wtorek, 28 stycznia 2014

Rozdział 7

Perspektywa Jacoba.

Już od tygodnia jestem Alfą w sforze. Myślałem, że to będzie jakieś trudniejsze, ale wystarczyło, że Sam po prostu powiedział, że odchodzi i rozkazał innym żeby mnie słuchali. Staram się być dobrym przywódcą, ale nie wiem czy mi to wychodzi.
- Wychodzi - usłyszałem głos Leah w swojej głowie. Właśnie patrolowałem z nią teren.
- Dzięki - odpowiedziałem jej w myślach. Przyśpieszyłem, żeby szybciej przebiec wyznaczony teren. Bella została w domu, a odkąd dowiedziała się o wpojeniu, srasznie się tym zamartwiała i nie chciałem żeby siedziała sama.
- Jeśli chcesz to idź. Ja dokończę patrol. 
- Dzięki, ale nie. Został nam tylko kawałek. 
- Jak chcesz. 
Odkąd dowiedziałem się, że Natalie się we mnie wpoiła starałem się ustawiać patrole tak, żebym nie patrolował terenu razem z nią, ale i tak muszę się z nią widywać. Wtedy zawsze jest napięta atmosfera. Natalie stara się nie okazywać tego, że jest jej źle, ale to widać. Z jednej strony jest mi jej bardzo szkoda. Musi czuć się strasznie.
- Nie dziw jej się. Czuje się jakby była niechciana. Jakby tu nie pasowała. Rozumiesz?
- Rozumiem Leah. 
- Rozchodzimy się tu? - Zapytała, gdy dotarliśmy do La Push.
- Tak. Wieczorem patroluje Seth i Natalie. Przypomnij im. 
- Dobra. Do zobaczenia. - Leah pobiegła, a ja zawróciłem w stronę domu. Ciekawie czy Bella będzie jeszcze spała. Dziś miała wolne i jak wychodziłem z domu, jeszcze spała. Gdy byłem już przed domem, zmieniłem się z powrotem w człowieka i wszedłem po cichu do domu. Bella już nie spała. Słyszałam, że krzątała się po kuchni i przygotowywała coś do jedzenia.
- Już nie śpisz, kochanie? - Zapytałem, całując ją w policzek.
- Nie. Nie mogłam spać. Myj ręce i siadaj do stołu. Zaraz będzie gotowe.
- A co dobrego robisz?
- Naleśniki z syropem i bitą śmietaną. Smacznego. - Powiedziała, stawiając jedzenie na stół. Uśmiechnąłem się do niej, przyglądając się jej.
- Ładnie dziś wyglądasz. Wybierasz się gdzieś?
- W zasadzie to tak. Jadę na zakupy z Emily. Kupimy ubranka i inne rzeczy dla dzidziusia. Poza tym chcę się trochę odstresować.
- To dobrze. Jedź i zabaw się. A ty nie jesz?
- Jadłam już. Za chwilę powinna przyjechać Emily - powiedziała, uciekając wzrokiem w bok. Widziałem, że coś ją trapiło, ale wiedziałem też, że nic mi nie powie. Przynajmniej na razie. Czasami była tak strasznie uparta. Choć tyle razy mówiłem jej, że może mi zaufać i wszystko powiedzieć, ona i tak wolała cierpieć w samotności. Nie lubiła okazywać słabości przy mnie, a tym bardziej przy innych. Jest mi jej tak bardzo szkoda. Ta biedna, śliczna, krucha kobietka tyle już wycierpiała i tak trudno jest jej zaufać. Mimo to umie normalnie żyć i funkcjonować. Często mi powtarza, że to dzięki mnie, ale ja tak nie uważam. Moim zdaniem to ja żyję tylko dzięki niej. Bella jest całym moim życiem. Wiem, że żadna inna kobieta nigdy nie zagości w moim życiu. Już niedługo zostanie moją żoną. Będzie moja i już nikomu jej nie oddam. Wiem, że nigdy jej nie skrzywdzę, a jeśliby coś strzeliło mi do głowy, nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Nie wybaczyłbym sobie tego, że ta piękna istota, zostałaby przeze mnie skrzywdzona. Nie mogę znieść nawet takiej myśli.
- Ziemia do Jacoba! Zamyśliłeś się. Emily już przyjechała. Pa! - Cmoknęła mnie w policzek i wyszła. Zostałem sam. Nie bardzo wiedziałem co mógłbym porobić, więc włączyłem telewizor i zacząłem szukać jakiegoś filmu. Nie było nic ciekawego, więc zostawiłem na jakiejś dennej komedii. Zacząłem oglądać, choć wcale nie ciekawiła mnie akcja. Gdy w końcu film się skończył, wyłączyłem telewizor i włożyłem brudne naczynia do zmywarki. Już miałem ją nastawić, ale ktoś zapukał do drzwi. Pobiegłem otworzyć, nie spodziewając się kogo tam ujrzę. Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że za drzwiami stała Natalie.
- Co ty tu robisz?!
- Cześć Jacob. Nie sądzisz, że musimy porozmawiać?
- No cóż. Chyba masz rację. Wejdź. - Zaprosiłem ją do środka. Gdybym tylko wiedział jakie to przyniesie skutki, nawet nie otworzyłbym jej drzwi.

Perspektywa Belli.

- Powinnyśmy robić sobie takie zakupy co tydzień. Przynajmniej dopóki mogę, bo gdy będę miała wielki brzuch, wątpię, żeby było to przyjemne. Raczej męczące. Te wszystkie maleńkie ubranka są takie słodkie. Już nie mogę doczekać się tej chwili gdy moje maleństwo przyjdzie na świat. Wczoraj ustaliliśmy z Samem, że nie będziemy pytać lekarza o płeć. Chcemy, żeby to była niespodzianka. Wybraliśmy już imiona. Dla chłopca Peter, a dla dziewczynki Nicole. Sam tak się cieszy, że zostanie ojcem. Strasznie o mnie dba. Nawet zaczął sam gotować, żebym się nie przemęczała. Czasami zaczyna gadać do maleństwa różne rzeczy, a ja po prostu nie mogę się wtedy powstrzymać od śmiechu. Oh... Bello czy ty w ogóle mnie słuchasz?! - Byłam świadoma tego, że Emily cały czas coś do mnie mówiła i słuchałam jej, ale nie do końca. Moje myśli cały czas plątały się wokół Natalie.
- Słucham cię Emily i cieszę się razem z tobą.
- W takim razie co cię trapi? Właśnie idziemy do samochodu z rękoma pełnymi toreb. Zakupy to twoje ulubione zajęcie, a ty nawet się nie odzywasz. A może źle się czujesz?
- Co? Nie. Ja po prostu nie mogę przestać myśleć o Natalie. Daj mi chwilkę. Zaraz się ogarnę - poprosiłam ją. Emily już nic nie mówiła, dając mi chwilę na zastanowienie się. Minął już tydzień odkąd się dowiedziałam o wpojeniu i niby się już z tym oswoiłam, ale cały czas czułam jakieś zagrożenie ze strony Natalie. Zachowywałam się dziwnie i widziałam, że Jake się o mnie martwi, ale nie mogłam tak do końca się otrząsnąć. Czułam się strasznie, mimo tego, że Jacob na każdym kroku powtarzał mi, że mnie kocha i nigdy nie zostawi. Cały czas w głowię słyszałam słowa, które powiedział mi tydzień temu.
Kochanie, byłaś moja, jesteś moja i będziesz moja, rozumiesz? Kocham cię najbardziej na świecie i żadne wpojenie tego nie zmieni. Natalie będzie ciężko, jak i nam wszystkim, ale przetrwamy to. Pobierzemy się i będziemy mieli dzieci, które wychowamy i wnuków, których rozpieścimy. Zestarzejemy się spokojnie i przejdziemy razem przez życie. Spełnię każde twoje marzenie, będę jeździł z tobą na każde zakupy i zrobię wszystko czego zapragniesz, ponieważ cię kocham, rozumiesz?
To było takie słodkie. Czasami zastanawiam się za co on tak bardzo mnie kocha. Gdy go o to zapytałam, odpowiedział, że za to, iż jestem i darzę go miłością. Tak. Darzę go miłością tak wielką, że nie wiem gdzie ona się mieści. Tak bardzo się cieszę, że go mam. Jest moim dzielnym rycerzem na białym koniu. Nigdy nie pozwolę mu odejść, pomyślałam, zamykając oczy, żeby powstrzymać łzy. I wtedy wpadłam na kogoś i upadłam na pupę, puszczając wszystkie torby, które poupadały wokół mnie.
- Przepraszam. Zamyśliłam się i nie patrzałam gdzie idę. Jest mi naprawdę przy ... - Urwałam w pół słowa i zachłysnęłam się powietrzem. Dopiero teraz spojrzałam na osobę, na którą wpadłam. Te miedzianie włosy, ułożone w artystycznym nieładzie i rysy twarzy, które znałam niemalże na pamięć. Kiedyś zielone oczy, teraz przybrały barwę topazu, ale nadal wydawały mi się takie same. Oczy, w które kiedyś spoglądałam z miłością i pożądaniem. Usta, które całowałam, i które później całowały inną dziewczynę. Nade mną stał Edward. Edward, którego tak kochałam. Edward, który mnie zdradził i zniszczył moje życie.
- A jednak to ty... Wiedziałem, że dziewczyna z myśli Alice jest mi znajoma, ale nie chciałem wierzyć, że to ty... Jesteś tu. Bella... - Z każdym słowem mówił coraz ciszej, a moje imię wyszeptał tak cicho, że ledwie je usłyszałam. Świdrował mnie wzrokiem. Z jego twarzy można było wyczytać, że jest zmieszany, ale szczęśliwy. Szczęśliwy, że mnie widzi. Cieszył się, że widział żałosną byłą, która mu nie wystarczała. Napawał się tym widokiem, a ja czułam, że zaczyna brakować mi tlenu. Dopiero po chwili zrozumiałam, że nie oddycham i zaczęłam łapczywie łapać powietrze. Moje policzki były mokre od łez. Wstałam, zbierając w pośpiechu rozrzucone rzeczy.
- Bello! Wszystko w porządku!? - Emily krzyczała, próbując zwrócić na siebie moją uwagę, ale ja nie mogłam oderwać wzroku od Edwarda. Nic nie było w porządku. Właśnie stało się to czego obawiałam się odkąd rodzina Cullenów wprowadziła się do Forks.
- Wszystko w porządku? - Zapytał. Jego piękny głos ranił moje uszy.
- Nie! Nienawidzę cię! Nie chcę cię znać! - Wykrzyczałam i pobiegłam w stronę samochodu. Nie przejmowałam się tym, że w biegu zgubiłam wszystkie torby. Ani tym, że zostawiłam tam Emily, która przypatrywała się temu wszystkiemu z boku nie za bardzo wiedząc co ma zrobić. Nie obchodziło mnie to, że cała jego przyszywana rodzinka i wszyscy na parkingu patrzyli na mnie jak na idiotkę. Jedyne czego teraz chciałam to bliskość Jacoba. Chciałam, żeby mnie przytulił i pocieszył. Chciałam zapomnieć o tym spotkaniu. O oczach, które patrzyły na mnie tak intensywnie jakby chciały zapamiętać każdy milimetr mego ciała. O Edwardzie i o Natale. Chciałam, żeby moje życie w końcu było normalne. Czy to tak dużo?!

Perspektywa Jacoba.

- Natalie, ja wiem, że...
- Wiem, że wiesz. Posłuchaj mnie. Chciałabym to powstrzymać, ale nie mogę. To jest silniejsze ode mnie. Próbowałam zapomnieć, robić wszystko, żeby o tym nie myśleć, ale ty doskonale wiesz, że tak się nie da. Wiesz, dzisiaj o tym myślałam i doszłam do wniosku, że skoro nie mogę z tym walczyć, to dlaczego mam się temu nie poddać. Wpojenie to silne uczucie i nie mam zamiaru go tłumić w sobie. Kocham cię Jake i wiem, że w końcu to zrozumiesz.
- Natalie, ja wiem jak działa wpojenie i wiem, że jest ci ciężko, ale zrozum, że nic z tego nie będzie. Przykro mi... Wiem, że będziesz cierpieć, ale ja kocham Belle. Nie zostawię jej.
- Belle - wypowiedziała jej imię z grymasem na twarzy. - To tylko ludzka istota, która cały czas użala się nad swoim losem. Ja to całkiem coś innego. Jesteśmy tacy sami Jake.
- Nie mów tak o Belli!! Ona jest wspaniałą dziewczyną, która wiele przeszła i nie pozwolę jej obrażać! - Tymi słowami wyprowadziła mnie z równowagi. Czułem, że zaczynam drzeć ze złości. Musiałem się uspokoić, bo to mogło się źle skończyć.
- Jesteś taki naiwny Jacob. Co ona może ci dać? Ja to co innego. Dotknij mnie - powiedziała, łapiąc mnie za rękę. - Czujesz? Jesteśmy tak samo gorący. Płynie w nas ta sama krew, czyż nie?! - Wyrwałem rękę z jej uścisku.
- Natalie, nie zbliżaj się do mnie. Ja rozumiem, że to jest dla ciebie ciężkie, ale zachowuj się!
- Nic nie rozumiesz. Nie wiesz jak to jest! Cały czas o tobie myślę! Śnisz mi się po nocach! Boli mnie to, że nie ma cię przy mnie! Wiesz jak to jest?! Doznałeś wpojenia!? Nie! To co nazywasz miłością do tej wywłoki, nawet w połowie nie dorównuje temu uczuciu, którym ja darzę ciebie! Rozumiesz to?
- Bella nie jest wywłoką, a moje uczucie do niej jest ogromne! Wystarczająco duże, żeby nie ulec tobie. A teraz stąd wyjdź! Wyjdź i nie wracaj! - Krzyczałem, ale ona pozostawała niewzruszona. Podchodziła coraz bliżej, sprawiając, że ja się cofałem. Stanąłem dopiero wtedy gdy moje plecy dotknęły ściany.
- Nie pozbędziesz się mnie. Jestem w sforze. I tak będziesz mnie widywał. Przez nas będą cierpieć wszyscy, łącznie z nami. Jesteś Alfą, więc nie powinieneś narażać na takie cierpienia swojej sfory. Lepiej poddaj się temu uczuciu i zostań ze mną. Ta twoja Bellaa jest silna i da sobie radę. Może ten cały Edward, jeśli dobrze pamiętam, przygarnie ją z powrotem.
- Jak śmiesz tak mówić?! W jednym masz rację. Wszyscy będą cierpieć, ale ja nie zostawię Belli! Wyjdź stąd póki jeszcze się kontroluję!
- A jeśli nie to co? Rozkażesz mi, bo jesteś moim szefem? Mam się przed tobą płaszczyć?! Nie rozumiesz, że cię kocham? Wiem, że w końcu i ty zakochasz się we mnie. To jak? Mam czekać na rozkaz?!
- Nie. Nie chcę twojego posłuszeństwa! Proszę cię tylko żebyś wyszła! - Widziałem w jej oczach ból i wahanie. Przez chwilę myślałem, że się mnie posłucha i wyjdzie, ale nie. Wręcz przeciwnie! Natalie rzuciła się na mnie wpijając swoje usta w moje. Zaskoczyła mnie tym tak mocno, że nie odepchnąłem jej od razu. Przywarła do mnie całym ciałem. Czułem jej rozpaloną skórę, słyszałem jej głośne serce. Nie! Stop! Nie mogę na to pozwolić! Odepchnąłem ją od siebie, ale za późno. W drzwiach stała Bella. Zawiodłem ją. Zawiodłem.

Perspektywa Belli.

To co działo się teraz w mojej głowie było nie do opisania. Czułam, że oczy mam spuchnięte od płaczu, a nos tak zapchany, że musiałam oddychać przez usta. Łzy cały czas spływały po moich policzkach i dziwiłam się skąd w ogóle one się biorą. Miałam wrażenie, że wyrobiły sobie w moich polikach kanaliki.
Emily nie odzywała się, ale co chwilę spoglądała na mnie z niepokojem. Byłam jej wdzięczna za to, że się nie odzywała. Potrzebowałam chwili ciszy. Cały czas widziałam jego topazowe tęczówki, zmierzchwione włosy. Cały czas widziałam jego twarz. Zapamiętałam każdą rysę i to jak wyszeptał moje imię. Nawet nie zauważyłam kiedy Emily zatrzymała samochód przed moim domem.
- Przepraszam, że zepsułam ci dzień. - Wyszeptałam cicho.
- Bello to nie twoja wina. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała to wiedz, że jestem na każde twoje zawołanie.
- Dziękuję ci. Pójdę już. - Wysiadłam z samochodu potykając się o własne nogi. Byłam zmęczona. Zmęczona życiem. Słyszałam jak Emily odjeżdża. Westchnęłam ciężko, wchodząc do domu. Zamknęłam cicho drzwi i zdjęłam szpilki. Wtedy usłyszałam krzyki dochodzące z salonu. Podeszłam na palcach, nasłuchując. Kucnęłam i przesunęłam się pod ścianę, bo drzwi nie były zamknięte. Jacob kłócił się z jakąś kobietą, ale nie widziałam z jaką. Dopiero po chwili zrozumiałam, że tam jest Natalie. Zacisnęłam ręce w pięści tak mocno, że chyba przebiłam sobie skórę paznokciami. Kolejne strumienie łez spłynęły po moich policzkach. Co jeszcze mnie dzisiaj spotka? Powstrzymałam łkanie i zaczęłam nasłuchiwać.
- A jeśli nie to co? Rozkażesz mi, bo jesteś moim szefem? Mam się przed tobą płaszczyć?! Zrozum, że cię kocham. Wiem, że w końcu ty także zakochasz się we mnie. To jak? Mam czekać na rozkaz?!
- Nie. Nie chcę twojego posłuszeństwa! Proszę cię tylko żebyś wyszła! - Wykrzyczał Jacob. Nagle zrobiło się cicho. Za cicho. Wstałam i stanęłam w drzwiach. To co zobaczyłam, zabolało jeszcze bardziej niż spotkanie z Edwardem. Natalie przyciskała Jacoba do ściany, a ich usta były złączone. Całowali się. Czułam się jakbym miała deja vu. Kilka lat temu stałam i patrzałam tak na Edwarda i jakąś dziewczynę, a teraz na Natalie i Jacoba. Jacoba, którego tak bardzo kochałam i tak bardzo mu ufałam. Po pewnej chwili, która dla mnie była wiecznością, Jake odepchnął dziewczynę od siebie. Nie wiem czy naprawdę odepchnął ją ze wstrętem czy tylko mi się wydawało. Nic nie wiedziałam. W mojej głowie panował chaos. Patrzałam prosto w oczy Jacoba. Oczy, które zawsze patrzały na mnie z miłością, a teraz ze smutkiem, nadzieją i zażenowaniem. Spojrzałam na Natalie. Po wyrazie jej twarzy widziałam, że jest z siebie zadowolona. Cieszyło ją moje cierpienie. Cierpienie, które zabijało mnie od środka. Po głowie chodziło mi tylko jedno pytanie. Dlaczego?
- Dlaczego? - Nawet nie zorientowałam się kiedy wypowiedziałam je na głos. Czułam, że powoli tracę kontrolę nad swoim ciałem.
- Dlaczego?! Dlaczego Jacob?!
- Bello, to nie tak! Ja wszystko ci wytłumaczę! Ona rzuciła się na mnie! Musisz mi uwierzyć! Musisz...
- Nic nie muszę! Jesteście tacy sami! Wszyscy! - krzyczałam, idąc w jego stronę. Gdy byłam już wystarczająco blisko, spoliczkowałam go tak mocno, że aż się skrzywił, a w mojej ręce coś pękło. - A ja ci zaufałam! - Niemalże splunęłam na niego. Usłyszałam cichy chichot Natalie i nie wytrzymałam. Odwróciłam się w jej  stronę i wymierzyłam jej siarczystego policzka. Włożyłam w to całą swoją siłę, czego już po chwili pożałowałam, ponieważ w ręce, w której coś mi pękło i którą po raz kolejny uderzyłam Natalie, poczułam niewyobrażalny ból. Rzuciłam jeszcze rozczarowane spojrzenie w stronę Jacoba i wybiegłam z domu. Nie zważając na pulsujący ból w ręku, wsiadłam do samochodu i z piskiem opon odjechałam sprzed domu. Nie wiedziałam dokąd mam jechać. Na pewno nie do La Push. Tam za dużo rzeczy przypominałoby mi o Jacobie. Zanim się zorientowałam, parkowałam samochód pod domem ojca. Wyłączyłam silnik i rozmasowałam opuchniętą rękę. Każdy ruch nawet najmniejszym palcem sprawiał mi wielki ból, ale to było nic w porównaniu z bólem jaki czułam w środku. Ten był o wiele razy gorszy i wzrastał z każdą sekundą. Czułam jak moje serce rozpada się na miliony kawałeczków. Czułam się jak mała dziewczynka. Mała zraniona i pozbawiona wszelkich nadziei dziewczynka. Wysiadłam z samochodu i stanęłam przed drzwiami. Zapukałam i czekałam aż drzwi się otworzą. Chciałam, żeby ktoś mnie przytulił i powiedział, że to tylko zły koszmar. Ponownie zapukałam, ale tym razem drzwi otworzyły się niemal natychmiast i stanął w nich Charlie.
- Tatusiu... - Wyjąkałam w jego koszulę, przytulając się do niego. Wprowadził mnie do domu i zaczął uspokajać. Nie wiedział co mi jest i jak mi pomóc, a ja nie ułatwiałam mu zadania. W tym momencie mogłam tylko płakać i kurczyć się pod wpływem bólu.
- Tatusiu, tak bardzo boli...

Perspektywa Jacoba.

- I z czego się śmiejesz?! Bawi cię to?! Jesteś zadowolona, tak? Zniszczyłaś mi życie! Przez ciebie i te całe twoje wpojenie Bella myśli, że ją zdradziłem! Pewnie mnie teraz znienawidziła! Ale ty się cieszysz! Tobie jest to na rękę, prawda?! Ty nieczuła, zimna istoto! I jak się z tym czujesz?! Wspaniale?! Możesz być pewna, że sprawię, że poczujesz się tak jak ona! Nienawidzę cię! Sprowadziłaś się tu i zniszczyłaś moje życie. Dla mnie jesteś nikim! Nikim! - Krzyknąłem. Moim ciałem wstrząsnęły dreszcze i już po chwili byłem wilkiem. Zacząłem warczeć na Natalie. Widziałem w jej oczach ból. Ból, który dla mnie był satysfakcją. Niech poczuje to co ja. To co czuje moja Bella. Moja ukochana Bella. Dziewczyna rozpłakała się i wybiegła z mojego domu. Czułem, że łzy zbierają mi się w oczach. Zacząłem biec nie zwracając na nic uwagi. Z impetem wpadłem do lasu, łamiąc każde drzewo, które stanęło mi na drodze. W głowie cały czas miałem widok zalanej łzami Belli. Jak dużo usłyszała? Jak długo patrzyła na mnie i Natalie? Na nasz pocałunek?
- A ja ci ufałam! - Usłyszałem w głowie jej pełen pogardy głos. Zabolało. Zabolało tak mocno, że aż zaskomlałem. Skrzywdziłem ją. Skrzywdziłem moją Belle. Zatrzymałem się dopiero w La Puch. Zmieniłem się w człowieka i wszedłem do domu Billy' ego. Nie zwracałem uwagi na ojca, który próbował ze mną porozmawiać. Wpadłem do swojego dawnego pokoju, naciągnąłem na siebie jakieś dresy i wyskoczyłem przez okno. Pobiegłem w stronę domku Sama i Emily. Nie zawracając sobie głowy takimi rzeczami jak pukanie, wpadłem do salonu i ukląkłem przed zdziwioną Emily.
- Musisz mi pomóc! Zraniłem ją! Zraniłem moją Belle! - Łzy popłynęły po moich policzkach.
- Jacob. Uspokój się i powiedz co się stało. Tylko spokojnie. - Emily uklękła przede mną, a Sam stanął tuż za nią.
- Bella... Odeszła ode mnie! Wszystko spieprzyłem. Wszystko... Tak bardzo ją zraniłem. Ona... Och, ona już nigdy mi nie zaufa. Widziała. Widziała mnie i Natalie... Ale to nie tak. To wszystko nie tak... - załkałem, wtulając twarz w kolana Emily.
- Jacob, stary, usiądź na sofie i opowiedz wszystko po kolei... - Sam położył mi rękę na ramieniu dodając mi otuchy.
- Natalie przyszła do mnie, żeby wszystko sobie wytłumaczyć. Zaczęliśmy rozmowę i ona zaczęła obrażać Belle. Nawrzeszczałem na nią, ale ona i tak nie zrozumiała. Zaczęła gadać, że mnie kocha i... że Bella nie jest mnie warta. Wtedy nakazałem jej wyjść. Nie posłuchała tylko rzuciła się na mnie i zaczęła mnie całować. Nie odepchnąłem jej od razu, bo mnie zaskoczyła, a gdy już się ocknąłem było za późno. Och, żebyście widzieli jak bardzo ją zawiodłem. Ten ból w jej oczach... Ona uciekła. Odjechała i zostawiła mnie. Spieprzyłem to. Spieprzyłem wszystko...
- Jacob, tak mi przykro - powiedziała Emily.
- Musisz mi pomóc. Ja nie mogę jej stracić!
- A wiesz gdzie ona teraz jest? - Zapytał Sam.
- Nie. Odjechała. Zostawiła mnie...
- Może jest u Charliego? Dzwoniłeś tam?
- Nie. Nie pomyślałem.
- Weź mój telefon i zadzwoń.
- Dzięki Emily. - Powiedziałem i wystukałem numer Charliego. Odebrał po trzech sygnałach.
- Charlie, czy Bella jest u ciebie?
- Jest i nie chce cię widzieć. Wiesz, myślałem, że jesteś inny, ale najwidoczniej się pomyliłem. Nie dzwoń tu i nie przychodź. Dla ciebie to już jest koniec... - Te słowa rozdzwoniły się w mojej głowie jak echo. Oddałem telefon Emily i opadłem na sofę.
- Dla mnie to już jest koniec...
- Co?! Jacob! Bella jest u Charliego?
- Tak, ale to już koniec.



Perspektywa Natalie.

Biegłam przez las. Gdy tylko wybiegłam z domu Jacoba, zmieniłam się w wilka. W głowie cały czas słyszałam słowa, które do mnie wypowiedział. Nienawidzę cie! Te dwa słowa, które tak bardzo mnie zraniły. Całe moje życie runęło odkąd przyjechałam do tego przeklętego La Push. Zmieniłam się w jakieś obleśne zwierzę, trafiło mnie jakieś beznadziejne wpojenie, przez które rozwaliłam życie dwójki osób. Wiedziałam, że źle zrobiłam, ale to był taki impuls. Myśl, żeby tam pójść i mu to wszystko powiedzieć pojawiła się tak niespodziewanie. Nie chciałam tego robić, ale mi też nie było łatwo. Ja cały czas o nim myślałam. Czułam się tak jakbym straciła połówkę serca. Tą połówką był właśnie Jacob. Teraz go zraniłam. Jego i Belle. Przecież ta dziewczyna nic mi nie zrobiła. Nagadałam dzisiaj na nią, a Jacob tak ją bronił. Ci dwoje tak się kochali, a ja ich zraniłam. Zniszczyłam ich szczęście. Nie wiedziałam, że raniąc Jacoba, zranię także siebie. Ta świadomość, że on mnie nie chce, zabijała mnie od środka. Gdybym tylko mogła cofnąć  czas, nigdy nie przyjechałabym do La Push. Nienawidzę siebie za to, co zrobiłam.

___________________________________________________________________________

Wiem, że krótki, ale chyba mi to wybaczycie. Mam nadzieję, że Wam się spodoba, ponieważ starałam się jak najlepiej opisać ich emocje i uczucia. Proszę o szczere komentarze. Zarówno te dobre jak i złe.
Jeśli wyłapiecie jakieś błędy, czy wpadniecie na jakiś pomysł, który ulepszyłby tę historię, piszcie w komentarzach czy zakładce spam. ;D
Dziękuję za nominację do Liebster Award, ale nie będę brała w tym udziału. Nie wiem czy to ma jakiś sens... W każdym bądź razie bardzo dziękuję, że doceniacie moją pracę. Uwielbiam pisać i cieszę się, że choć trochę się to Wam podoba. Rozdział dedykuję Asi, która zostawia ciepły komentarz pod każdym rozdziałem. Dziękuję ; *
Pozdrawiam ; ** ;)
Martaa...

3 komentarze:

  1. Witaj kochana na wstępie dziękuję za Dedyk:)
    Powiadasz ciepły komentarz- moim zdaniem szczery. Bo piszesz świetnie a twoje rady są mi niezmiernie pomocne. Za co dziękuję.
    Wracając do rozdziału. Czy jest krótki, dla mnie jest super. Wzruszyłam sie.

    Rozdział megaaaa zarąbisty !!!!!! Bardzo mi się spodobał <3
    Wspaniały !!!!!!!!!! Genialny ! !!!!!Zajebisty!!!!!!!!Nic dodać nic ująć :D
    Uczucia i Emocje opisałaś perfekcyjnie szkoda,że ja tak nie potrafię.
    Czekam na kolejny i BŁAGAM dodaj go szybko! :D

    Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeny rozdział poprostu cudo. I wcale taki krótki to on nie był.
    Fajnie, że pojawił się Edward i mam nadzieję, że ten wątek z nim się rozwinie. Czekam na nn. Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział pierwszy raz komentuje bo dziś znalazłam tego cudownego bloga :D
    Zajebiste po prostu genialna historia, nie mogę doczekać się NN
    Pozdrawiam Alice
    Zapraszam tez na mojego bloga
    http://wielkich-zmian-nadszegl-czas.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń