piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 13

Perspektywa Belli.

Prawdę mówiąc nie takiej reakcji się spodziewałam. Myślałam, że wszyscy będą winić mnie za śmierć Natalie, że na mnie napadną, a było wręcz przeciwnie. Każdy zaczął mnie pocieszać, przytulać, pytać czy wszystko dobrze. Nie ogarniałam co się wokół mnie dzieje. Za dużo osób znalazło się przy mnie, każdy coś mówił, każdy próbował mnie przytulić, dotknąć, zrobić coś żeby dodać mi otuchy. Szukałam Jacoba, ale nigdzie go nie widziałam.
- Hej! Odsuńcie się od niej. Nie widzicie, że nie wie co się dzieje? - Krzyknęła Emily. Wszyscy od razu się odsunęli i zaczęli mnie przepraszać.
- Nic się nie stało. Ja po prostu nie kontaktuję za dobrze, jestem zmęczona. Przepraszam - powiedziałam i zaczęłam płakać. Nawet nie wiem dlaczego. Może to przez nadmiar emocji, a może przez wyrzuty sumienia. Miałam mętlik w głowie. Bezradnie usiadłam na ławce, która stała przed domem i otarłam wierzchem dłoni łzy z policzka. Emily usiadła koło mnie i objęła mnie ramieniem.
- Jak się czujesz?
- Ja... Nie ważne. Boże. Nie mogę się na niczym skupić - powiedziałam, chowając twarz w dłoniach.
- Spokojnie. Wszystko jest w porządku. Nikt nie ma do ciebie pretensji.
- Ale to moja wina. Jak się czuje rodzina Natalie?
- To nie jest twoja wina, Bello! - Zignorowałam to co krzyknęła prawie cała sfora, która stała wokół nas. Powtórzyłam swoje pytanie.
- A jak sądzisz? Są przybici i nie mogą uwierzyć w jej śmierć.
- Muszę ich przeprosić - powiedziałam i wstałam. Chciałam wejść do domu, ale Seth mnie powstrzymał.
- Bello, oni chcą się z nią pożegnać. Nie masz za co ich przepraszać. Idziemy do Emily. Chodź z nami.
- Ale...
- Chodź. Jacob i Sam też tam będą. Damy ci coś na uspokojenie. Jesteś cała roztrzęsiona.
- Ale...
- Żadne ale. Wyglądasz jakbyś miała tu zaraz zemdleć. Jesteś przemęczona. Ostatnie tygodnie nie były dla ciebie łatwe. Musisz o siebie dbać. Chodź z nami.
- Dobrze - powiedziałam i dałam się im poprowadzić. Gdy już doszliśmy, Emily dała mi coś na uspokojenie. Po chwili przyszedł Jacob i od razu do mnie podszedł.
- Jak się czujesz?
- Dobrze - odpowiedziałam cicho i zamknęłam oczy żeby powstrzymać łzy. Leki od Emily zaczęły działać bo zrobiłam się strasznie otępiała i śpiąca. Położyłam głowę na ramieniu Jacoba, a ten zrobił tak, że leżałam na jego kolanach. Zaczął ręką przeczesywać moje włosy. Nikt nic nie mówił. Albo po prostu ich głosy nie docierały do mojej świadomości. Po chwili zmęczona zasnęłam.

Perspektywa Jacoba.

Bella spała na moich kolanach. Zmęczona i roztrzęsiona. To taka krucha osoba, a tyle złych rzeczy wydarzyło się ostatnio w jej życiu. Tak mi przykro, że część tych rzeczy wydarzyła się przeze mnie. Pocałowałem ją w czoło. Gorące czoło. Przyłożyłem rękę do jej policzka żeby sprawdzić czy mi się nie wydało.
- Emily, mogłabyś przynieść jakiś koc? Jest rozpalona.
- Ma gorączkę?
- Tak. Nic dziwnego. Jest strasznie przemęczona.
- No tak. Zaraz przyniosę koc - powiedziała i wyszła.
- Przepraszam was wszystkich.
- Ale za co, Jacob?
- Zaniedbałem sforę, swoje obowiązki. Ta cała sytuacja i w ogóle. To wszystko moja wina.
- Co ty gadasz? Przecież wpojenie nie wybiera. Mogło trafić na każdego z nas. Powiem ci szczerze, że cieszę się iż nie jestem już alfą. Nie wiem czy dałbym sobie z tym wszystkim radę. Uważam, że poradziłeś sobie z tą sytuacją najlepiej jak mogłeś. Prawda? - Wszyscy przytaknęli na słowa Sama.
- Dzięki Sam. Dziękuję wam wszystkim.
- Nie masz nam za co dziękować. Taka jest prawda.- Uśmiechnąłem się do nich. Jak dobrze mieć w nich oparcie. Myślałem, że wszyscy będą mieć do mnie pretensje i będą winić mnie za śmierć Natalie, ale tak nie było. Właśnie. Natalie. Tak bardzo namieszała w moim życiu, ale teraz zrobiłbym wszystko żeby cofnąć czas i powstrzymać ją przed tym, co zrobiła. Cały czas mam przed oczami jej śmierć. Chwilami myślę, że to może dobrze, że tak się stało. Wiem, że musiała bardzo cierpieć. Tak już działa wpojenie. Wyrzuty sumienia zżerały mnie od środka.
- Przykryję ją - powiedziała Emily, która właśnie weszła z kocem. Opatuliła nim Belle i usiadła.
- Dziękuję.
- Jacob, co teraz będzie?
- Nie wiem Sam. Jutro odbędzie się pogrzeb, a później wrócimy do normalnego życia. Nic innego już nie możemy zrobić.
- A ty i Bella?
- Między mną, a Bellą jest chyba dobrze. Nie wiem. Mam nadzieję, że mi wybaczyła i będzie tak jak dawniej.
- Kochasz ją?
- Co to za pytanie? Oczywiście, że ją kocham i to z całego serca. Nie wyobrażam sobie życie bez niej.
- Czasami nie rozumiem tego uczucia. Jak opisujesz swoją miłość do Belli, mówisz tak jak byś był w nią wpojony, a nie jesteś. Kiedyś rozmawiałem nawet na ten temat z twoim ojcem. To jest tak jakbyś był na wpół wpojony. Jakby brakowało jakiegoś elementu, który dopełniłby ten cały proces wpojenia.
- Nie wiem. Wiem tylko tyle, że nie potrzebuję wpojenia żeby ją kochać. Jest moim wszechświatem.
- Wierzę ci. Teraz musisz jej pomóc.
- Wiem, Sam. Zrobię wszystko żeby była tylko szczęśliwa i żeby czuła się bezpiecznie - powiedziałem, całując Belle w czoło. - Już nigdy nie pozwolę jej odejść. Nigdy jej nie skrzywdzę.

Perspektywa Belli.

Obudziłam się we własnym łóżku. Zdezorientowana podniosłam się do pozycji siedzącej. Przecież byłam u Sama i Emily, prawda? Rozejrzałam się po pokoju. Nikogo nie było, więc wstałam z łóżka i zeszłam na dół. W salonie siedział Jacob. Gdy tylko mnie usłyszał, podbiegł do mnie i zamknął w żelaznym uścisku.
- Bello, jak się czujesz?
- Przybita, zmęczona, wystraszona. Boże... Jacob. Wciąż nie wierzę, że to wszystko się wydarzyło. Powiedz mi, że ostatnie tygodnie były tylko złym snem.
- Chciałbym, ale obawiam się, że nie mogę.
- Która godzina? - Zapytałam, szybko ocierając pojedynczą łzę, która spływała po moim policzku.
- Dwunasta. Długo spałaś.
- Całą noc i pół dnia - powiedziałam i westchnęłam. Każdy człowiek po takiej dawce snu byłby wypoczęty, a ja nadal czułam się koszmarnie zmęczona. I fizycznie i psychicznie.
- Za dwie godziny odbędzie się pogrzeb. Chciałabyś pójść?
- T...tak - powiedziałam. Głos mi się łamał, a w gardle rosła ogromna kula. Wstałam z kanapy i bez słowa pobiegłam na górę. Nie chciałam żeby Jacob widział moje łzy. Zrezygnowana wzięłam czysta bieliznę i poszłam się odświeżyć. Krople łez mieszały się z wodą. Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Wyszłam spod prysznica trzęsąc się z zimna. Szybko osuszyłam swoje ciało i założyłam cieplutki, puszysty szlafrok. Udałam się do garderoby i wybrałam sobie czarną sukienkę, rajstopy, marynarkę i pantofle. Ubrałam się i wysuszyłam włosy. Wszystko to robiłam mechanicznie. Nie byłam w stanie skupić się na jednej myśli. W mojej głowie pasował ogromny chaos. Nawet nie wiem kiedy łzy pociekły po moich policzkach. Usiadłam na łóżku i płakałam.
- Bello, mogę wejść? - Jacob zapukał i nie czekając na moją odpowiedź, wszedł do środka. Nic nie powiedział tylko usiadł przy mnie i przytulił mnie mocno.
- Jacob, kiedy to wszystko się skończy? Kiedy w końcu będzie dobrze?
- Już niedługo. Obiecuję ci, że już niedługo.
- Mam już tego wszystkiego dość.
- Kochanie, będzie dobrze. Zobaczysz - siedzieliśmy tak jeszcze przez chwilę. - Skarbie musimy już iść.
- D...dobrze - powiedziałam. Głos drżał mi od łez. Jacob pomógł mi wstać i wspólnie udaliśmy się do samochodu. Jake prowadził. Ja nie byłabym w stanie. Gdy dojechaliśmy na cmentarz wszyscy już tam byli. Zrobiło mi się słabo. Bardzo słabo.
- Bello, możesz tu zostać. Nie musisz tam iść.
- Ona oddała swoje życie dla mnie. Dla nas. Muszę tam iść i nieważne jak się czuję. - Nic nie powiedział tylko wysiadł z samochodu, obszedł go, otworzył mi drzwi i pomógł wysiąść. Razem ruszyliśmy w stronę grupki ludzi. Gdy doszliśmy ceremonia akurat się zaczęła. Wszyscy mówili coś dobrego o Natalie, a ja po prostu siedziałam i płakałam. Najgorszy był moment, w którym złożono trumnę do grobu. Słyszałam płacz jej rodziny, przyjaciół. To było nie do wytrzymania. Na chwiejnych nogach wstałam z krzesła i ruszyłam w stronę samochodu. Oparłam się o maskę i schowałam twarz w dłoniach. Jak dla mnie tego wszystko było już o wiele za dużo. Podniosłam głowę do góry i rozejrzałam się wokół, ponieważ poczułam, że ktoś mnie obserwuje. Nie myliłam się. Za jednym z drzew stał Edward. Przyglądał się mi intensywnie. Podeszłam do niego powoli.
- Co tu robisz?
- Przyszedłem na pogrzeb i miałem nadzieję, że ciebie tu spotkam.
- Czego ode mnie chcesz?
- Chcę porozmawiać, przeprosić...
- Nie masz za co przepraszać Edwardzie.
- Mam. Za naszą ostatnią rozmowę i to jak się wtedy zachowałem i za cały ten wypadek.
- Edward...
- Bello, co ty tu robisz?! A ty!
- Chciałem...
- Nie obchodzi mnie co chciałeś!
- Jacobie uspokój się. Wróćmy już do domu. Proszę cię - powiedziałam, łapiąc go za rękę. Musiał się uspokoić. - Chodź do samochodu. Proszę!
- Dobrze. A ty nigdy więcej nie waż się podchodzić do Belli. Już wystarczająco ją zraniłeś - powiedział i ruszył w stronę samochodu ciągnąc mnie za sobą. Odwróciłam się w stronę Edwarda. Ból w jego oczach...


Zatrzymaliśmy się przed naszym domem. Przez całą drogę nie zamieniliśmy ani słowa. Widziałam, że Jacob aż rwał się żeby mi coś powiedzieć, ale chyba nie chciał zaczynać pierwszy. Co chwilę otwierał i zamykał usta wahając się. Atmosfera była napięta, wręcz wyczuwalna. Wydarzenia ostatnich dni były straszne. Cały czas miałam przed oczami śmierć Natalie. Zginęła za nas. Za mnie i Jacoba. Za nasz związek. Teraz, po pogrzebie wiem, że już jest po wszystkim. Czuję się już trochę lepiej, ale nadal jest mi źle i długo tak będzie. Jacob. Teraz z perspektywy czasu widzę jaka byłam głupia. Tyle dni straciłam. Czy da się to wszystko naprawić...
- Bello, ja chciałbym... - Jacob miał dość ciążącej ciszy i przerwał ją. - Chciałbym cię przeprosić...
- Jacob, nie.
- Ale...
- Posłuchaj mnie. To ja chciałabym cię przeprosić. Zachowałam się głupio. Nie dałam ci nawet chwili na wytłumaczenie się. Teraz wiem, że popełniłam błąd. Przepraszam.
- Kochanie, nie musisz mnie za nic przepraszać. Ja też nie zachowałem się doskonale. Powinienem...
- Choć nadal uważam, że nie masz za co przepraszać, dziękuję i wybaczam.
- Ja tobie nie mam nic do wybaczenia. Bello jest coś, co...
- Nieważne. Tęskniłam za tobą - powiedziałam i przygarnęłam go do siebie. Z zachłannością wpiłam się w jego usta. Oderwaliśmy się od siebie dopiero gdy zabrakło nam tchu.
- Hym... Przerwałaś mi już trzeci raz, ale nie będę narzekał.
- A ty za mną nie tęskniłeś?
- Bello, każdy dzień bez ciebie był dniem straconym. Chcę spędzić z tobą resztę swojego życia. Chce żebyś była moją żoną.
- Będę.
- Naprawdę?
- W sumie to czemu nie. Szczerze mówiąc nic nie odwoływałam, a został jeszcze prawie miesiąc. Kocham cię Jacob.
- Tak się cieszę. W takim razie, już po raz trzeci, czy wyjdziesz za mnie?
- Po raz drugi... tak - powiedziałam, a Jacob wyjął z kieszeni pierścionek i włożył mi go na palec.
- Nosiłeś go cały czas przy sobie?
- Przypominał mi ciebie. Jest tak samo śliczny. Chociaż nie... Ty jesteś o wiele śliczniejsza.
- Jake... - Nie byłam zdolna do wypowiedzenia czegokolwiek więcej. Czułam, że moje policzki oblewa czerwień. Dopiero teraz zorientowałam się jak bardzo go kocham i jak bardzo mi go brakowało. Odnalazłam jego rękę i splotłam swoje palce z jego. Już zapomniałam jaki jest gorący. Przyjemne ciepło rozeszło się po całym moim ciele. Zaśmiałam się cicho kręcąc głową.
- Powiesz mi co cię tak rozbawiło? - Zapytał, przytulając swoją rękę do mojego policzka. Spojrzałam w jego brązowe oczy, pełne miłości.
- Nic takiego - szepnęłam, całując go w policzek.
- Nigdy więcej się nie rozstawajmy - powiedział i pocałował mnie. Najpierw tak delikatnie, ledwie musnął moje usta, a później robił się coraz odważniejszy. Przyciągnął mnie do siebie na tyle blisko, jak pozwalał nam na to samochód.
- Wejdźmy już do domu - wyszeptałam, ledwo łapiąc oddech. Uśmiechnął się do mnie i już po chwili otwierał mi drzwi. Weszliśmy do środka. Zdjęłam niewygodne szpilki i weszłam po schodach do sypialni. Słyszałam, że Jake idzie za mną. Usiadłam na łóżku, a Jacob przykucnął naprzeciwko mnie.
- Ten dom był taki pusty kiedy ciebie nie było.
- Teraz już jestem i nigdzie się nie wybieram. No chyba, że mnie wygonisz.
- Nawet przez myśl by mi to nie przemknęło - powiedziałam, przytulając się do niego. - Tak bardzo brakowało mi twojego dotyku.
- Już to nadrabiam - powiedział i usiadł za mną. Zaczął masować moje plecy, ramiona. Składał pocałunki na szyi, szeptał do ucha, że bardzo mnie kocha.
- Ach... - szepnęłam kiedy przygryzł płatek mojego ucha. - Jacob, pocałuj mnie - powiedziałam, odwracając się w jego stronę. Usiadłam na nim okrakiem i wpiłam się w jego usta. Poddał się tej pieszczocie z przyjemnością. Oderwaliśmy się na chwilę żeby zaczerpnąć tchu.
- Wow - wyszeptał Jake, ale nic więcej nie powiedział. Nie miał jak bo jego usta miały teraz inne zajęcie. W mojej głowie panował chaos. Tak bardzo się za nim stęskniłam i tak bardzo go pragnęłam. Pchnęłam go delikatnie, żeby się położył. Zrobił to bez wahania.
- Bello, ja...
- Nic nie mów. - Nasze usta ponownie złączyły się w pocałunku. Jego ręce błądziły po moim ciele doprowadzając mnie do białej gorączki. Przekręcił się tak,że to teraz on był nade mną. Spojrzał mi w oczy, przerywając pocałunek.
- Jesteś pewna? - Zawsze powtarzałam Jacobowi, że dopiero po ślubie, ale w tej chwili wydawało mi się to śmieszne. Takie staroświeckie. Tak bardzo za nim tęskniłam i pragnęłam go całym ciałem. Myślałam, że będę się wahać, ale czułam się taka pewna siebie.
- Tak. Kocham cię Jacob i chcę ci się oddać nie czekając ani chwili dłużej.
Nie odpowiedział tylko zaczął mnie całować tak jak nigdy dotąd. Jego usta doprowadzały mnie do szału gdy błądziły po mojej szyi, ramionach, dekolcie. Przyciągnęłam go do siebie, odnajdując jego usta. Jacob podniósł mnie trochę, żeby odnaleźć zamek od mojej czarnej sukienki. Odpiął ją jednym sprawnym ruchem.
- Też cię kocham Bello - szepnął mi do ucha. Podniosłam głowę żeby go pocałować. Gdy już odnalazłam jego usta, zaczęłam powoli odpinać jego koszulę. Ręce mi się trzęsły, utrudniając to. Gdy w końcu uporałam się z guzikami zaczęłam jeździć ręką po jego brzuchu. Uczyłam się na pamięć każdego centymetra jego ciała. Czułam pod palcami napięte mięśnie. Czyżby się denerwował? Jacob zsunął mi sukienkę z ramion i zrzucił do końca swoją koszulę. Złożył pocałunek między moimi piersiami i przekręcił nas tak, że teraz ja byłam na górze. Przejechałam ustami po jego żuchwie, uśmiechając się. Zaczęłam całować jego szyje, klatkę piersiową. Jęknął cicho gdy uszczypnęłam go zębami. Wyjął z moich włosów wsuwki, sprawiając, że luźne loki opadły mi na ramiona.
- Uwielbiam twoje włosy. - Uśmiechnęłam się gdy to powiedział. Zapamiętać - Jake lubi gdy mam rozpuszczone włosy. Przejechałam palcem po jego torsie i zatrzymałam się na krawędzi spodni. Słyszałam jak Jacob zasysa powietrze i uśmiechnęłam się chytrze. Mrugnęłam do niego okiem i położyłam obie ręce pod jego żebrami. Drgnął niespokojnie i napiął wszystkie mięśnie. Mój uśmiech zrobił się jeszcze większy, a Jake widząc to, odpiął mi stanik i przekręcił na plecy. Zrobił to tak szybko, że krzyknęłam zaskoczona.
- Hym... Myślę, że to będzie nam zbędne - powiedział i zrzucił mój stanik na podłogę. Czułam, że się czerwienię. Jake zaczął jeździć rękoma po całym moim ciele, sprawiając, że wiłam się pod nim. Pochylił się i złożył pocałunek tuż pod moim pępkiem. Wygięłam się w łuk, a z mojego gardła wydobył się cichy jęk. Jacob cały czas błądził ustami po moim brzuchu, idąc coraz wyżej. Ponownie złożył pocałunek między moimi piersiami. Wiłam się pod nim z rozkoszy. Brakowało mi oddechu.
- Jacob... - szepnęłam cicho, głaskając go po głowie.
- Słucham? - Nie widziałam, ale czułam, że Jacob się uśmiecha.
- Och... - Zabrakło mi słów dlatego usiadłam i przyciągnęłam go do siebie. Przez chwilę siedzieliśmy przytuleni do siebie, aż w końcu Jake ponownie zaczął mnie całować. Zachłannie i długo, ale z uczuciem. Położyłam się z powrotem, ciągnąć go za sobą. Wsadził zbłąkany kosmyk moich włosów za ucho i uśmiechnął się do mnie słodko.
- Jesteś taka śliczna. Nigdy nie zostawiłbym cię dla innej dziewczyny, Bello. Obiecuję, że będę zawszę twój. Pamiętaj, że cię kocham - powiedział i zdjął do końca moją sukienkę i bieliznę. Po chwili nasze ciała znalazły wspólny rytm...

Perspektywa Jacoba.

Obudziłem się rano, a w moich ramionach spała Bella. Mój Anioł. Tak bardzo ją kocham, a wczoraj ona sama udowodniła mi jak bardzo mnie kocha. Oddała mi siebie. Uśmiechnąłem się do swoich wspomnień. Wstałem, ubrałem się i pocałowałem Belle w czoło. Uśmiechnęła się przez sen. Okryłem ją jeszcze kołdrą i zszedłem na dół żeby przygotować śniadanie. Wyjąłem wszystkie potrzebne produkty i zacząłem robić omlety. Gdy wszystko było już gotowe poszedłem na górę żeby obudzić moją ukochaną. Pocałowałem ją w czoło i zacząłem głaskać ją po głowie.
- Kochanie, wstawaj! Słonko, śniadanko już gotowe.
- Yhym... Jeszcze chwileczkę.
- Nie ma chwileczki bo ostygnie - powiedziałem i ściągnąłem z jej kołdrę.
- Jacob!
- No co?
- Głupio się pytasz - powiedziała, zakrywając się prześcieradłem.
- Jesteś śliczna.
- Idź stąd.
- Nie.
- Idź - powiedziała i rzuciła we mnie poduszką. Złapałem ją i się zaśmiałem. - Czekam na dole.
Zszedłem na dół i już po chwili dołączyła do mnie Bella. Zjedliśmy śniadanie i zabraliśmy się za sprzątanie.
- Muszę iść Bello.
- Gdzie? - Zapytała cicho. Widziałem, że znów coś ją martwi.
- Na spotkanie ze sforą, a później mam patrol. Wrócę wieczorem.
- Dobrze. Ja chyba odwiedzę dziś Emily i ojca.
- Coś się stało? Masz taki markotny głos. Coś źle zrobiłem?
- Nie. Po prostu... Jestem zmęczona. - Wiedziałem, że kłamie, ale nie chciałem drążyć tematu. Skończyliśmy sprzątać.
- Muszę już lecieć. Dasz sobie radę, Bello? - Zapytałem.
- Tak. Wszystko w porządku.
- To dobrze. Buziak?
- Buziak - powiedziała i cmoknęła mnie w usta.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.
- Pa.
- Pa, pa. Będę tęskniła.
- Ja bardziej - powiedziałem i chciałem ją pocałować, ale odepchnęła mnie, śmiejąc się.
- Idź już, bo w końcu nie wyjdziesz.
- Masz rację. Pa - powiedziałem, szybko cmoknąłem ją w usta i wyszedłem.
- Jesteś niemożliwy. - Usłyszałem jeszcze. Zaśmiałem się i wsiadłem do samochodu. Mam nadzieję, że teraz będzie już wszystko dobrze.

______________________________________________________________

No to tyle na dziś. Jestem ciekawa waszych opinii. Osobiście uważam, że nie jest najlepszy. No nic.
Ocenę pozostawiam Wam. Jak zwykle przepraszam za błędy i dziękuję za wszystkie komentarze. Dziękuję i pozdrawiam ;*
Marta...

4 komentarze:

  1. Super rozdział, choć druga część była lepsza od pierwszej. Może dlatego, że w pierwszej części Bella się tak trochę użalała, a ja nie lubie jej w takim wydaniu. Ale podsumowując rozdział świetny. Czekam na nn. Całuski :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam za poślizg, blogger lekko mi wariował.
    Bardzo dobry rozdział, podoba mi się, jak opisujesz emocję Belli.
    Najpierw taka smutna Bella a potem BACH! Nie dość, że oświadczyny, to jeszcze seks ^^
    No nic, pozostaje mi czekać na kolejny.
    Poozdrawiam :*
    A no i weny XD :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Twój blog jest świetny, komentuję pierwszy raz. Czekam na kolejne rozdziały :). Bardzo ciekawi mnie czy Jackob kiedyś wpoi się w kogoś

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaki długi! Piękny ;) właściwie ja też nie lubię, jak Bella się użala, ale poprowadziłaś to bardzo dobrze. Biedny Edward. Z jednej strony mogłabym spytać, czego on chce, ale z drugiej tak jakoś mi się go żal zrobiło :( poźniej się rozweseliłam. Hahaha :) akcja Bella-Jacob-łóżko wyszła Ci mistrzowsko.
    Pozdrawiam,
    Eriss

    OdpowiedzUsuń