niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 11

 Perspektywa Belli ( tydzień później )

Ciepłe plaże w Phoenix to było to czego w tej chwili potrzebowałam. Na początku nie byłam przekonana do pomysłu mamy, która zagroziła mi, że jeśli sama do niej nie przylecę to osobiście złoży mi wizytę i już nie będzie tak miło. Wolałam nie sprawdzać czy jej groźba była prawdziwa i tak o to znalazłam się w Phoneix. Teraz spaceruję brzegiem plaży razem z mamą, która gada jak najęta. Naprawdę próbowałam jej słuchać, ale moje myśli cały czas krążyły wkoło Jacoba. Strasznie za nim tęskniłam i z każdą minutą wydawało mi się, że źle zrobiłam. Nadal go kochałam i coś czułam, że te uczucie już zawsze będzie ze mną. Być może słusznie, a być może niesłusznie zaczynałam czuć wyrzuty sumienia, że tak gwałtownie na to wszystko zareagowałam i odrzuciłam Jacoba. Przecież nadal próbował udowodnić mi, że mnie kocha. Dzwonił codziennie, ale ja odrzucałam jego połączenia. Dlaczego? Sama nie wiedziałam. Może po prostu się bałam. Bałam się, że jak mu wybaczę to znów stanie się coś złego. Coś, przez co ponownie będę cierpiała.
Bałam się zaufać i zaangażować.
- Bello, w ogóle mnie nie słuchasz - stwierdziła mama obejmując mnie w pasie.
- Przepraszam.
- Nie szkodzi. Myślałaś o Jacobie?
- Tak. Brakuje mi go, mamo.
- Usiądziemy? - Zapytała, wskazując leżaki stojące kawałek od brzegu. Po jej zachowaniu mogłam wyczytać, że chce przeprowadzić ze mną poważną rozmowę. Usiadłyśmy na przeciwko siebie. Mama wzięła moją zdrową rękę i schowała ją w swoich.
- Kochanie, ja wiem, że jest ci ciężko. Byliście z Jacobem wspaniałą parą i naprawdę było widać, że się kochaliście. Zresztą nadal się kochacie. Widać gołym okiem. Bello, to co ci teraz powiem może ci się nie spodobać i możesz uznać, że się wtrącam i nie mam racji, ale muszę ci to powiedzieć. Uważam, że za szybko się rozeszliście. Powinnaś z nim porozmawiać z Jacobem i pozwolić się mu wytłumaczyć.
- Już mi się tłumaczył - przerwałam jej cicho. Wiedziałam, że ma rację, ale sama nie chciałam się przed sobą do tego przyznać.
- Wiem. Mówiłaś mi, kochanie. Chodzi mi o to, że z tego co mi mówiłaś to ta Natalie. To ona rzuciła się na Jacoba, tak?
 - Tak. Tak mi się tłumaczył.
- Dlaczego mu nie wierzysz?
- Mamo, wierze mu, ale... Wpojenie. Zawsze się tego obawiałam. Może nie w tej wersji. Zawsze myślałam, że to Jacob się w kogoś wpoi, a nie ktoś w niego. Co z tego, że on mnie kocha, a ja kocham jego. Przecież w każdej chwili może znaleźć dziewczyna, w którą Jacob się wpoi. Teraz tak myślę, że może dobrze, że tak się stało teraz, a nie później. Jakbyśmy byli już po ślubie.
- Rozumiem cię, Bello. Jednak nalegam żebyś chociaż się z nim pogodziła. Wiesz, rozmawiałam z nim wczoraj. Dzwonił i pytał czy wszystko z tobą dobrze. Emily, powiedziała mu, że przyleciałaś mnie odwiedzić. Był załamany. Jakby ktoś odebrał mu wszystkie chęci do życia. Nie może znieść myśli, że wszystko zepsuł. Chce się z tobą skontaktować, ale ty nie odbierasz, unikasz go - powiedziała. Przez chwilę panowała niezręczna cisza. Wiedziałam, że mama ma rację, ale nie byłam jeszcze gotowa na ponowną rozmowę z Jacobem.
- Pogodzę się z nim. To na pewno. Nie obiecuję ci nic więcej, dobrze?
- Wiedziałam, że postąpisz jak dorosła. Bello, gdy mi o tym powiedziałaś myślałam, że będzie tak samo jak ostatnim razem - powiedziała, dotykając blizn na moim nadgarstku. Teraz z perspektywy czasu widzę jaka byłam głupia. Zakochana po uszy, zraniona nastolatka. Jak mogłam chcieć się zabić. Przecież Renee i Charlie...
- Już nie jestem taka głupia.
- Widzę, kochanie. Och, jak ten czas szybko leci. Nadal pamiętam pierwsze spotkanie z Jacobem.
- Wyglądał wtedy jakby miał zaraz się rozpłakać - powiedziałam, wspominając ten dzień
                                                             ~retrospekcja~

- To ty jesteś tym chłopakiem, o którym opowiadała mi Bella? - Zapytała groźnie mama, podchodząc do Jacoba. Stał na środku salonu, skulony i ze strachem wymalowanym na twarzy.
- Tak proszę pani. Jacob Black. Miło poznać - powiedział wyciągając w jej stronę rękę. Uścisnęła ją mocno, a później przyłożyła wskazujący palec na jego klatce piersiowej i powiedziała:
- Mi także miło poznać, ale wiedz jedno. Jeśli skrzywdzisz moją córeczkę to ja się z tobą rozmówię. Rozumiemy się?
Jacob tylko pokiwał głową głośno przełykając ślinę. Mama zaśmiała się wtedy i przytuliła go.
- Ha ha ha! Żebyś widział swój wyraz twarzy. Żartowałam. Wcale nie jestem taka straszna - powiedziała i zaczęła się śmiać.
                                                          ~koniec retrospekcji~
- Tak. Biedny Jake.
- To było tak dawno temu. Ja byłam wtedy inna. On też.
- Och, Bello! A pamiętasz jak pierwszy raz do nas przylecieliście? Jacob był taki zawstydzony i wystraszony. Jego wygląd wcale nie pasował do zachowania. Taki wielkolud, a skulony w kącie. - Zaczęła wspominać mama. Wiedziałam co chciała tym uzyskać. Próbowała mnie przekonać, że Jacob jest wspaniałym chłopakiem. Wiedziałam to doskonale, ale Renee to Renee. Westchnęłam ciężko i spojrzałam błagalnie na mamę. Zrozumiała o co mi chodzi i powiedziała:
- No dobrze. Wracajmy do domu.
- Wracajmy.

Perspektywa Jacoba.

Biegłem przed siebie nie zważając na drogę. Czułem się okropnie ze świadomością, że wszystko spieprzyłem. Zawiodłem jako alfa w sforze, zawiodłem Belle, zawiodłem samego siebie. Zwiodłem wszystkich wkoło.
- To wszystko przeze mnie. - Nagle usłyszałem w swojej głowie głos Natalie.
- Przez grzeczność nie zaprzeczę. Chcę być sam.
- Dokąd biegniesz? Poczekaj! - Zatrzymałem się i poczekałem, aż do mnie dobiegnie.
- Czego nie rozumiesz w słowach " chcę być sam " ? 
- Musimy porozmawiać.
- Nie mamy o czym. 
- Owszem. Mamy. Nie mogę patrzeć jak przeze mnie wszystko psujesz. Sfora potrzebuje przywódcy.
- Wiem, że to co teraz powiem będzie paskudne, ale prawda jest taka, że dopóki się tu nie pojawiłaś to wszystko było dobrze. Nie potrafisz zająć się swoim życiem tylko rozwalasz cudze. Mam gdzieś twoje ciągłe przeprosiny. Miałaś porozmawiać z Bellą i co? Jak to ciągle ujmujesz - nie masz odwagi spojrzeć jej w oczy. Ale miałaś odwagę przyjść do mojego domu i całować mnie, mimo że wiedziałaś, iż Bella może wejść w każdej chwili. Uwierz, że wiem jak działa wpojenie i wiem co czujesz, ale wiesz co? Mam to gdzieś! - Zostawiłem ją i zacząłem biec w stronę La Push. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę jak daleko byłem. Ta rozmowa wytrąciła mnie z równowagi i minęła dłuższa chwila zanim zdołałem się przemienić z powrotem w człowieka. Wszedłem do domu i od razu podszedłem do telefonu. Ostatnimi czasy spędzam przy nim prawie każdą wolną chwilę. Podniosłem słuchawkę i wystukałem tak dobrze mi zanany numer. Jeden sygnał. Drugi. Trzeci.
- Cholera!
- Jacob, uspokój się - powiedział Billy. Wiedziałem, że się o mnie martwi, ale od kilku dni nie umiałem normalnie funkcjonować.
- Przepraszam.
- Musisz uszanować jej decyzję, synu.
- Ale ja nie chcę jej stracić.
- Ciągłym nękaniem jej nie odzyskasz. Daj jej trochę czasu.
- Idę do siebie - powiedziałem i zamknąłem się w swoim pokoju. Nie miałem ochoty na rozmowę. Zrezygnowany usiadłem na łóżku i wziąłem do ręki pierścionek, który oddała mi Bella. Był piękny jak ona.
Jak moja kochana Bella. Tak bardzo za nią tęskniłem i oddałbym wszystko żeby tylko usłyszeć jej głos. Z każdym dniem coraz bardziej odczuwałem jak wiele straciłem. Spojrzałem na nasze zdjęcie, które stało na półce. Pamiętam ten dzień, w którym je zrobiliśmy. Byliśmy wtedy na ślubie Emily i Sama. Bella wyglądała tak wspaniale.
- Odzyskam cię - powiedziałem w stronę zdjęcia i zaśmiałem się sztucznie. Nie potrafiłem poradzić sobie z tym wszystkim.
- Jacob, telefon do ciebie! - Do moich uszu dobiegł krzyk ojca. Zerwałem się z łóżka i podbiegłem do telefonu.
- Słucham? - Powiedziałem z nadzieją w głosie.
- Cześć Jake.
- Ach. To ty Sam.
- Też się cieszę, że cię słyszę.
- Przepraszam, ale myślałem, że to Bella.
- Rozumiem.
- Coś się stało?
- Musimy porozmawiać. Przyjdź do nas.
- Naprawdę nie mam ochoty na pogawędki.
- Jeśli nie przyjdziesz to sam się po ciebie pofatyguję.
- Groźby są karalne.
- Nie wygłupiaj się Jake. To ważne.
- Skoro to takie ważne, to zaraz będę - powiedziałem i odwiesiłem słuchawkę.
- Wychodzę - krzyknąłem i zamknąłem za sobą drzwi. Szybko pokonałem odległość dzielącą mnie od domu Sama i Emily i już po chwili siedziałem w ich salonie.
- A więc, co jest takie ważne?
- Doszły mnie słuchy, że zawalasz obowiązki dotyczące w sforze.
- Wiem o tym doskonale i nie potrzebuję twojego kazania, Sam. Staram się jak mogę, ale to wszystko nie jest takie łatwe.
- Dlatego my chcemy ci pomóc - powiedziała Emily, stawiając kubek z gorącą herbatą na stoliku.
- Pomóc? W jaki sposób?
- Wiem, że Bella się do ciebie nie odzywa. Teraz jest u mamy w Phoenix, ale za kilka dni wraca. Dzwoniłam do niej i spytałam się czy mogę tam do niej przylecieć. Zgodziła się, a nawet ucieszyła. Jutro ma odebrać mnie na lotnisku, ale się zdziwi, ponieważ to nie mnie odbierze, a ciebie, Jacob.
- Mnie? Ale..
- Tu masz bilety. Samolot masz jutro o dziesiątej. Spróbuj tego nie spieprzyć - powiedziała i podała mi bilety. Przez chwilę nie wiedziałem co mam powiedzieć. Byłem im tak bardzo wdzięczny. Próbowali mi pomóc mimo, że ja sam cały czas się nad sobą użalałem. 
- To co? Zgadzasz się?
- A co ze sforą? Przecież nie mogę tak zostawić swoich obowiązków.
- Przecież to tylko kilka dni. Dadzą radę.
- Ale...
- Co jeszcze wymyślisz?
- Nie wiem. Może po prostu boję się. Boję się tego, że znów mnie odtrąci i nie będzie chciała ze mną rozmawiać. Mogłem się z nią spotkać już wcześniej. Tutaj. W Forks. Dlaczego tego nie zrobiłem? Z tego samego powodu. Boje się spojrzeć w jej oczy i zobaczyć ten ból i rozczarowanie.  
- Nie próbując, nic nie zyskasz.
- Wiem. Wiem, że muszę to zrobić.
- Więc? Lecisz? - Zapytał Sam. Zacząłem bawić się biletem, zastanawiając się czy odważyć się na ten krok. Być może to będzie jedyna szansa żeby naprawić swoje błędy. Może uda mi się wszystko załagodzić. Nie dowiem się tego jeśli nie spróbuję.
- Tak. Dziękuję wam. Naprawdę jestem wam wdzięczny.
- Nie ma za co. Idź się pakować i uratuj ten związek.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy. Jeszcze raz dziękuję. Do zobaczenia! - Krzyknąłem i wybiegłem z ich domu. Nadzieja, która zawitała w moim ciele rozsadzała mnie od środka. Teraz mam szansę żeby wszystko naprawić i zrobię wszystko żeby mi wybaczyła. WSZYSTKO!

Perspektywa Belli.
Cieszyłam się, że Emily do mnie dołączy. Jest dla mnie jak siostra. Moja mama i Phil też ją uwielbiają, więc nie było problemu z ich zgodą. Emily była ze mną od początku. Zawsze mogłam na nią liczyć i wiedziałam, że mnie wysłucha i dobrze doradzi. Nawet teraz, gdy wszystko się zepsuło, ona była przy mnie i wspierała mnie jak tylko mogła. Teraz czekałam na nią na lotnisku. Spojrzałam na wielki zegar wiszący na ścianie. Za dwadzieścia minut powinna już być.
- Co się tak niecierpliwisz? - Zapytała mama. Przyjechała ze mną, mówiąc, że woli mieć mnie na oku. Tak na wszelki wypadek. Ostatnio opowiedziałam jej też o spotkaniu z Edwardem. Ha! Żebyście widzieli jak bardzo się na mnie zdenerwowała, kiedy powiedziałam jej, że zastanawiam się nad tym, czy mu nie wybaczyć. Nie odzywała się do mnie dopóki nie oznajmiłam jej, że Emily chce przylecieć. Wyglądała wtedy na dziwnie podekscytowaną. Jakby spodziewała się tego, że właśnie to chce jej powiedzieć. 
- Stęskniłam się za nią.
- Rozumiem.
- Strasznie tu duszno. Prawda?
- No może trochę. Jeśli źle się czujesz to wyjdź na zewnątrz. Do samolotu jest jeszcze kilka minut. Akurat zdążysz się przewietrzyć.
- Może masz rację. Zaraz wracam - powiedziałam i zaczęłam się przepychać w stronę wyjścia. Musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza. Gdy tylko znalazłam się na zewnątrz, znalazłam wolną ławkę, na której mogłabym usiąść. Tak jak zawsze, gdy tylko zostałam sama w mojej głowie pojawił się nadmiar myśli, których nie umiem uporządkować w żaden sposób. Wkurzają mnie bo nie dają mi spać, bo nie pozwalają się skupić, bo nie dają nawet minuty spokoju. Myśli dotyczące Jacoba, Natalie, Edwarda i całego mojego życia.

Perspektywa Renee.

Samolot już wylądował, a Bella nadal nie wróciła. Z jednej strony martwiłam się o nią, a z drugiej cieszyłam się, ponieważ wiedziałam jak zareaguje na plan Emily. Spojrzałam na tłum ludzi, który pojawił się tu z wylądowaniem samolotu i ujrzałam twarz Jacoba. Mimo swojego wzrostu zwinnie manewrował między ludźmi  i już po chwili był przy mnie.
- Witaj Renee.
- Cześć Jake.
- I jak? Bella niczego się nie domyśliła? Gdzie ona jest?
- Wyszła, bo źle się czuła. Nadal myśli, że to Emily ją odwiedzi. Chodźmy jej poszukać. Będziesz musiał dobrze ją przekonywać. Jest... Jakby to powiedzieć... Niedostępna.
- Zrobię wszystko żeby ją odzyskać, Renee. Nie odpuszczę dopóki nie naprawię tego, co zepsułem.
- Swoją drogą to jestem na ciebie wściekła. Przecież wiedziałeś, że Bella jest bardzo czuła pod punktem wpojenia. Ta dziewczyna... Nie powinieneś jej w ogóle wpuszczać do domu.
- Wiem. Nawet nie wiesz jak tego żałuję.
- Jacob, to nie mi masz się tłumaczyć - powiedziałam, wychodząc z lotniska. - I lepiej znajdź dobre wytłumaczenie. - Dodałam widząc wściekłą twarz mojej córki.

Perspektywa Belli.

Tak się zamyśliłam, że nawet zapomniałam o samolocie. Spojrzałam na zegarek i biegiem zerwałam się z ławki. Samolot powinien już wylądować. Gdy byłam już przy wejściu zobaczyłam twarz mamy i... Jacoba. Nie Emily, tylko Jacoba. W jednej chwili wszystko się we mnie zagotowało. Mama i Emily, pewnie to zaplanowały i mogą być pewne, że nie ujdzie im to na sucho.
- Gdzie Emily?! - Krzyknęłam, gdy do mnie podeszli. Widziałam wahanie na twarzy Jacoba. Bał się podejść bliżej mnie. I bardzo dobrze.
- Nie krzycz. Zrobiłyśmy to dla twojego dobra.
- Ja sama wiem, co jest dla mnie dobre!
- Bello... - odezwał się Jacob.
- CO?
- Proszę, porozmawiajmy. Bardzo mi na tym zależy.
- Teraz ci zależy?!
- Zawsze mi zależało. Cały czas próbowałem ci o tym powiedzieć, ale nie odbierałaś, unikałaś mnie. 
- Kochanie, porozmawiaj z nim. Przyleciał tu specjalnie dla ciebie. Zostawił sforę, swoje obowiązki.
- Dobrze, ale nie tutaj. Jedźmy do domu.

Zatrzasnęłam za sobą drzwi i spojrzałam na Jacoba siedzącego na moim łóżku. Jego widok sprawiał, że miałam ochotę o wszystkim zapomnieć i wtulić się w jego ramiona, ale  ie mogłam. Gdzieś tam z tyłu głowy cały czas majaczył obraz jego i Natalie. Usiadłam obok Jake' a.
- Teraz możemy porozmawiać.
- Nie gniewaj się na mamę i Emily. Wymyśliły to żeby mi pomóc. Nam pomóc.
- Mogły mi powiedzieć.
- Zgodziłabyś się?
- Nie.
- Więc widzisz. Bello, tak bardzo za tobą tęsknię - powiedział łapiąc moją rękę. Spojrzał mi w oczy, a wtedy wszystko ze mnie wypłynęło. Łzy zaczęły spływać po policzkach, a z ust wydobył się potok słów.
- Ja za tobą też Jacob. Myślisz, że mi nie jest trudno. Tak bardzo chciałabym ci wybaczyć, ale boję się znowu zaufać. Cały czas o tobie myślę. Nie ma takiej chwili, w której myślałabym o czym innym. Wiesz, ile łez wylałam przez ciebie. Tak bardzo chciałabym żeby było jak kiedyś. Chciałabym być szczęśliwa.
- Możesz być. Możesz być szczęśliwa jak kiedyś, tylko musisz mi wybaczyć. Zrobię wszystko żebyś była szczęśliwa, żeby było ci dobrze. Kocham cię. Tak bardzo cię kocham, Bello.
- To nie jest takie łatwe. A może. Nie wiem! Nie wiem co zrobić.
- Wróć ze mną do Forks. Nie musisz wybaczyć mi od razu. Nie musimy razem mieszkać. Tylko proszę, nie odwracaj się ode mnie. Nie odtrącaj mnie. Nie zniosę tego, że nie ma cię przy mnie. Kocham cię.
- Też cię kocham Jacob. Kocham, a nawet bardzo, ale też nienawidzę za to, że tak przez ciebie cierpiałam. Muszę to przemyśleć - powiedziałam. Widziałam uśmiech na jego twarzy, gdy wyznałam mu miłość i ból, kiedy powiedziałam, że go nienawidzę. A może miał rację. Może powinnam wrócić do Forks. Zacząć wszystko od początku. Z drugiej strony ten pomysł wydawał mi się absurdalny. Udawać, że nic się nie stało. Muszę się zastanowić, podjąć właściwą decyzję. Uwierzyć, że wszystko będzie dobrze.


__________________________________________________________________
Wiem, wiem. Strasznie długo mnie tu nie było, ale nie mogło mnie tu być. Nie powiem dlaczego. Przepraszam. Oddaję rozdział w wasze ręce i czekam na opinie. Przepraszam za wykryte błędy :)
Pozdrawiam ; * !
Marta...