sobota, 1 lutego 2014

Rozdział 8

Perspektywa Belli.

- Bello. Kochanie, co się stało? No już... Nie płacz... Cichutko. - Charlie próbował mnie uspokoić, głaskając mnie po głowie, ale to i tak nic nie dawało. Czułam się strasznie.
- Bello, powiesz mi o co chodzi? Inaczej ci nie pomogę - powiedział Charlie, przytulając mnie. Po raz kolejny wysmarkałam nos w chusteczkę i wytarłam łzy.
- Jacob... On mnie zranił. Zostawił mnie - wyjąkałam, zaciskając ręce w pięści. - Ała!
- Co się stało?! - Charlie dopiero teraz spojrzał na moją rękę. Bolała już tak mocno, że nie wiedziałam w jakiej pozycji ją ułożyć.
- Chyba złamałam sobie rękę, uderzając Jacoba w twarz.
- Przecież ona jest strasznie spuchnięta. Bello, musimy jechać do szpitala.
- Dobrze. - Zgodziłam się. Ból był już nie do wytrzymania. Chociaż ból, który czułam w sercu był jeszcze gorszy. Bolało mnie to, że osoba, której zaufałam, i którą pokochałam, tak bardzo mnie zraniła. Przecież miało być tak pięknie. Niedługo miał być ślub. Wszystko już było załatwione. To wszystko wydawało mi się teraz takie nierealne, odległe. Teraz potrafiłam tylko myśleć o tym, że Jacob mnie zdradził. Cały czas miałam przed oczami ich pocałunek i ten śmiech Natalie. Cieszyło ją to, że cierpię. Kolejne łzy spłynęły mi po policzku, a moim ciałem wstrząsnęły dreszcze. Charlie, widząc to okrył mnie kurtką. Byłam tak roztargniona, że nawet nie zauważyłam, kiedy zdążyliśmy wsiąść do samochodu. Miałam ochotę schować się gdzieś w kącie i już nigdy nie wychodzić. Żeby już nikt nigdy mnie nie zranił. Tego wszystkiego było już za wiele. Edward, Natalie, zdrada. Wszystko zwaliło się na mnie tak nagle i to praktycznie w jednym czasie. Do tej pory dawałam jeszcze jakoś radę, ale teraz to naprawdę już za wiele.
- Bello, jesteśmy na miejscu. Wysiadaj. - Byliśmy już pod szpitalem i Charlie otwierał mi drzwi od samochodu. Wysiadłam, potykając się o własne nogi i gdyby nie ojciec, wywróciłabym się. 
- Jesteś przemęczona. Musisz odpocząć. - Powiedział, biorąc mnie pod rękę i prowadząc w stronę wejścia do szpitala. Gdy tylko weszliśmy do środka, uderzył mnie zapach szpitala od którego zakręciło mi się w głowie i upadłam na kolana. Gdyby nie Charlie, uderzyłabym głową w podłogę.
- O boże! Co się stało?
- Zasłabła. Niech pani dostarczy nam wózek.
- Zaraz wracam. - Powiedziała jakaś spanikowana pielęgniarka i pobiegła, a ja przy pomocy taty, usiadłam na krześle. Na korytarzu panował gwar, który ranił moje uszy. Słyszałam, że Charlie coś do mnie mówi, a później widziałam jak się oddala, ale to wszytko wydawało być się za mgłą. Jedyne co czułam wyraźnie to był ból. Hałas na korytarzu stawał się coraz głośniejszy, a ja czułam, że moja głowa zaraz tego nie wytrzyma. Czułam, że powoli tracę przytomność. Szczerze to nawet tego chciałam. Chciałam choć na chwilę odciąć się od tego wszystkiego. Zemdleć i nie czuć bólu, który ogarniał całe moje ciało. Bo chyba należy mi się krótki odpoczynek. Zamknęłam oczy i odleciałam.

- Bello! Bello, obudź się! - Jakiś głos cały czas próbował mnie obudzić, ale ja tak bardzo nie chciałam wracać do rzeczywistości.
- Hej! Otwórz oczy! - Ktoś lekko mną potrząsnął, wybudzając mnie ze snu. Snu, w którym nie czułam bólu. Jęknęłam pokonana i otworzyłam oczy. Jasne światło szpitalnych lamp raziło mnie w oczy, ale gdy chciałam zakryć je rękom, coś ciężkiego mi to uniemożliwiło. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam, że moją prawą rękę, aż do łokcia pokrywa ciężki gips.
- W końcu wróciła pani do żywych. Proszę się nie ruszać, ponieważ jest pani podłączona do kroplówki. - Dopiero teraz zauważyłam, że w lewej ręce mam powbijanie igły i podłączoną kroplówkę. Rozkojarzona rozejrzałam się dookoła. Znajdowałam się w jakimś gabinecie. Najprawdopodobniej w zabiegowym, ponieważ wszędzie były jakieś przeróżne przedmioty do zakładania, czy ściągania gipsu, skalpele i inne rzeczy, których nazwy nie znałam. Nade mną stał jakiś lekarz. Dopiero po chwili zorientowałam się kim on był. Carlisle Cullen. Zaskoczona usiadłam gwałtownie, aż zakręciło mi się w głowie.
- Spokojnie. Prawie przewróciła pani kroplówkę.
- Przepraszam.
- Nie szkodzi. Zemdlała pani na korytarzu, gdy pani ojciec odszedł, żeby nalać pani wody.
- Niech pan zwraca się do mnie po imieniu.
- No dobrze. A więc Bello, zasłabłaś z przemęczenia i masz złamania kości śródręcza. Gdzie się tak załatwiłaś?
- Przyłożyłam z liścia wilkołakowi. - Powiedziałam, w ogóle się nad tym nie zastanawiając. Dopiero po chwili dotarło do mnie to co powiedziałam i ze strachem w oczach spojrzałam na Carlisle' a. Nie wydawał się zaskoczony, jakby już od dawna wiedział, że wiem o świecie prosto z legend.
- A więc się nie myliłem. Wiesz kim jestem, prawda? - Zapytał, siadając obok. Kiwnęłam słabo głową, potwierdzając jego słowa.
- Tak właśnie myślałem. Nie bój się. Nie zrobię ci krzywdy.
- Wiem. Nikt nie potrafiłby już bardziej mnie zranić. - Powiedziałam, ponieważ wszystko powoli do mnie wracało. Ból po zdradzie i ta świadomość, że całe życie legło mi w gruzach. Czułam, że oczy zaczynają mnie piec od zbierających się łez. Mrugnęłam i już po chwili czułam na ustach smak słonych łez.
- Nie możesz tyle płakać, bo w końcu się odwodnisz, Bello. - Powiedział Carlisle podając mi chusteczkę. Podziękowałam skinieniem głowy i otarłam łzy.
- Czy mogę już stąd wyjść?
- Myślę, że tak. Kroplówka już się skończyła i zaraz zawołam kogoś żeby ją odłączył.
- Jak długo właściwie byłam nieprzytomna. 
- Przeszło godzinę. Gdyby ręka bolała, weź jakieś silne środki przeciwbólowe i spróbuj się przespać. Już wezwałem pielęgniarkę. - Powiedział, wciskając jakiś guzik. Już po chwili w gabinecie pojawiła się jakaś pielęgniarka i odłączała mnie od kroplówki.
- Weź je. Są najlepsze. Pamiętaj żeby się nie przemęczać. Do widzenia Bello. - Powiedział Carlisle, podając mi opakowanie jakichś tabletek.
- Do widzenia - odpowiedziałam cicho i wyszłam z gabinetu, zastanawiając się czy moje życie kiedykolwiek miało sens. Dlaczego zawsze miałam pod górkę? Rozejrzałam się w poszukiwaniu taty, ale nigdzie go nie było. Usiadłam na krześle, żeby na niego poczekać. Nie miałam ochoty szukać go po całym szpitalu. Chciałam podciągnąć kolana pod brodę, ale ciężki gips mi to uniemożliwił. Czułam się dziwnie. Wszystkie odgłosy i zapachy do mnie dochodziły, ale ja miałam wrażenie, że to wszystko jest za mgłą. Jedyne co tak naprawdę do mnie dochodziło, to to, że Jacob zadał mi ból. Wiedziałam, że bez niego moje życie będzie puste i nic nie warte. Każdy dzień będzie gorszy i gorszy. Pamiętam pierwsze dni po zdradzie Edwarda. Dopiero teraz zrozumiałam, że tamten ból w porównaniu z tym, który czułam teraz, był niczym. Dopiero teraz dotarło do mnie, że kochałam Jacoba bardziej niż kogokolwiek na świecie. Obdarzyłam go tak wielką miłością i zaufaniem, choć tak ciężko było mi zaufać, a on to zniszczył. Chociaż wylałam już hektolitry łez, one dalej spływały po moich policzkach, mocząc mi bluzkę. Nie miałam przy sobie chusteczek, a czułam, że są mi niezmiernie potrzebne. Tak bardzo chciałabym cofnąć czas i zrobić wszystko żeby tego bólu nie było. Cały czas nie mogłam zrozumieć dlaczego Jacob mi to zrobił. Przecież tyle razy powtarzał mi, że mnie kocha, że nigdy nie zostawi. Teraz te słowa wydawały się takie puste. Nic nie znaczące. Chciałam już wrócić do domu, ale Charlie jeszcze nie przyszedł. Jęknęłam cicho gdy moim ciałem wstrząsnęły dreszcze, a z oczu popłynęły kolejne łzy. Jak dużo ich mam?
- Wszystko w porządku? - Usłyszałam jakiś głos. Niebezpiecznie znajomy głos. Podniosłam powoli głowę. Nie pomyliłam się co do głosu. Nade mną stał Edward.
- Kurwa. Tylko tego brakowało - powiedziałam. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, a ja przez chwile zastanawiałam się z czego on się śmieje.
- Też się cieszę, że cie widzę Bello - powiedział, podając mi chusteczki. Przyjęłam je z wdzięcznością i wysmarkałam nosa. Czułam się strasznie, gdy tak nade mną stał. Nadal go nienawidziłam i jego widok sprawiał mi ból. A w tej chwili nie potrzebowałam już jego kolejnych dawek. Ten, który zadał mi Jacob, był wystarczający.
- Idź stąd. Nie chcę cie znać Edwardzie. Nienawidzę cię! Nienawidzę wszystkich chłopaków. Wszyscy jesteście tacy sami! - Krzyknęłam, wstając gwałtownie z krzesła. Za gwałtownie. Przed oczami mi zawirowało i gdyby nie Edward, upadłabym.
- Zostaw mnie pijawko! - Krzyknęłam ponownie, wyszarpując się z jego uścisku. Był tak zaskoczony, że pozwolił mi na to.
- Co? Nie spodziewałeś się, że wiem? Zaskoczony?! - Przez nerwy nie panowałam nad swoim głosem i jestem pewna, że cały szpital mnie usłyszał. Drzwi od gabinetu zabiegowego otworzyły się i stanął w nich Carlisle.
- Ej, to jest szpital. Nie powinniście tu krzyczeć - powiedział surowo. - A szczególnie kiedy rozmawiacie o takich rzeczach, Edwardzie - powiedział, zniżając głos do szeptu. Nie miałam ochoty go słuchać, a tym bardziej przebywać tak blisko Edwarda, więc odwróciłam się i zaczęłam biec. Niestety już po chwili na kogoś wpadłam i upadłam na pupę. Tym kimś był mój ojciec.
- Zawieź mnie do domu. Do mojego domu. - Powiedziałam i rozpłakałam się już na maksa. Zaniepokojony moim zachowaniem Charlie pomógł mi wstać i przytulił mnie.
- Bello, co się stało?
- Nic. Chce do domu. Proszę.
- Dobrze. Chodźmy już. - Ruszyłyśmy w stronę wyjścia. Wiedziałam, że gdy tylko pozbędę się Charliego, dam upust emocjom, chowając się w kącie.

Perspektywa Edwarda.

- Edward! Otwórz! Bo wyważę drzwi! - Alice nie dawała mi spokoju odkąd przyjechaliśmy z zakupów. Od tamtej pory siedzę zamknięty w swoim pokoju. Tam, na tym parkingu, spotkałem moją Belle. Przez te wszystkie lata zastanawiałem się co się z nią dzieje. Gdy przeprowadziliśmy się do Forks, Alice, Rosalie i Esme wybrały się na polowanie. Gdy wróciły, widziałem w ich myślach dziewczynę, ale nie chciałem wierzyć, że to ona. Jak widać, myliłem się. Bella mieszkała w Forks i bratała się ze zmiennokształtnymi. Przecież to jest dla niej niebezpieczne. Odkąd poznałem Cullenów, zaznałem trochę spokoju w życiu. Oni są dla mnie prawdziwą rodziną. Rodziną, której nigdy tak naprawdę nie miałem. Nie! Wróć! Moją rodziną była Bella, ale przez własną głupotę, zniszczyłem ją. Zraniłem, choć tak bardzo tego nie chciałem. To była zwykła głupota. Jeden, jedyny wieczór, który zniszczył mi życie. Nie tylko mi, ponieważ Bella także cierpiała. Cullenowie wiedzieli, że coś przed nimi ukrywam. Odkąd do nich dołączyłem, wiedzieli, że coś mnie trapi, pytali, ale nigdy nie chciałem powiedzieć im o co chodzi. 
- Sam tego chciałeś! - Krzyknęła Alice i już po chwili była w moim pokoju.
- Alice!
- No co? Nie chciałeś otworzyć.
- Bo nie chce o tym rozmawiać.
- Ale powiedz mi chociaż skąd znasz tę dziewczynę z parkingu? Dlaczego ona tak na ciebie zareagowała?
- Nie twój interes!
- Miałam wizję.
- Co?! Jaką?
- No dobra. Nie miałam, ale chciałam sprawdzić twoją reakcję. I nie myliłam się. Jednak jest coś na rzeczy, a ja nie odpuszczę dopóki nie dowiem się o co chodzi.
- Jasper!!
- Jaspera nie ma.
- Esme!!! - Krzyknąłem, biegnąc do salonu, bo tam właśnie wyczułem naszą mamę.
- Czemu tak krzyczycie? I co to był za hałas?
- Ten mały chochlik wyważył drzwi do mojego pokoju i nie chce dać mi spokoju! Weź ją ode mnie.
- Bo Edward nie chce mi nic powiedzieć. Przecież widzę, że coś go trapi.
- Alice, jeśli Edward będzie chciał nam powiedzieć o co chodzi, to na pewno to zrobi.
- Dziękuję ci Esme. A teraz jeśli pozwolicie, pojadę do Carlisle' a. Niedługo skończy dyżur, więc wrócę z nim. Do widzenia. - Powiedziałem i wybiegłem z domu. Gdy wsiadłem do samochodu, moją uwagę przykuły torby, które stały na tylnym siedzeniu. To były torby Belli. Zgubiła je na parkingu, gdy biegła do samochodu. Bella. Nie było dnia, w którym nie myślałbym o niej. Każdego wieczoru zamykałem się w swoim pokoju i przywoływałem wspomnienia. Wspólne spacery, romantyczne wieczory, obietnice, a później ten nieszczęsny wieczór. Co mi wtedy strzeliło do głowy? Czasami wydaje mi się, że gdybym już wtedy był wampirem, ta sytuacja w ogóle nie miałaby miejsca. Szczerze mówiąc to właśnie przez to co zrobiłem teraz jestem wampirem. Gdyby nie Carlisle już dawno bym nie żył. Do tej pory myślałem, że tak byłoby lepiej, ale teraz odzyskałem szansę, żeby wszystko naprawić. Musiałem z kimś o tym pogadać, bo długo już tak nie pociągnę. On na pewno mi pomoże i doradzi. Zajechałem na parking szpitalny, wysiadłem z samochodu i w ludzkim tempie pobiegłem do szpitala. Gdy tylko wszedłem uderzył mnie intensywny zapach krwi. Stanąłem na chwilę, żeby się skoncentrować. Gdy byłem już pewien, że nie stracę kontroli nad sobą, podszedłem do recepcji.
- Dzień dobry. Przyszedłem do taty. Carlisle Cullen. - Powiedziałem, uśmiechając się do recepcjonistki.
- Doktor Cullen jest zajęty.
- A gdzie mogę go znaleźć?
- Jest w zabiegowym i ma pacjenta. Proszę poczekać tutaj.
- Poczekam przy zabiegowym. - Powiedziałem i odszedłem zanim cokolwiek odpowiedziała. Odchodząc, usłyszałem jej myśli. Niegrzeczny, ale przystojny. Jak sam Carlisle. Zaśmiałem się i pokręciłem głową. Wjechałem na drugie piętro, gdzie znajdował się w danej chwili Carlisle i podszedłem pod gabinet. Jakie było moje zdziwienie, gdy na krześle zobaczyłem zapłakaną Belle. Nawet cała zasmarkana, była śliczna. W jej załzawionych, brązowych oczach było tyle bólu. Bólu, który zamienił się w zdziwienie i złość, gdy mnie zobaczyła.
- Wszystko w porządku? -Zapytałem.
- Kurwa. Tylko tego brakowało - powiedziała, a ja mimo woli uśmiechnąłem się. Bella nigdy nie przeklinała. Brzydkie słowa z jej ust usłyszałem tylko wtedy, gdy nakryła mnie z Anną. Widząc, że to tylko jeszcze bardziej ją załamało, przestałem się uśmiechać. Dopiero teraz zorientowałem się, że w ogóle nie słyszę jej myśli. Zmarszczyłem brwi, koncentrując się, ale to nic nie dało. Będę musiał o tym powiedzieć Carlisle' owi.
- Też się cieszę, że cie widzę Bello - odpowiedziałem, podając jej chusteczki. Przyjęła je z wdzięcznością, wysmarkała nosa i spojrzała na mnie. Bella zawsze była jak otwarta księga, więc i teraz z łatwością odczytałem targające nią emocje, mimo, że z jakiegoś powodu, nie mogłem czytać jej w myślach. Ten ból i cierpienie. Chciałem ją jakoś pocieszyć, ale zrezygnowałem kiedy zaczęła na mnie krzyczeć.
- Idź stąd. Nie chcę cie znać Edwardzie. Nienawidzę cię! Nienawidzę wszystkich chłopaków. Wszyscy jesteście tacy sami! -Wstała gwałtownie z krzesła i chyba zakręciło jej się w głowie, ponieważ zachwiała się i upadłaby gdybym w ostatniej chwili jej nie złapał. Pomogłem usiąść jej na krześle, a ona wyrwała mi się z uścisku.
- Zostaw mnie pijawko! - Skąd ona wiedziała. Przecież...
- Co? Nie spodziewałeś się, że wiem? Zaskoczony?! - Miała rację. Byłem bardzo zdziwiony i zaskoczony. Stałem tak, patrząc na nią, aż drzwi od gabinetu otworzyły się i stanął w nich Carlisle. .
- Ej, to jest szpital. Nie powinniście tu krzyczeć - powiedział surowo. - A szczególnie kiedy rozmawiacie o takich rzeczach, Edwardzie - powiedział, zniżając głos do szeptu. A więc on wiedział. Bella wstała z krzesła i pobiegła. Już chciałem biec za nią, ale gdy tylko się poruszyłem, Carlisle złapał mnie za rękę.
- Edwardzie, nie powinieneś.
- Ona wie.
- Wejdźmy do środka. Korytarz to naprawdę nie jest najlepsze miejsce na tego typu rozmowy. 
- Tato, porozmawiamy w domu? Muszę się przejść.
- Ale nie zrób nic głupiego, dobrze?
- Dobrze.
- To do zobaczenia w domu, synu. - Powiedział i zniknął z powrotem w gabinecie, a ja pobiegłem do wyjścia. Obiecałem Carlisle' owi, że nie zrobię nic głupiego, ale to co zamierzałem zrobić, bez wątpienia było głupie. Wsiadłem do samochodu i wyjechałem z parkingu. Wyprzedziłem trzy samochody, aż w końcu dogoniłem samochód Belli. Musiałem wiedzieć gdzie ona mieszka. Jechałem za nią, aż samochud skręcił w jakąś boczną drogę.
- Jutro tu wrócę - powiedziałem sam do siebie i pojechałem do domu.

Perspektywa Jacoba.

Chciałem wrócić do domu, ale bałem się, że spotkam tam Belle. Nie mógłbym spojrzeć jej w oczy po tym jak ją zraniłem. Ale to wszystko było nieporozumieniem. Ona trafiła akurat na koniec tej całej kłótni. Gdyby słyszała ją całą, wiedziałaby, że ją kocham. Nie Natalie czy kogoś innego. Właśnie ją. Moją Belle. Wszedłem cicho do mojego starego domu, starając się nie obudzić taty. Nie chciałem mu się teraz tłumaczyć dlaczego nie wróciłem do domu na noc i dlaczego nie ma ze mną mojej narzeczonej. Szczerze mówiąc to nie byłem już tego taki pewien. Skrzywiłem się kiedy drzwi od mojego pokoju zaskrzypiały głośno. Odczekałem chwilę, żeby zorientować się czy ojciec się obudził. Nie było nic słychać, więc zamknąłem drzwi tym razem uważając, żeby nie skrzypnęły i walnąłem się na łóżko. I w tej chwili poczułem się strasznie bezradny. Czułem, że moje oczy zaczynają piec od łez, których nie chciałem wypuścić. Bo po co? W czym pomógłby mi płacz? Nienawidziłem płakać, ponieważ wtedy pokazywałem, że nie jestem wcale taki twardy. Ale jak powstrzymać łzy, kiedy cały twój świat runął w gruzach. Moim światem była Bella, ale teraz ona odeszła, a wraz z nią odeszło całe moje szczęście. To wszystko moja wina. Gdybym był mądrzejszy nie pozwoliłbym, żeby Natalie w ogóle się do mnie zbliżyła, a gdy to już się stało, powinienem od razu ją odepchnąć. A teraz ją straciłem. Wątpię, żeby kiedykolwiek do mnie wróciła. Teraz pewnie myśli, że jestem taki sam jak ten Edward. Usiadłem, opierając się plecami o ścianę i ukryłem twarz w dłoniach.
- Co ja w ogóle robię? - Szepnąłem sam do siebie. Leżałem i użalałem się nad sobą, zamiast ratować mój związek. Bella musi się dowiedzieć jak było naprawdę, a ja zrobię wszystko, żeby tak się stało. Wstałem z łóżka i już chciałem wyskoczyć przez okno żeby biec do Natalie, żeby mi pomogła, kiedy uświadomiłem sobie, że jest środek nocy i wszyscy już pewnie śpią.
- Zrobię wszystko, żeby Bella mi uwierzyła, ale zajmę się tym od jutra.

Perspektywa Belli.

- Dzięki tato. Możesz już wracać do domu.
- Nie ma mowy. Nie zostawię cię teraz samej.
- Ale ja chce być teraz sama. Dam sobie radę.
- Jesteś pewna Bello?
- Tak.
- No dobrze. Ale pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
- Wiem. Dziękuję ci za pomoc - powiedziałam, otwierając drzwi. - Tato, nie mów nic mamie. Nie chce żeby się denerwowała.
- Dobrze. Wpadnę do ciebie jutro. Do zobaczenia Kochanie - powiedział jeszcze Charlie i wsiadł do swojego samochodu. Gdy tylko odjechał, zatrzasnęłam drzwi i pobiegłam do sypialni. Zamknęłam drzwi na klucz i usiadłam ciężko na łóżku. Szyja bolała mnie od temblaka, który podtrzymywał ciężki, niewygodny gips. Zdjęłam go i położyłam rękę na kolanach. Gips wrzynał mi się w nogi, ale nie zwracałam na to uwagi. W końcu zostałam sama i czułam, że emocje, które powstrzymywałam przy tacie za chwilę się uwolnią. Mój histeryczny szloch można było usłyszeć w całym domu. Gwałtownie łapałam powietrze jakby mi go brakowało. Czułam się jak małe, porzucone przez rodziców dziecko, zostawione w obcym mu miejscu. Bałam się, że już nigdy nie dam rady się uśmiechnąć i, że wraz ze stratą Jacoba, straciłam sens życia. Byłam zła, a nawet wściekła na Jacoba. Za to, że mnie tak skrzywdził, chociaż tyle mi obiecał. Wydarłam się na całe gardło chcąc choć trochę rozładować emocje. Nic nie pomogło. Prze moje ciało przechodziły kolejne fale bólu, sprawiając, że cała się kurczyłam. Z moich ust ponownie wydobył się dziki, pełen bólu okrzyk.
Z odejściem Jacoba, straciłam połowę serca, a bez tej połowy nie da się żyć. Nagle poczułam coś w kieszeni od spodni. Sięgnęłam po to zdrową ręką.
- Tabletki - wyszeptałam, wpatrując się tępo w pudełeczko. Mój wzrok przykuło jedno zdanie - Po zażyciu zbyt dużej dawki skonsultuj się z lekarzem, gdyż zagraża to twojemu życiu lub zdrowiu. - Nie chciałam się zabić. Taka myśl nawet nie przebiegłaby mi prze głowę. Ale doktor Carlisle mówił, że są bardzo silne, więc gdybym wzięła dwie, może ból nie byłby tak wielki. Może otumaniłyby mnie na tyle, żeby zasnąć i już nie myśleć o tym wszystkim. Nie zastanawiając się dłużej zbiegłam na dół, nalałam sobie wody do szklanki i zażyłam tabletki. Musiały być naprawdę silne bo już po pięciu minutach czułam, że zaraz odlecę. Spojrzałam na zegarek. Była pierwsza w nocy. Nagle poczułam, że moja głowa robi się strasznie ciężka i w ostatniej chwili zdążyłam dojść do kanapy. Upadłam na nią, uderzając gipsem w szklany stolik, który stał przy kanapie. Ostatnią rzeczą, którą zarejestrowałam to ból w ręce i hałas tłuczonego szkła. Straciłam przytomność.
                                          
______________________________________________________________________

Kolejny rozdział oddaję w wasze ręce. Mam nadzieję, że się spodobał. Ciężko było napisać mi perspektywę Edwarda. Hym... Zastanawiam się jak to dalej ma się potoczyć. Czy powoli zacząć ich godzić, czy jeszcze niee... A może jakiś dramacik... Coś niespodziewanego.  Nie wiem. :D A może Wy macie jakieś pomysły? Nie przynudzam więcej : )
Pozdrawiam ; *!
Marta...



9 komentarzy:

  1. Super naprawdę cudowny rozdział :D
    Tylko błagam, błagam na kolanach dziewczyno niech Bella NIE WRACA DO EDWARDA bo chyba się potne. Proszę nie rób tego niech będzie z Jacobem. Nie mam pomysłu na dramat ale te tabletki…mogła by zażyć więcej za jakiś czas potem Jacob ja znajduje i ratuje. Wiem że zalatuje tania telenowelą ale nie mam pomysłu.
    Błagam pisz szybko bo znajdę cię i… jeszcze nie wiem co ale będzie bolało
    Całuję i życzę DUŻO weny
    Alice
    Zapraszam też do mnie
    http://wielkich-zmian-nadszegl-czas.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Zostałaś nominowana do liebster award. Więcej szczegółów na moim blogu
      http://wielkich-zmian-nadszegl-czas.blogspot.com/

      Usuń
    2. Kochana bardzo dziękuję za nominację, ale nie biorę w tym udziału. :)
      Mimo to jeszcze raz bardzo dziękuję tym co mnie nominowali :) Uwielbiam wasze blogi :) !

      Usuń
  2. Rozdział megaaaa zarąbisty !!!!!! Bardzo mi się spodobał <3 Tak szczerze to n
    Wspaniały !!!!!!!!!! Genialny ! !!!!!Zajebisty!!!!!!!!Nic dodać nic ująć :D
    Czekam na kolejny i BŁAGAM dodaj go szybko! :D
    Nie trzymaj mnie w niepewności co po tych tabletkach będzie:) Bo sie zapłacze !!!
    Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!

    OdpowiedzUsuń
  3. Spoko rozdziałek. Fajnie wszystko wygląda. Nie lubię Jacoba. Nie no bardzo go nie lubię, a Eda kocham. Joj....Biedna Bella. A przeżyje czy nie? Nwm. Jak możesz to proszę informuj mnie ja którymś z moich blogów, bo z chęcią przeczytałabym całą historię. Weny życzę

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział. Ja bym tutaj jeszcze więcej namieszała. Czekam na nn. Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział :) Perspektywa Edwarda bardzo fajna, przynajmniej można dowiedziec się trochę o tym co się stało, wtedy gdy Bella się wyprowadziła i jak do tego doszło. A ja już bym chciała, żeby się pogodzili, i żeby to Bella z nim była a nie z Jacobem ;p Coś mi się wydaje, że to Edward znajdzie Bellę, mam nadzieję, że nic poważnego się jej nie stanie. Pozdrawiam :) P.S Za bardzo bym już tu nie mieszała ;p

    OdpowiedzUsuń
  6. Bella i Edward muszą byc razem ;p Widac, że dla niego to rozstanie jest równie bolesne jak dla Belli i bardzo żałuje tego co się stało. Pozdrawiam i czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  7. No więc, zamiast nadrobić rozdziały, których nie udało mi się przeczytać, przeczytałam wszystkie :) Bardzo mi się podobały, Twój styl pisania cały czas się rozwija, masz ogromny zasób słów, co jest OGROMNYM plusem, no i najważniejsze : historia nie jest banalna :)
    Wracając do rozdziału : moim zdaniem, jeden z najlepszych, cholernie mi się spodobał, czytałam dwa razy. Mam nadzieję, że pomiędzy Edwardem, a Bellą się jeszcze ułoży.
    Weny i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń