Perspektywa Jacoba.
Już od tygodnia jestem Alfą w sforze. Myślałem, że to będzie jakieś trudniejsze, ale wystarczyło, że Sam po prostu powiedział, że odchodzi i rozkazał innym żeby mnie słuchali. Staram się być dobrym przywódcą, ale nie wiem czy mi to wychodzi.
- Wychodzi - usłyszałem głos Leah w swojej głowie. Właśnie patrolowałem z nią teren.
- Dzięki - odpowiedziałem jej w myślach. Przyśpieszyłem, żeby szybciej przebiec wyznaczony teren. Bella została w domu, a odkąd dowiedziała się o wpojeniu, srasznie się tym zamartwiała i nie chciałem żeby siedziała sama.
- Jeśli chcesz to idź. Ja dokończę patrol.
- Dzięki, ale nie. Został nam tylko kawałek.
- Jak chcesz.
Odkąd dowiedziałem się, że Natalie się we mnie wpoiła starałem się ustawiać patrole tak, żebym nie patrolował terenu razem z nią, ale i tak muszę się z nią widywać. Wtedy zawsze jest napięta atmosfera. Natalie stara się nie okazywać tego, że jest jej źle, ale to widać. Z jednej strony jest mi jej bardzo szkoda. Musi czuć się strasznie.
- Nie dziw jej się. Czuje się jakby była niechciana. Jakby tu nie pasowała. Rozumiesz?
- Rozumiem Leah.
- Rozchodzimy się tu? - Zapytała, gdy dotarliśmy do La Push.
- Tak. Wieczorem patroluje Seth i Natalie. Przypomnij im.
- Dobra. Do zobaczenia. - Leah pobiegła, a ja zawróciłem w stronę domu. Ciekawie czy Bella będzie jeszcze spała. Dziś miała wolne i jak wychodziłem z domu, jeszcze spała. Gdy byłem już przed domem, zmieniłem się z powrotem w człowieka i wszedłem po cichu do domu. Bella już nie spała. Słyszałam, że krzątała się po kuchni i przygotowywała coś do jedzenia.
- Już nie śpisz, kochanie? - Zapytałem, całując ją w policzek.
- Nie. Nie mogłam spać. Myj ręce i siadaj do stołu. Zaraz będzie gotowe.
- A co dobrego robisz?
- Naleśniki z syropem i bitą śmietaną. Smacznego. - Powiedziała, stawiając jedzenie na stół. Uśmiechnąłem się do niej, przyglądając się jej.
- Ładnie dziś wyglądasz. Wybierasz się gdzieś?
- W zasadzie to tak. Jadę na zakupy z Emily. Kupimy ubranka i inne rzeczy dla dzidziusia. Poza tym chcę się trochę odstresować.
- To dobrze. Jedź i zabaw się. A ty nie jesz?
- Jadłam już. Za chwilę powinna przyjechać Emily - powiedziała, uciekając wzrokiem w bok. Widziałem, że coś ją trapiło, ale wiedziałem też, że nic mi nie powie. Przynajmniej na razie. Czasami była tak strasznie uparta. Choć tyle razy mówiłem jej, że może mi zaufać i wszystko powiedzieć, ona i tak wolała cierpieć w samotności. Nie lubiła okazywać słabości przy mnie, a tym bardziej przy innych. Jest mi jej tak bardzo szkoda. Ta biedna, śliczna, krucha kobietka tyle już wycierpiała i tak trudno jest jej zaufać. Mimo to umie normalnie żyć i funkcjonować. Często mi powtarza, że to dzięki mnie, ale ja tak nie uważam. Moim zdaniem to ja żyję tylko dzięki niej. Bella jest całym moim życiem. Wiem, że żadna inna kobieta nigdy nie zagości w moim życiu. Już niedługo zostanie moją żoną. Będzie moja i już nikomu jej nie oddam. Wiem, że nigdy jej nie skrzywdzę, a jeśliby coś strzeliło mi do głowy, nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Nie wybaczyłbym sobie tego, że ta piękna istota, zostałaby przeze mnie skrzywdzona. Nie mogę znieść nawet takiej myśli.
- Ziemia do Jacoba! Zamyśliłeś się. Emily już przyjechała. Pa! - Cmoknęła mnie w policzek i wyszła. Zostałem sam. Nie bardzo wiedziałem co mógłbym porobić, więc włączyłem telewizor i zacząłem szukać jakiegoś filmu. Nie było nic ciekawego, więc zostawiłem na jakiejś dennej komedii. Zacząłem oglądać, choć wcale nie ciekawiła mnie akcja. Gdy w końcu film się skończył, wyłączyłem telewizor i włożyłem brudne naczynia do zmywarki. Już miałem ją nastawić, ale ktoś zapukał do drzwi. Pobiegłem otworzyć, nie spodziewając się kogo tam ujrzę. Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że za drzwiami stała Natalie.
- Co ty tu robisz?!
- Cześć Jacob. Nie sądzisz, że musimy porozmawiać?
- No cóż. Chyba masz rację. Wejdź. - Zaprosiłem ją do środka. Gdybym tylko wiedział jakie to przyniesie skutki, nawet nie otworzyłbym jej drzwi.
Perspektywa Belli.
- Powinnyśmy robić sobie takie zakupy co tydzień. Przynajmniej dopóki mogę, bo gdy będę miała wielki brzuch, wątpię, żeby było to przyjemne. Raczej męczące. Te wszystkie maleńkie ubranka są takie słodkie. Już nie mogę doczekać się tej chwili gdy moje maleństwo przyjdzie na świat. Wczoraj ustaliliśmy z Samem, że nie będziemy pytać lekarza o płeć. Chcemy, żeby to była niespodzianka. Wybraliśmy już imiona. Dla chłopca Peter, a dla dziewczynki Nicole. Sam tak się cieszy, że zostanie ojcem. Strasznie o mnie dba. Nawet zaczął sam gotować, żebym się nie przemęczała. Czasami zaczyna gadać do maleństwa różne rzeczy, a ja po prostu nie mogę się wtedy powstrzymać od śmiechu. Oh... Bello czy ty w ogóle mnie słuchasz?! - Byłam świadoma tego, że Emily cały czas coś do mnie mówiła i słuchałam jej, ale nie do końca. Moje myśli cały czas plątały się wokół Natalie.
- Słucham cię Emily i cieszę się razem z tobą.
- W takim razie co cię trapi? Właśnie idziemy do samochodu z rękoma pełnymi toreb. Zakupy to twoje ulubione zajęcie, a ty nawet się nie odzywasz. A może źle się czujesz?
- Co? Nie. Ja po prostu nie mogę przestać myśleć o Natalie. Daj mi chwilkę. Zaraz się ogarnę - poprosiłam ją. Emily już nic nie mówiła, dając mi chwilę na zastanowienie się. Minął już tydzień odkąd się dowiedziałam o wpojeniu i niby się już z tym oswoiłam, ale cały czas czułam jakieś zagrożenie ze strony Natalie. Zachowywałam się dziwnie i widziałam, że Jake się o mnie martwi, ale nie mogłam tak do końca się otrząsnąć. Czułam się strasznie, mimo tego, że Jacob na każdym kroku powtarzał mi, że mnie kocha i nigdy nie zostawi. Cały czas w głowię słyszałam słowa, które powiedział mi tydzień temu.
Kochanie, byłaś moja, jesteś moja i będziesz moja, rozumiesz? Kocham
cię najbardziej na świecie i żadne wpojenie tego nie zmieni. Natalie
będzie ciężko, jak i nam wszystkim, ale przetrwamy to. Pobierzemy się i
będziemy mieli dzieci, które wychowamy i wnuków, których rozpieścimy.
Zestarzejemy się spokojnie i przejdziemy razem przez życie. Spełnię
każde twoje marzenie, będę jeździł z tobą na każde zakupy i zrobię
wszystko czego zapragniesz, ponieważ cię kocham, rozumiesz?
To było takie słodkie. Czasami zastanawiam się za co on tak bardzo mnie kocha. Gdy go o to zapytałam, odpowiedział, że za to, iż jestem i darzę go miłością. Tak. Darzę go miłością tak wielką, że nie wiem gdzie ona się mieści. Tak bardzo się cieszę, że go mam. Jest moim dzielnym rycerzem na białym koniu. Nigdy nie pozwolę mu odejść, pomyślałam, zamykając oczy, żeby powstrzymać łzy. I wtedy wpadłam na kogoś i upadłam na pupę, puszczając wszystkie torby, które poupadały wokół mnie.
- Przepraszam. Zamyśliłam się i nie patrzałam gdzie idę. Jest mi naprawdę przy ... - Urwałam w pół słowa i zachłysnęłam się powietrzem. Dopiero teraz spojrzałam na osobę, na którą wpadłam. Te miedzianie włosy, ułożone w artystycznym nieładzie i rysy twarzy, które znałam niemalże na pamięć. Kiedyś zielone oczy, teraz przybrały barwę topazu, ale nadal wydawały mi się takie same. Oczy, w które kiedyś spoglądałam z miłością i pożądaniem. Usta, które całowałam, i które później całowały inną dziewczynę. Nade mną stał Edward. Edward, którego tak kochałam. Edward, który mnie zdradził i zniszczył moje życie.
- A jednak to ty... Wiedziałem, że dziewczyna z myśli Alice jest mi znajoma, ale nie chciałem wierzyć, że to ty... Jesteś tu. Bella... - Z każdym słowem mówił coraz ciszej, a moje imię wyszeptał tak cicho, że ledwie je usłyszałam. Świdrował mnie wzrokiem. Z jego twarzy można było wyczytać, że jest zmieszany, ale szczęśliwy. Szczęśliwy, że mnie widzi. Cieszył się, że widział żałosną byłą, która mu nie wystarczała. Napawał się tym widokiem, a ja czułam, że zaczyna brakować mi tlenu. Dopiero po chwili zrozumiałam, że nie oddycham i zaczęłam łapczywie łapać powietrze. Moje policzki były mokre od łez. Wstałam, zbierając w pośpiechu rozrzucone rzeczy.
- Bello! Wszystko w porządku!? - Emily krzyczała, próbując zwrócić na siebie moją uwagę, ale ja nie mogłam oderwać wzroku od Edwarda. Nic nie było w porządku. Właśnie stało się to czego obawiałam się odkąd rodzina Cullenów wprowadziła się do Forks.
- Wszystko w porządku? - Zapytał. Jego piękny głos ranił moje uszy.
- Nie! Nienawidzę cię! Nie chcę cię znać! - Wykrzyczałam i pobiegłam w stronę samochodu. Nie przejmowałam się tym, że w biegu zgubiłam wszystkie torby. Ani tym, że zostawiłam tam Emily, która przypatrywała się temu wszystkiemu z boku nie za bardzo wiedząc co ma zrobić. Nie obchodziło mnie to, że cała jego przyszywana rodzinka i wszyscy na parkingu patrzyli na mnie jak na idiotkę. Jedyne czego teraz chciałam to bliskość Jacoba. Chciałam, żeby mnie przytulił i pocieszył. Chciałam zapomnieć o tym spotkaniu. O oczach, które patrzyły na mnie tak intensywnie jakby chciały zapamiętać każdy milimetr mego ciała. O Edwardzie i o Natale. Chciałam, żeby moje życie w końcu było normalne. Czy to tak dużo?!
Perspektywa Jacoba.
- Natalie, ja wiem, że...
- Wiem, że wiesz. Posłuchaj mnie. Chciałabym to powstrzymać, ale nie mogę. To jest silniejsze ode mnie. Próbowałam zapomnieć, robić wszystko, żeby o tym nie myśleć, ale ty doskonale wiesz, że tak się nie da. Wiesz, dzisiaj o tym myślałam i doszłam do wniosku, że skoro nie mogę z tym walczyć, to dlaczego mam się temu nie poddać. Wpojenie to silne uczucie i nie mam zamiaru go tłumić w sobie. Kocham cię Jake i wiem, że w końcu to zrozumiesz.
- Natalie, ja wiem jak działa wpojenie i wiem, że jest ci ciężko, ale zrozum, że nic z tego nie będzie. Przykro mi... Wiem, że będziesz cierpieć, ale ja kocham Belle. Nie zostawię jej.
- Belle - wypowiedziała jej imię z grymasem na twarzy. - To tylko ludzka istota, która cały czas użala się nad swoim losem. Ja to całkiem coś innego. Jesteśmy tacy sami Jake.
- Nie mów tak o Belli!! Ona jest wspaniałą dziewczyną, która wiele przeszła i nie pozwolę jej obrażać! - Tymi słowami wyprowadziła mnie z równowagi. Czułem, że zaczynam drzeć ze złości. Musiałem się uspokoić, bo to mogło się źle skończyć.
- Jesteś taki naiwny Jacob. Co ona może ci dać? Ja to co innego. Dotknij mnie - powiedziała, łapiąc mnie za rękę. - Czujesz? Jesteśmy tak samo gorący. Płynie w nas ta sama krew, czyż nie?! - Wyrwałem rękę z jej uścisku.
- Natalie, nie zbliżaj się do mnie. Ja rozumiem, że to jest dla ciebie ciężkie, ale zachowuj się!
- Nic nie rozumiesz. Nie wiesz jak to jest! Cały czas o tobie myślę! Śnisz mi się po nocach! Boli mnie to, że nie ma cię przy mnie! Wiesz jak to jest?! Doznałeś wpojenia!? Nie! To co nazywasz miłością do tej wywłoki, nawet w połowie nie dorównuje temu uczuciu, którym ja darzę ciebie! Rozumiesz to?
- Bella nie jest wywłoką, a moje uczucie do niej jest ogromne! Wystarczająco duże, żeby nie ulec tobie. A teraz stąd wyjdź! Wyjdź i nie wracaj! - Krzyczałem, ale ona pozostawała niewzruszona. Podchodziła coraz bliżej, sprawiając, że ja się cofałem. Stanąłem dopiero wtedy gdy moje plecy dotknęły ściany.
- Nie pozbędziesz się mnie. Jestem w sforze. I tak będziesz mnie widywał. Przez nas będą cierpieć wszyscy, łącznie z nami. Jesteś Alfą, więc nie powinieneś narażać na takie cierpienia swojej sfory. Lepiej poddaj się temu uczuciu i zostań ze mną. Ta twoja Bellaa jest silna i da sobie radę. Może ten cały Edward, jeśli dobrze pamiętam, przygarnie ją z powrotem.
- Jak śmiesz tak mówić?! W jednym masz rację. Wszyscy będą cierpieć, ale ja nie zostawię Belli! Wyjdź stąd póki jeszcze się kontroluję!
- A jeśli nie to co? Rozkażesz mi, bo jesteś moim szefem? Mam się przed tobą płaszczyć?! Nie rozumiesz, że cię kocham? Wiem, że w końcu i ty zakochasz się we mnie. To jak? Mam czekać na rozkaz?!
- Nie. Nie chcę twojego posłuszeństwa! Proszę cię tylko żebyś wyszła! - Widziałem w jej oczach ból i wahanie. Przez chwilę myślałem, że się mnie posłucha i wyjdzie, ale nie. Wręcz przeciwnie! Natalie rzuciła się na mnie wpijając swoje usta w moje. Zaskoczyła mnie tym tak mocno, że nie odepchnąłem jej od razu. Przywarła do mnie całym ciałem. Czułem jej rozpaloną skórę, słyszałem jej głośne serce. Nie! Stop! Nie mogę na to pozwolić! Odepchnąłem ją od siebie, ale za późno. W drzwiach stała Bella. Zawiodłem ją. Zawiodłem.
Perspektywa Belli.
To co działo się teraz w mojej głowie było nie do opisania. Czułam, że oczy mam spuchnięte od płaczu, a nos tak zapchany, że musiałam oddychać przez usta. Łzy cały czas spływały po moich policzkach i dziwiłam się skąd w ogóle one się biorą. Miałam wrażenie, że wyrobiły sobie w moich polikach kanaliki.
Emily nie odzywała się, ale co chwilę spoglądała na mnie z niepokojem. Byłam jej wdzięczna za to, że się nie odzywała. Potrzebowałam chwili ciszy. Cały czas widziałam jego topazowe tęczówki, zmierzchwione włosy. Cały czas widziałam jego twarz. Zapamiętałam każdą rysę i to jak wyszeptał moje imię. Nawet nie zauważyłam kiedy Emily zatrzymała samochód przed moim domem.
- Przepraszam, że zepsułam ci dzień. - Wyszeptałam cicho.
- Bello to nie twoja wina. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała to wiedz, że jestem na każde twoje zawołanie.
- Dziękuję ci. Pójdę już. - Wysiadłam z samochodu potykając się o własne nogi. Byłam zmęczona. Zmęczona życiem. Słyszałam jak Emily odjeżdża. Westchnęłam ciężko, wchodząc do domu. Zamknęłam cicho drzwi i zdjęłam szpilki. Wtedy usłyszałam krzyki dochodzące z salonu. Podeszłam na palcach, nasłuchując. Kucnęłam i przesunęłam się pod ścianę, bo drzwi nie były zamknięte. Jacob kłócił się z jakąś kobietą, ale nie widziałam z jaką. Dopiero po chwili zrozumiałam, że tam jest Natalie. Zacisnęłam ręce w pięści tak mocno, że chyba przebiłam sobie skórę paznokciami. Kolejne strumienie łez spłynęły po moich policzkach. Co jeszcze mnie dzisiaj spotka? Powstrzymałam łkanie i zaczęłam nasłuchiwać.
- A jeśli nie to co? Rozkażesz mi, bo jesteś moim szefem? Mam się
przed tobą płaszczyć?! Zrozum, że cię kocham. Wiem, że w końcu ty także
zakochasz się we mnie. To jak? Mam czekać na rozkaz?!
- Nie. Nie chcę twojego posłuszeństwa! Proszę cię tylko żebyś wyszła! - Wykrzyczał Jacob. Nagle zrobiło się cicho. Za cicho. Wstałam i stanęłam w drzwiach. To co zobaczyłam, zabolało jeszcze bardziej niż spotkanie z Edwardem. Natalie przyciskała Jacoba do ściany, a ich usta były złączone. Całowali się. Czułam się jakbym miała deja vu. Kilka lat temu stałam i patrzałam tak na Edwarda i jakąś dziewczynę, a teraz na Natalie i Jacoba. Jacoba, którego tak bardzo kochałam i tak bardzo mu ufałam. Po pewnej chwili, która dla mnie była wiecznością, Jake odepchnął dziewczynę od siebie. Nie wiem czy naprawdę odepchnął ją ze wstrętem czy tylko mi się wydawało. Nic nie wiedziałam. W mojej głowie panował chaos. Patrzałam prosto w oczy Jacoba. Oczy, które zawsze patrzały na mnie z miłością, a teraz ze smutkiem, nadzieją i zażenowaniem. Spojrzałam na Natalie. Po wyrazie jej twarzy widziałam, że jest z siebie zadowolona. Cieszyło ją moje cierpienie. Cierpienie, które zabijało mnie od środka. Po głowie chodziło mi tylko jedno pytanie. Dlaczego?
- Dlaczego? - Nawet nie zorientowałam się kiedy wypowiedziałam je na głos. Czułam, że powoli tracę kontrolę nad swoim ciałem.
- Dlaczego?! Dlaczego Jacob?!
- Bello, to nie tak! Ja wszystko ci wytłumaczę! Ona rzuciła się na mnie! Musisz mi uwierzyć! Musisz...
- Nic nie muszę! Jesteście tacy sami! Wszyscy! - krzyczałam, idąc w jego stronę. Gdy byłam już wystarczająco blisko, spoliczkowałam go tak mocno, że aż się skrzywił, a w mojej ręce coś pękło. - A ja ci zaufałam! - Niemalże splunęłam na niego. Usłyszałam cichy chichot Natalie i nie wytrzymałam. Odwróciłam się w jej stronę i wymierzyłam jej siarczystego policzka. Włożyłam w to całą swoją siłę, czego już po chwili pożałowałam, ponieważ w ręce, w której coś mi pękło i którą po raz kolejny uderzyłam Natalie, poczułam niewyobrażalny ból. Rzuciłam jeszcze rozczarowane spojrzenie w stronę Jacoba i wybiegłam z domu. Nie zważając na pulsujący ból w ręku, wsiadłam do samochodu i z piskiem opon odjechałam sprzed domu. Nie wiedziałam dokąd mam jechać. Na pewno nie do La Push. Tam za dużo rzeczy przypominałoby mi o Jacobie. Zanim się zorientowałam, parkowałam samochód pod domem ojca. Wyłączyłam silnik i rozmasowałam opuchniętą rękę. Każdy ruch nawet najmniejszym palcem sprawiał mi wielki ból, ale to było nic w porównaniu z bólem jaki czułam w środku. Ten był o wiele razy gorszy i wzrastał z każdą sekundą. Czułam jak moje serce rozpada się na miliony kawałeczków. Czułam się jak mała dziewczynka. Mała zraniona i pozbawiona wszelkich nadziei dziewczynka. Wysiadłam z samochodu i stanęłam przed drzwiami. Zapukałam i czekałam aż drzwi się otworzą. Chciałam, żeby ktoś mnie przytulił i powiedział, że to tylko zły koszmar. Ponownie zapukałam, ale tym razem drzwi otworzyły się niemal natychmiast i stanął w nich Charlie.
- Tatusiu... - Wyjąkałam w jego koszulę, przytulając się do niego. Wprowadził mnie do domu i zaczął uspokajać. Nie wiedział co mi jest i jak mi pomóc, a ja nie ułatwiałam mu zadania. W tym momencie mogłam tylko płakać i kurczyć się pod wpływem bólu.
- Tatusiu, tak bardzo boli...
Perspektywa Jacoba.
- I z czego się śmiejesz?! Bawi cię to?! Jesteś zadowolona, tak? Zniszczyłaś mi życie! Przez ciebie i te całe twoje wpojenie Bella myśli, że ją zdradziłem! Pewnie mnie teraz znienawidziła! Ale ty się cieszysz! Tobie jest to na rękę, prawda?! Ty nieczuła, zimna istoto! I jak się z tym czujesz?! Wspaniale?! Możesz być pewna, że sprawię, że poczujesz się tak jak ona! Nienawidzę cię! Sprowadziłaś się tu i zniszczyłaś moje życie. Dla mnie jesteś nikim! Nikim! - Krzyknąłem. Moim ciałem wstrząsnęły dreszcze i już po chwili byłem wilkiem. Zacząłem warczeć na Natalie. Widziałem w jej oczach ból. Ból, który dla mnie był satysfakcją. Niech poczuje to co ja. To co czuje moja Bella. Moja ukochana Bella. Dziewczyna rozpłakała się i wybiegła z mojego domu. Czułem, że łzy zbierają mi się w oczach. Zacząłem biec nie zwracając na nic uwagi. Z impetem wpadłem do lasu, łamiąc każde drzewo, które stanęło mi na drodze. W głowie cały czas miałem widok zalanej łzami Belli. Jak dużo usłyszała? Jak długo patrzyła na mnie i Natalie? Na nasz pocałunek?
- A ja ci ufałam! - Usłyszałem w głowie jej pełen pogardy głos. Zabolało. Zabolało tak mocno, że aż zaskomlałem. Skrzywdziłem ją. Skrzywdziłem moją Belle. Zatrzymałem się dopiero w La Puch. Zmieniłem się w człowieka i wszedłem do domu Billy' ego. Nie zwracałem uwagi na ojca, który próbował ze mną porozmawiać. Wpadłem do swojego dawnego pokoju, naciągnąłem na siebie jakieś dresy i wyskoczyłem przez okno. Pobiegłem w stronę domku Sama i Emily. Nie zawracając sobie głowy takimi rzeczami jak pukanie, wpadłem do salonu i ukląkłem przed zdziwioną Emily.
- Musisz mi pomóc! Zraniłem ją! Zraniłem moją Belle! - Łzy popłynęły po moich policzkach.
- Jacob. Uspokój się i powiedz co się stało. Tylko spokojnie. - Emily uklękła przede mną, a Sam stanął tuż za nią.
- Bella... Odeszła ode mnie! Wszystko spieprzyłem. Wszystko... Tak bardzo ją zraniłem. Ona... Och, ona już nigdy mi nie zaufa. Widziała. Widziała mnie i Natalie... Ale to nie tak. To wszystko nie tak... - załkałem, wtulając twarz w kolana Emily.
- Jacob, stary, usiądź na sofie i opowiedz wszystko po kolei... - Sam położył mi rękę na ramieniu dodając mi otuchy.
- Natalie przyszła do mnie, żeby wszystko sobie wytłumaczyć. Zaczęliśmy rozmowę i ona zaczęła obrażać Belle. Nawrzeszczałem na nią, ale ona i tak nie zrozumiała. Zaczęła gadać, że mnie kocha i... że Bella nie jest mnie warta. Wtedy nakazałem jej wyjść. Nie posłuchała tylko rzuciła się na mnie i zaczęła mnie całować. Nie odepchnąłem jej od razu, bo mnie zaskoczyła, a gdy już się ocknąłem było za późno. Och, żebyście widzieli jak bardzo ją zawiodłem. Ten ból w jej oczach... Ona uciekła. Odjechała i zostawiła mnie. Spieprzyłem to. Spieprzyłem wszystko...
- Jacob, tak mi przykro - powiedziała Emily.
- Musisz mi pomóc. Ja nie mogę jej stracić!
- A wiesz gdzie ona teraz jest? - Zapytał Sam.
- Nie. Odjechała. Zostawiła mnie...
- Może jest u Charliego? Dzwoniłeś tam?
- Nie. Nie pomyślałem.
- Weź mój telefon i zadzwoń.
- Dzięki Emily. - Powiedziałem i wystukałem numer Charliego. Odebrał po trzech sygnałach.
- Charlie, czy Bella jest u ciebie?
- Jest i nie chce cię widzieć. Wiesz, myślałem, że jesteś inny, ale najwidoczniej się pomyliłem. Nie dzwoń tu i nie przychodź. Dla ciebie to już jest koniec... - Te słowa rozdzwoniły się w mojej głowie jak echo. Oddałem telefon Emily i opadłem na sofę.
- Dla mnie to już jest koniec...
- Co?! Jacob! Bella jest u Charliego?
- Tak, ale to już koniec.
Perspektywa Natalie.
Biegłam przez las. Gdy tylko wybiegłam z domu Jacoba, zmieniłam się w wilka. W głowie cały czas słyszałam słowa, które do mnie wypowiedział. Nienawidzę cie! Te dwa słowa, które tak bardzo mnie zraniły. Całe moje życie runęło odkąd przyjechałam do tego przeklętego La Push. Zmieniłam się w jakieś obleśne zwierzę, trafiło mnie jakieś beznadziejne wpojenie, przez które rozwaliłam życie dwójki osób. Wiedziałam, że źle zrobiłam, ale to był taki impuls. Myśl, żeby tam pójść i mu to wszystko powiedzieć pojawiła się tak niespodziewanie. Nie chciałam tego robić, ale mi też nie było łatwo. Ja cały czas o nim myślałam. Czułam się tak jakbym straciła połówkę serca. Tą połówką był właśnie Jacob. Teraz go zraniłam. Jego i Belle. Przecież ta dziewczyna nic mi nie zrobiła. Nagadałam dzisiaj na nią, a Jacob tak ją bronił. Ci dwoje tak się kochali, a ja ich zraniłam. Zniszczyłam ich szczęście. Nie wiedziałam, że raniąc Jacoba, zranię także siebie. Ta świadomość, że on mnie nie chce, zabijała mnie od środka. Gdybym tylko mogła cofnąć czas, nigdy nie przyjechałabym do La Push. Nienawidzę siebie za to, co zrobiłam.
___________________________________________________________________________
Wiem, że krótki, ale chyba mi to wybaczycie. Mam nadzieję, że Wam się spodoba, ponieważ starałam się jak najlepiej opisać ich emocje i uczucia. Proszę o szczere komentarze. Zarówno te dobre jak i złe.
Jeśli wyłapiecie jakieś błędy, czy wpadniecie na jakiś pomysł, który ulepszyłby tę historię, piszcie w komentarzach czy zakładce spam. ;D
Dziękuję za nominację do Liebster Award, ale nie będę brała w tym udziału. Nie wiem czy to ma jakiś sens... W każdym bądź razie bardzo dziękuję, że doceniacie moją pracę. Uwielbiam pisać i cieszę się, że choć trochę się to Wam podoba. Rozdział dedykuję Asi, która zostawia ciepły komentarz pod każdym rozdziałem. Dziękuję ; *
Pozdrawiam ; ** ;)
Martaa...
wtorek, 28 stycznia 2014
poniedziałek, 20 stycznia 2014
Rozdział 6
Perspektywa Belli ( miesiąc później )
Minął już miesiąc odkąd Edward pojawił się w Forks. Jak dotąd nie odczułam tego w jakiś szczególny sposób. Owszem, myślałam o nim i cały czas bałam się, że gdzieś go spotkam, ale jakoś dawałam radę. Nie powiem, był to szalony miesiąc. Dzięki pomocy moich druhen i Jacoba, udało mi się załatwić wszystkie najważniejsze rzeczy związane z naszym ślubem. W sumie zostało nam do załatwienia tylko kupno obrączek, garnituru i załatwienia jedzenia na przyjęcie. Jeszcze tylko dwa miesiące i zostanę panią Black. Już nie mogę doczekać się tego dnia. Nie powiem, całe te przygotowania były męczące, ale myślę, że było warto. Jak sobie to wyobrażam, wszystko wygląda jak z bajki. Jacob w ostatnich dniach zrobił się naprawdę kochany. Organizował różne romantyczne wieczory, na każdym kroku mówił mi jak bardzo mnie kocha, a nawet jeździł ze mną na zakupy i nie marudził, a to w jego przypadku jest naprawdę dużym wysiłkiem. Spojrzałam na zegarek. Jeszcze pół godziny i będę wolna. Tydzień temu zaczęłam pracować w sklepie z wyposażeniem sportowym i biwakowym. Właścicielami byli rodzice Mika Newton, mojego przyjaciela z dzieciństwa. Byli naprawdę bardzo myli i szło się z nimi dogadać. Po pracy jadę z Jacobem do Sama i Emilly. Podobno będzie cała wataha, ponieważ Sam powiedział, że muszą nas o czymś powiadomić. Była to wielka tajemnica i nikt nie wiedział o co chodzi.
- Przynajmniej spędzimy miły wieczór. - Pomyślałam. Nagle rozbrzmiał dźwięk dzwonków, zwiastując przyjście klienta. Spojrzałam na niego. Był to wysoki, bardzo przystojny blondyn. Jego nieskazitelnie blada skóra wręcz raziła swoim pięknem. Przez chwile miałam ochotę dotknąć jego policka żeby sprawdzić czy jest tak gładka na jaką wygląda. Przyjrzałam mu się dokładnie i wtedy zorientowałam się, że jest to Carlisle Cullen. Wampir. Zamarłam, wpatrując się w jego złote tęczówki. Każdy normalny człowiek, który wiedziałby, że stoi przed nim wampir, wystraszyłby się na śmierć, ale ja wiedziałam, że on nie zrobi mi krzywdy. Jedyne czego się bałam to to, że za chwilę pojawią się inni, a z nimi On.
- Chalo... - Dopiero po chwili zorientowałam się, że stoję z otwartą buzią i wpatruję się w niego. Nawet nie słyszałam, że coś mówił.
- Przepraszam. W czym mogę pomóc? - Myślałam, że głos mi zadrży, ale nie stało się tak. Teraz to doktor wpatrywał się we mnie.
- Czy pani... ? Zresztą nie ważne. Chciałem kupić namiot. Dwuosobowy. - Powiedział zmieszany. Przez chwilę myślałam, że domyślił się, że wiem kim jest, ale nie byłam tego pewna. Podałam mu namiot, zastanawiając się po co w ogóle wampirom jest potrzebny. No tak. Muszą utrzymywać pozory.
- Dziękuję. Reszty nie trzeba. - Powiedział, kładąc pieniądze na ladę i wyszedł. Dopiero teraz zorientowałam się, że jestem cała spięta ze strachu. Schowałam pieniądze do kasy i ciężko usiadłam na krzesło. Przed chwilą po raz pierwszy rozmawiałam z wampirem. Szczerze mówiąc w ogóle pierwszy raz widziałam wampira z bliska. Wcześniej tylko raz, gdy byłam na przejażdżce z Jacobem, ale wtedy to była chwila. Teraz czułam chłód bijący od jego ciała, a najgorsze było to, że w każdej chwili mógł wejść Edward. Co wtedy bym zrobiła? Spanikowała czy rozpłakała jak małe dziecko? Nie wiem, ale jestem pewna, że byłoby źle, a nawet bardzo. Teraz go nie widziałam, a oddychałam szybko, jakbym przebiegła maraton, a w głowie mi wirowało. Tylko dlatego, że mógł się pojawić.
- Bello, dobrze się czujesz? - zapytała pani Newton, która właśnie weszła do sklepu. - Wyglądasz bardzo blado. Jesteś chora?
- Nie, nie. Wszystko w porządku. Po prostu źle się poczułam. - Skłamałam.
- Na pewno? Może wezwać lekarza?
- Nie, nie trzeba. Jake zaraz po mnie przyjedzie. Już mi lepiej. - Powiedziałam, wstając z krzesła.
- O wilku mowa. - Powiedziała pani Newton, ponieważ Jake właśnie wszedł do sklepu. Nawet nie wiedziała jak trafnie to powiedziała.
- Plotkujecie o mnie? Nie ładnie. - Powiedział z uśmiechem na twarzy. Widziałam, że z trudnością powstrzymuje śmiech.
- Nie plotkujemy, ale Bella źle się czuje. Chciałam wezwać lekarza, ale stwierdziła, że nie potrzeba, ponieważ pan miał zaraz po nią przyjechać.
- No i jestem. Bello, wszystko w porządku? - Powiedział, przykładając mi rękę do czoła.
- Tak. Już mi lepiej. Chodźmy już.
- Tak. Powinnaś się położyć. Do widzenia pani Newton.
- Do wiedzenia dzieciaki. Bello weź sobie jutro wolne. Mike weźmie twoją zmianę.
- Dobrze. Dziękuję pani. Do widzenia. - Pomachałam jej na pożegnanie, zamykając za sobą drzwi. Wsiadłam do samochodu i włączyłam radio. Nie chciałam myśleć o tym co się stało i co mogło się stać. Nadal byłam w szoku, ale przynajmniej normalnie funkcjonowałam. Niestety Jacob od razu je wyłączył.
- Co się stało? Źle się czujesz? Może powinniśmy jechać do szpitala?
- Nie, nie. Lekarz już mnie widział.
- Co? Jak to lekarz już cię widział?
- Sam doktor Cullen pojawił się w sklepie - powiedziałam szybko, chowając twarz w dłonie. - Nawet nie wiesz jak się bałam. Nie tego, że właśnie obsługuję wampira, ale tego, że za chwilę pojawi się tam Edward.
- Nie płacz. - Powiedział Jake, przytulając mnie. Dopiero teraz zorientowałam się, że po policzkach spływają mi łzy. Wytarłam je wierzchem dłoni, wyswobadzając się z jego uścisku.
- Jacob to nie morze tak być, że cały czas się będę bała. Słyszysz? Nie może! - Mój głos podniósł się do krzyku.
- Wiem, kochanie. Wiem i postaram się o to, żebyś o nim w ogóle nie myślała, słyszysz? Zacznijmy od tego, że pojedziemy do Sama i Emilly. Rozluźnisz się i zapomnisz o całym tym zdarzeniu. Dobrze?
- Dobrze. - Powiedziałam, patrząc się w przednią szybę. Żeby to jeszcze było takie łatwe.
- Spójrz na mnie.
- Spojrzałam i co teraz?
- To. - Powiedział i pocałował mnie w usta. Najpierw delikatnie. Ledwie musnął moje usta. Później coraz mocniej, aż zabrakło nam tchu. Oderwaliśmy się od siebie ciężko oddychając.
- Wow.
- Co? Tego się nie spodziewałaś? - Zapytał z chytrym uśmiechem i wyzywającym uśmiechem.
- Cóż. Szczerze mówiąc to nie. Od jakiegoś czau lubisz mnie zaskakiwać i nie powiem, że negatywnie.
- I tak ma być, kochanie. - Powiedział, śmiejąc się i ruszył sprzed sklepu. Przez całą drogę uśmiech nie schodził mu z twarzy, a przez to i mi poprawił się humor. Nie mogłam się nie uśmiechnąć, gdy patrzyłam na Jacoba, na którego twarzy rozciągał się wielki banan.
- No to jesteśmy na miejscu - powiedział Jake, otwierając mi drzwi od samochodu. Wysiadłam z samochodu, wdychając świeże powietrze, mieszające się z morską bryzą. Uwielbiam wizyty w La Push.Wzięłam Jacoba za rękę i poszliśmy w stronę domku Sama i Emilly. Już podniosłam rękę żeby zapukać, ale w tej samej chwili drzwi się otworzyły.
- Dobrze, że już jesteście. Wchodźcie! - w drzwiach stanęła Emilly. Przywitaliśmy się i przeszliśmy do salonu. Nikogo jeszcze nie było.
- Widzę, że jesteśmy pierwsi.
- Tak, ale za chwilę wszyscy zaczną się schodzić.
- Tak. A co to za okazja, że zwołaliście wszystkich? - Zapytał Jake, witając się z Samem.
- Wszystko wyjaśnimy jak już wszyscy będą - odpowiedziała Emily, uśmiechając się tajemniczo.
- Tak. Mamy dla was niespodziankę - dodał Sam, wychodząc z salonu. - Jacob chodź ze mną. Pomożesz mi.
- Zaraz wrócę, kochanie. - Powiedział Jake, całując mnie w policzek.
- Dobrze. Emily, pomóc ci w czymś?
- Jeśli możesz. W sumie to mam już wszystko zrobione. Wystarczy tylko przenieść to do salonu.
- No dobra. To chodźmy - powiedziałam, kierując się w stronę kuchni. Każda wolna półka była zastawiona jedzeniem.
- Trochę dużo tego zrobiłam, wiem. Tylko, że przy naszych chłopakach to i tak mało.
- Tak. Czasami nie wyrabiam z gotowaniem dla Jake' a.
- Na szczęście ja uwielbiam gotować.
- Emily, mam do ciebie prośbę.
- Słucham?
- Nie załatwiłam jeszcze jedzenia na wesele, więc pomyślałam sobie, że może ty byś chciała nam pomóc. Oczywiście ja ci pomogę i może Leah i Rachel też.
- Och, oczywiście, że tak.
- Dziękuję ci. Jesteś kochana. - Powiedziałam, przytulając ją.
- Wiem, wiem, ale teraz muszę cię przeprosić bo słyszę, że ktoś puka.
- Leć otworzyć, a ja to poznoszę do salonu.
- Dzięki - rzuciła jeszcze na odchodne i pobiegła otworzyć drzwi. Z tego co słyszałam to przyszła prawie cała sfora. Jakby się umówili, żeby przyjść w tym samym czasie. Momentalnie cały dom wypełniły głośne rozmowy i śmiechy.
- O! Widzę, że nasze gołąbeczki już są. Gdzie Jake i Sam?
- Nie wiem Seth. Coś sprawdzają w garażu, chyba. Idź po nich Gołąbeczku. - Powiedziałam, stawiając kolejne talerze na stole.
- Siadajcie wszyscy. Mamy z Samem ważne wiadomości do przekazania, a im szybciej to z siebie wyrzucę, tym lepiej.
- Już jesteśmy. Cześć wszystkim. - Krzyknął Sam, wchodząc do salonu. Za nim szli Jake i Seth.
- Natalie nie przyjdzie. Ja też wam muszę coś powiedzieć, ale to nie są najlepsze wiadomości.
- Może to dla tego, że mam już dość złych wieści, a może dlatego, że chcę już wiedzieć co takiego mają nam do przekazania Sam i Emilly, wolę żeby najpierw były te dobre wieści. Bo to będą dobre wieści, prawda? - wypowiedziałam się, siadając na sofie.
- Zdecydowanie dobre wieści. Usiądźmy wszyscy wygodnie.
- W sumie to mamy dwie wiadomości, ale obie są ze sobą powiązane. Może ty zacznij Emilly.
- No dobrze. Pierwszą dobrą wiadomością jest to, że ... jestem w ciąży! - powiedziała, a raczej wykrzyczała Emilly, uśmiechając się szeroko. Od razu posypały się liczne gratulacje.
- Tak się cieszę. Gratuluję wam, kochani! Dlaczego nie powiedzieliście wcześniej?
- Bello, chcieliśmy zaczekać na odpowiedni moment, a poza tym dopiero wczoraj byłam u lekarza i wszystko się potwierdziło.
- Och! To musi być piękne uczucie. Wiedzieć, że nosi się pod sercem taki dar.
- Jest wspaniałe. - Powiedziała Emilly, łapiąc się czule za brzuch.
- Ja to jestem ciekawy reakcji Sama! - krzyknął Paul. Emilly tylko się zaśmiała i powiedziała:
- Hym... Delikatnie ujmując, zwariował ze szczęścia gdy mu powiedziałam.
- Haha... Już sobie to wyobrażam. Hahaha! - śmiał się Seth.
- Dobrze, to może przejdźmy to tej drugiej wiadomości. - powiedział Sam, skutecznie odwracając naszą uwagę od tematu. - Skoro Emilly jest w ciąży, zdecydowałem, że zrezygnuję ze zmiennokształtności, a w związku z tym ktoś będzie musiał zająć moje miejsce w sforze. I z tym zwracam się do ciebie Jake. Jestem Alfą, a ty Betą, więc to ty powinieneś zająć moje miejsce. Jestem pewien, ze doskonale zajmiesz się sforą. No, co ty na to?
- Ja? Ale ... . - Jake nie wiedział co powiedzieć, ale nie dziwię się mu. Sama nie wiedziałabym co powiedzieć. Strasznie mnie Sam zaskoczył. Pozytywnie oczywiście, ale jednak. Szczerze mówiąc to chyba wszyscy byli zaskoczeni, ponieważ zapanowała niemalże grobowa cisza. Decyzja, którą podjął Sam była bardzo poważna. Zmiennokształtni nie starzeją się, chyba, że ktoś podejmuje taką decyzję jak Sam. To oznaczało, że zacznie się starzeć i w końcu umrze. Na pewno większość chłopaków ze sfory podejmie w końcu taką decyzję, ale nikt nie sądził, że któryś zrobi to tak szybko.
- To jak?
- Jeśli tego właśnie chcesz i nikt nie będzie miał nic przeciwko, zgadzam się. - Odpowiedział w końcu Jacob. Nikt nie zaprotestował.
- A więc gratuluję ci Jake. Zostałeś Alfą! - ponownie wszyscy zaczęli składać gratulację, tym razem Jacobowi.
- No, no. Kochanie, gratuluję ci! Mój narzeczony został Alfą. - pogratulowałam mu, gdy już się do niego dostałam.
- Dziękuję ci Bello. Dziękuję wam wszystkim.
- Tak. To były zdecydowanie bardzo dobre wieści, ale myślę, że muszę wam powiedzieć tę złą. To co zaraz powiem, może i was zaskoczy, a może niektórzy już wiedzą. Szczerze w to wątpię, ale kto wie. W każdym bądź razie, Natalie się wpoiła.
- Według mnie to jest dobra wiadomość. Więc kto jest jej wybrańcem? - zapytała Emily.
- No i właśnie tu jest problem. To...
- Nie! Na pewno nie! - Przerwał jej Jacob. Nie rozumiałam o co mu chodzi, dopóki nie zorientowałam się, że o kogo chodzi. Leah, gdy to mówiła cały czas patrzyła prosto na Jacoba.
- Niestety tak, Jake. Wtedy na ognisku, gdy przyszliście i gdy Natalie cię zobaczyła, doznała wpojenia. Nikt tego nie zauważył, ale ja tak. Przyglądałam jej się uważnie, a gdy zostałyśmy same, opowiedziałam jej o wpojeniu i wszystko na to wskazuje, że Natalie wpiła się w Jacoba. Wszyscy wiemy jak działa wpojenie, a w tym wypadku sądzę, że będzie ono nieodwzajemnione. - Gdy Leah skończyła, wszyscy jak na zawołanie spojrzeli na mnie i na Jake' a. Szczerze mówiąc nie wiem jak wyglądała moja twarz. W środku czułam, że zaraz eksploduję. Zrobiło mi się gorąco i nie mogłam oddychać. To czego obawiałam się od początku mojego związku z Jacobem, ziściło się. Może nie tak do końca, bo zawsze obawiałam się, że to Jake się w kogoś wpoi i mnie zostawi, a teraz to Natalie wpoiła się w Jacoba, ale jednak. Miałam ochotę zacząć krzyczeć i płakać jak mała dziewczynka, ale nie mogłam pokazać im jaka jestem słaba. Co jeśli Jacob się podda i rzuci mnie dla Natalie?
- Bello! Wszystko w porządku? Zrobiłaś się strasznie blada.
- Muszę stąd wyjść. - Powiedziałam i wybiegłam z domu. Słyszałam, że ktoś idzie za mną, ale nie chciałam wiedzieć kto. Nie chciałam rozmawiać z nikim, oprócz Natalie. Miałam ochotę na nią nawrzeszczeć i raz na zawsze wybić z głowy Jacoba.
- On jest mój! - krzyczałam w myślach, biegnąc w stronę domu Leah i Setha.
- Bello, poczekaj! Kochanie! - To Jacob biegł za mną. Nie zatrzymałam się, ale wiedziałam, że i tak mnie dogoni.
- Stój. - Powiedział, łapiąc mnie za ramię. Zrobił to w taki sposób, żebym od razu się odwróciła. Spojrzał na mnie i wytarł mi łzy, które spływały po moim policzku.
- Puść mnie.
- Nie. Kochanie gdzie biegniesz?
- Do Natalie.
- Po co?
- Wiedziałam! Wiedziałam, że kiedyś to się stanie! Jesteś mój i żadna wywłoka już tego nie zmieni! Rozumiesz?Już ja się o to postaram!- Krzyknęłam i spróbowałam mu się wyrwać. Niestety z niepowodzeniem. Jake jeszcze bardziej mnie do siebie przyciągnął.
- Kochanie, byłaś moja, jesteś moja i będziesz moja, rozumiesz? Kocham cię najbardziej na świecie i żadne wpojenie tego nie zmieni. Natalie będzie ciężko, jak i nam wszystkim, ale przetrwamy to. Pobierzemy się i będziemy mieli dzieci, które wychowamy i wnuków, których rozpieścimy. Zestarzejemy się spokojnie i przejdziemy razem przez życie. Spełnię każde twoje marzenie, będę jeździł z tobą na każde zakupy i zrobię wszystko czego zapragniesz, ponieważ cię kocham, rozumiesz?
- Naprawdę? - Zapytałam, pociągając nosem. Z każdym słowem Jacoba, łzy zaczynały mi coraz bardziej lecieć. On jest taki kochany. Dzięki Jacobowi potrafię wstawać rano z łóżka i cieszyć się dniem. Pamiętam jak kiedyś powiedział mi, że czasami tylko nadzieja na lepsze jutro pozwala przetrwać kolejny bezbarwny dzień.
- Naprawdę. Kocham cię Bello. Bardzo! - Powiedział Jake, przytulając mnie i całując w czoło. Wtuliłam się w niego mocniej.
- Ja ciebie też Jake. Ja ciebie też...
- Wracamy?
- Tak. Chodźmy.
Złapałam Jacoba za rękę i ruszyliśmy w stronę domku Sama i Emily. Jake nic nie mówił, ale co jakiś czas spoglądał na mnie zmartwiony. Uśmiechnęłam się do niego, żeby nie zamartwiał się więcej, ale to i tak nie zadziałało. W końcu doszliśmy.
- Przepraszam. Musiałam się przewietrzyć. - Powiedziałam, gdy weszliśmy do salonu. Wszyscy spojrzeli się w naszą stronę i przerwali rozmowę.
- Bello, nie przejmuj się. Rozumiemy cię. Jak się czujesz?
- Już lepiej. Zachowujmy się tak jakby nic się nie stało. Nie lubię gdy przeze mnie psuje się atmosfera.
- No dobrze. Siadajcie i częstujcie się. Właśnie myśleliśmy nad imieniem dla dziecka. - Powiedziała Emily. Resztę wieczoru spędziliśmy na miłych rozmowach, a później wszyscy rozeszli się do domów. Ja z Jacobem również wróciliśmy do domu. Przez całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie. Czułam się strasznie. wszystko to co dusiłam w sobie od kilku dni, powoli ze mnie wychodziło. Czułam jak łzy napływają do moich oczu, ale próbowałam je powstrzymać. Chociaż do momentu, aż zostanę sama. Nie chciałam płakać przy Jacobie.
Cała ta sytuacja z Edwardem, a teraz jeszcze Natalie. Dla mnie tego było już za wiele.
- Bello, przecież widzę, że jest ci źle. Wiesz, że nie musisz tego przede mną ukrywać? - Powiedział Jake, otwierając drzwi do domu. Wpuścił mnie pierwszą, zdjął i powiesił moją kurtkę. Zachowuje się jak prawdziwy dżentelmen.
- Tak cię kocham, Jake. Jest mi ciężko, a nawet bardzo ciężko. Niedawno Edward, a teraz Natalie. Dlaczego ja nie mogę być szczęśliwa?
- Zrobię wszystko żebyś była szczęśliwa. Za dwa miesiące ślub. Już planuję nasz miesiąc miodowy. Zrobię ci wielką niespodziankę. Nie płacz. Pamiętaj, że cię kocham.
- Pamiętam. Dziękuję ci Jacob. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. Jesteś moim skarbem. Najważniejszą osobą w moim życiu. Strasznie cię kocham. - Powiedziałam, wtulając się w niego. Przygarnął mnie do siebie, pokazując jak bardzo mnie kocha. Pokazuje mi to na każdym kroku. Jest moim słońcem, gdy na niebie są same chmury. Rozjaśnia każdy pochmurny dzień. Tak strasznie go kocham.
- Nie mogłabym bez ciebie żyć. - Powiedziałam i wpiłam się w jego usta.
- Nigdy cię nie opuszczę. Miłość. Tylko miłość.
- I nic więcej, Jake. Tylko miłość.
____________________________________________________
Nawaliłam... Wiem. Nie mam nawet nic na swoje usprawiedliwienie.
Przepraszam, że dodaję rozdział dopiero teraz. Naprawdę.
Mam nadzieję, że jest on chociaż trochę dobry.
W następnych będzie coraz więcej akcji :D
Edward i Natalie. Ślub, a może nie... Może ktoś namiesza jeszcze bardziej.
Mam tyle pomysłów, a tak mało czasu. Wszystko przez tę szkołę.
Teraz będą ferie, nie będzie mnie w domu, więc znów przez dłuższy czas nie będzie rozdziału.
Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. : )
Chciałabym jeszcze Was zaprosić na bloga We and You Forever - ostatnio założyłam go z Pauliną. Znowu.
Tym razem to był jej pomysł. Blog jest trochę inny niż te, ale może się Wam spodoba. Zapraszamy :)
Pozdrawiam ; * !
Marta...
Minął już miesiąc odkąd Edward pojawił się w Forks. Jak dotąd nie odczułam tego w jakiś szczególny sposób. Owszem, myślałam o nim i cały czas bałam się, że gdzieś go spotkam, ale jakoś dawałam radę. Nie powiem, był to szalony miesiąc. Dzięki pomocy moich druhen i Jacoba, udało mi się załatwić wszystkie najważniejsze rzeczy związane z naszym ślubem. W sumie zostało nam do załatwienia tylko kupno obrączek, garnituru i załatwienia jedzenia na przyjęcie. Jeszcze tylko dwa miesiące i zostanę panią Black. Już nie mogę doczekać się tego dnia. Nie powiem, całe te przygotowania były męczące, ale myślę, że było warto. Jak sobie to wyobrażam, wszystko wygląda jak z bajki. Jacob w ostatnich dniach zrobił się naprawdę kochany. Organizował różne romantyczne wieczory, na każdym kroku mówił mi jak bardzo mnie kocha, a nawet jeździł ze mną na zakupy i nie marudził, a to w jego przypadku jest naprawdę dużym wysiłkiem. Spojrzałam na zegarek. Jeszcze pół godziny i będę wolna. Tydzień temu zaczęłam pracować w sklepie z wyposażeniem sportowym i biwakowym. Właścicielami byli rodzice Mika Newton, mojego przyjaciela z dzieciństwa. Byli naprawdę bardzo myli i szło się z nimi dogadać. Po pracy jadę z Jacobem do Sama i Emilly. Podobno będzie cała wataha, ponieważ Sam powiedział, że muszą nas o czymś powiadomić. Była to wielka tajemnica i nikt nie wiedział o co chodzi.
- Przynajmniej spędzimy miły wieczór. - Pomyślałam. Nagle rozbrzmiał dźwięk dzwonków, zwiastując przyjście klienta. Spojrzałam na niego. Był to wysoki, bardzo przystojny blondyn. Jego nieskazitelnie blada skóra wręcz raziła swoim pięknem. Przez chwile miałam ochotę dotknąć jego policka żeby sprawdzić czy jest tak gładka na jaką wygląda. Przyjrzałam mu się dokładnie i wtedy zorientowałam się, że jest to Carlisle Cullen. Wampir. Zamarłam, wpatrując się w jego złote tęczówki. Każdy normalny człowiek, który wiedziałby, że stoi przed nim wampir, wystraszyłby się na śmierć, ale ja wiedziałam, że on nie zrobi mi krzywdy. Jedyne czego się bałam to to, że za chwilę pojawią się inni, a z nimi On.
- Chalo... - Dopiero po chwili zorientowałam się, że stoję z otwartą buzią i wpatruję się w niego. Nawet nie słyszałam, że coś mówił.
- Przepraszam. W czym mogę pomóc? - Myślałam, że głos mi zadrży, ale nie stało się tak. Teraz to doktor wpatrywał się we mnie.
- Czy pani... ? Zresztą nie ważne. Chciałem kupić namiot. Dwuosobowy. - Powiedział zmieszany. Przez chwilę myślałam, że domyślił się, że wiem kim jest, ale nie byłam tego pewna. Podałam mu namiot, zastanawiając się po co w ogóle wampirom jest potrzebny. No tak. Muszą utrzymywać pozory.
- Dziękuję. Reszty nie trzeba. - Powiedział, kładąc pieniądze na ladę i wyszedł. Dopiero teraz zorientowałam się, że jestem cała spięta ze strachu. Schowałam pieniądze do kasy i ciężko usiadłam na krzesło. Przed chwilą po raz pierwszy rozmawiałam z wampirem. Szczerze mówiąc w ogóle pierwszy raz widziałam wampira z bliska. Wcześniej tylko raz, gdy byłam na przejażdżce z Jacobem, ale wtedy to była chwila. Teraz czułam chłód bijący od jego ciała, a najgorsze było to, że w każdej chwili mógł wejść Edward. Co wtedy bym zrobiła? Spanikowała czy rozpłakała jak małe dziecko? Nie wiem, ale jestem pewna, że byłoby źle, a nawet bardzo. Teraz go nie widziałam, a oddychałam szybko, jakbym przebiegła maraton, a w głowie mi wirowało. Tylko dlatego, że mógł się pojawić.
- Bello, dobrze się czujesz? - zapytała pani Newton, która właśnie weszła do sklepu. - Wyglądasz bardzo blado. Jesteś chora?
- Nie, nie. Wszystko w porządku. Po prostu źle się poczułam. - Skłamałam.
- Na pewno? Może wezwać lekarza?
- Nie, nie trzeba. Jake zaraz po mnie przyjedzie. Już mi lepiej. - Powiedziałam, wstając z krzesła.
- O wilku mowa. - Powiedziała pani Newton, ponieważ Jake właśnie wszedł do sklepu. Nawet nie wiedziała jak trafnie to powiedziała.
- Plotkujecie o mnie? Nie ładnie. - Powiedział z uśmiechem na twarzy. Widziałam, że z trudnością powstrzymuje śmiech.
- Nie plotkujemy, ale Bella źle się czuje. Chciałam wezwać lekarza, ale stwierdziła, że nie potrzeba, ponieważ pan miał zaraz po nią przyjechać.
- No i jestem. Bello, wszystko w porządku? - Powiedział, przykładając mi rękę do czoła.
- Tak. Już mi lepiej. Chodźmy już.
- Tak. Powinnaś się położyć. Do widzenia pani Newton.
- Do wiedzenia dzieciaki. Bello weź sobie jutro wolne. Mike weźmie twoją zmianę.
- Dobrze. Dziękuję pani. Do widzenia. - Pomachałam jej na pożegnanie, zamykając za sobą drzwi. Wsiadłam do samochodu i włączyłam radio. Nie chciałam myśleć o tym co się stało i co mogło się stać. Nadal byłam w szoku, ale przynajmniej normalnie funkcjonowałam. Niestety Jacob od razu je wyłączył.
- Co się stało? Źle się czujesz? Może powinniśmy jechać do szpitala?
- Nie, nie. Lekarz już mnie widział.
- Co? Jak to lekarz już cię widział?
- Sam doktor Cullen pojawił się w sklepie - powiedziałam szybko, chowając twarz w dłonie. - Nawet nie wiesz jak się bałam. Nie tego, że właśnie obsługuję wampira, ale tego, że za chwilę pojawi się tam Edward.
- Nie płacz. - Powiedział Jake, przytulając mnie. Dopiero teraz zorientowałam się, że po policzkach spływają mi łzy. Wytarłam je wierzchem dłoni, wyswobadzając się z jego uścisku.
- Jacob to nie morze tak być, że cały czas się będę bała. Słyszysz? Nie może! - Mój głos podniósł się do krzyku.
- Wiem, kochanie. Wiem i postaram się o to, żebyś o nim w ogóle nie myślała, słyszysz? Zacznijmy od tego, że pojedziemy do Sama i Emilly. Rozluźnisz się i zapomnisz o całym tym zdarzeniu. Dobrze?
- Dobrze. - Powiedziałam, patrząc się w przednią szybę. Żeby to jeszcze było takie łatwe.
- Spójrz na mnie.
- Spojrzałam i co teraz?
- To. - Powiedział i pocałował mnie w usta. Najpierw delikatnie. Ledwie musnął moje usta. Później coraz mocniej, aż zabrakło nam tchu. Oderwaliśmy się od siebie ciężko oddychając.
- Wow.
- Co? Tego się nie spodziewałaś? - Zapytał z chytrym uśmiechem i wyzywającym uśmiechem.
- Cóż. Szczerze mówiąc to nie. Od jakiegoś czau lubisz mnie zaskakiwać i nie powiem, że negatywnie.
- I tak ma być, kochanie. - Powiedział, śmiejąc się i ruszył sprzed sklepu. Przez całą drogę uśmiech nie schodził mu z twarzy, a przez to i mi poprawił się humor. Nie mogłam się nie uśmiechnąć, gdy patrzyłam na Jacoba, na którego twarzy rozciągał się wielki banan.
- No to jesteśmy na miejscu - powiedział Jake, otwierając mi drzwi od samochodu. Wysiadłam z samochodu, wdychając świeże powietrze, mieszające się z morską bryzą. Uwielbiam wizyty w La Push.Wzięłam Jacoba za rękę i poszliśmy w stronę domku Sama i Emilly. Już podniosłam rękę żeby zapukać, ale w tej samej chwili drzwi się otworzyły.
- Dobrze, że już jesteście. Wchodźcie! - w drzwiach stanęła Emilly. Przywitaliśmy się i przeszliśmy do salonu. Nikogo jeszcze nie było.
- Widzę, że jesteśmy pierwsi.
- Tak, ale za chwilę wszyscy zaczną się schodzić.
- Tak. A co to za okazja, że zwołaliście wszystkich? - Zapytał Jake, witając się z Samem.
- Wszystko wyjaśnimy jak już wszyscy będą - odpowiedziała Emily, uśmiechając się tajemniczo.
- Tak. Mamy dla was niespodziankę - dodał Sam, wychodząc z salonu. - Jacob chodź ze mną. Pomożesz mi.
- Zaraz wrócę, kochanie. - Powiedział Jake, całując mnie w policzek.
- Dobrze. Emily, pomóc ci w czymś?
- Jeśli możesz. W sumie to mam już wszystko zrobione. Wystarczy tylko przenieść to do salonu.
- No dobra. To chodźmy - powiedziałam, kierując się w stronę kuchni. Każda wolna półka była zastawiona jedzeniem.
- Trochę dużo tego zrobiłam, wiem. Tylko, że przy naszych chłopakach to i tak mało.
- Tak. Czasami nie wyrabiam z gotowaniem dla Jake' a.
- Na szczęście ja uwielbiam gotować.
- Emily, mam do ciebie prośbę.
- Słucham?
- Nie załatwiłam jeszcze jedzenia na wesele, więc pomyślałam sobie, że może ty byś chciała nam pomóc. Oczywiście ja ci pomogę i może Leah i Rachel też.
- Och, oczywiście, że tak.
- Dziękuję ci. Jesteś kochana. - Powiedziałam, przytulając ją.
- Wiem, wiem, ale teraz muszę cię przeprosić bo słyszę, że ktoś puka.
- Leć otworzyć, a ja to poznoszę do salonu.
- Dzięki - rzuciła jeszcze na odchodne i pobiegła otworzyć drzwi. Z tego co słyszałam to przyszła prawie cała sfora. Jakby się umówili, żeby przyjść w tym samym czasie. Momentalnie cały dom wypełniły głośne rozmowy i śmiechy.
- O! Widzę, że nasze gołąbeczki już są. Gdzie Jake i Sam?
- Nie wiem Seth. Coś sprawdzają w garażu, chyba. Idź po nich Gołąbeczku. - Powiedziałam, stawiając kolejne talerze na stole.
- Siadajcie wszyscy. Mamy z Samem ważne wiadomości do przekazania, a im szybciej to z siebie wyrzucę, tym lepiej.
- Już jesteśmy. Cześć wszystkim. - Krzyknął Sam, wchodząc do salonu. Za nim szli Jake i Seth.
- Natalie nie przyjdzie. Ja też wam muszę coś powiedzieć, ale to nie są najlepsze wiadomości.
- Może to dla tego, że mam już dość złych wieści, a może dlatego, że chcę już wiedzieć co takiego mają nam do przekazania Sam i Emilly, wolę żeby najpierw były te dobre wieści. Bo to będą dobre wieści, prawda? - wypowiedziałam się, siadając na sofie.
- Zdecydowanie dobre wieści. Usiądźmy wszyscy wygodnie.
- W sumie to mamy dwie wiadomości, ale obie są ze sobą powiązane. Może ty zacznij Emilly.
- No dobrze. Pierwszą dobrą wiadomością jest to, że ... jestem w ciąży! - powiedziała, a raczej wykrzyczała Emilly, uśmiechając się szeroko. Od razu posypały się liczne gratulacje.
- Tak się cieszę. Gratuluję wam, kochani! Dlaczego nie powiedzieliście wcześniej?
- Bello, chcieliśmy zaczekać na odpowiedni moment, a poza tym dopiero wczoraj byłam u lekarza i wszystko się potwierdziło.
- Och! To musi być piękne uczucie. Wiedzieć, że nosi się pod sercem taki dar.
- Jest wspaniałe. - Powiedziała Emilly, łapiąc się czule za brzuch.
- Ja to jestem ciekawy reakcji Sama! - krzyknął Paul. Emilly tylko się zaśmiała i powiedziała:
- Hym... Delikatnie ujmując, zwariował ze szczęścia gdy mu powiedziałam.
- Haha... Już sobie to wyobrażam. Hahaha! - śmiał się Seth.
- Dobrze, to może przejdźmy to tej drugiej wiadomości. - powiedział Sam, skutecznie odwracając naszą uwagę od tematu. - Skoro Emilly jest w ciąży, zdecydowałem, że zrezygnuję ze zmiennokształtności, a w związku z tym ktoś będzie musiał zająć moje miejsce w sforze. I z tym zwracam się do ciebie Jake. Jestem Alfą, a ty Betą, więc to ty powinieneś zająć moje miejsce. Jestem pewien, ze doskonale zajmiesz się sforą. No, co ty na to?
- Ja? Ale ... . - Jake nie wiedział co powiedzieć, ale nie dziwię się mu. Sama nie wiedziałabym co powiedzieć. Strasznie mnie Sam zaskoczył. Pozytywnie oczywiście, ale jednak. Szczerze mówiąc to chyba wszyscy byli zaskoczeni, ponieważ zapanowała niemalże grobowa cisza. Decyzja, którą podjął Sam była bardzo poważna. Zmiennokształtni nie starzeją się, chyba, że ktoś podejmuje taką decyzję jak Sam. To oznaczało, że zacznie się starzeć i w końcu umrze. Na pewno większość chłopaków ze sfory podejmie w końcu taką decyzję, ale nikt nie sądził, że któryś zrobi to tak szybko.
- To jak?
- Jeśli tego właśnie chcesz i nikt nie będzie miał nic przeciwko, zgadzam się. - Odpowiedział w końcu Jacob. Nikt nie zaprotestował.
- A więc gratuluję ci Jake. Zostałeś Alfą! - ponownie wszyscy zaczęli składać gratulację, tym razem Jacobowi.
- No, no. Kochanie, gratuluję ci! Mój narzeczony został Alfą. - pogratulowałam mu, gdy już się do niego dostałam.
- Dziękuję ci Bello. Dziękuję wam wszystkim.
- Tak. To były zdecydowanie bardzo dobre wieści, ale myślę, że muszę wam powiedzieć tę złą. To co zaraz powiem, może i was zaskoczy, a może niektórzy już wiedzą. Szczerze w to wątpię, ale kto wie. W każdym bądź razie, Natalie się wpoiła.
- Według mnie to jest dobra wiadomość. Więc kto jest jej wybrańcem? - zapytała Emily.
- No i właśnie tu jest problem. To...
- Nie! Na pewno nie! - Przerwał jej Jacob. Nie rozumiałam o co mu chodzi, dopóki nie zorientowałam się, że o kogo chodzi. Leah, gdy to mówiła cały czas patrzyła prosto na Jacoba.
- Niestety tak, Jake. Wtedy na ognisku, gdy przyszliście i gdy Natalie cię zobaczyła, doznała wpojenia. Nikt tego nie zauważył, ale ja tak. Przyglądałam jej się uważnie, a gdy zostałyśmy same, opowiedziałam jej o wpojeniu i wszystko na to wskazuje, że Natalie wpiła się w Jacoba. Wszyscy wiemy jak działa wpojenie, a w tym wypadku sądzę, że będzie ono nieodwzajemnione. - Gdy Leah skończyła, wszyscy jak na zawołanie spojrzeli na mnie i na Jake' a. Szczerze mówiąc nie wiem jak wyglądała moja twarz. W środku czułam, że zaraz eksploduję. Zrobiło mi się gorąco i nie mogłam oddychać. To czego obawiałam się od początku mojego związku z Jacobem, ziściło się. Może nie tak do końca, bo zawsze obawiałam się, że to Jake się w kogoś wpoi i mnie zostawi, a teraz to Natalie wpoiła się w Jacoba, ale jednak. Miałam ochotę zacząć krzyczeć i płakać jak mała dziewczynka, ale nie mogłam pokazać im jaka jestem słaba. Co jeśli Jacob się podda i rzuci mnie dla Natalie?
- Bello! Wszystko w porządku? Zrobiłaś się strasznie blada.
- Muszę stąd wyjść. - Powiedziałam i wybiegłam z domu. Słyszałam, że ktoś idzie za mną, ale nie chciałam wiedzieć kto. Nie chciałam rozmawiać z nikim, oprócz Natalie. Miałam ochotę na nią nawrzeszczeć i raz na zawsze wybić z głowy Jacoba.
- On jest mój! - krzyczałam w myślach, biegnąc w stronę domu Leah i Setha.
- Bello, poczekaj! Kochanie! - To Jacob biegł za mną. Nie zatrzymałam się, ale wiedziałam, że i tak mnie dogoni.
- Stój. - Powiedział, łapiąc mnie za ramię. Zrobił to w taki sposób, żebym od razu się odwróciła. Spojrzał na mnie i wytarł mi łzy, które spływały po moim policzku.
- Puść mnie.
- Nie. Kochanie gdzie biegniesz?
- Do Natalie.
- Po co?
- Wiedziałam! Wiedziałam, że kiedyś to się stanie! Jesteś mój i żadna wywłoka już tego nie zmieni! Rozumiesz?Już ja się o to postaram!- Krzyknęłam i spróbowałam mu się wyrwać. Niestety z niepowodzeniem. Jake jeszcze bardziej mnie do siebie przyciągnął.
- Kochanie, byłaś moja, jesteś moja i będziesz moja, rozumiesz? Kocham cię najbardziej na świecie i żadne wpojenie tego nie zmieni. Natalie będzie ciężko, jak i nam wszystkim, ale przetrwamy to. Pobierzemy się i będziemy mieli dzieci, które wychowamy i wnuków, których rozpieścimy. Zestarzejemy się spokojnie i przejdziemy razem przez życie. Spełnię każde twoje marzenie, będę jeździł z tobą na każde zakupy i zrobię wszystko czego zapragniesz, ponieważ cię kocham, rozumiesz?
- Naprawdę? - Zapytałam, pociągając nosem. Z każdym słowem Jacoba, łzy zaczynały mi coraz bardziej lecieć. On jest taki kochany. Dzięki Jacobowi potrafię wstawać rano z łóżka i cieszyć się dniem. Pamiętam jak kiedyś powiedział mi, że czasami tylko nadzieja na lepsze jutro pozwala przetrwać kolejny bezbarwny dzień.
- Naprawdę. Kocham cię Bello. Bardzo! - Powiedział Jake, przytulając mnie i całując w czoło. Wtuliłam się w niego mocniej.
- Ja ciebie też Jake. Ja ciebie też...
- Wracamy?
- Tak. Chodźmy.
Złapałam Jacoba za rękę i ruszyliśmy w stronę domku Sama i Emily. Jake nic nie mówił, ale co jakiś czas spoglądał na mnie zmartwiony. Uśmiechnęłam się do niego, żeby nie zamartwiał się więcej, ale to i tak nie zadziałało. W końcu doszliśmy.
- Przepraszam. Musiałam się przewietrzyć. - Powiedziałam, gdy weszliśmy do salonu. Wszyscy spojrzeli się w naszą stronę i przerwali rozmowę.
- Bello, nie przejmuj się. Rozumiemy cię. Jak się czujesz?
- Już lepiej. Zachowujmy się tak jakby nic się nie stało. Nie lubię gdy przeze mnie psuje się atmosfera.
- No dobrze. Siadajcie i częstujcie się. Właśnie myśleliśmy nad imieniem dla dziecka. - Powiedziała Emily. Resztę wieczoru spędziliśmy na miłych rozmowach, a później wszyscy rozeszli się do domów. Ja z Jacobem również wróciliśmy do domu. Przez całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie. Czułam się strasznie. wszystko to co dusiłam w sobie od kilku dni, powoli ze mnie wychodziło. Czułam jak łzy napływają do moich oczu, ale próbowałam je powstrzymać. Chociaż do momentu, aż zostanę sama. Nie chciałam płakać przy Jacobie.
Cała ta sytuacja z Edwardem, a teraz jeszcze Natalie. Dla mnie tego było już za wiele.
- Bello, przecież widzę, że jest ci źle. Wiesz, że nie musisz tego przede mną ukrywać? - Powiedział Jake, otwierając drzwi do domu. Wpuścił mnie pierwszą, zdjął i powiesił moją kurtkę. Zachowuje się jak prawdziwy dżentelmen.
- Tak cię kocham, Jake. Jest mi ciężko, a nawet bardzo ciężko. Niedawno Edward, a teraz Natalie. Dlaczego ja nie mogę być szczęśliwa?
- Zrobię wszystko żebyś była szczęśliwa. Za dwa miesiące ślub. Już planuję nasz miesiąc miodowy. Zrobię ci wielką niespodziankę. Nie płacz. Pamiętaj, że cię kocham.
- Pamiętam. Dziękuję ci Jacob. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. Jesteś moim skarbem. Najważniejszą osobą w moim życiu. Strasznie cię kocham. - Powiedziałam, wtulając się w niego. Przygarnął mnie do siebie, pokazując jak bardzo mnie kocha. Pokazuje mi to na każdym kroku. Jest moim słońcem, gdy na niebie są same chmury. Rozjaśnia każdy pochmurny dzień. Tak strasznie go kocham.
- Nie mogłabym bez ciebie żyć. - Powiedziałam i wpiłam się w jego usta.
- Nigdy cię nie opuszczę. Miłość. Tylko miłość.
- I nic więcej, Jake. Tylko miłość.
____________________________________________________
Nawaliłam... Wiem. Nie mam nawet nic na swoje usprawiedliwienie.
Przepraszam, że dodaję rozdział dopiero teraz. Naprawdę.
Mam nadzieję, że jest on chociaż trochę dobry.
W następnych będzie coraz więcej akcji :D
Edward i Natalie. Ślub, a może nie... Może ktoś namiesza jeszcze bardziej.
Mam tyle pomysłów, a tak mało czasu. Wszystko przez tę szkołę.
Teraz będą ferie, nie będzie mnie w domu, więc znów przez dłuższy czas nie będzie rozdziału.
Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. : )
Chciałabym jeszcze Was zaprosić na bloga We and You Forever - ostatnio założyłam go z Pauliną. Znowu.
Tym razem to był jej pomysł. Blog jest trochę inny niż te, ale może się Wam spodoba. Zapraszamy :)
Pozdrawiam ; * !
Marta...
czwartek, 16 stycznia 2014
Informacja.
Chciałabym Was poinformować, że ponownie założyłam bloga z Pauliną. Tym razem pomysł dała o na i piszemy o 1D. Jeśli ktoś byłby chętny to zapraszamy :) Szukamy też kogoś, kto zrobiłby nam szablon.
Rozdział na tym blogu pojawi się do poniedziałku. Wiem, że długo, ale koniec półrocza i podciąganie ocen to masakra.
Pozdrawiam : * !
Marta...
Rozdział na tym blogu pojawi się do poniedziałku. Wiem, że długo, ale koniec półrocza i podciąganie ocen to masakra.
Pozdrawiam : * !
Marta...
Subskrybuj:
Posty (Atom)