niedziela, 22 lutego 2015
Rozdział 17
Perspektywa Belli.
- Paryż?! Naprawdę lecimy do Paryża?! - Nie mogłam uwierzyć, że właśnie siedzę w samolocie lecącym do miasta, które zawsze chciałam zwiedzić. Byłam strasznie podekscytowana.
- Tak, ale spędzimy tam tylko tydzień. Później zabiorę Cię gdzieś indziej, ale to już niespodzianka - odpowiedział i pocałował mnie w policzek.
- Gdzie?? No powiedz mi. - Prosiłam go, wiercąc się w fotelu.
- Nie. Niespodzianka to niespodzianka, a teraz siedź spokojnie Bello. Niektórzy śpią.
- Racja. Już będę cicho... Kocham cię, Jacob.
- Dzisiaj mi to udowodniłaś. Ja ciebie też Bello. Bardzo - odpowiedział i przytulił mnie. Resztę lotu spędziliśmy w spokoju, wspominając dzisiejszy dzień.
Paryż to cudowne miasto. Szczególnie nocą, kiedy wszystko jest oświetlone. Najchętniej od razu pojechałabym wszystko zwiedzać, ale Jacob nalegał żebyśmy najpierw pojechali do hotelu odpocząć.
Teraz czekam w holu, aż Jacob skończy wszystko załatwiać w rejestracji. Hotel jest naprawdę piękny. Urządzony w jasnych barwach i z gustem. Jestem taka szczęśliwa. Jedyne czego żałuję to to, że moje dziecko nigdy nie przyjdzie na świat. Westchnęłam ciężko.
- Zmęczona? - Ręce Jacoba owinęły się wokół mojej talii.
- W ogóle.
- To chodźmy już do pokoju - odpowiedział i pokierował mnie do windy. Po chwili staliśmy już pod drzwiami naszego apartamentu. Otworzył drzwi i wziął mnie na ręce.
- Przeniesiesz mnie przez próg?
- Jestem tradycjonalistom, kochanie.
Weszliśmy do środka. Jacob postawił mnie i wrócił po nasze bagaże. Apartament był cudowny. Na stoliku stało wino i dwa kieliszki. Podeszłam bliżej i zauważyłam mały liścik. Podniosłam i zaczęłam czytać - " Witamy w hotelu i życzymy miłego pobytu ". Odłożyłam liścik i wtuliłam się w Jacoba, który właśnie do mnie podszedł. Po chwili odsunął się ode mnie i nalał wina. Podał mi kieliszek.
- Za nasze małżeństwo.
- Za nasze małżeństwo - powtórzyłam i stuknęliśmy się wznosząc toast. Było cicho i przyjemnie. Jacob włączył odtwarzacz i po pokoju rozniosła się nastrojowa muzyka.
- Zatańczysz?
- Z przyjemnością.
Zaczęliśmy ruszać się w rytm muzyki. Nawet nie wiem kiedy, a znaleźliśmy się w sypialni.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że jesteś moja.
- Twoja i nikogo więcej - odpowiedziałam i wpiłam się w jego usta. Po chwili leżeliśmy już na łóżku.
- Kilka godzin temu stworzyliśmy nową rodzinę, a teraz postaramy się, żeby się powiększyła. Kocham cię Bello.
- Ja ciebie także. Bardzo mocno Jacobie - odpowiedziałam i wtuliłam się w niego. Po chwili wspólnie udowodniliśmy sobie tę miłość.
Coś, co bardzo mnie denerwowało, wybudziło mnie właśnie ze snu. Ospale otworzyłam najpierw jedno oko, a potem drugie.
- Dzień dobry, kochanie - powiedział uśmiechając się szeroko. W palcach trzymał kosmyk moich włosów, którymi mnie łaskotał. To było to coś, co mnie denerwowało.
- Dzień dobry - odpowiedziałam i ziewnęłam. - Która godzina?
- Wpół do pierwszej, Bello.
- Dlaczego nie obudziłeś mnie wcześniej?
- Za słodko spałaś. Głodna?
- Strasznie - odpowiedziałam i wstałam z łóżka. Szybko naciągnęłam na siebie szlafrok i usiadłam Jacobowi na kolanach. - Co dzisiaj zwiedzimy? Wieżę Eiffla, czy katedrę Notre-Dame, Łuk Triumfalny albo Conciergerie...
- Najpierw zjemy śniadanie, które czeka na nas w salonie. Chodźmy.
- No dobrze, ale zaraz po tym pójdziemy zwiedzać, tak?
- Tak.
- A pójdziesz ze mną na zakupy? Paryż to miasto mody!
- Dla ciebie wszystko - odpowiedział, ale w jego oczach widziałam strach na samą myśl o całodniowym chodzeniu po sklepach. Uśmiechnęłam się do niego i pobiegłam do salonu. Szybko zjadłam pyszniutkie śniadanie i pobiegłam do łazienki żeby się przyszykować. Po chwili dołączył do mnie Jacob i gdyby nie to, że akurat zadzwoniła do mnie mama, nasze przygotowania opóźniłyby się.
- Bella?
- Tak, mamo. To ja - odpowiedziałam. - A kto inny skoro to do mnie dzwonisz?
- Wiem, wiem. Opowiadaj lepiej jak ci minął lot. Gdzie w ogóle jesteś?
- Lot minął mi szybko i spokojnie, a jestem w Paryżu. Jacob jest kochany. Zawsze chciałam odwiedzić Paryż. Ale będziemy tu tylko przez tydzień. Później lecimy dalej, ale nie wiem gdzie. Kolejna niespodzianka.
- Paryż!? To cudownie. Nawet nie wiesz jak ci zazdroszczę.
- Może kiedyś przylecimy tu razem.
- Tak! To wspaniały pomysł. Może jak będziesz już miała własną córeczkę. Mam zięcia to teraz chciałabym mieć i wnuczkę - powiedziała Renee. Cała ona. Zawsze mówiła to co miała na myśli. Nie wiedziała, że kilka dni temu, straciła wnuka.
- Mamo, wszystko w swoim czasie.
- Tak, tak... A jak ty się czujesz?
- Dobrze. Zaraz idziemy zwiedzać Paryż.
- Och, wspaniale. Róbcie dużo zdjęć!
- Będziemy - odpowiedziałam. - Muszę kończyć. Kocham cię, mamo.
- Ja ciebie też, kochanie. Zadzwoń w wolnej chwili.
- Zadzwonię. Pa, pa.
Włożyłam telefon do torebki, narzuciłam na ramiona kurtkę i weszłam do salonu.
- Już jestem gotowa. Idziemy? - zapytałam Jacoba. Podszedł do mnie i pocałował mnie. Długo i namiętnie.
- Teraz możemy iść - powiedział cicho i jeszcze cmoknął mnie w usta. Wyszliśmy z apartamentu i wsiedliśmy do windy.
- Dzwoniłem do recepcji i wynająłem nam samochód. To gdzie najpierw? Pod Wieżę Eiffla, czy na zakupy?
- Myślę, że dzisiaj zwiedzimy tylko Wieżę Eiffla i jeśli już tak chcesz to zahaczymy o kilka sklepów. Resztę zostawimy sobie na kolejne dni.
- Co tylko zechcesz, Bello.
W Paryżu było cudownie. Zwiedziliśmy chyba wszystko, co było możliwe i byliśmy w każdym sklepie jaki tylko spotkaliśmy na drodze (na samym końcu Jacob stwierdził, że doprowadzę nas do bankructwa). Teraz stoimy na lotnisku z podwójnie większą liczbą walizek i czekamy na samolot. Nie wiem w jakim kierunku. Ufam Jacobowi, bo wiem, że mnie kocha.
Perspektywa Jacoba.
Wyspy Kanaryjskie to kolejne miejsce, w które chcę zabrać Belle. Spędzimy tam dwa tygodnie, a później wypłyniemy w tygodniowy rejs po Morzu Śródziemnym. Już jesteśmy w samolocie i niedługo będziemy lądować. Moja żona śpi. Nie dziwię się jej. Jest zmęczona po tym całym Paryżu. Wiedziałem, że Bella zawsze chciała zwiedzić Paryż i cieszę się, że spełniłem jedno z jej marzeń. Jest szczęśliwa. Nawet teraz przez sen uśmiecha się. To dobrze. Uwielbiam jej uśmiech, a przez ostatnie miesiące nie było dużo okazji żebym mógł go oglądać. Kiedy ona jest szczęśliwa, to ja także.
- Prosimy zapiąć pasy. Podchodzimy do lądowania. Dziękujemy za wspólny lot.
Na pokładzie samolotu rozległ się głos stewardessy. Obudziłem Belle.
- Kochanie, zapnij pasy. Lądujemy.
- Już, już - powiedziała zaspanym głosem i zapięła pasy. - A gdzie jesteśmy? Już chyba teraz mi powiesz, no nie? Na lotnisku tak dokładnie pilnowałeś żebym się nie dowiedziała jaki jest cel naszej podróży, że nie wiem do tej pory.
- Wyspy Kanaryjskie, kochanie.
- Żartujesz, prawda - powiedziała. W jej głosie było tyle szczęścia, a oczy zabłysły.
- Mówię prawdę i tylko prawdę.
- Boże! Nie wierzę! Kocham cię! - Wykrzyczała i przytuliła mnie. Oczy wszystkich pasażerów zwróciły się w naszą stronę, ale nie interesowało mnie to. Jedyne o czym potrafiłem teraz myśleć, to to, że w ramionach trzymałem cały mój świat.
- Ja ciebie też. Zrobiłbym wszystko żebyś była szczęśliwa.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
- Nie masz za co - odpowiedziałem i pocałowałem jej czoło. Wylądowaliśmy. Zabraliśmy swoje bagaże i weszliśmy na lotnisko.
- Gdzie teraz?
- Jeśli jesteś głodna to pójdziemy coś zjeść do baru. Później do wypożyczalni samochodów, na zakupy, żebyśmy mieli co jeść i do domku, który znajduje się dwa kilometry stąd. Blisko morza.
- Jesteś cudowny
- Nie tak jak ty.
- I słodki. Chodźmy coś zjeść bo słyszę jak ci burczy w brzuchu.
- Tak. Jestem głodny jak wilk - powiedziałem i zaśmiałem się. Weszliśmy do jednego z barów. Bella poszła zająć stolik, a ja zamówiłem jedzenie. Udałem się do stolika. Po chwili nasze zamówienie zostało doręczone. Wszystko szybko zjedliśmy i wyruszyliśmy w drogę do domku.
- I jak? Podoba ci się? - Zapytałem, gdy wszystkie torby i walizki znalazły się już w domku. Gdy ja kursowałem z samochodu do domku, Bella miała czas na zwiedzenie naszego miejsca zamieszkania przez najbliższe dni.
- Jest cudowny.
- Cieszę się, że ci się podoba.
- Co będziemy dzisiaj robili?
- Może pójdziemy na plaże?
- Wspaniały pomysł. Dobrze, że dziewczyny spakowały mi strój kąpielowy.
- To biegniemy się przebrać - powiedziałem wyciągając z walizki to, co nam potrzebne.
- Tak razem?
- A dlaczego nie? Nie masz tam nic, czego bym jeszcze nie widział.
- No w sumie. - Wzięła mnie za rękę i pobiegliśmy w stronę łazienki.
- Przebieraj się - powiedziała i zaczęła się rozbierać. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Jest piękna. Nie ma w niej rzeczy, która by mi się nie podobała. Pomogłem jej zawiązać górę od kostiumu i sam szybko się przebrałem. Spakowaliśmy w torbę wszystkie potrzebne rzeczy i wyszliśmy.
Tutejsze plaże są piękne i zatłoczone. Gdy już znaleźliśmy wolne miejsce i rozłożyłyśmy koc, Bella poprosiła mnie bym nasmarował jej plecy. Zrobiłem to z przyjemnością.
- Dziękuję, kochanie.
- Wiesz, że nie masz za co - odpowiedziałem i dałem jej całusa w policzek.
- Idziemy do wody?
- Idziemy - powiedziałem i szybko wziąłem ją na ręce. Krzyknęła zaskoczona i zaczęła się śmiać. Wbiegłem z nią do wody. Zaczęliśmy się wygłupiać, chlapać, ganiać. Wszyscy się na nas patrzyli i śmiali się. Gdy Bella była już zmęczona, wróciliśmy na koc. Siedzieliśmy na tej plaży do wieczora, a później wróciliśmy do domu.
Perspektywa Belli.
- Jacob, dzwoni twój telefon!! - Krzyknęłam i usiadłam na kanapie. Mój mąż właśnie brał kąpiel.
- Odbierz!!
Wzięłam jego telefon i spojrzałam na wyświetlacz. Sam.
- Jacob?! -Moje ucho zabolało na głośny krzyk Sama.
- Nie. Bella. Jacob się kąpie. Dlaczego krzyczysz? Coś się stało?
- Nic się nie stało. Przepraszam - powiedział już cicho, ale jego głos był napięty.
- Przecież słyszę, że coś jest nie tak. Mów o co chodzi. Coś ze sforą?
- Bello, wszystko w porządku. Naprawdę. Przekażesz Jacobowi żeby oddzwonił?
- Przekażę - powiedziałam, chociaż nie byłam do końca przekonana, że wszystko jest okej.
- Tylko nie zapomnij. Do zobaczenia - powiedział i się rozłączył. Dziwnie się zachowywał. Odłożyłam telefon na stolik i położyłam się. Jestem tak zmęczona, że najchętniej poszłabym już spać. Ten tydzień w Paryżu, lot, dzisiejszy dzień. To wszystko jest wspaniałe i ekscytujące, ale także męczące. Gdy już prawie zasypiałam do salonu wszedł Jake.
- Kto dzwonił?
- Sam. Prosił żebyś oddzwonił - powiedziałam i ziewnęłam.
- Jesteś zmęczona. Idź się połóż.
- A ty?
- Zaraz przyjdę. Tylko oddzwonię do Sama.
- Dobrze- odpowiadam i kieruję się do naszej tymczasowej sypialni. Zasypiam od razu i nawet nie słyszę, kiedy Jacob do mnie dołącza.
~dwa tygodnie później~
- Dlaczego obudziłeś mnie tak wcześnie. Nie spaliśmy całą noc - powiedziałam, ziewając. Wyszłam z łazienki i spojrzałam na walizki stojące pod drzwiami. - Spakowałeś nas? Już wracamy?
- Obudziłem cię tak rano, ponieważ za godzinkę musimy być w porcie.
- W porcie?
- Wypływamy w tygodniowy rejs, Bello. Dopiero później wracamy do domu.
- Jesteś kochany! - Krzyknęłam i rzuciłam mu się w ramiona. - Dziękuję ci! Dziękuję!
- Dla ciebie wszystko, kochanie - odpowiedział i pocałował mnie. - A teraz chodź. Zjemy śniadanie i jedziemy.
Wszystko zjedliśmy, zebraliśmy wszystkie swoje rzeczy i ruszyliśmy do portu. Gdy dotarliśmy, ludzie wsiadali już na pokład. Jacob pokazał bilety i my także wsiedliśmy.Wnętrze statku było piękne. Urządzone na bogato. Rozpakowaliśmy się w swojej kajucie i rozłożyliśmy się na łóżku.
- To będzie wspaniały tydzień.
- Tak kochanie. Wspaniały i upojny - odpowiedział Jacob i złączył nasze usta w pocałunku.
~tydzień później - Forks~
- Bella! Jacob! Jak ja się za wami stęskniłam! Wchodźcie i siadajcie! - Kiedy tylko Emily zobaczyła nas przed drzwiami zaczęła krzyczeć i piszczeć z radości, a później się na nas rzuciła. Gdy już się oswoiła z naszym widokiem, weszliśmy do salonu i usiedliśmy wygodnie.
- Opowiadajcie! Jak było?! Wyglądacie wspaniale! Opaleni, wypoczęci!
- Było wspaniale. Wypoczęłam jak nigdy. Zwiedziliśmy tyle pięknych miejsc i ten rejs. Bardzo mi się podobało!
- A ty Jacob?
- Ja byłem szczęśliwy jak nigdy, gdy widziałem uśmiech na twarzy Belli. To był dla mnie najwspanialszy widok.
- Kochany jesteś. Dobrze, że Bella cię ma.
- Lepiej trafić nie mogła - powiedział i cmoknął mnie w policzek. - A gdzie Sam?
- Sfora go poprosiła o pomoc. Nie pytaj w czym bo nie mam pojęcia. Są na plaży. Idź do nich i się dowiedz o co chodzi.
- Zaraz wrócę, kochanie.
- Okej. Nigdzie się stąd nie wybieram.
Jacob poszedł, a ja przesiadłam się bliżej Emily.
- A jak tam u was? Jak się czujesz? Jak dzidziuś?
- U nas wszystko w porządku. Czuje się dobrze, a dzidziuś jak widzisz rośnie - powiedziała i złapała się za brzuszek.
- Oj rośnie, rośnie.
- Już nie mogę się doczekać aż będzie z nami.
- Jeszcze trochę - powiedziałam i odwróciłam wzrok. W tej chwili pomyślałam o moim dziecku. Dziecku, którego nigdy nie zobaczę.
- Ty też będziesz miała jeszcze gromadkę dzieci - powiedziała Emily jakby słyszała moje myśli. Uśmiechnęłam się do niej, przytakując. - Pójdę zrobić herbatę.
- Pójdę z tobą - powiedziałam i wstałam. Resztę wieczoru spędziliśmy w miłej atmosferze, wspominając nasz miesiąc miodowy.
_________________________________________________________________
Za wszelkie wykryte błędy przepraszam. :)
Miłej lektury...
Marta... :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)