
Jestem nieśmiała. Nie lubię zabierać głosu publicznie, ale uwielbiam występować na scenie dla małych dzieci i nie tylko. Gdy jestem smutna lubię słuchać smutnych piosenek ( poprawiają mi humor ). Mam niepełnosprawną prawą rękę. Każdą część ciała ( oprócz głowy ) miałam w gipsie. Ogółem jestem wielką ciamajdą i potrafię potknąć się o własne nogi :/
8.W czym swoim zdaniem jesteś najlepsza ?
Moim zdaniem? Nie wiem... . Chyba w pisaniu. Umiem też wysłuchać ludi i nigdy nie odmówię im pomocy :)
9.W jakim mieście mieszkasz ?
Mieszkam na wsi - Rydzówka. Jest to niedaleko Pasłęka.
9.Twoje ulubione jedzenie lub napój ?
Raczej nie mam takiego ulubionego jedzenia. Jestem bardzo wybredna. Jeśli chodzi o napój to uwielbiam herbatę (jestem od niej uzależniona) i woda.
10.Ulubiony aktor i/lub aktorka ?
Adam Sandler i  Lily Collins 
11. Twoja ulubiona postać fantastyczna wampir ,wróżka itp. ?
Raczej nie posiadam :)

I pytania Irminki 91
 
Ulubiony ?
1. film - jak wyżej
2. książka - jak wyżej
3. jedzenie - jak wyżej
4. picie - jak wyżej
5. auto - range rover
6. pora roku - lato :)
7. postać fantastyczna - jak wyżej
8. aktor - jak wyżej
9. przedmiot szkolny - polski, rosyjski
Vs
10. Jasper vs Alice - Każdą postać szanuję za coś innego i nikogo nie faworyzuję jeśli o to chodzi. Uwielbiam ich oboje :)
11. Zmierzch vs VD - Zmierzch <3
 
I to by było chyba tyle na dzisiaj. Jescze raz bardzo dziękuję dziewczynom za nominację :D Cieszę się, że doceniacie moją pracę i chciałabym to widzieć także w postaci komentarzy :) Ogólnie dziękuję wszystkim, którzy czytają moje wypociny :) 
Standardowo - przepraszam za wszelkie wykryte błędy :)
Mam nadzieję, że ten rozdział Wam się spodoba.
Pozdrawiam <3
Marta...

niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 17


Perspektywa Belli.

- Paryż?! Naprawdę lecimy do Paryża?! - Nie mogłam uwierzyć, że właśnie siedzę w samolocie lecącym do miasta, które zawsze chciałam zwiedzić. Byłam strasznie podekscytowana.
- Tak, ale spędzimy tam tylko tydzień. Później zabiorę Cię gdzieś indziej, ale to już niespodzianka - odpowiedział i pocałował mnie w policzek.
- Gdzie?? No powiedz mi. - Prosiłam go, wiercąc się w fotelu.
- Nie. Niespodzianka to niespodzianka, a teraz siedź spokojnie Bello. Niektórzy śpią.
- Racja. Już będę cicho... Kocham cię, Jacob.
- Dzisiaj mi to udowodniłaś. Ja ciebie też Bello. Bardzo - odpowiedział i przytulił mnie. Resztę lotu spędziliśmy w spokoju, wspominając dzisiejszy dzień.

Paryż to cudowne miasto. Szczególnie nocą, kiedy wszystko jest oświetlone. Najchętniej od razu pojechałabym wszystko zwiedzać, ale Jacob nalegał żebyśmy najpierw pojechali do hotelu odpocząć.
Teraz czekam w holu, aż Jacob skończy wszystko załatwiać w rejestracji. Hotel jest naprawdę piękny. Urządzony w jasnych barwach i z gustem. Jestem taka szczęśliwa. Jedyne czego żałuję to to, że moje dziecko nigdy nie przyjdzie na świat. Westchnęłam ciężko.
- Zmęczona? - Ręce Jacoba owinęły się wokół  mojej talii.
- W ogóle.
- To chodźmy już do pokoju - odpowiedział i pokierował mnie do windy. Po chwili staliśmy już pod drzwiami naszego apartamentu. Otworzył drzwi i wziął mnie na ręce.
- Przeniesiesz mnie przez próg?
- Jestem tradycjonalistom, kochanie.
Weszliśmy do środka. Jacob postawił mnie i wrócił po nasze bagaże. Apartament był cudowny. Na stoliku stało wino i dwa kieliszki. Podeszłam bliżej i zauważyłam mały liścik. Podniosłam i zaczęłam czytać - " Witamy w hotelu i życzymy miłego pobytu ".  Odłożyłam liścik i wtuliłam się w Jacoba, który właśnie do mnie podszedł. Po chwili odsunął się ode mnie i nalał wina. Podał mi kieliszek.
- Za nasze małżeństwo.
- Za nasze małżeństwo - powtórzyłam i stuknęliśmy się wznosząc toast. Było cicho i przyjemnie. Jacob włączył odtwarzacz i po pokoju rozniosła się nastrojowa muzyka.
- Zatańczysz?
- Z przyjemnością.
Zaczęliśmy ruszać się w rytm muzyki. Nawet nie wiem kiedy, a znaleźliśmy się w sypialni.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że jesteś moja.
- Twoja i nikogo więcej - odpowiedziałam i wpiłam się w jego usta. Po chwili leżeliśmy już na łóżku.
- Kilka godzin temu stworzyliśmy nową rodzinę, a teraz postaramy się, żeby się powiększyła. Kocham cię Bello.
- Ja ciebie także. Bardzo mocno Jacobie - odpowiedziałam i wtuliłam się w niego. Po chwili wspólnie udowodniliśmy sobie tę miłość.

Coś, co bardzo mnie denerwowało, wybudziło mnie właśnie ze snu. Ospale otworzyłam najpierw jedno oko, a potem drugie.
- Dzień dobry, kochanie - powiedział uśmiechając się szeroko. W palcach trzymał kosmyk moich włosów, którymi mnie łaskotał. To było to coś, co mnie denerwowało.
- Dzień dobry - odpowiedziałam i ziewnęłam. - Która godzina?
- Wpół do pierwszej, Bello.
- Dlaczego nie obudziłeś mnie wcześniej?
- Za słodko spałaś. Głodna?
- Strasznie - odpowiedziałam i wstałam z łóżka. Szybko naciągnęłam na siebie szlafrok i usiadłam Jacobowi na kolanach. -  Co dzisiaj zwiedzimy? Wieżę Eiffla, czy katedrę Notre-Dame, Łuk Triumfalny albo Conciergerie...
- Najpierw zjemy śniadanie, które czeka na nas w salonie. Chodźmy.
- No dobrze, ale zaraz po tym pójdziemy zwiedzać, tak?
- Tak.
- A pójdziesz ze mną na zakupy? Paryż to miasto mody!
- Dla ciebie wszystko - odpowiedział, ale w jego oczach widziałam strach na samą myśl o całodniowym chodzeniu po sklepach. Uśmiechnęłam się do niego i pobiegłam do salonu. Szybko zjadłam pyszniutkie śniadanie i pobiegłam do łazienki żeby się przyszykować. Po chwili dołączył do mnie Jacob i gdyby nie to, że akurat zadzwoniła do mnie mama, nasze przygotowania opóźniłyby się.
- Bella?
- Tak, mamo. To ja - odpowiedziałam. - A kto inny skoro to do mnie dzwonisz?
- Wiem, wiem. Opowiadaj lepiej jak ci minął lot. Gdzie w ogóle jesteś?
- Lot minął mi szybko i spokojnie, a jestem w Paryżu. Jacob jest kochany. Zawsze chciałam odwiedzić Paryż. Ale będziemy tu tylko przez tydzień. Później lecimy dalej, ale nie wiem gdzie. Kolejna niespodzianka.
- Paryż!? To cudownie. Nawet nie wiesz jak ci zazdroszczę.
- Może kiedyś przylecimy tu razem.
- Tak! To wspaniały pomysł. Może jak będziesz już miała własną córeczkę. Mam zięcia to teraz chciałabym mieć i wnuczkę - powiedziała Renee. Cała ona. Zawsze mówiła to co miała na myśli. Nie wiedziała, że kilka dni temu, straciła wnuka.
- Mamo, wszystko w swoim czasie.
- Tak, tak... A jak ty się czujesz?
- Dobrze. Zaraz idziemy zwiedzać Paryż.
- Och, wspaniale. Róbcie dużo zdjęć!
- Będziemy - odpowiedziałam. - Muszę kończyć. Kocham cię, mamo.
- Ja ciebie też, kochanie. Zadzwoń w wolnej chwili.
- Zadzwonię. Pa, pa.
Włożyłam telefon do torebki, narzuciłam na ramiona kurtkę i weszłam do salonu.
- Już jestem gotowa. Idziemy? - zapytałam Jacoba. Podszedł do mnie i pocałował mnie. Długo i namiętnie.
- Teraz możemy iść - powiedział cicho i jeszcze cmoknął mnie w usta. Wyszliśmy z apartamentu i wsiedliśmy do windy.
- Dzwoniłem do recepcji i wynająłem nam samochód. To gdzie najpierw? Pod Wieżę Eiffla, czy na zakupy?
- Myślę, że dzisiaj zwiedzimy tylko Wieżę Eiffla i jeśli już tak chcesz to zahaczymy o kilka sklepów. Resztę zostawimy sobie na kolejne dni.
- Co tylko zechcesz, Bello.

W Paryżu było cudownie. Zwiedziliśmy chyba wszystko, co było możliwe i byliśmy w każdym sklepie jaki tylko spotkaliśmy na drodze (na samym końcu Jacob stwierdził, że doprowadzę nas do bankructwa). Teraz stoimy na lotnisku z podwójnie większą liczbą walizek i czekamy na samolot. Nie wiem w jakim kierunku. Ufam Jacobowi, bo wiem, że mnie kocha.

Perspektywa Jacoba.

Wyspy Kanaryjskie to kolejne miejsce, w które chcę zabrać Belle. Spędzimy tam dwa tygodnie, a później wypłyniemy w tygodniowy rejs po Morzu Śródziemnym. Już jesteśmy w samolocie i niedługo będziemy lądować. Moja żona śpi. Nie dziwię się jej. Jest zmęczona po tym całym Paryżu. Wiedziałem, że Bella zawsze chciała zwiedzić Paryż i cieszę się, że spełniłem jedno z jej marzeń. Jest szczęśliwa. Nawet teraz przez sen uśmiecha się. To dobrze. Uwielbiam jej uśmiech, a przez ostatnie miesiące nie było dużo okazji żebym mógł go oglądać. Kiedy ona jest szczęśliwa, to ja także.
- Prosimy zapiąć pasy. Podchodzimy do lądowania. Dziękujemy za wspólny lot.
Na pokładzie samolotu rozległ się głos stewardessy. Obudziłem Belle.
- Kochanie, zapnij pasy. Lądujemy.
- Już, już - powiedziała zaspanym głosem i zapięła pasy. - A gdzie jesteśmy? Już chyba teraz mi powiesz, no nie? Na lotnisku tak dokładnie pilnowałeś żebym się nie dowiedziała jaki jest cel naszej podróży, że nie wiem do tej pory.
- Wyspy Kanaryjskie, kochanie.
- Żartujesz, prawda - powiedziała. W jej głosie było tyle szczęścia, a oczy zabłysły.
- Mówię prawdę i tylko prawdę.
- Boże! Nie wierzę! Kocham cię! - Wykrzyczała i przytuliła mnie. Oczy wszystkich pasażerów zwróciły się w naszą stronę, ale nie interesowało mnie to. Jedyne o czym potrafiłem teraz myśleć, to to, że w ramionach trzymałem cały mój świat.
- Ja ciebie też. Zrobiłbym wszystko żebyś była szczęśliwa.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
- Nie masz za co - odpowiedziałem i pocałowałem jej czoło. Wylądowaliśmy. Zabraliśmy swoje bagaże i weszliśmy na lotnisko.
- Gdzie teraz?
- Jeśli jesteś głodna to pójdziemy coś zjeść do baru. Później do wypożyczalni samochodów, na zakupy, żebyśmy mieli co jeść i do domku, który znajduje się dwa kilometry stąd. Blisko morza.
- Jesteś cudowny
- Nie tak jak ty.
- I słodki. Chodźmy coś zjeść bo słyszę jak ci burczy w brzuchu.
- Tak. Jestem głodny jak wilk - powiedziałem i zaśmiałem się. Weszliśmy do jednego z barów. Bella poszła zająć stolik, a ja zamówiłem jedzenie. Udałem się do stolika. Po chwili nasze zamówienie zostało doręczone. Wszystko szybko zjedliśmy i wyruszyliśmy w drogę do domku.


- I jak? Podoba ci się? - Zapytałem, gdy wszystkie torby i walizki znalazły się już w domku. Gdy ja kursowałem z samochodu do domku, Bella miała czas na zwiedzenie naszego miejsca zamieszkania przez najbliższe dni.
- Jest cudowny.
- Cieszę się, że ci się podoba.
- Co będziemy dzisiaj robili?
- Może pójdziemy na plaże?
- Wspaniały pomysł. Dobrze, że dziewczyny spakowały mi strój kąpielowy.
- To biegniemy się przebrać - powiedziałem wyciągając z walizki to, co nam potrzebne.
- Tak razem?
- A dlaczego nie? Nie masz tam nic, czego bym jeszcze nie widział.
- No w sumie. - Wzięła mnie za rękę i pobiegliśmy w stronę łazienki.
- Przebieraj się - powiedziała i zaczęła się rozbierać. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Jest piękna. Nie ma w niej rzeczy, która by mi się nie podobała. Pomogłem jej zawiązać górę od kostiumu i sam szybko się przebrałem. Spakowaliśmy w torbę wszystkie potrzebne rzeczy i wyszliśmy.
Tutejsze plaże są piękne i zatłoczone. Gdy już znaleźliśmy wolne miejsce i rozłożyłyśmy koc, Bella poprosiła mnie bym nasmarował jej plecy. Zrobiłem to z przyjemnością.
- Dziękuję, kochanie.
- Wiesz, że nie masz za co - odpowiedziałem i dałem jej całusa w policzek.
- Idziemy do wody?
- Idziemy - powiedziałem i szybko wziąłem ją  na ręce. Krzyknęła zaskoczona i zaczęła się śmiać. Wbiegłem z nią do wody. Zaczęliśmy się wygłupiać, chlapać, ganiać. Wszyscy się na nas patrzyli i śmiali się. Gdy Bella była już zmęczona, wróciliśmy na koc. Siedzieliśmy na tej plaży do wieczora, a później wróciliśmy do domu.

Perspektywa Belli.

- Jacob, dzwoni twój telefon!! - Krzyknęłam i usiadłam na kanapie. Mój mąż właśnie brał kąpiel.
- Odbierz!!
Wzięłam jego telefon i spojrzałam na wyświetlacz. Sam.
- Jacob?! -Moje ucho zabolało na głośny krzyk Sama.
- Nie. Bella. Jacob się kąpie. Dlaczego krzyczysz? Coś się stało?
- Nic się nie stało. Przepraszam - powiedział już cicho, ale jego głos był napięty.
- Przecież słyszę, że coś jest nie tak. Mów o co chodzi. Coś ze sforą?
- Bello, wszystko w porządku. Naprawdę. Przekażesz Jacobowi żeby oddzwonił?
- Przekażę - powiedziałam, chociaż nie byłam do końca przekonana, że wszystko jest okej.
- Tylko nie zapomnij. Do zobaczenia - powiedział i się rozłączył. Dziwnie się zachowywał. Odłożyłam telefon na stolik i położyłam się. Jestem tak zmęczona, że najchętniej poszłabym już spać. Ten tydzień w Paryżu, lot, dzisiejszy dzień. To wszystko jest wspaniałe i ekscytujące, ale także męczące. Gdy już prawie zasypiałam do salonu wszedł Jake.
- Kto dzwonił?
- Sam. Prosił żebyś oddzwonił - powiedziałam i ziewnęłam.
- Jesteś zmęczona. Idź się połóż.
- A ty?
- Zaraz przyjdę. Tylko oddzwonię do Sama.
- Dobrze- odpowiadam i kieruję się do naszej tymczasowej sypialni. Zasypiam od razu i nawet nie słyszę, kiedy Jacob do mnie dołącza.

~dwa tygodnie później~

- Dlaczego obudziłeś mnie tak wcześnie. Nie spaliśmy całą noc - powiedziałam, ziewając. Wyszłam z łazienki i spojrzałam na walizki stojące pod drzwiami. - Spakowałeś nas? Już wracamy?
- Obudziłem cię tak rano, ponieważ za godzinkę musimy być w porcie.
- W porcie?
- Wypływamy w tygodniowy rejs, Bello. Dopiero później wracamy do domu.
- Jesteś kochany! - Krzyknęłam i rzuciłam mu się w ramiona. - Dziękuję ci! Dziękuję!
- Dla ciebie wszystko, kochanie - odpowiedział i pocałował mnie. - A teraz chodź. Zjemy śniadanie i jedziemy.
Wszystko zjedliśmy, zebraliśmy wszystkie swoje rzeczy i ruszyliśmy do portu. Gdy dotarliśmy, ludzie wsiadali już na pokład. Jacob pokazał bilety i my także wsiedliśmy.Wnętrze statku było piękne. Urządzone na bogato. Rozpakowaliśmy się w swojej kajucie i rozłożyliśmy się na łóżku.
- To będzie wspaniały tydzień.
- Tak kochanie. Wspaniały i upojny - odpowiedział Jacob i złączył nasze usta w pocałunku.

~tydzień później - Forks~


- Bella! Jacob! Jak ja się za wami stęskniłam! Wchodźcie i siadajcie! - Kiedy tylko Emily zobaczyła nas przed drzwiami zaczęła krzyczeć i piszczeć z radości, a później się na nas rzuciła. Gdy już się oswoiła z naszym widokiem, weszliśmy do salonu i usiedliśmy wygodnie.
- Opowiadajcie! Jak było?! Wyglądacie wspaniale! Opaleni, wypoczęci!
- Było wspaniale. Wypoczęłam jak nigdy. Zwiedziliśmy tyle pięknych miejsc i ten rejs. Bardzo mi się podobało!
- A ty Jacob?
- Ja byłem szczęśliwy jak nigdy, gdy widziałem uśmiech na twarzy Belli. To był dla mnie najwspanialszy widok.
- Kochany jesteś. Dobrze, że Bella cię ma.
- Lepiej trafić nie mogła - powiedział i cmoknął mnie w policzek. - A gdzie Sam?
- Sfora go poprosiła o pomoc. Nie pytaj w czym bo nie mam pojęcia. Są na plaży. Idź do nich i się dowiedz o co chodzi.
- Zaraz wrócę, kochanie.
- Okej. Nigdzie się stąd nie wybieram.
Jacob poszedł, a ja przesiadłam się bliżej Emily.
- A jak tam u was? Jak się czujesz? Jak dzidziuś?
- U nas wszystko w porządku. Czuje się dobrze, a dzidziuś jak widzisz rośnie - powiedziała i złapała się za brzuszek.
- Oj rośnie, rośnie.
- Już nie mogę się doczekać aż będzie z nami.
- Jeszcze trochę - powiedziałam i odwróciłam wzrok. W tej chwili pomyślałam o moim dziecku. Dziecku, którego nigdy nie zobaczę.
- Ty też będziesz miała jeszcze gromadkę dzieci - powiedziała Emily jakby słyszała moje myśli. Uśmiechnęłam się do niej, przytakując. - Pójdę zrobić herbatę.
- Pójdę z tobą - powiedziałam i wstałam. Resztę wieczoru spędziliśmy w miłej atmosferze, wspominając nasz miesiąc miodowy.

_________________________________________________________________

Za wszelkie wykryte błędy przepraszam. :)
Miłej lektury...
Marta... :)